poniedziałek, 23 grudnia 2013

przedostatni dzien Adwentu = Madrosc







Open your eyes and look for wonder. Pray that the eyes of your heart be enlightened, and look for wisdom. Presume you see only in part, and what you cannot see or understand – because of your soul’s myopia or because of your pain – God sees and understands. In the fullness of time, you will.

Otworz szeroko oczy i szukaj zachwytow. Modl sie abys widzial oczyma serca i szukaj madrosci. Zaloz ze to co widzisz, co rozumiesz nie jest cala rzeczywistoscia - albo z powodu krotkowzrocznosci Twojej duszy, albo tez z powiodu swojego bolu. Bog rozumie wszystko. Nadejdzie czas ze Ty tez zrozumiesz. 

 Widziec oczyma serca?  Przedrzec sie przez powierzchnie zlosci, bolu, arogancji, agresji. Pierwszym krokiem jest nie dac sie wciagnac w te obszary. Jesli tam sie znajdujemy to trzeba stanac twarz w twarz ze swoim bolem. Opatrzec go. Zrozumiec ze Bog, ta sila i energia napedzajaca swiat w kierunki harmonii i wzrostu bedzie z nami jesli sie na nia otworzymy. Bedziemy z nami jesli odwazymy sie wlozyc wysilek w szukanie jej. Gdzie jej szukac? tam gdzie jest spokoj , dobro, milosc, uczciwosc 0 tam gdzie czujemy radosc, wzruszenie, energie do szerzenia dobra. 

środa, 11 grudnia 2013

Dzien dziesiaty adwentu -swiatlo




What would we see if we truly saw one another? Dazzling light? The Light of Light? In our blindness we don’t see—yet. We can begin to imagine what the soul of our souls looks like, the heart of our hearts. And beginning to imagine is the beginning of true vision.

-Br. Mark Brown


Co widzielibysmy , gdybysmy tak naprawde zobaczyli siebie nawzajem? Oslepiajace swiatlo? Kiedy jestesmy niewidomi - to nie mozemy tego zobaczyc. Ale mozemy sobie zaczac wyobrazac jak moze wygladac glebia naszych duszy, glebia naszych serc. I poczatek tego wyobrazenia jest poczatkiem naszej wizji.


Zyjemy w swiecie gdzie wrazliwosc nie jest wartoscia za bardzo ceniona. Wrazliwosc tak czesto jest utozsaminia z naiwnoscia, glupota. Wyrastalam jako placzliwe, zakompleksione i wrazliwe dziecko. Czesto slyszalam ze nie mam szans na sukces w obecnym swiecie, zebym sie wziela w garsc, przestala histeryzowac, pilnowala swojego zycia. I przez jakis czas tak bylo - zablokowalam emocje, stworzylam sobie jakis tam model osoby jak chcialabym byc i zaczelam pracowac nad swoim wizerunkiem. Zakopalam swoje wewnetrzne swiatlo, zapomnialam o nim, i zaczelam probowac zyc oswietlona swiatlem zewnetrznym. Wszystkim tym co we wspolczesnym swiecie nazywa sie sukcesem. 

Jednak tego wewnetrznego swiatla nie da sie stlumic.Czasem nazywane jest ono powolaniem, dusza, pasja. Tej sily w nas ktora mocno daje sie nam we znaki, jesli idziemy pod prad, przeciwko niej. I nie bylo rady - misternie, kawalek po kawalku musialam zaczac odslaniac to moje swiatlo. Musialam zaczac czuc. Najpierw swoj bol. Potem bol innych ludzi.

Jestem dowodem ze ludzie ze odslonietym swiatlem, ludzie nieuzbrojeni, ludzie wrazliwi maja wspaniale zycie. Bogate zycie. Dobre zycie. Pelne ludzi. Pelne radosci. Mysle ze dbajac o swoja dusze, widze wiecej i glebiej w ludziach. Widze w nich potencjal tak samo jak widze swoj potencjal. Wrazliwosc moze nie czyni zycia latwiejszym ( ale czy zycie ma byc latwiejsze?) ale czyni go pelniejszym i glebszym. 

