wtorek, 31 stycznia 2012

Dzien 31

Ostatni dzien stycznia. "Organizm" odpoczal, zmobilizowal sie i odbyl ranny trening. Zarty, zartami, ale coraz bardziej moj organizm i ja jestesmy w kontakcie. Nie walcze z nim, coraz lepiej ze soba wspolpracujemy, coraz bardziej sie lubimy i mam zdecydowanie wiecej cierpliwosci dla potrzeb tego mojego organizmu.
Kontynuuje projekt delegowania - dzis przeszlam sie po naszym pietrze aby znalezc biurko dla pomocy administracyjnej ktora mam zamiar zatrudnic. I okazalo sie ze jedna z moich kolezanek juz zatrudnila taka pomoc, wiec zapytalam sie czy ta dziewczyna mialaby jakies dodatkowe godziny aby i mnie pomoc. Miala. Fantastyczny uklad, bo nie musze nikogo nowego szukac, stanowisko pracy jest urzadzone, dziewczyna jest na miejscu i mozemy zaczac natychmiast. Duzy krok w przod!
Ostatni dzien miesiaca wiec przydaloby sie jakies podsumowanie. Malutkie. Krotkie spojrzenie w tyl, i powrot do tu i teraz. Czego mnie ten pierwszy miesiac uwaznego zycia nauczyl?
  • Wiekszej systematycznosci. To byl doskonaly pomysl z tym blogiem. Na poczatku bardzo sie meczylam  z tym codziennym obowiazkiem. Po jakims czasie czulam wrecz potrzebe napisania pary zdan. Pamietam  w ciagu dnia o tym blogu, wiec jestem bardziej uwazna i staram sie zadbac o wszystkie moje trzy wymiary - cialo, intelekt i duch. Zylam bardzie tu i teraz, chociaz nie jest to latwie w pedzie codziennosci. Ale coraz mniej sie spiesze. Coraz wiecej pustej przestrzeni wokol mnie.
  • Obnizenia poprzeczki. Moja mantra jest - "jak tylko moge najlepiej".  I to jak moge najlepiej nie musi byc doskonale, moze byc tylko troszeczke lepiej niz wczoraj. Jestem zadowolona z nawet malutkiego  kroku w przod, przystanku w miejscu - byleby sie nie cofac w tyl, i byle te kroczki byly systematyczne.
  • Trudne sytuacje nie wyprowadzaja mnie z rownowagi. Czesto mysle sobie - jest w tym jakis cel, jaks lekcja - poczekajmy i zobaczymy co sie z tego wykluje. To jest ta ciekowosc zycia raczej niz troche ten slepy bieg w przod. Coraz czesciej widze piekne niebieskie niebo. Ptaki, ktore udaja nuty na pieciolini drutow elektrycznych. Smieszne psiaki. Zycie ma nieco wiecej wymiarow dla mnie.
  • Zdecydowanie czuje wieksza wdziecznosc za wszystko co mam. Za zdrowie. Za rodzine. Za bliskich mi ludzi. Za ciekawa praca. Za wszystkie okazje do wzrostu. Bardziej doswiadczam tej zaleznosci, ze jak sie koncentruje nad tym co mam, to to co mam wydaje sie byc takie pomnozone , i nie ma czasu myslec o tym czego nie mam. Moje zycie zdecydowanie jest pelniejsze i bogatsze. 
  • Musze pracowac nad jezykiem ojczystym. Jest latwiej, ale wciaz musze korzystac ze slownikow, wciaz brakuje mi slow. 
Mam dwie intencje na luty - zaplanowac urlop, oraz zwiekszyc ilosc czasu spedzanego w ciszy i na medytacji. Nawet jesli by to mialo byc 5-10 minut dziennie. Poniewaz marzec bedzie dla mnie bardzo intensywnym miesiacem w pracy, to w lutym powinnam zwracac wieksza uwage na cisze i spokoj.

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Dzien 30

Moja mama zawsze mowila o przesileniu wiosennym. Poniewaz pogoda u nas istnie wiosenna - juz nawet widze zielone lodygi zonkili - wiec chyba mnie to przesilenie wiosenne zlapalo. Rano zaspalam - mialam isc za to wieczor ena joge- ale glowa mnie boli i spac sie chce- wiec nie walcze z ORGANIZMEM. (To powiedzenie mojego meza i tesciowej - ORGANIZM  w ich pojeciu jest niezaleznym osobnikiem w nas, ktory jak sie czegos domaga to trzeba sluchac! To nasz domowy zart - czego dzis domaga sie twoj ORGANIZM?). Moj organizm dzis domaga sie straszliwie snu i moze dobrej ksiazki w lozku. I jego prosba zostanie spelniona.

Z uwaznego zycia na dzis moge odmeldowac, ze wreszcie ulozylam sobie jadlospis na caly tydzien wg zalecen straznikow wagi - zakupilam produkty, odmierzyla, odwazylam - i nie jest zle. Nie gloduje.

Bardzo bylam zajeta w pracy - ale byl dobrze zorganizowany dzien, i mam juz zidentyfikowane dwa projekty do ktorych zamowie pomoc z agencji. Rowniez wylapalam narzekania i niepotrzebne emocje i uroczo zawrocilam ton naszej rozmowy na pozytywny i konstruktywny tor ( Brawo! Brawo!).  Teraz musze tylko zainstalowac stanowsko pracy, w ktorej zadomowie pomoc administracyjna. Do przemyslen w sprawie delegowania zainspirowal mnie blog pani Iwony Majewskiej. Ze ja tez wczesniej na to nie wpadlam!

niedziela, 29 stycznia 2012

Dzien 29

Co to byla za niedziela!!! Juz wczoraj czulam ze moja duchowa strona byla bardzo zaniedbana - pospiech, praca w zeszly weekend, bardzo ciezki tydzien. Rano obudzilam sie w kiepskim nastroju, ale skoro z malzonkiem bylismy umowieni na wyjscie do kosciola o godzinie 9 rano, zebralam sie w sobie, i wyszlismy. I dobrze. Jednym z atrybutow kosciola do ktorego chodzimy sa doskonale kazania. Dzisiejsze bylo na temat nieczystych duchow. Ojciec Bill zapytal jakbysmy zareagowali gdyby ktos do nas powiedzial - cos z toba nie w porzadku, moze  jestes opetany przez ducha nieczystego? Albo np. stwierdzil - zostawmy Johna w spokoju, nie zwracajmy na niego uwagi, on tak zawsze, bo gnebi go duch nieczysty. Faktycznie, diagnoza "duch nieczysty"  to troche smieszny, archaiczny aczkolwiek biblijny  jezyk. Ojciec Bill wyjasnil jednak ze kazdy z nas zmaga sie z codziennymi, zwyklymi duchami nieczystymi, ktorymi sa np. zlosc, pycha , zazdrosc, zawisc, nuda i inne. Inne duchy nieczyste nie sa juz tak zwykle i codzienne - czasem moga byc katastrofalne w swoich skutkach - rasism, nienawisc, agresja.  To sa wlasnie te wspolczeste nieczyste duchy, z ktorymi czasem nie mozemy sobie poradzic, i potrzebna nam jest pomoc Boga. Bardzo ladne kazanie.

Po nabozenstwie, zawsze mamy jaks wyklad - teraz jestesmy w trakcie spotkan z wyznawcami innych , duzych religi. Dzis spotaknie z teologiem hinduistycznym. Hinduzim jest trzecia najwieksza religia swiata
(po islamie i chrzescijanstwie). Jest tez najstarsza religia, i bardzo skomplikowana, bowiem jest wiele roznych odmian hinduizmu. Jest to religia monteistyczna ( jeden Bog, ktorego czastka jest w kazdyn czlowieku, stad kazdy z nas ma niezniszczalna dusze). Jeden Bog ale moze miec moze miec wiele  wcielen.  Kazdy czlowiek  ma szanse na realizcjie tego Boga, wymaga to jednak wysilku i dyscypliny. Nie ma jednak jednej drogi do tej  realizacji czy  oswiecenia - moze tam doprowadzic i intelekt i wiedza
(Jnana Yoga), i wiara i medytacja (Bhakti Yoga) lub  tez praca i dzialanosc ( Karma Yoga). Czlowiek w swoim zyciu zazwyczaj do realizacji Boga dochodzi wieloma drogami. Hinduzim zaklada tez ze wszystko co zyje ma dusze, jest czastka Boga. Jako bardzo stara religia ma wiele odnog, wiele roznorodnych praktyk. Buddyzm np, wywodzi sie z hinduzimu. Wielu elementow hinduzimu mozna doszukac sie w Islamie, oraz w chrzescijanstwie. Np. wartosci propagowane przez hinduzim sa niemalze uniwersalne dla wszystkich religii - prawda, czystosc (ktora uwzglednia ruchm diete i troske o zdrowie; czystosc umyslu to wolnosc od zazdrosci, zawisci i zlosliwosci), samokontrola, lagodnosc, szczodrosc oraz unikanie nalogow. Bardzo ciekawy wyklad, otwierajacy troszke okno na zupelnie inna droga do Boga.

Popoludniu bylam na  spotkanie z mala grupa kobiet. Nowy Biskup Episkopalanej Diecezji Waszyngtonskiej rozpoczela nowy projekt - wspolne czytanie ksiazki, i wspolna dyskusja. Zadziwiajace, ze nasza mala grupka juz to zaczela wczesniej. Typowe kobiety waszyngtonskie- zapracowane, brak czasu, tysiace projektow na glowie, dlugie dojazdy - zmeczone, zabiegane. Tak to ja tez pare lat temu. Po raz pierwszy w zyciu czulam sie ze znalazlam sie na tym spotkaniu, aby podzielic sie swoja droga ostatnich lat.

I juz na deser - wspolny projekt z moim 18-letnim synem - razem zrobilismy piekne truskawki w czekoladzie.

Dzien, ktory wzmocnil mnie rodzinnie i duchowo. Jestem gotowa na kolejny tydzien.

sobota, 28 stycznia 2012

Dzien 28

Dlugi marszo-bieg w pieknym styczniowym sloncu. Ten program jest doskonaly - bieganie zawsze sprawialo mi trudnosc - plywam, jezdze na rowerze, ale przy bieganiu zawsze dostawalm strasznej zadyszki. Za szybko. Za ambitnie. Ten program rozlozony jest na 8 tygodni ( moj jest troszeczke inny).  Jestem juz w czwartym tygodniu, i doszlam do 5 minut biegu dwa razy. Opuscilam kilka wczesniejszych treningow, wiec postanowilam w przyszlym tygodniu powtorzyc czwarty tydzien - male systematyczne kroczki do przodu. Moja mantra.
Plan mialam na dzis bardzo ambitny. Wstac przed siodma rano, potem trening w grupie, potem kilka projektow w domu, napisac prezentacje na wtorek. Zaspalam. Z domu wyszlam w poludnie. I rezte dnia tak sie troche przeblakalam.  Przeczytanie pare stron z tej ksiazki. Porozmawialam z mama. Porozmawialam z G. i z B. Wzielam dlugi goracy prysznic. Zaleglam troche pod kocykiem. Obejrzalam ten program. Kilka tysiecy kobiet czekajacych na oferte malzenska zza granicy. Amerykanie, "ktorzy szukaja tradycyjnych zon, ktore znaja swoje miejsce w malzenstwie: (cytat).. Piekne i calkiem sympatyczne dziewczyny. Ale w tle -bieda, brak perspektyw, desperacja. Mialam okazje tutaj spotkac mezczyzn z amerykanskiej prowincji. Niewyksztalconych, z jakimis dziwacznymi pogladami i religijnymi i spolecznymi, zadufanych w sobie, przekonanych o absolutnej wyzszosci USA ponad wszystkimi narodami. I niestety posiadajacych wystarczajaca ilosc pieniedzy aby sprowadzic sobie kobiete z  Ukrainy lub Rosji. Bo kobiety amerykanskie sa za grube, za samodzielne, za bardzo wyksztalcone i nie bardzo rozumieje gdzie jest ich miejsce w malzenstwie... Slyszalam to narzekanie i od Ameryknow ( czesto bardzo otylych i bardzo niewyksztalconych) jak i od emigrantow z Afryki...