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Osmy dzien adwentu - CZEKANIE



God waits for us to be ready, for “the eyes of our hearts” to be enlightened. But God also waits on us in the face and form of Jesus at Bethlehem. God stoops to us. Waiting conforms us to the image of God, who waits.

-Br. Curtis Almquist

Bog czeka na nas kiedy bedziemy gotowi. Czeka az otworza sie nasze serca. Tak jak czekali ci wszyscy ktorzy spodziewali sie narodzin Jezusa. Tym wlasnie narodzinami Bog pochyla sie do nas. To czekanie dostraja nas do Boga ktory czeka na nas.

Nawet najlepsze NASZE oczekiwania biora czasem w leb. Misternie zlozone plany rozpadaja sie w oka mgnieniu.. Nagle i niespodziewanie wpadamy w sytuacje bez wyjscia.

Tak bardzo chcielibysmy wiedziec, miec pewnosc, zrozumiec, byc na pewnym i solidnym gruncie nad ktorym mamy pelna kontrole...

A tu czesto nic tylko pozostaje czekac. Ostatnio mialam wiele takich sytuacji w swoim zyciu.

Wtedy tak trudno pamietac, ze to czekanie, to zawieszenie , ta niepewnosc to bardzo wazny czas w naszym zyciu . Czas dojrzewania...Czas rozumienia. Zwolnienia. Porzucenia kontroli. Zaufania.

Czas ktorego w moim zyciu bylo tak duzo, i z perspektywy czasu widze ze byloby mi latwiej gdybym zrozumiala ze w tym czasie mojego czekania dzialy sie tak bardzo wazne rzeczy....

Otwieraly mi sie oczy serca. Poniewaz nie moglam pedzic na leb i na szyje, uwazniej rozgladalam sie wokolo. Uczylam sie wspierac na chwili obecnej bojac sie myslac o przyszlosci.Uczylam sie uwaznosci i nadziei.

Dlatego tak bardzo wazne jest byc tu i teraz a nie tam gdzie juz chcialoby sie byc.... Dzisiaj jest dobry dzien zeby o tym pamietac.

niedziela, 8 grudnia 2013

Siodmy dzien adwentu - TAK





We can fall into lots of “no” at times, into cynicism and negativity. This can be toxic and corrosive to the soul—and to the people we live with. Fundamentally, we are meant to say “yes.” We are meant to find our way to all that we can say yes to. We have an inner compass that can lead us to all we can say yes to.

                                                                                                                       -Br. Mark Brown

Kazdy z na byc moze przeszedl w swoim zyciu przez okres zycia na nie; okres cynizmu i negatowizmu. Takie zycie jest toksyczne i niszczace i dla naszego ducha i dla ludzi wokol nas. Jestesmy  stworzeni do zycia na tak. Jestesmy stworzeni do znalezienia takiej drogi abysmy mogli zyc na tak. Kady z nas ma w sobie ten wewnetrzny kompas ktory prowadzi nas do tego wszystkiego, czemu mozemy powiedziec TAK. 

Jestesmy stworzeni do zachwytu. Jestesmy stworzeni do radosci. Do tanca. Do wzruszen i poruszen.  Jestesmy stworzeni do milosci i do przyjazni. Jestesmy stworzeni do  prawdy. i  wolnosci . Zycia pelnego i glebokiego wsrod cudow dnia codziennego. Jestesmy stworzeni do zycia na tak. Jestesmy powoloni do rozwijania swoich talentow tak aby swiatlo Boga moglo sie od nas odbijac i rozswietlac  drogi innych ludzi wokol nas...Wspierac ich potencjal...