Nie jest to dzien , z ktorego jestem bardzo zadowolona - ale po prostu nie mialam na nic wiecej energii. 

Napisalam dzis komentarz na zaprzyjaznionym blogu ( na ktorym  lubie bardzo zostawiac komentarze bo zawsze .dostaje  sie przemyslana odpowiedz - widac ze autorka bloga ceni sobie czas ludzi, ktorzy czytaja jej blog, i autentycznie podejmuje rozmowe. Musze przyznac ze czasem jest mi przykro jak zostawie u kogos komentarz i jestem zignorowana. To troche jakby sie weszlo do kogos do domu przez otwarte drzwi, i nikt tego nie zauwazyl.).

Anyway - I digress.

Odpowiedz do mojego komentarza byla jak zwykle przemyslana i autentyczna - ale zastanowilo mnie jedno - autorka stwierdzila ze religia jest sprawa intymna kazdego czlowieka. Zadumalam sie nad tym troche - bo sama mam kolezanke, ktora jest wybitnie inteligentna i madra, i jest ateistka. Wojujaca ateistka. Lubimy sie. Ale ja jestem otwaracie osoba wierzaca. I religijna w sumie tez, bo co niedziele jestem w kosciele, bywam tez czasem na buddyjskich medytacjach. I zawsze kiedy rozmawiam z moja kolezanka , to czuje sie zaatakowana. I czuje sie niedouczona, naiwna - i broniac sie, czesto zapedzona w roh argumentami naukowymi przeciwko religii, stwierdzam ze religia jest sprawa intymna. Bo nie chce z nia rozmawiac. Bo wiary, duchowosci nie da sie obronic racjonalnymi argumentami. I zawsze z takich dyskusji wychodze jakas taka poraniona i obita. Moja kolezanka ateistka jest Polka, ktora od wielu, wielu lat mieszka w USA. Z drugiej strony w mojej pracy gdzie wiekszosc ludzi ma doktoraty z chemii, o religii rozmawia sie czesto i swobodnie. Moja kolezanka zza sciany Joan byla przez wiele lat zakonnica. odeszla z zakonu aby uczyc chemii na uniwersytecie. Po kilku latach wyszla za maz za praktujace Zyda - opowiadala mi jak starali sie wychowac swojego syna w obydwu religiach. Moj kolega Jim - prawnik, ktory po jakims czasie zdecydowal sie zostac nauczycielem, pochodzi z liberalnej rodziny zydowskiej. Patti - jest katoliczka, ale jej matka byla emigrantka z Ecuadoru, i czesto zastanawiamy czy aby napewno wzrastalysmy w tym wyznaniu. Jej praktyki w kosciele rzymsko-katolickim byly zupelnie inne niz moje. Karen jest liberalna muzlmanka - jej ojciec , emigrant z Hawajow, jest pastorem w jakim malym protestanckim kosciele. Karen zakochala sie w kulturze arabskiej, w teologii muzlmanskie i zmienila religie. Praktykuje, posci, nie je wieprzowiny. Moj kolega Michael, ktory jest juz na emeryturze, uczyl chemii w szkole sredniej, a rownoczesnie mial skonczone studia teologiczne. Zdecydowanie w srodowisku w ktorym ja pracuje religia nie jest sprawa intymna - rozmawiamy o tym czesto i swobodnie. Oczywiscie w pracy nie ma zadnych praktyk religijnych, chociaz np. nasza kolezanka Krystal, ktora jest Swiadkiem Jehowy, na biurku ma literature religijna. Mysle ze religia nie jest w sumie sprawa intymna, natomiast intymna jest nasza relacja z Bogiem, jakkolwiek Boga rozumiemy i doswiadczamy. Bo w sumie teologia, religia  to nic innego jak wiedza.

piątek, 27 stycznia 2012

Dzien 27

Dobre przygotowanie do spotkania zaowocowalo w zdecydowanie wieksza pewnosc siebie, ale najwazniejsze z tego wszystkiego bylo to ze mimo bardzo sprzyjajacej okazji nie nalapalam projektow, nie rozpoczelam nic nowego, nie zglosilam sie na ochotnika w impulsie "dobrej uczennicy", ze kilka razy powiedzialam, ze nie widze mozliwosci abysmy mogli to i tamto zrobic. Skonczylam spotkanie ze strategiczna lista projektow, ktora sa wazne, i moga tez  umozliwic mi promocje w przyszlosci. Brawo. Sluchalam, robilam notatki, robilam przerwy na podsumowanie dyskusji - nie czulam tremy, nie myslalam o swoim akcencie, czulam sie profesjonalnie. Krok do przodu. Mysle ze byl to dobry dzien dla mojego intelektu.

Chce wrocic jeszcze do tej doskonalej notki Iwony Majewskiej :

Pani Iwona zacheca do

dokonania drobnych zmian, do przelożenia nacisku czy starń z obszaru zainteresowania o małym wpływie na tę część zainteresowań, gdzie wpływ jest duży.

Musze przyznac , ze wlasciwie caly poprzedni rok malymi kroczkami dazylam do tego aby zmniejszyc obszar rzeczy ktore mnie martwia ( moje zmeczenie, brak czasu, brak energii, brak glebokich relacji, nieumiejetnosc odpoczynku, pracoholizm, slaba kondynacja fizyczna, chaos), a zwiekszyc obszar wplywu na ten obszar zmartwien np.
zmeczenie - planowanie odpoczynku, dbalosc o wieksza rownowage w moim zyciu
brak czasu - realistyczne planowanie
itd.itp.

Nie zrobilam tego w tak metodyczny sposob jak zaleca pani Iwona, ale doszlam do tego troche okrezna droga. ( Moj mozg chyba tak wlasnie pracuje - bo mimo mojego doktoratu w naukach scislych, ja naprawde w glebi serca jestem poetka. Pamietam gdy pomagalam mlodszemu Benowi w nauce - to moje matematyczne dziecko potrafilo rozwiazac zadanie w dwoch linijkach, natomiast ja do tego wyniku dochodzilam w szesc linijek. I tak jest do dzisiaj.)

Zaczynajac ten blog ( na urlopie!) mialam ambitny plan ze kazdego dnia otocze troska swoja strone intelektualna, umyslowa i duchowa.  Nie jest to mozliwe - i plan ten rozciagnelam na caly tydzien. Zorientowalam sie tez ze nie chce aby obszar mojego wplywu byl olbrzymi, bardziej zalezy mi aby byl gleboki. To bylo bardzo odkrywcze dla mnie, bo jak napisalam - do tej pory lapalm w zyciu co sie da, bez jakiejs glebszej strategii. Te ostatnie przemyslenia uswiadomily mi ze w srodku tego mojego obszaru wplywu jest obszar nad ktorym mam ( albo moge miec, jak jeszcze na tym popracuje)  nad ktorym mam nie tylko wplyw ale takze kontrole. I sa to:
  • moje mysli
  • moja reakcje i emocje
  • moje dzialanie
I ze to jest bardzo duzy obszar i ktory naprawde wplywa na moje zycie.

Czyli logiczne jest ze powinnam dzialac jak najwiecej  w kregu swojego wplywu. Jednym slowem nie tracic energii i czasu na to co nie przyniesie wiekszych rezultatow z tej prostej przyczyny - BO NIE MAM NA TO WPLYWU. Nie mam wplywu na to co robia i mysla inni ludzi. Nie mam wplywu na polityke ( chociaz na lokalna polityke mialabym wply, jeslibym sie zdecydowala w nia zaangazowac. Nie mam wplywu na pogode, na polityki pracowe itd). Inwestowac czas i energie w obszar wplywu!

Obszar mojego wplywu w jakims stopniu zalezy ode mnie. Ale gdy ten obszar wplywu jest olbrzymi - tzn. np. jestem zaangazowana w wiele projektow, w wiele organizacji - to nie ma szans na jaks wieksza efektywnosc. Wiec nalezy zmniejszyc i skupic ten obszar wplywu, aby miec widoczne efekty. Nie lapac 10 srok nawet jesli by byly w naszym zasiegu, bo jak te sroki potem utrzymac?, nie mowic juz o zaopiekowaniu sie nimi. Jednoczesnie stawiac sobie wysoko poprzeczke w obszarze naszej kontroli - tutaj mozna wiele zdzialac! Czyli pracowac nad myslami, reakcjami i emocjami, no i swoim dzialaniem.


Wow. Az sama sie zdziwilam ze jeszcze cos wykrzesalam z mojego mozgu w piatek wieczorem. Calkiem niezly wyklad sobie zrobilam :)






czwartek, 26 stycznia 2012

Dzien 26

Moglabym sluzyc jako  przepowiadacz deszczu - zawsze na wilgotna pogode dostaje bolu glowy. Amerykanie nie wierza w "cisnienie" i nawet sie z tego troche podsmiewaja. Ja tam wiem ze cisnienie powietrza ma wplyw na moja glowe i dzisiaj to cisnienie nie bylo za bardzo korzystne. Deszcz juz zreszta pada, i padac ma caly dzien, mnie peka glowa.

Jak powiedzialam tak zrobilam - obladowana torbami  wyjechalam rano i odbylam swoj trening. Dzis czwarty tydzien, i moj plan jest nieco inny - ale dzis musialam biegac juz 10 minut, i dalam rade!!! Sila malych kroczkow i systematycznosci - to moja mantra na te 366 dni!

Dwa spostrzezenia z pracy - zaczelam bardzo solidnie przygotowywac sie do wszystkich spotkan. Zaczelam "glebiej" pracowac. Wciaz jestem zawalona projektami, ale pomalenku, pomalenku deleguje. Bardzo lubie ten blog, i pare tygodni temu zatrzymalam sie nad ta notka.
Cytuje po angielsku:

the other person in the deal doesn't get to experience the opportunities for growth and I completely lose sight of what I want - I just think "I'll figure this out" or "I'll make this work". No more. What's yours is yours. The positives I gained, and there were some, don't outweigh the long-term negatives. 

Dlaczego to pisze? Bo od trzech lat zmagam sie z pracownikiem ktory ma okresy wspanialej pracy, oraz okresy absolutnej niesolidnosci. Robilam wszystko co w mojej mocy aby wspierac jego potencjal - i po przeczytaniu tej notki, stwierdzilam ze starajc sie, zabiegajac, tolerujac niesolidnosc, po prostu zatrzymuje wzrost tego czlowieka. Bo traktuje go jak male dziecko. Bo JA sie zle sie czuje jak ktos jest na mnie obrazony, bo JA mam potrzebe a byc byc lubiana, akceptowana. NO more. What is yours is yours. Koniec. Poczulam sie bardzo zmanipulowana dzisiaj, nie zabolalo mnie, nie zareagowalam, ale pomyslalam sobie, ze ja w te polityki nie bede wciagana. Zwlaszcza jesli sa to polityki szyte grubymi nicmi, i bardzo widoczne. Zbudowalam bariere i bede strzegla tych sluzbowych barier. Zostawie w spokoju. Jesli nastapi upadek, to ten upadek moze dac szanse na wzrost. Jest ten wzrost bedzie nastepowaj bez mojej ingerencji, to bede sie cieszyla. Ale nie bede brala spraw w swoje rece. Odetne emocje, uczucia - bede pracowala zgodnie z procedurami - solidnie, uprzejmie i WYMAGAJACO. 


Wypozyczylam ta ksiazke z biblioteki. Piekny cytat - Mindfulness is  a kind of light that shines upon your thoughts, all your feelings, all your actions, and all your words . Mindfulness is Buddha. Mindfulness is the equivalent of the Holy Spirit, the energy of God.
Uwaznosc w  zyciu  jest jakby swiatlem ktore kierujemy na nasze mysli, nasze uczucia, nasze dzialania, i nasze slowa. Uwaznosc zycia jest Buddha. Uwaznosc zycia to odpowiednik Ducha Sw. , energia Boga.


Dla mnie jest to gleboki cytat bo moje wychwanie religijne nauczylo mnie byc bardzo bierna w stosunku do Boga. Jak teraz o tym troche wiecej mysle , to zdaje sobie sprawe, ze zawsze jakos bylam przekonana, ze albo Duch sw. splywa na mnie, albo tez nie - nigdy jakos nie pomyslalam  ze ja mam bardzo duzy wplyw czy zyje w polu tej energii Boga. Nigdy wiedzialam ze uwaznosci mozna sie nauczyc, i ta uwaznosc wlasnie potrafi uswiadomic ta swietosc naszego zycia. Widze teraz wyraznie ze Bog otwiera nam drzwi, ale zostawia nam tez wolnosc decyzji czy chcemy podejsc pod te drzwi. Czasem te drzwi nie sa bardzo dobrze widoczne, podejscia trudne....

Dotarlam dzisiaj na Straznikow Wagi. Waga ciutke (0.3 kg) w gore - ale zawsze tak mam jak sie zaczynam wiecej ruszac.

 Jutro jade wczesnie do pracy, bo mam calodziennie spotkanie do ktorego jestem starnnie przygotowana. Postaram sie zakonczyc dzien na zajeciach z yogi  albo wyciagnac G. do kina. Chce zobaczyc amerykanska wersje filmu The Girl with the Dragon Tatoo. Bylam tak zajeta w tym tygodniu ze nie zrobilam zadnych planow na weekend.

środa, 25 stycznia 2012

Dzien 25

Dzisja krotka notka bo dzien zaczelam o 5 rano, a poszlam spac wczoraj bardzo pozno i oczy mi sie same zamykaja. Kiedy w domu wszyscy jeszcze spali , ja gramolilam sie w ciemna i zimna noc poranka z:
  • sniadaniem
  • lunchem
  • kawa goraca
  • wieszakiem z ubraniem do pracy
  • torba z bielizna
  • torba ze ekwipunkiem do plywania
  • kosmetyczka z makijazami
Mialam chyba cztery torby, kedy wytaczalam sie z domu. Bag lady. 

Wymyslam taki plan, ze zalatwie sprawe codziennej dawki ruchu w drodze do pracy. I tak mocno objuczona wyjechalam - kawe wypilam, ponad godzine ruchu zazylam, wykopalam sie, ubralam , makijaz zrobilam i pojechalam od razu do pracy. Moj wieszak z ubraniem do pracy, byl jednym z 10 w szatni - ten nasz gym peka w szwach przed godzina szosta rano. Okazuje sie ze plywajac mozna doskonale medytowac. Jutro mam zamiar powtorzyc ten sam scenariusz.

G. ma przerwe miedzy pracami teraz, i cudownie sie wraca do posprzatanego i zadbanego domu. Otwieram drzwi i slysze - myj rece, i siadaj do stolu. I pod nos wjezdza goraca zupa. Powodzi mi sie - zyc nie umierac! To dla nas luksus usiasc w tygodniu razem do stolu - zazwyczaj jadamy w pracy, a w domu tylko siadamy razem do wspolnej herbaty. Ben juz zadomowiony - ten chlopak odzieczyl geny mojego tescia i caly czas zajmuje sie jakimis projektami - serwery, stolarka, a ostatnio na stole w jadalni uprawia jakies grzyby. I tak bylo zawsze odkad pamietam - projekty, projekty i projekty.

Wracajac do wczorajszego pytania - sfery swojego życia, na która mam  największy wpływ.

Ostatnio doszlam do odkrywczego wniosku ze mam duzy wplyw na to jak zorganizowan jest moja praca. Mam coraz wiekszy wplyw na swoje reakcje - jestem mniej reaktywna, coraz lepiej rozpoznaje sytuacje , ktore nie sluza mojemu rozwojowi , i potrafie podjac decyzje aby  "sie nie wdac", nie wciagnac w niepotrzebne konflikty, w niepotrzebna dyskusje. Nie mam juz duzego wplywu na mojego prawie doroslego syna. Mam ograniczony wplyw na G- ale ostatnia rzecza jak chcialabym dla nas to jakakolwiek wzajemna kontrola. Obydwoje mamy olbrzymia potrzebe niezalnosci, i obydwoje mamy tendencje do dominacji - i po latach doszlismy do doskonalej rownowagi, w ktorej mamy dobry balans wzajemnegoi wsparcia i swobody. Mam wplyw na swoje zdrowie, Mam wplyw na to ile stresu wprowadzam do swojego zycia. Mam ograniczony wplyw na polityki pracowe, chociaz mam duzy wlyw na atmosfere w mojej grupie.
To tyle na dzis.
 




wtorek, 24 stycznia 2012

Dzien 24

Dzis caly dzien mialam przerazliwa swiadomosc braku czasu. Mimo planow, mimo organizacji wciaz mam za malo czasu - za duzo pracy. W okresie mojego nerwowego pracoholizmu zebralam bardzo duzo projektow- i w rezultacie wciaz staram sie rozciagnac czas. Deleguje ile moge teraz, ale musze to zrobic z glowa, aby ustawic swoje projekty tak aby nimi zarzadzac, natomiast mniej pracowac bezposrednio nad nimi. Jest zdecydowanie lepiej niz w zeszlym roku, ale zamknelam dzis moje budzety z pewna nadwyzka, ktora moglam wykorzystac na kontraktorow, czy tez tymczasowa pomoc administracyjna. I musze o tym pamietac.
Przez pare dni chce zatrzymac sie nad tekstem Iwony Majewskiej-Opielko o obszarze wplywu. Wyjatkowo dobrze napisany tekst. To teoria , ktora przerabia sie na kazdym szkoleniu dla liderow, czy tez menadzerow,  dowodzi ze czlowiek powinien koncentrowac swoje wysilkich w obszarach  najwazniejszych dla jego zycia, i tam gdzie ten wysilek ma najwiekszy wplyw. A jak wiadomo najwiekszy wplyw mamy na siebie.
Przez kolejne kilka dni chce zastanowic sie nad zadaniami, ktore poleca pani Iwona:



Określ sfery swojego życia, na która mam  największy wpływ.
Gdzie znajduje się obszar wpływu w moich relacjach z bliskimi, na przykład z dziećmi.
No i gdzie jest nasz obszar zainteresowania, a gdzie obszar wpływu w naszej pracy zawodowej.
Już takie przyjrzenie się naszemu życiu może sklonić do dokonania drobnych zmian, do przelożenia nacisku czy starń z obszaru zainteresowania o małym wpływie na tę część zainteresowań, gdzie wpływ jest duży.

Mimo zwariwoanego dnia w pracy zachowalam spokoj, i udalo mi sie ukonczyc dwa projekty. nie wpadlam w panike, pracowalam spokojnie, oraz utrzymalam wzorcowa diete. Postep.
Poniewaz moj wplyw na polityke amerykanska jest znikomy - moje zaintersowanie sie tym tematem ogranicza sie do sluchania radia podczas jazdy samochodem. Dzis jednak wysluchalam corocznego przemowienia prezydenta, i musze po raz n-ty stwierdzic, ze po ostatnich przepychankach republikanskich to przemowienie dalo jakas wizje dla tego kraju. Dla mnie Obama jest wyjatkowo charyzmatycznym prezydentem. Juz sie zarejestrowalm i bede po raz pierwszy glosowac w 2013 roku.

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Dzien 23

Zima. moze nie taka piekna jak na tym zdjeciu obok, ale bialawo i lekki mroz. Mialam olbrzymi klopot aby zwolnic tempo po tej konferencji, i aby wrocic do rownowagi, i daltego wzielam dzis dzien wolnego.
Wyszlam na bardzo dlugi spacer - zrobilam 30 minutowy trening, potem jeszcze dlugo maszerowalam. Widzialam rodzine kaczek, ktora co roku wraca do okolicznego parku, patrzylam na piekne zimowe drzewa. Dzisiejsza pogoda tak bardzo przypominala mi zime krakowska - ta sama wilgosc, taka sama sniegowa mrzawka i ta szarosc w powietrzu. Dzis bardzo tesknilam za moim zaulkowym Krakowem.

Nie gotowalam, nie sprzatalam - pojechalam do biblioteki, pojechalam do sklepu ( jak ja nie znosze tych amerykanskich centrow handlowych) - ale mialam kupon na $25 wiec szkoda mi bylo go nie wykorzystac. I troszeczke wyhamowalam, odsapnelam.

Podczas konferencji wciaz lapie sie na tym ze w myslach wciaz oceniam - siebie, innych, Zdecydowanie mniej niz kiedys. Kiedys przeczytalam ze ta nasza negatywnosc w stosunku do innych to odbicie naszej negatywnosci do siebie. I wtedy podjelam walke z plotkowaniem, wydawaniem sadow. Oczywiscie pewne sytuacje sa obiektywnie zle, i jesli to widze, staram sie zareagowac. Wiem bardzo dobrze, ze te sady , oceniania, to odbicie moich niepewnosci, moich kompleksow - czuje sie albo lepsza, albo gorsza - porownuje. Musze byc bardziej swiadoma tego lustra w sobie, musze tez  odciac sie od wszelkich rozmow, ktore koncentruja sie na wadach czy przywarach innych ludzi. To bardzo toksyczne. Na tej konferencji spedzilam duzo czasu z kolezanka, ktora kiedys bardzo lubilam. Ktos naopowiadal mi o niej roznych rzeczy - i juz patrze na ta kolezanka zupelnie inaczej. Juz nie potrafie jej tak lubic jak poprzednio. A nie wiadomo ile obiektywnej prawdy jest w tych sadach i opiniach.

Consider being like a mirror, and reflect what comes into your life without judgment or opinions.
Dr. Wayne W. Dyer





niedziela, 22 stycznia 2012

Dzien 22

Zgubilam dwa dni. Doslownie. Jestem tutaj w Fort Worth na szkoleniu dla liderow, ktore organizowane jest dla wszstkich woluntariuszy , ktorzy w tym roku zostali prezesami, przewodniczacymi czy tez innymi liderami w Amerykanskim Towarzystwie Chemicznym.Amerykanskie Towarzystwe Chemiczne to najstarsze i  najwieksze naukowe towarzystwo naukowe na swiecie z ponad 160 tysiacami czlonkow. Jest to bardzo prezna organizacja, ktora publikuje najbardziej prestizowe czasopisma chemiczne, ksiazki oraz podreczniki, ale takze wspolpracuje z rzadem w zakresie nowych ustaw i edukacji, co roku organziuje dwa olbrzymie spotkania naukowe, oraz cala mase mniejszych regionalnych spotkan. Co roku nasi woluntriusze przechodza bardzo intensywny trening ktory ma ich wspomoc w efektywnym prowadzeniu spotkan, w bardziej strategicznym mysleniu, w lepszej komunikacji z kolegami z ktorymi bede pracowac nad projektami. Ja jako pracownik Towarzystwa zazwyczaj jezdze na te szkolenia co trzy lata, wtedy kiedy nowy woluntariusz przejmuje zarzad nad zespolem z ktorym wspolpracuje.

Wczoraj bralam udzial w dwoch 4-godzinnych szkoleniach na temat strategicznego planowania, oraz zarzadzania grupami woluntariuszy -jak  ich wspierac, jak motywowac ich do systematycznej pracy, jak nagradzac, jak rozwiazywac konflikty. Te treningi sa bardzo sprzeczne z moja polska mentalnoscia, bo w czasach kiedy chodzilam do szkoly, mam wrazenie ze oczekiwanie od naszych nauczycieli bylo takie , ze albo masz do czegos talent, i jestes w czyms dobra, albo nie masz i koniec. Nie przypominam sobie aby nauczyciele uczyli nas ze wysilkiem, cierpliwoscia i praca mozna wiele osiagnac. Mam wielka nadzieje ze to sie zmienia w polskiej edukacji.