Oczywiscie ze sa sytuacje ktorym trzeba powiedziec NIE. Przemocy, okrucienstwu, niesprawiedliwosci, cierpieniu, dyskryminacji, wojnie...Ale im glosniej w naszej duszy slyszymy  NIE, to tym bardziej stanowcze i energiczne powinno byc nasze TAK . Narzekanie, krytykowanie, rezygnacja, depresja, izolacja, zlosc, lek  nie doda swiatla do miejsc gdzie tego swiatla nie ma.  Nie pobudzi ani nas, ani nikogo wokol nas do wztrastania. Jestesmy powolani do zycia wypelnionego swiatlem dobra. Musimy sie otworzyc na to swiatlo...Musimy tez od siebie odbijac to swiatlo...Aby pomoc ludziom znalezc swoje swiatlo...






sobota -dzien szosty adwentu - WSPOL-CZUCIE




Compassion is both a feeling and a way of being that flows out of that feeling. When we feel compassion, we feel the sufferings of others and feel motivated to help relieve them. Prayer deepens this awareness.
                                                                                                            -Br. David Vryhof

Wspol-czucie ( wspolodczuwanie) - jest jednoczesnie emocja jak i droga zycia. Umiejetnosc  wspol-odczucia cierpienia drugiego czlowieka motywuje nas do dzialan w kierunku zmniejszenia tego cierpienia. Modlitwa zwieksza ta swiadomosc.

Cisza, medytacja, i czas "sam-na-sam" jest bardzo wazny. Umozliwia nam poznanie wlasnego bolu, wlasnego cierpienia - najczesciej tam maja zrodlo korzenie tych naszych mniej chlubnych reakcji. Jednak samotny czas na gorze, jesli za dlugi - to staje sie izolacja. Chrzescijanstwo dla mnie jest tak bardzo atrakcyjne, bo Chrystus inspirowal tak bardzo do wspol-odczuwania. Odczuwania bolu i cierpienia drugiego czlowieka. i potrzeba zaangazowania sie, i wyjscia poza siebie. Zaangazowania sie w cos co zmienia swiat. A zmieniac swiat na lepsze moze kazdy. Nawet jesli ten swiat ma tylko wielkosc jednego domu, jednej ulicy, jednej dzielnicy, czy tez jednej wspolnoty. Z mojego doswiadczenia - poprzez nasze zaangazowanie, ten nasz swiat ma tendencje gwaltownego rozrastania. Ludzie chca razem  WSPOL-ODCZUWAC. Ludzie chca razem zmieniac swiat. 

piątek, 6 grudnia 2013

Dzien szosty adwentu- Cisza


.

Without silence, it is hard to truly hear, to truly listen to God’s voice – to hear God speaking God’s “first language.”

-Br. Geoffrey Tristram


Boga glos tak naprawde slyszy sie w Ciszy. Bez tej ciszy trudno jest i slyszec Boga i sluchac Boga. 



czwartek, 5 grudnia 2013

Dzien piatu adwentu - wsluchaj sie w swoje pragnienia



 http://ssje.org/word/

Listen to your desire. Our capacity to desire is God-given. No matter how flimsy our desires, no matter how conflicted or shadowy or duplicitous or even wrong our desires may be on the surface, they are connected to something deep within our souls that really demands attention, and that is good.

-Br. Curtis Almquist


Wsluchaj sie w swoje pragnienia bo one pochodza od Boga. Nawet jesli z pozoru te pragnienia sa blahe, niewazne, dwulicowe czy nawet kompletnie bledne lub niewlasciwe, to przypatrz sie nim, spedz z nimi czas bowiem czesto maja swoje korzenie w tej czesci naszej duszy, ktora domaga sie naszej uwagi a to jest dobre. 





środa, 4 grudnia 2013

Czwart dzien Adwentu - skad mamy wiedziec?



If we don’t know that we are lost, how can we know we need to be found? If we don’t know we need to forgive or be forgiven, how can we know we love or are loved? If we don’t know we are blind, or lame, or sick or deaf or dead, how can we know we need a saviour?

-Br. James Koester


Jesli nie wiemy ze pogubilismy sie, to skad mamy widziec ze potrzebujemy byc odnalezieni. jesli nie wiemy ze potrzebujemy perzebaczyc lub przebaczenia , to skad mamy wiedziec jak kochac siebie  i innych Jesli nie wiemy ze jestesmi niewidomi, chorzy, glusi lub martwi, to skad mamy wiedziec ze potrzebujemy zbawienia. 