Ja z natury jestem osoba emocjonalana, i raczej bardzo spontaniczna ( dobre w pewnych sytacjach, gorsze w innych) a lata  pracy w USA nauczyly mnie wprowadzac porzadek w moje myslenie w sytuacjach kiedy racjonalizm i porzadek sa potrzebne. Staram sie jednak zachowac i respektowac moje wrodzone cechy, byc autentyczna, spontaniczna i serdeczna ale tez organizuje swoje myslenie w sytuacjach konfliktowych, czy trudnych. Do tego instytutu kwalifikuja sie naprawde wspaniali ludzi, i na tych dlugich cztero-godzinnych zajeciach, czlowiek ma nie tylko okazje uczyc sie od wykladowcy, ale takze od kolegow w grupie. Potezny wiec zastrzyk dla intelektu. Dla ciala - wpedzilam 30 minut na hotelowej biezni, oraz w czasie przerwy wymknelam sie do okolicznego wodnego ogrodu, na krotki spacer. Posilki byly fantastyczne w tym hotelu - tyle owocow i jarzyn, ze nietrudno bylo zadbac o diete.



.






czwartek, 19 stycznia 2012

Dzien 19

BEGIN WITH KINDNESS TO YOURSELF
We are all in this together. So when you realize that you’re talking to yourself, label it “thinking” and notice your tone of voice. Let it be compassionate and gentle and humorous. Then you’ll be changing old stuck patterns that are shared by the whole human race. Compassion for others begins with kindness to ourselves.
 Start Where You Are: A Guide to Compassionate 

Ben dolecial szczesliwie - wypoczety, pelen wrazen, taki swiatowy. Jak dobrze ze on ma mozliwosc tych wyjazdow, ze nasza rodzina tak bardzo sie nim cieszy, i ze zawsze ma tyle zaproszen. Dzisiejszy dzien byl jednym wielkim pospiechem, jak za dawnych starych czasow.  Moze uda mi sie zwolnic w Texasie. Bede starala sie wczesnie chodzic spac i skorzystac z hotelowego gymu.

środa, 18 stycznia 2012

Dzien 18

Dzien 18 zaczal sie doskonale, z nowymi silami. Skonczyl sie o 10 w nocy  po spotkaniu na ktore zostalam zaproszona przez grupe ludzi z mojego nowego kosciola. Bardzo to mile ze mnie zaprosili, poznalam kilka osob. Zazwyczaj jestem troche spieta wsrod nowych ludzi, ale poniewaz zdecydowanie slucham uwazniej, nie myslalam o sobie, a koncentrowalam sie na tresci spotkania (ciekawe - grupa organizuje program  charytatywny na 2012 i  zaprosili mnie z prosba bym sie wlaczyla ze wzgledu na moja prace w poprzednim kosciele.) . Tak sobie mysle ze ten voluntriat to naprawde zaangazowanie z glebi serca, ale w sumie buduje sobie niezle portfolio, gdybym kiedys chciala zmienic prace.

 Dzis mial byc dzien treningu, ale nie zdazylam. Moze uda mi sie nadrobicjutro rano. Bedac swiadoma ze niewiele dla swojej strony fizycznej uda mi sie dzis zrobic - pilam duzo wody i jadlam wzorcowo. I mimo ze dzien byl daleki od wzorcowego - celebrujemy dzis bardzo malenki kroczek w przod., Poznanie ciekawej grupy ludzi, obejscie szerokim lukiem ciastka na przyjeciu w pracy, i zdrowe jedzenie przyniesione z domu,
Jutro wrac Ben!!! Juz go bardzo brakuje.

wtorek, 17 stycznia 2012

Dzien 17

Tak , to prawda. Z godziny na godzine w pracy stawalam sie coraz bardziej spiaca i zmeczona - w pewnym wieku w wieczor poprzedzajacy prace, nie powinno sie imprezowac. Do tego doszedl na rowno padajacy dzis deszczl, ktory u mnie powoduje bol glowy. Wiec krociutko dzisij, bo co najlepsze dla siebie dzis moge zrobic, to szybko przebrac sie w pizame, i zasnac.

Pare spostrzezen z dzisjeszego dnia - bylam dzisiaj na zajeciach Toastmasters. Jak zwykle bylo fantastycznie. Jedna ze starszych kolezanek, ktora niedawno przeszla na emeryture - urocza i charyzmatyczna kobieta - wyglosila przemowienie na temat "Sztuki bycia na emeryturze" O moj Boze!!! Opowiadala jak w pierwszym tygodniu swojej emerytury pojechala na Jamajke, i tam miala profesjonalna sesje fotograficzna. Strasza, przepiekna, nieco korpuletna Murzynka, stwierdzila ze po 45 latach pracy, i ona moze miec "Byonce Moment" i opowiadala jak to zalozyla piekny, jedoczesciowy kostium kapielowy, owinela sie powiewnym szale i zaczela pozowac. Pokazywala jakie to pozy przybierala, czekajac na zachod slonca, i wspomagajac sie Coca-Cola z rumem. Co za urok, co za wdziek - bylam zachwycona!!! Rozbawila nas do lez. Wkrotce jednak przeszla do tematow powazniejszych, i opowiadala jak wiele czasu na emeryturze planuje spedzic jako woluntariusz, "to pay back". To takie popularne tutaj nastawienie - oddac to co sie dostalo od innych ludzi, splacic dlug wdziecznosci za dobre zycie.

Tamara jest inspirujaca - przyslala mi kiedys link do swojego bloga, musze go tutaj zalinkowac. Ja tez mialam krociutka "in promptu" mowe, - poszlo mi dobrze. Po zajeciach podszedl do mnie moj mentor i powiedzial ze widzi niesamowita roznice (inna Marta!- tak sie wyrazil) - cieszy mnie niezmiernie, ze to co dzieje sie w moim wnetrzu widac troche na zewnatrz. Jestem bardzo jednak swiadoma, zeby nie czerpac poczucia wartosci ( i nie-wartosci) z zewnatrz (a mam z tym problem, bo krytyki potrafily mnie zawsze bardzo poruszyc)  ale musze przyznac ze to stwierdzenie Chrisa mnie ucieszylo. I tak troche o tym myslalam, i sie zastanawiam, dlaczego przez dwa lata nie korzystalam z Chrisa pomocy ( to starszy, bardzo doswiadczony mowca). Dlaczego??? Bo mnie jest strasznie trudno przyznac sie ze pomocy potrzebuje - gdzies mam tam w srodku zakodowane, ze albo biale, albo czarne- albo wiem wszystko - albo jestem niewykfalifikowana. Wstydze sie prosic o pomoc, krepuje sie prosic o pomoc, ciezko mi sie przyznac ze czegos nie wiem, i nie rozumie.
A wiec pole do rozwoju: wiecej pracowac z Chrisem. Juz sie zglosilam na przemowienie za dwa tygodnie, po tych naszych zajeciach poprosze go o opinie. Zapytam o nastepne przemowienie. Moze czas aby tez sie troszke uaktywnic w tej organizacji - isc na szkolenia - musze sie tym zaintersowac. Drugie zadanie - znalezc sobie innych mentorow - w pracy, w zyciu duchowym.

Poniewaz bylam dzis tak zmeczona, na nasze grupowe spotkanie poszlam slabo przygotowana - chociaz mialam plan , ktory napisalam zaraz po spotkaniu w zeszlym tygodniu (dzialanosc w obszarze rzeczy waznych i niepilnych zaoowocowala!). I siedzialam na tym spotkaniu troche jak ten zombi - nie mialam sily mowic, sluchalam, robilam notatki, cos tam zartowalam. I bylo to jedne z najlepszych spotkan - na luzie, dowcipne, mile...Moze jednak powinnam imprezowac przed tymi spotkaniami? Nie, musze sie jeszcze wiecej zrelaksowac, wyciszyc i wiecej sluchac. Zlapalam moment uwaznosci w czasie spotkania - troske moich kolegow  o pewien trudny program, ich zaanagzowanie, chec spedzenia czasu aby naprawic blad, ktory zostal wprowadzony przez inna grupe. Stanelam troche myslami z boku, nie wtracalam sie , kiedy oni debatowali nad problemem. Nie potrzebowali mnie. Musze zdecydowanie wiecej czasu stac z boku, dac im wolne pole do kreatywnosci, szukania rozwiazan. Zazwyczaj sa to lepsze rozwiazania, niz te ktora ja bym zasugerowala. Musze o tym pamietac. I teraz mi troche przykro ze odbeda sie te przegrupowania. Moze poprosze abysmy dalej raz w tygodniu mogli sie w tym samym skladzie spotykac i wspolnie planowac, niezaleznie od tego kto w jakim programie pracuje.

Tamara dzis w czasie swojego przemowienia zacytowala Eleanor Roosvelt:
“No one can make you feel inferior without your consent.” ( nie nie moze wywolac u ciebie poczucia nizszosci bez twojej zgody)
Eleanor Roosevelt, This is My Story
“You gain strength, courage and confidence by every experience in which you really stop to look fear in the face. You are able to say to yourself, 'I have lived through this horror. I can take the next thing that comes along.' You must do the thing you think you cannot do.”  ( Sile , odwage i pewnosc siebie zdobywa sie przez doswiadczenia, w ktorych czlowiek staj oko w oko ze swoim lekiem. I kiedy przejdzie sie przez to trudne doswiadczenie, mozna powiedziec do siebie - przezylam, jestem gotowa na kolejny krok. W zyciu trzeba robic rzeczy, ktore wydaja sie byc niemozliwe do zrobienia".
Eleanor Roosevelt, You Learn by Living

“Do one thing everyday that scares you.”
Eleanor Roosevelt
Zrob kazdego dnia chociaz jedna rzecz ktora cie przeraza. Hmmm...moze ie kazdego, ale bede pamietac o uwaznosci staniecia oko w oko ze swoimi lekami kiedy natrafi sie okazja, Czasem wystarczyc po prostu stanac oko w oko , nic nie robic, i to juz jest wielkie zwyciestwo. Bo najwiekszym osiagnieciem jest spotkac ten lek w sobie.

 I to jest krotka notka? A dzien dopiero 17. Co bedzie w dniu 200?


poniedziałek, 16 stycznia 2012

Dzien 16

YEEEESSSSS!!!! Mamy ksiazke ( moja ukochana Pome!), mamy nastepna date na spotkanie, bedziemy miec bloga, i zaczynamy klub ksiazkowy. Wspanialy, wspanialy, wspanialy wieczor. Cala butelka Diablo oprozniona, glebokie rozmowy.

Kolejne drzwi otwarte!!!

Jutro do pracy.



niedziela, 15 stycznia 2012

Dzien 15

Bardzo pelny dzien, ktory zaczelam wczesnie rano, solidnym marszobiegiem po osiedlu.Moj 85-letnie sasiad, byly koszykarz, jak zwykle elegancki, usmiechniety i bardzo energiczny obdarowal mnie szerokim usmiechem. On i jego zona sa dla mnie niezmienna inspiracja!

Po kosciele poszlismy na swietny wyklad wprowadzajacy do cyklu wykladow na temat roznych religii swiata. Anglikanski ksiadz urodzony w Indiach, zaczal ten wyklad od statystyk - w USA ponad 70% ludzi to chrzescijanie, na swiecie juz tylko ponad 30%. Druga najwieksza religia na swiecie ( ok 27%) to Islam. Przez ten wyklad przewija sie mysl - kochanie blizniego swego bez rozumienia go, jest aktem egoistycznym. Bo czesto nasz blizni wola byc rozumianymi, niz kochanymi.Np. nasze chrzescijanskie zrozumienie zycia wiecznego u prawicy Boga byloby klatwa dla wyznawcy Buddyzmu, dla ktorego zycie wieczne, to wieczne zmaganie sie z cierpieniem. Koncept egzystencji bez cierpienia jest dla buddyzmow kompletnie obcy, stad zycie wieczne to straszna perspektywa.

Ktos z sali zapytal, czy jest jakis element, ktory laczylby te wszystkie religie, czy np. wspolczucie, milosc do drugiego czlowieka jest takim wspolnym elementem. Ksiadz stwierdzil, ze mimo ze wielu teologow tak twierdzi, on nie bardzo sie z tym moze zgodzic, bo przeciez w imie religii, ludzie zabijaja i torturuja...Wreszcie ktos zapytal , jak ten ksiadz ( ktory pracuje w parafii , ktora bardzo posluguje bezdomnym) rozumie niebo. I on odpowiedzial, ze on osobiscie widzi i niebo i pieklo i tutaj na ziemi, i po smierci identycznie. I pieklo i niebo to  miejsca z pieknie nakrytymi stolami, piekna porcelana, wspanialym, goracym jedzeniem. Jedyna dziwna rzecza jest to ze lyzki i widelce na tych stolach, sa bardzo, bardzo dlugie, takie na kilka metrow. I w piekle panuje frustracja, balagan, to jedzenie wala sie po scianach, podlodze, bo glodni i zdesperowani ludzie staraja SIEBIE nakarmic tymi strasznie dlugimi sztucami.
W niebie natomiast ludzie siedza przy stole, nabieraja jedzenie ze wspolnego stolu, i karmia sie nawzajem. Panuje tam porzadek, milosc i harmonia, mimo ze sztuce sa niewygodne i nielatwe w obsludze. Piekne.

Jeszcze jedna mysl zapamietalam - ksiadz stwierdzil, ze nie bardzo wierzy w duchowosc, bez przynaleznosci koscielnej. Czyli koncept wierzacy-niepraktykujacy. Tylko ze w kosciele protestanckim, taka przynaleznosc koscielna wiaze sie z coroczna donacja finansowa, oraz aktywnym uczestnictwem w zyciu parafii - modlitwa za chorych i potrzebujacych, udzial w programie charytatywnym, pomoc przy organizowaniu progrmu edukacyjnego, udzial w chorze. (Oczywiscie, kazdy powinnien wspomagac swoja parafie finansowa - jest to niezwykle taktowny i otwarty proces - a inne zaangazowanie wybiera sobie wg powolania i czasu.)  Liturgia niedzielna jest rozumiana jako wazny zastrzyk duchowy, ale nie jest obowiazkiem. Przynaleznosc koscielna daje ten element spoleczny, tworzy duchowe rodziny, wspolnie  kosicoly staraja sie realizowac idee chrzescijanstwa pomocy dla slabszych, i wzajemnej milosci. Kilka kosciolow np. czesto prowadzi schronisko dla bezdomych, czy tez inne organizacje charytatywne.

Bardzo ciekawy wyklad. Kolejne wyklady beda prowadzone przez przedstawicieli innych wyznan.

Po kosciele bardzo mily lunch z G. - mnielismy okazje przedluzyc nasza uczte intelektualna i kontynuowac rozmowe na temat tego wykladu. Zdecydowanie dzien, w ktorym wszystkie trzy obszry mojego istnienia (duch, cialo i intelekt) byly zadbane.

In a sense every day of your life is labor: the rhythmic agony of producing the person who will wake up in your body tomorrow… Spiritual practices are actions within our power that help us narrow the gap between the character we want to have and the character we are actually developing… They are ways of becoming awake and staying awake to God. For the kind of person you are becoming determines how much of God you can experience—and maybe even which version of God you experience.  
 From Finding Our Way Again, by Brian McLaren

W pewnym sensie kazdy dzien naszego zycia to wysilek - bolesny, systematyczny wysilek tworzenia troszke nowej osoby, ktora narodzi sie w naszym ciele jutro. Duchowe praktyki moga pomoc zmniejszyc roznice pomiedzy osoba jaka chcielibysmy byc, a jaka sie stajemy. Sa rozne sposoby na otwaracie sie na Boga, i na trwanie w tym otwarciu.  Jak osoba sie staniemy okresla ile Boga bedziemy mocgli doswiadczac, a nawet JAKIEGO Boga bedziesz doswiadczac. 


 To prawda, moj Bog dziecinstwa i mlodosci, to Bog zasadniczy, karzacy, niedostepny. Bog koscielny.  Bog ktorego teraz doswiadczam, nijak nie chce sie wpasowac w zadne ramy raligie, natomiast coraz czesciej czuje Jego obecnosc. W ciszy, w milosci, we wzrastaniu, nawet w cierpieniu w ktorym jest spokoj i pogodzenie. W kolejnych zaskajacych drzwiach , ktore sie w moim zyciu otrwieraja. W nadziei. w tesknoscie, w oczach drugieko czlowieka. To sa momenty ktorze poeci tak pieknie potrafia uchwycic w slowa, a muzycy w nuty. Mnie pozstaje nieporadna wdziecznosc.



sobota, 14 stycznia 2012

Dzien 14

Od dawna chodzil mi ten pomysl po glowie. Zmienilam ostatnio kosciol (w kosciolach protestanckich bedac w kosciele, to pewne zobowiazaniebycia czlonkiem spolecznosci. W kosciele ludzie znaja sie bardzo dobrze, spotykaja sie, zapraszaja do domow, razem dzialaja w organizacjach charytatywnych, organizuja edukacje, prowadza budzet koscielny - administracja w kosciolach jest w rekach czlonkow kosciola) - i w moim starym kosciele poznalam grupke kobiet z ktorymi bardzo sie zaprzyjaznilam. I tak sobie wymyslilam mimo ze odchodze z tej parafii, ze  mozemy utrzymac kontakt, wspolnie czytac jaks ksiazke, razem sie spotykac i rozmawiac na temat tej ksiazki. Book club. No i wyslalam wiadomosc, kochane kobiety znalazly czas i w poniedzialek sie spotykamy.

To jest tez jedna z moich intencji na 2012 rok - poglebic moje przyjaznie, dbac o nie , pielegnowac, ale tez jednoczesnie postawic pewne bariery.  W przyjazn musza byc zaangazowane dwie strony, przyjazn ma wtedy sens, kiedy widze ze moja przyjacolka chce mojego dobra, tak samo jak ja chce jej dobra. Byl okres w moim zyciu, ze bylam otoczona tylko ludzmi tylko cos ode mnie potrzebujacymi. Pomagaczka i uzdrawiaczka swiata. W panike wprawiala mnie sytuacja gdy ja musialam o cos poprosic. Moj brat i ja jestesmy bardzo zzyci - mimo ze to mlodszy brat, moj brat czesto jest dla mnie wzorcem. Niesamiwicie imponuje mi jego pracowitosc, dobroc, etyka lekarska i gleboka, madra wiara. Kiedys straszliwie bronilam sie przed jakims prezentem, czy chcialam o cos poprosic ale nie chcialam klopotac - jak zwykle sie miotalam z ta prosba, moj brat poiprsil mnie abym wysluchala tego . No coz, musze przyznac, ze zawsze jak ognia balam sie jakiegos wspol-uzaleznienia...Staram sie byc swiadoma teraz tego aby z moich przyjazni tez czerpac.

Ostatnio przeszkadzaja negatywni ludzi. Ja kiedys bylam super negatywna, wiec widze to dosc dobrze.Jesli wsluchac sie w narzekania tych negatywnych ludzi, to niemalze kazde zdanie zaczyna sie od slowa ja. ja, ja, ja...moj, moja.....T.Chce u siebie wzmocnic umiejetnosc stawiania barier - delikatnie, z miloscia, ale ja musze sama zadbac o ta jodle we mnie Musze dbac o swoj czas.. Chora jodla nie moze byc wsparciem dla drugiego chorego drzewa.

Wszystkie kobiety ktore odwiedza mnie w poniedzialek sa niczym te zdrowe jodly. I bardzo sie ciesze ze bedziemy miec okazje spedzic razem. Zawsze po spotkaniu z nimi mam tyle dobrej energii, tyle opymizmu.

Mam zamiar zrobic bardzo prosty posilek - zupa, salata z wieloma warzywami i owczym serem, i dobry chleb z malutkiej piekarni niedaleko mojego domu.  Owoce. Lampka wino. Prosto i serdecznie.

Mam coraz wiecej energii. Dzis wywiazlam kilka workow niepotrzebnych mi rzeczy do okolicznego sklepu, gdzie wszystko przyjmuja segreguja a potem sprzedaja.

. Kupilam przepiekna miske na slate i piekne bambusowe raczki do tego. Moj dom jest w 80% pieknie zorganizowany, oddane rzeczy niech sluza innym. Pare ksiazek wyslalam kuzynce do Luksemburga.  Teraz musze przejrzec szafki w kuchni - upewnic sie ze sa tam tylko piekne i potrzebne mi rzeczy. A tutaj widok zza moich plecow: Ten kot jest zazwyczaj jest u Bena w lozku, pod jego nieobecnosc upatrzyl sobie moje towarzystwo.
Dzis duzo chodzilam.







piątek, 13 stycznia 2012

Dzien 13

Wolny od pracy, i bardzo pracowicie spedzony. W poludnie wybralam sie na przepiekny spacer.Potem zmierzylam sie z przejsciem w kostiumie kapielowym na zewnetrzny basen. To byl bardzo dobry pomysl, bowiem wial taki mrozny i zimny wiatr, ze musialam bardzo szybkolywac, aby nie zmarnac, Perspektywa wyjscia z cieplego basenu, i przejscie kilka metrow do wnetrza budynku, byla trudna, wiec plywalam tak dlugo jak moglam, aby odwlec ten moment spotkania z lodowatym wiatrem.
Wiec byl to dzien zdecydowanej troski o cialo.
I to tyle na dzis. Blog ten momentami wydaje mi sie bardziej sprawozdaniem, niz rozmyslaniem, ale taki byl moj zamiar. Zeszly rok byl rokiem "powrotu do siebie" - pozwalalam sobie na dlugie okresy nie-aktywnosci - tem rok jest rokiem dzialania.Cisza, ktora zakumulowalam w zeszlym roku pozwala mi na ta dobrze ukierunkowana aktywnosc. Pomalutku, kolejne drzwi zaczynaja sie dla mnie otwierac.


Mysl na dzisiaj:

The deep inner stillness is at the core of your being. It is the ground, the joy of your being. The radiant peace you will experience is what happens naturally when the creative energy of God is allowed to flow through you unobstructed.
Erich Schiffman


czwartek, 12 stycznia 2012

Dzien 12



Dlugi dzien. Wrocilam z pracy po 8 wieczor - ale....przede mna cztery dni wolnego.
Bardzo mila rozmowa z moja kolezanka w pracy - mimo ze pociekly lzy.  Traci kontakt z synem. Moj dojrzewal szybko i gwaltownie, wiec ja przeszlam juz przez to kilka lat temu. Cierpiac wtedy podobnie jak ona - radzilam sobie swoim sposobe - edukacja. Poszlam na kursy rodzicielskie. Dowiedzialam sie ze to obowiazek dzieci - odejsc, i ze wroca jako dorosli. Moj juz wrocil. Jej napewno wroci, ..Podzielilam sie z nia wszystkim czym  moglam. Na koiec otworzylam blog, i poprosilam aby przeczytala o jodle. Moja kolezanka wyszla z mojego pokoju z usmiechem na twarzy, mowiac - tak jestem jodla i bede jeszcze piekniejsza jodla. Po jej wyjsciu, ten obraz mocnego, pieknego i stabilnego drzewa zostal we mnie. W tym nieco chaotycznym dniu, to drzewo bylo dla mnie punktem odniesienia. Bylam osadzona, silna, stabilna i mocna. Napelnilysmy sie obydwie dobra energie.

Napelniona odwaga z poprzedniej jesieni, zlozylam 12 prezentacji na konferencje. Zazwyczaj przyjmowany jest niieelki procent tych prezentacji, wiec mam nadzieje ze 12 nie zostanie przyjetych. Na trzech z nich , jako pierwszego autora wpisalam mlodziutka dziewczyne, ktora doskonale prowadzi program. Jesli ta prezentacja zostanie przyjeta, bedzie dziewczyna miala dobre doswiadczenie.Na grupe ksiazkowe zglosily sie 4 odoby, jedna odpowiedziala ze jest bardzo zainteresowana. Spotykamy sie w poniedzialek.

środa, 11 stycznia 2012

Dzien 11

Zmiany. Zmiany w pracy. Zmiany, ktore potencjalnie przyniosa mi wiecej ciszy i skupienia. Przejme jeden nowy projekt z pracownikiem, oddam dwa projekty z pracownikiem z ktorym mialam bardzo trudna relacje.  Wlozylam bardzo duzo i emocji, i wysilku w ta relacje - doszlismy wspolnie do stanu poprawnej rownowagi, ale musze sie przyznac ze ta decyzja mnie szczerze zadowolila. Mysle ze bedziemy lepszymi kolegami pracujac obok siebie, niz pracujac w zespole, ktorym ja zarzadzam.