Ellen T. Charry, Professor Teologii w Princeton Seminary, w swojej ksiazce God-Art-Happiness ( http://www.amazon.com/God-Art-Happiness-Ellen-Charry/dp/080286032X_ twierdzi ze chrzescijanska tradycja, ktora obiecuje szczescie, ale tylko w zyciu po smierci - ( jakze znajomy w polskiej tradycji krzyz i cierpienie ktory ma nam zarobic pelnie szczescia po smierci) jest mylna interpretacja ewangelii. Profesor Charry twierdzi ze szczescie to nie jest emocja, lecz raczej etyczne zycie, ktore zbliza nas do Boga, czyli Piekna, Radosci, Milosci, Wspolczucia, Harmonii i Dobra . Zycie, ktore dostepne jest dla nas teraz i tutaj. Zycie, przez ktore Bog moze realizowac swoje intencje.  Jesli z naszego zycia wydziera pustka i smutek to potrzebujemy zbawienia.


wtorek, 3 grudnia 2013

Adventu dzien trzeci - zobacz!






Advent is a season of waiting, of anticipation, of preparation. We are waiting expectantly for the Lord and preparing ourselves to meet him when he comes. But how exactly do we prepare for the coming of the Lord? The answer suggested by the gospel might surprise us. John [the Baptist] says, REPENT. 

Adwent to okres oczekiwania, przewidywania i przygotowania. Czekamy niecierpliwie na Boga i przygotowujemy sie na spotkanie z Nim kiedy juz nadejdzie. Ale jak wlasciwie czlowiek moze sie przygotowac na przyjscie Boga? Rada z ewangelii moze nas zaskoczyc bowiem Jan Baptysta mowi - OPAMIETAJCIE SIE.???

 Opamietajcie sie? Pokuta, ciemnosc, pustka, zalosc, rekolekcje adwentowe  - tak pamietam adwent ze swojego dziecinstwa. Wyciszony czas, moze nie az tak bardzo smutny jak ten w Wielkim Poscie, ale zdecydowanie czas "naprawy siebie". Czy naprawde jest to przeslanie Ewangelii? 

Greckie slowo "metanoia" zostalo przetlumaczone na jezyk polski - jako "opemietac sie", czyli zrozumiec zlo i za to zlo zalowac. Bardziej jednak doslowne  tlumaczenie slowa "metanoia" to zmiana myslenia. Roznica moze subtelna, ale jakze mniej groznie brzmi to bardziej doslowne tlumaczenie - "Zmien myslenie swoje".  

Kazda bowiem zmiana zewnetrzna ma swoj poczatek w naszym mysleniu. Nasze mysli sa zwierciadlem rzeczywistosci, nawet jesli rzeczywistosc ta sama w czasie i przestrzeni, to czesto tak bardzo rozna w zaleznosci od naszej interpretacji. 

Moze wiec w okresie adwentowym warto "zobaczyc" swoje mysli, swoje interpretacje oraz percepcje swiata wokol nas? 

Moze w okresie adwentu wystarczy tak po prostu stanac przed Bogiem bez calego naszego bagazu emocjonalnego, w ciszy i bez tej calej skorupy ochronnej na naszym sercu. Bez poczucia winy, bez poczucia wyzszosci, bez poczucia nizszosci, bez poczucia ze sie cos nam nalezy, albo nie-nalezy, bez poczucia krzywdy, bez strachu przed przyszloscia, bez zalu ze przeszloscia. Tu i teraz w pelnym otwarciu. I  z tego obdartego z naszych interpretacji  miejsca zobaczyc czy nasze mysli pomagaja nam widziec swiat i siebie tak jak widzialby go Bog....Czy te mysli sa poczatkiem swiata milosci, radosci, wspolczucia , harmonii i ciszy? W nas samych? Czy takimi myslami dotykami ludzmi wokol nas?  

Bo swiat wokol nas  to przedluzenie  tego co w nas.







poniedziałek, 2 grudnia 2013

Dzien drugi adwentu - zachwyc sie!



Here’s a suggestion: we could all take a rest from trying to be better persons, we could take a rest from our projects of self improvement long enough to comprehend how magnificent we already are. We could wait until next year to be a better person. Today, we could genuflect in awe before the wonder of our own incarnate existence.