Zmiany tez zwiazane z tym ze od czterech lat dojezdzalismy z G. razem do pracy, razem wracalismy. Dwie godziny wspolnego czasu. Czytalismy razem, duzo rozmawialismy, sluchalismy radia. Mam wielkie szczescie ze moj maz jest moim bardzo dobrym przyjacielem. I dzis musialam wrocic sama, i niewiadomo czy ten olbrzymi luksus wspolnych dojazdow, nie skonczy sie. I smutno mi bardzo, bo byl to dobry wspolny czas. Ale jeszcze zobaczymy. Jesli sie nie skonczy, to bede doceniala ten wspolny czas jeszcze bardziej, jesli sie skonczy to moze zmienie swoj rozklad dnia...

Dzis wracalam z pracy metrem, i czytalam wywiad z  Thich Nhat Hahn, starym i madrym buddyjskim mnichem, poeta i aktywista.

Zapytany, jak mozna zmienic swiat, odpowiedzial:

Imagine a pine tree standing in the yard. If that pine tree were to ask us what it should do, what the maximum is a pine tree can do to help the world, our answer would be very clear: “You should be a beautiful, healthy pine tree. You help the world by being your best.” That is true for humans also. The basic thing we can do to help the world is to be healthy, solid, loving, and gentle to ourselves. Then when people look at us, they will gain confidence. They will say, “If she can do that, I can do that too!”

Wyobraz sobie jodle w twoim ogrodzie. Jesli to drzewo zapytaloby sie co mogloby zrobic aby wesprzec swiat, nasza odpowiedz bylaby jasna -po prostu badz piekna i zdrowa jodla. Pomagasz swiatu jesli jestes najlepsza jaka mozesz byc. Tak samo z ludzmi. Najwazniejsza rzecza jak mozemy zrobic dla swiata to byc zdrowym, mocnym, kochajacym, i lagodnym w stosunku do siebie. Wtedy ludzie patrzac na nas, nabieraja pewnosci - jesli ona moze taka byc, ja tez potrafie.


Podpisuje sie pod tym calym sercem. Najbardziej zmienialam sie w obecnosci takich wlasnie zdrowych, pieknych emocjonalnie, dobrych , zadbanych, kochajacych siebie ludzi. Ja tez taka chce byc. I to jest cel tych moich 366 dni.


I want to be a beautiful and healthy pine tree!


Wyslalam zaproszenie na pierwsze spotkanie klubu ksiazkowego.

Dobre wazenie naspotkaniu Straznikow Wagi.





wtorek, 10 stycznia 2012

Dzien:10

Dzis stoczylam ze soba prawdziwa walke. Biore udzial w tym programie (z kanapy do biegania 5 kilometrow) W soboty trenujemy z grupa, trenerka komunikuje sie z nami przez email, i dostajemy zadania - dwa razy tygodniu mamy odbyc swoj wlasny trening. Nie jest latwo sie zmobilizowac do biegania na zewnatrz - jest ciemno rano, jest ciemno wieczorem, poza tym jest zimno. I takie ze soba dzis toczylam rozmowy - nie jestes w takiej zlej kondyncji, nic sie nie stanie jak opuscisz jeden trening. Nadrobisz jutro i pojutrze. Odpocznij sobie jeszcze jeden dzien - mialas byc otwarta, elastyczna. Wreszcie przestalam myslec. Wzielam kilka oddechow, zeszlam na swoja tasme do biegania i odbylam caly trening, od poczatku do konca. Uczciwie! Jestem bardzo z siebie dumna, bo nie bylo latwo. A polepszenie mojej fizycznej kondyncji jest mi niezbedne do poglebienia relacji ze soba, do poglebienia swojej duchowej strony.
Odbylam dzis bardzo mila rozmowe z moja starsza kolezanka, ktora jest mi troche mentorem w tym amerykanskim moim zyciu. Rozmawialismy o naszym klubie ksiazkowym. Mam plan, jutro wysle zaproszenie. Oczywiscie, gdzies tam na dnie moich emocji, jest strach ze porywam sie z motyka na slonce. Ze nikt nie zechce przyjsc na piewrsze spotkanie, itp, itd. Czas na wylaczenie moich i mysli i dzialanie. Tutaj i teraz.
Jutro mam nadzieje dotrzec na Weight Watchersa. Z optymizmem bede wchodzic na wage.

Teraz wiem ze plan otoczenia wszystkich obszarow swojego zycia w ciagu jednego dnia jest niemozliwe, kiedy pracuje. Zmieniam troche taktyke i bede myslala o tym w kategorii tygodnia. To sie nazywa elastycznosc, nie rezygnacja z zadania domowego!

Dzis znow sluchalam uwaznie. Coraz lepiej mi to idzie. Coraz mam wiecej ciszy wokol siebie. Mam pieknie posprzatane biurko w pracy i duzo przestrzeni na nim.






poniedziałek, 9 stycznia 2012

Dzien 9



Pierwszy dzien sniegu u nas. Kiedy wyszlam z pracy, moja ulica byla doslownie zajeta przez policje - czekalam na G. okolo 45 minut. Przemarzlam do kosci, wciaz do tej pory nie moge sie rozgrzac. Tak wiec w dniu 9 moim najwazniejszym zadaniem bedzie zadbac o z lekka przemeczone cialo - goracy prysznic, dobra ksiazka w lozku. Nie pamietam kiedy swiadomie pozwolilam sobie na taki luksus. Chcialabym dojsc do takiego stanu, ze wlasciwie wszystkie zajecia mam zaplanawane, wszystko mam pod kontrola i dbam o to ze jesli cos nowego naloze na ten swoj przyslowiowy talerz, to ze swiadomoscia ze ze musza cos z niego ujac, bo talerza nie da sie powiekszyc. Czasu nie da sie rozciagnac. W tym pragnieniu, jest potrzeba wiekszej kontroli, ale ze swiadomoscia, ze pelna kontrola jest niemozliwa. zawsze beda takie dni ze moj powrot do domu opozni sie o prawie godzine, i misternie utkany plan runie. Ale tez, mam nadzieje ze nie bedzie takich dni ze przez dlugi okres czasu biegam jak zwarowiana z wywieszonym jezykiem, zaczynajac mase nowych projektow, przyjmujac w pracy nowe zadania, az w pewnym momencie zaczynam fizycznie chorowac. Ze naucze sie rozpoznac zmeczenie, zanim zamieni sie ono w chorobe.

Wolniejszy czas w pracy. Grupowe spotkanie - wiecej sluchalam, mniej mowilam. Zlapam sie nad tym ze jak jestem zdenerwowana, to bardzo duzo mowie. Wpadam w panike gdy na spotkaniach zalega cisza. Nawet jesli nie sa to moje spotkania. Kilka razy juz sie zlapalam na tym jak cisza, bezruch powoduje u mnie gleboki dyskomfort. Zaczelam praktywac ta cisze. W samochodzie z G. Na spotkaniach. Mniej slow, wiecej s;uchania. To dobrze.
Dla ciala: Odpoczynek, i bardzo duzo jarzyn, ktore staly sie ostatnio podstawa moich posilkow.
Dla ducha: Czytam po raz drugi ta ksiazke
Dla intelektu: Spedzilam dzis godzine nad poprawa artykulu kolezanki z Polski. Bylam bardzo podbudowana tym, ze mimo to ze moja praca nie jest naukowa, musimy czesto siegac do naukowych opracowan, i czulam sie bardzo kompetentna. 
Dla emocji -???Nie wiem. Mialam przemila rozmowe z kolezanka zza sciany. Opowiadal mi o koncercie na ktorym byla niedawno.
.

niedziela, 8 stycznia 2012

Dzien 8

Niedziela. Zaczeta od kontaktu telefonicznego z najblizszymi. Troszke cieplego czasu z G. To taki dobry start w ten dzien odpoczynku.W ramach dbalosci o moja strone fizyczna -- godzina pracy w ogrodzie. Znow piekne slonce dzisiaj, mam wielka nadzieje ze to w zeszlym roku nabylismy ten kredyt na ta pogode, i ze zima w tym roku bedzie dla nas laskawa. W ogrodzie wciaz grabie jesienne liscie. Teraz juz bardzo suche, pomarszczone i lekkie. Laduje je do kublow - w srode zostana zabrane na wspolny, wielki kompost.

Potem pojechalismy do kosciola. Kazanie, byla wazna wsakzowka dla mnie. Ten blog zaczyna sie troche zmieniac w projekt samo-poprawy, doskonalenia. Stad juz jeden maly krok do perfokcjonizmu i sztywnosci myslenia. To pulapka, w ktora moge bardzo latwo wpasc. Ten blog, mial pomoc mi byciu czujnym i otwartym. Jedna z mysli z dziesiejszego kazania, to to ze podczas Chrztu Swietego stalismy sie ukochanymi dziecmi Boga, i mamy w sobie wszystko co nam potrzeba do pelnego zycia. Dlatego doskonalenia, dramatyczne zmiany nie sa nam potrzebne. Potrzebne jest jednak oszliwowanie tych cennych darow ktore mamy w sobie. To duza roznica, bowiem drugi scenariusz daje nam wieksza motywacje spojrzenia z bliska na te nasze talenty, dary. I jesli nie koncentrujemy sie nad tym czego nie mamy, mamy wiecej czasu na spedzenie z tym co mamy.

Be thankful for what you have; you'll end up having more. If you concentrate on what you don't have, you will never, ever have enough.
Oprah Winfrey


Badz wdzieczny za to co masz, a bedziesz miec wiecej. Jesli jednak bedziesz koncentrowac sie nad tym, czego nie masz to nigdy, przenigdy  nie bedziesz mial wystarczajaco duzo.

Jak to swieta prawda.
 

Umiescilam pare zdjec z naszej pieknej wycieczki do NYC na naszym blogu. 

W przyszlym tygodniu bede praktykowac wiecej ciekawosci i otwrtosci. Zauwazania i zatrzymawania. 







sobota, 7 stycznia 2012

Dzien 7

Co za piekny dzien! Wiosna w styczniu. Slonce. Niebieskie niebo. Widzialam  dzis piekny wschod slonca.  Biegalam.  Plywalam w styczniu na zewnetrznym basenie. Co za wspaniale uczucie -  ciepla woda i mrozne powietrze.

Zrobilam GRUNTOWNE I SWIATECZNE porzadki (tak swiateczne po Nowym Roku, nie bylo czasu przed swietami)- od razu choinka sie zalapala na te porzadki. Usuwam systematycznie  materie ktora mi nie sluzy. Na szczescie mam tutaj blisko sklep w ktorym te wszystkie niepotrzebne moje rzeczy zostana sprzedane, i jakas czesc pieniedzy zostanie oddana na cele charytatywne. Poza tym ludzie pracujacy w tym sklepie maja prace. Jest cos absolutnie terapeutycznego w gruntownym sprzataniu. Robie to od swieta, zazwyczaj szkoda mi na to czasu - dzis mialam nieprzeparta potrzebe zaglebic sie we wszystkie zakamary, przewietrzyc, odkurzyc, wyrzucic co niepotrzebne. To samo dzieje sie we mnie. Lapie sie na tym, ze coraz czesciej widze ktore mysli absolutnie mnie nie sluza.

Mysl na dzisiaj:

When you are on a journey, it is certainly helpful to know where you are going or at least the general direction in which you are moving, but don’t forget: the only thing that is ultimately real about your journey is the step that you are taking at this moment. 
Eckhart  Tolle


Moje tlumaczenie - W tej naszej ziemskiej wedrowce, powinnismy mniej wiecej wiedziec dokad zmierzamy, jednak tak naprawde, liczy sie ten jeden jedyny krok ktory robimy w tej obecnej chwili.

Pierwszy tydzien uwaznego zycia minal. Wydaje mi sie ze ten tydzien byl dluzszy - niewatpliwie przezylam go pelniej, i otwarciej. Najlepiej jak moglam. Nie doskonale - ale takich  absolutnie aspiracji nie mam. Wrecz przeciwnie. Ale najlepiej jak moglam. Moje serce jest nieco szerzej otwarte, jestem dojrzalsza ispokojniejsza. Coraz czesciej lapie sie na tym ze jestem bardzo wdzieczna za wszystko co mam w swoim zyciu.

piątek, 6 stycznia 2012

Dzien 6

 Piekna pogode mamy tej zimy  w Waszyngtonie. Slonce, i stosunkowo cieplo.  Piatek z reguly jest dniem wolniejszy. Zazwyczaj pracuje w piatki z domu - moj kalendarz pracowy pozostaje w miare pusty. Dzis pojechalam do pracy - i byl to zdecydowanie spokojniejszy i bardziej uwazny dzien. Poranek mialam pozny, pozwolilam sobie swiadomie na spanie do 7 gdyz dlugo w nocy nie moglam usnac. Zazwyczaj tak sie dzieje jak korzystam z komputera przed snem.

New Seeds of Contemplation, Thomasa Mertona idzie w odstawke. Mimo ze chce pozostac otwarta na wszelaka inspiracje, nie bardzo moge przedrzec sie przez mistyczna i skomplikowana duchowsc tego cysterskiego mnicha. Merton wprawdzie nie uzywa egzaltowanego i wznioslego jezyka, mowi prostym, codziennym jezykiem o duchowosci - jednak ta duchowosc jest tak skomplikowana, tak wyostrzona przez ubogie i wyizolowane zycie, ze niemalze niepraktyczna i nieosiagalna w zyciu normalnego czlowieka.Bardzo ostra i bardzo ascetyczna. Moj perfokcjonizm, oraz tendencja do widzenia swiata w dwoch kolorach mialaby szanse bardzo wysotrzyc sie przy tej lekturze. Nie chce tego. Wierze ze spotaknia z Bogiem ( jakkolwiek go rozumiemy) moga nastapic w kazdym zyciu, jesli zyjemy z otwartym sercem.

Moja skomplikowana droga religijna wyrobila we mnie bardzo duza doze telerancji. Bog przybiera rozne formy i spotyka ludzi na rozne sposoby.

Wciaz wracam do ksiazek Pemy Chodram, ktora bez skomplikowanych teologii, pokazuje jak mozna radzic sobie z naszymi egzystencjonalnym lekami. Tutaj jeden z pieknych cytatow:

The idea of karma is that you continually get the teachings that you need to open your heart. To the degree that you didn't understand in the past how to stop protecting your soft spot, how to stop armoring your heart, you're given this gift of teachings in the form of your life, to give you everything you need to open further.”
Pema Chödrön

 Kazdy moment naszego zycia uczy nas jak zdzierac skorupy z naszego serca. Jesli to rozumiemy, to mamy odwage stanac na brzegu tych trudnych sytuacji, albo nawet w ich centrum, i z ciekawoscia zapytac sie - czego ja sie teraz ucze? Jakiego skorupska sie pozbywam?

Dzis koncentrowalam sie na bardzo zdrowym jedzeniu. Wczoraj wieczor zrobilam sobie plan na stronie WW, ktory podlicza punkty, i udalo mi sie wytrwac w tym planie. Plan ten zaklada bezkarna mozliwosc dojadania warzywami i owocami - mozna jesc wszystko, tylko trzeba kontrolowac ilosc. Niestety, moja uwaznosc zostala tak zaklocona czekoladkami , ktore dostalam od jednego z pracownikow, ze zdecydowam sie na drastyczny krok. Poniewaz nie dawaly mi spokoju, wolaly do mnie, mimo ze ukrylam je gleboko w zamrazarce,  Zywot ich musial niestety zakonczyc sie w pracowym kibelku. Nie, nie moglam ich nikomu dac, gdyz chyba wszyscy pozbywaja sie nadmaru czekolad ( i kilogramow) swiatecznych. Rozwiazanie drastyczne, ale bardzo skuteczne.

Dzis napisalam do kolezanki w sprawie klubu ksiazkowego. mam grupe bardzo milych przyjaciol, z ktorymi wspolnie moglibysmy czytac ksiazki i na ich temat rozmawiac.

Jutro perwszy trening biegowy.



czwartek, 5 stycznia 2012

Dzien 5

To pewno bylby ostatni dzien mojej energii noworocznej, gdyz zaspalam haniebnie dzisiaj - obudzilam sie o 7:10 am. Ja czlowiek ranny, zazwyczaj budze sie tuz przed budzikiem nastawionym na godzine 5 rano. Ranek byl pospieszny i niezorganizowany. Rownowage odzyskalam w samochodzie, gdzie kontynuowalam czytanie Thomasa Mertona, New Seeds of Contemplation Bylam zdecydowanie zamknieta dzisiaj na jakiekolwiek nasiona kontemplacji, ale kontynuowalam szukajac dla siebie jakiegos okrucha madrosci, na ktorym moglabym zaczepic moja mysl. Znalazlam, w rozdziale o emocjach religijnych i o egzaltacji, slomianym ogniu, ktora moze byc i radosna, i mocna ale tak naprawde prawdziwa wiara nie jest. Wiara to nie sa emocje. Wiara to dyscyplina myslenia. Dyscyplina myslenia! Emocje i te radosne, i te tragiczne maja tendencje miec nad nami olbrzymia wladze. Postanowilam ze dzis bede praktykowac cisze mysli. Skupienie. W pracy nastepuja pewne przetasowania personalne - nie idzie to calkowicie po mojej mysli. Sprawy, ktore powinny byc zaltwiane z moim udzialem, sa zalatwiane powyzej mnie. Moje ego troche cierpi, i domaga sie rozwiazania.Bycie w centrum negocjowania promocji, daje poczucie waznosci, kontroli, ale jest to tylko zludzenie.  Dzieki dyscyplinie swojego myslenia zostawilam te sprawy w spokoju. Niech biegna swoim torem.Wszelkiego rodzaju konfrontacja zabralaby zbyt duzo czasu i energii w momencie, gdy mam naprawde duzo pracy, i staram sie wygospodarowac nieco wiecej ciszy i czasu w swoim zyciu. Jestem dumna, z tej dyscypliny mojego myslenia dziasiaj.

Dzieki nie-angazowaniu sie w sprawy, ktore moze i sa w jakims stopniu pilne dla mnie ale tak naprawde nie majacego az tak wielkiego znaczenia, bo wczesniej czy pozniej jakos sie rozwiaza - wygospodarowalam godzine na wizyte w osrodku Weight Watcher's (WW)Kobieta ktora prowadzi zajecia w srody jest jedna z najbardziej zabawnych osob jak znam. Usmialam sie do lez, jak opowiadala ze byl okres w jej zyciu gdy wszystkie jest ubrania staly sie za ciasne na nia to wtedy potrafila sie sama siebie  przekonac  ze jej suszarka jest zepsuta, i po prostu zbyt  gorace powietrze pokurczylo jej te ubrania. Potrafila sama siebie przekonac ze przytyla z 5 kg. Przytyla 20 kg!

Mysle ze latwiej bedzie mi uczesczac na te zajecia WW w srode, tym bardziej ze chodze tam z kolezanka z pracy. W zwiazku z tym zostalam zwazona, zamierzona - od kwietnia utrzymalam ta sama wage, mimo roku obfitujacego w liczne sluzbowe posilki i wyjazdy. No wiec mam i na tym polu troche nowy start.

Wieczorem, swiadoma ze bede musiala rozliczyc sie na tym blogu - poszlam na 45-minutowy marszobieg ( dzieki dyscyplinie myslenia nie dalam sie moim bardzo przebieglym myslom wprowadzic w pole - probowaly mnie przekonac ze jest zimno, ze moze powinnam pojechac na gym, ze jeden dzien przerwy dobrze mi zrobi i ze nadrobie w weekend.) Czulam sie dzis bardzo wyspana, po 10 minutach marszu nabralam energii. Po powrocie do domu wlaczylam jeszcze CDdo gimnastyki, i pocwiczylam kolejne 10 minut. Okazuje sie ze mam swietne CD do jogi ( tak , kupionie w porywach zmian mojego zycia ktore zazwyczaj zaczynaly - i konczyly sie. w sklepach) gdzie sa swietne cwiczenia oddechowe i medytacyjne. Zmodyfikuje moja ranna rutyne i zamiast takich siedzacych nedytacji, bede cwiczyc ta joge. Przy moim tempie i rozbieganiu, jest to najtrudniejsza czesc mojego zycia, ale ( ku przypomnieniu) -
Rebellion, disruption, and chaos  are beloved sites for transformation.-----
Nie jest sztuka znalezc cisze w ciszy. Sztuka jest znalezc ja w chaosie, i jest to okazja do dyscypliny mysli, od ktorej zaczyna sie nasza cisza.

środa, 4 stycznia 2012

Dzien 4

Brutalny dzien w pracy, wypelniony spotkaniami, telefonami i rosnaca lista spraw do zalatwienia. Zauwazylam zdecydowanie wiecej ciszy i spokoju w sobie - mimo dosc intensywnego dzisiejszego tempa. Nie bylam w stanie trzymac sie mojego rozkladu dnia, ale byly momenty ze korygowalam moja pospiesznosc i wracalam do uwaznosci. Ten rok jest rokiem dyscypliny, systematycznosci i malych kroczkow - rozciagania siebie w nowych kierunkach. Jest tez rokiem ciszy - po raz pierwszy w moim zyciu jestem tak skupiona na sobie. Nie jest moim zamiarem pozostac w tym miejscu - jestem pewna ze wroce do swojej aktywnosci spolecznej, ale wroce tam z wieksza efektywnoscia, dojrzalsza  i z  nowymi silami

Krotkie podsumowanie dnia:
Pamietalam o kartkach urodzinowych dla moich pracownikow. Interesujace ze jeden z nich obchodzi swoje urodziny w pierwszy dzien stycznia , a drugi w Boze Narodzenie. Pojdziemy tez na wspolny, grupowy lunch. (Wazne, a niekoniecznie pilne!)
Rano, mimo poteznego mrozu, wyszlam na intensywny marszobieg. Godzine dokonczylam cwiczeniami jogi z CD.
Podczas podrozy do pracy czytalam fragmenty z ksiazki Thomasa Mertona New Seeds of Contemplation . Ksiazke ta juz mam od dawien-dawna, bowiem jeszcze w Polsce czytalam tlumaczonia polskie Mertona - musze przyznac, ze po roku spedzonym z literatura na temat buddyzmu - Merton, przemawia do mnie zupelnie inaczej. Contemplacja z Bogiem w tle, jest zdecydowanie radosniejsza, niz buddyjskie oswiecenie w ktorym czlowiek zdany jest tylko na siebie.
 Posilki do pracy na jutro z duza iloscia warzyw zapakowane na jutro.


Wracajac do swojej mysli z wczoraj, kiedy tak dobrze rozejrzalam sie po swoim domu to mam:
  • duza ilosc pozaczynanych kosmetykow ( moje pragnienie bycia zadbanym)
  • kilka CD do cwiczen
  • duzo kartek i roznego-rodzaju papeterii
  • duzo roznych akcesorii do porzadkowania
  • zapchana zamrazarke 
Te rzeczy, ta materia kupowana czesto w nadmiarze to substytut przezyc i  wrazen. To moje pragnienia bycia zadbana (kosmetyki), wysportowana (CD), glebszych kontaktow z ludzmi, uporzdkowanego domu oraz domowej atmosfery z ciekawymi posilkami na stole. Ta materia to moje pragnienia, ktore zaczynaja sie w sklepie, i tam tez czesto sie koncze. Moj dom nie jest przepelniony, ale wciaz jeszcze jest w nim materia, ktora nijak mi sluzy, natomiast zabiera czas i miejsce. Postaram sie przez ten rok nie kupowac nic z rzeczy powyzej wymienionych , i codziennie robic uzytek z tych co juz mam w domu. Chcialabym dojsc do stanu, gdzie jestem posiadaczka tylko rzeczy niezbednych i pieknych.





wtorek, 3 stycznia 2012

Dzien 3

Trudny dzien. Zaczal sie zgodnie z planem o 5 rano. Wczorajszy wieczor zakonczylam bardzo intensywna praktyka jogi kundalini, ktora wprowadzila mnie w calkiem radosny nastroj. Postanowilam, ze dzisiejsze moje kontemplacje beda sie obracac wokol tematu radosci, mimo ze powrot do pracy napawal mnie lekkim poplochem. Nie lubie tych pierwszych dni po urlopie z migajacym swiatlem telefonu i bardzo brzemiennym inboxem. Spedzilam pierwsze dwadziescia minut w skupieniu - kontrynuuje czytanie Always We Begin Again. Temeperatura dzisiaj rano byla dobrze ponizej 10 stopni - pierwszy mrozny dzien tej zimy - podjelam niefortunne decyzje o nie-wyjsciu na zewnatrz.

W pracy wciaz w miare pusto - nie wszyscy wrocili ze swoich zimowych urlopow. To dobrze, bo mialam troszeczke czasu na zorganizowanie sie - wszystkie projekty zapisalm w jedna liste. W tym roku ograniczam sie do kalandarza prywatnego, kalendarza elektronicznego w pracy, zeszytu na projekty, pomysly i listy rzeczy do zrobienia, oraz duzego zeszytu na roznorodne notatki. Jestem z lekka uzalezniona od ladnych notatnikow, kalendarzy, dlugopisow - i czesto mam kilka zeszytow w pracy. Bede sie starala pracowac przy pustym biurku i nad jednym projektem.Juz dzis uporzadkowalam troche papierow, zrobilam miejsce w biurku na foldery - jutro powinnam dojsc do stanu pustego i czystego biurka. Bede tez zamykac drzwi do swojego biura kiedy pracuje. Dzis mialam bardzo przerywany dzien. miedzy innymi mialam bardzo dluga rozmowe z bliska kolezanka, ktora jest bardzo chora na raka. Wyznala mi ze od jakiegos czasu czuje sie nieswojo rozmawiajac ze mna, gdyz ma wrazenie ze ja nie-bardzo wierze w jej chorobe, a ona wie ze umiera. Sama sie zdziwilam swoja reakcje. Nie bylo w niej paniki, nie bylo zaprzeczania - sluchalam bardzo uwaznie, analizowalam. I coz - musialam jej przyznac racje. Faktycznie, mimo ze wiem ze ona jest bardzo chora, nie bardzo wiem jak mam skutecznie z nia rozmawiac. Poprosilam by mi powiedziala jakiego wsparcia potrzebuje. Poprosila abysmy razem czasem wyszly na spacer. Zrobie to.Ona nie wie , ze momentami peka mi po prostu serce, ze widze w niej  kogos mi bardzo bliskiego, ktory zmarl na ta sama chorobe w bardzo wczesnym wieku. I ze boje sie nawet myslec o tym podobienstwie bo  bliska mi osoba odeszla w wielkich cierpieniach. I rzeczywiscie nie chce widziec, ze Krystal jest ta bardzo chora.

W drodze powrotnej wysluchalam bardzo budujacej analizy o klotliwych nastolatkach . Nasz 18-letni B. od wczesnych lat nastolatkowych z wielka pasja buntowal sie przeciwko jakimkolwiek probom ograniczenia jego wolnosci osobistej. Bogu dziekowac ze chlopak mial zawsze zdrowe pasje, i wlasciwie nie sprawial wiekszych klopotow wychowawczych, ale po wysluchaniu tej audycji wrecz ucieszylam sie ze jest w stosunku do nas calkiem klotliwy.

Od jutra pisanie tak dlugich notek w dzien powszedni, nie bedzie mozliwe. bede musiala znalezc jakis latwiejszy format.

Dla ciala - kupilam w drodze powrotnej warzywa i zrobilam bardzo dobra salatke z surowego brokula, kalafiora, marchwi, jablka, orzechow wloskich i suszonych sliwek. Pycha.
Niestety nie ruszalam sie dzis za wiele. Musze, po prostu musze rano odbyc ten moj godzinny ruch.

W pracy zwalnialam. Napisalam tez email, czy rzeczywiscie musze spedzic caly czwartek na szkoleniu, ktore wydaje mi sie strata czasu.

Mysl do ktorej wroce jutro.Co tak naprawde powinno byc w moim obszarze rzeczy waznych i niepilnych. Co moge wyeliminowac z mojego zycia? Jak moge go wiecej uproscic? 



When you let go of trying to get more of what you don't
really need, it frees up oceans of energy to make a difference
with what you have. When you make a difference
with what you have it expands."


--Lynne Twist

 

 

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Dzien 2

Ostatni dzien w domu na urlopie spedzilam bardzo pracowicie. Caly ranek spedzilam na rozmowach telefonicznych z najblizszymi. W naszej rodzinie duza radosc - w ostatni dzien roku urodzila sie nam malenka Ewusia, coreczka mojego przyrodniego syna, ktory jest mi tak bliski jak rodzone dziecko. Dzieki Bogu za technologie - moglismy uczestniczyc w tej radosci przez ogladanie zdjec, oraz troszke zamzanej, aczkolwiek energicznie placzacej dziewczynki na Skypie. Jest sliczniutka. Nasz Ben ktory teraz spedza czas  w Warszawie jest sceptyczny, jesli chodzi o malenkie dziecko. Zdecydowanie nie podzielal naszych ochow i achow.

W poludnie pojechalam na YMCA - jak zwykle na poczatku stycznia tlumy niemilosierne - noworoczne postanowienia oczywiscie -  ludzie zmeczeni swietami zaczynaja sie ruszac. Po wielu miesiacach poszlam na basen - plywalo mi sie doskonale i doszlam do wniosku, ze plywajac mozna swietnie medytowac. Medytacje w duzej mierze polagaja na koncentracji sie na swoim oddechu. Plywajac staralam sie byc bardzo obecna i uwazna, czulam swoje miesnie, kontrolowalam oddech, czulam wode na swojej skorze. Zdecydowanie jest mi latwiej praktykowac uwaznosc i obecnosc, po ostatnim roku bardziej intencjonalnego zycia.

Postanowilam dzis spedzic dwadziescia minut w ciszy. Nie bylo to latwe. Mysli uciekaly mi w kierunku pracy, budzetow, porzadkow, i projektow. Ron Rolheiser w swojej ksiazce The Holy Longing. pisze ze ludzie w obecnych czasacj sa zbyt zajeci, zbyt rozbiegani,  zbyt zafrasowani codziennym natlokiem spraw, aby  zajmowac sie swoim duchowym wymiare istnienia. Duchowosc wymaga czasu i dyscypliny. Wymaga wyciszenia mysli i pewnej pustki fizycznej i emocjonalnej.  Zatrzymalam sie podczas tych moich dwudziestu minut nad konceptem dyscypliny.Dyscyplina i systematycznosc to moja pieta Achilessowa.

Mam w domu mala ksiazeczke pt. The Message napisana przez Eugene H. Petersona. Eugene Peterson jest teologiem, pastorem w kosciele prezbiterianskim, oraz poeta. Znany jest z tego ze przetlumaczyl Biblie na bardzo wspolczesny jezyk. Moja malenka ksiazeczka to wlasnie tematyczny zbior fragmentow z tego wspolczesnego tlumaczenia Biblii. Zerknelam, czy moze sa w tej ksiazeczce jakies rozwazania na temat dyscypliny. Byly. Sw. Pawel w liscie do Hebrajczykow ( Heb 12:7-11) pisze ze w ciemnych i pustych tunelach naszego zycia, wlasnie podczas trudnych chwil mamy najwieksza szanse wzmocnic swoja  wiez z Bogiem. Wtedy wlasnie najbardziej potrzebna jest dyscyplina duchowa, ufnosc i wiara ze Bog jest z nami. To sa okresy naszego duchowego wzrostu.

Poniewaz mialam pod reka polska Biblie, zerknelam na polskie tlumaczenie tego fragmentu listu do Hebrajczykow. O moj Boze - czego tam nie ma w tym tlumaczeniu -i kara, i chlosta, i opadle rece i omdlale kolana. Moze to i dobrze ze w Polsce Biblii nie czytalam, bo jak kochac tego Boga co to im bardziej kocha, tym bardziej kara, tym bardziej chloszcze? Im bardziej kocha, tym bardziej bolesnie doswiadcza? Nigdy tego nie pojmowalam. Okazuje sie ze nie ja jedna ma z tym trudnosc. Zadna religia nie za dobrze radzi sobie z tragediami  i kataklizami - wspolczesni teologowie jednak zgadzaja sie w jednym, jesli Bog jest Miloscia, to nie jest bogiem kataklizmow i tragedii.

Jutro do pracy po dlugim i calkiem konstruktywnym urlopie.


niedziela, 1 stycznia 2012

Dzien 1

Nowy Rok zaczelismy w Nowym Yorku, gdzie schodzilismy Manhattan wzdluz i wszerz. W Dzien Sylwestrowy dotarlismy do Times Square, gdzie tradycyjnie miliony ludzi wita Nowy Rok. Tlumy jednak gestnialy przerazajaco z minuty na minute, wiec o godzinie siodmej wieczorej uznalismy ze juz wyczulismy atmosfere i energie tego swietowania, i udalismy sie w droge powrotna, ze srodkowego Manhattanu na sam brzeg dolnego Manhattanu, gdzie mieszkalismy. W drodze powrotnej zatrzymalismy sie w bardzo stylowej iralndzkiej restauracji, gdzie zjedlismy przepyszny, elegancki, pelen uwaznosci i  nie za duzy obiad. Mielismy zamiar skonczyc swietowanie sylwestrowe w hotelowej restauracji, ale po 11 godzinach chodzenia po Nowym Yorku, padlismy ze zmeczenia. Mimo calej komercjalizacji Nowego Yorku, jest to miasto wyjatkowe i symbolizuje tak pieknie historie Stanow Zjednoczonych. Jutro uporzadkuje troche te nasze wrazenia i zdjecia  na naszym drugim blogu.
Dzis cale rano wciaz chodzilsmy po Manhattanie wiec byl to doskonaly poczatek Nowego Roku. Zadziwiajace ze dokladnie o godzinie 11 rano znalezlismy sie tuz przed Trinity Church a niedzielna liturgia rozpoczynala sie o 11:15. Trinity Church to najstarszy kosciol w Stanach Zjednoczonych, zalozony w 1698 roku, i tam tez dzisiaj modlilismy sie.

Podroz powrotna mielismy bardzo dluga, i czesc tej podrozy spedzilam na czytaniu:
Always We Begin Again

Zatrzymalam sie chwile w mojej kontemplacji nad pierwsza regula:

Przezywaj swoje zycie
I cokolwiek w nim robisz
Czyn to w duchu pelnej milosci zyczliwosci.

Loving-kindness, czyli pelna milosci zyczliwosc to stan, ktory wg buddystow zaczyna sie w nas. Pema Chodrom w swojej ksiazce Comfortable with Uncertainty  przypomina, ze to najczesciej  pragnienie zmiany motywuje nas do rozpoczecia pracy nad naszym duchem. Ostrzega jednak, ze to pragnienie zmiany, te poczatki dyscypliny duchowej moga jednoczesnie byc pewna delikatna forma agresji przeciwko nam samym. Proba odrzucenia, odejscia od tego wszystkiego co w nas trudne, niespokojne, smutne. Poma przypomina, ze wlasnie te nasze klujace i trudne obszary wymagaja tej pelnej milosci zyczliwosci i zaprzyjazniania. Jednak aby te obszary zaprzyjaznic trzeba je najpierw poznac. Stad koniecznosc kontemplacji i czasu spedzonego sama na sam ze soba.


Jakie obszary u mnie wymagaja pelnej milosci zyczliwosci? Brak systematycznosci, niecierpliwosc, roznego rodzaju leki, niskie poczucie wartosci.- w tych obszarach spedzilam dzis troszke wiecej czasu. Przyjrzalam sie im nieco z bliska.



NOWY ROK 2021 - czego dowiedzialam sie w roku 2020?

  Ze mojemu , prawie 30 -letniemu malzenstwu potrzeba bylo tego czasu spedzonego w domu, ktory wzmocnil nasza przyjazn. I ze zaloba bardzo b...