A gdyby tak sprobowac odpoczac nieco od naszych staran bycia lepszym? Odpoczac  od tych wszystkicch projektow samodoskonalenia? Opoczac na tak dlugo aby zobaczyc W SOBIE  wielkosc i piekno. Odlozmy poprawianie siebie az do  pierwszego stycznia a dzis, po prostu zatrzymajmy sie  w zachwycie nad naszym wlasnym istnieniem. 

Marcus Borg wybitny wspolczesny teolog w swoich rozwazaniach na temat adwentu  (http://www.patheos.com/blogs/marcusborg/2013/11/thinking-about-advent/) przekonuje ze nasze tradycyjne zrozumienie adwentu jako okresu pokutnego jest raczej niefortunne. Nasza relacja z Bogiem oparta na grzechu , potrzebie skruchy i przebaczeniu jest wielkim zubozeniem chrzescijanstwa. Adwent to okres oczekiwania, tesknota i pragnienie innego zycia i innego swiata.


niedziela, 1 grudnia 2013

Dzien Pierwszy Adwentu - Czekaj!

http://ssje.org/word/

What grows tall and strong must also grow slowly and deep, or it will tumble… Depth takes time. God has all the time in the world. Though we live in a culture that so highly values instant access to everything, at least in the spiritual realm, we can only bear a little at time.

To co maw zrastac w gore i w sile, musi  jednoczesnie tez wolno zapuszczac glebokie korzenie,  gdyz w przeciwnym razie sie wywroci.  Zapuszczanie korzeni  wymaga czasu, ale Bog ma czas nieskonczony. Pomimo ze nasza kultura tak bardzo ceni sobie efektywnosc i szybkosc, duchowe  korzenie nie rozwijaja sie natychmiast - te  wymagaja  czasu.

Z tym naszym rozwojem duchowym to troche tak jak z sadzeniem cebul tulipanow i zonkili . Nie za bardzo przepadam za tym zajeciem - rezultatow dlugo nie widac, a ja zawsze czekam z tym zadaniem do ostatniej chwili. W moim ogrodzie ziemia jest gliniasta wiec trzeba ja przy okazji nawiesc, przeniesc wiaderka kompostu - zajecie wyjatkowo niewdzieczne! Napracuje sie czlowiek mocno przy tym a rezultatow natomiast nie ma pozornie zadnych. Ale tam w tej zmarznietej zimowej ziemi przycupniete zycie sie czai, aby jak co roku wiosna zaskoczyc mnie gama kolorow i pieknem. Dlatego potrzebny jest nam w zyciu adwent. Adwent czasu wolniejszego, ciszy i glebi -adwent  sadzenia i nawozenia. To co ma wyrosnac silne i wysokie, potrzebuje mocnych korzeni a te potrzebuja czasu i  nawiezionej gleby.

Advent

Moje rozumienie Boga zmienia sie. Odeszlam juz tak daleko od tego grzmiacego, groznego, karajacego Boga mojego dziecinstwa, wciaz wymykajacego sie spod wszelkich teologii Boga mojej mlodosci, ktorego tak bardzo chcialam uchwycic w ktoryms z wyznan chrzescijankich w okresie moich uczestnictwa w roznych kosciolach - teraz Boga spotykam czasem w ciszy, w pieknym zachodzie slonca, podczas moich regularnych spacerow nad rzeka, czasem w pieknie drugiego czlowieka, w radosci wspolnych akcji charytatywnych, w  spiewie w moim kosciele, w uwaznym krojeniu warzyw ( co za gama kolorow i ksztaltow!) w wierszu   takim,  ze trafia prosto do duszy. W tych chwilkach malych i nieregularnych ale z moca rozciagajacych sie ponad materie zycia. Tego Boga mojego spotykam o wiele czesciej , jak sie na Niego otwieram - kiedy dbam o cisze w sobie, kiedy nie pedze na zlamanie karku - tak o to ciezko czasem w tym zyciu waszyngtonskim.

Im jestem starsza tym bardziej rozumie tradycje i cyklicznosc roku liturgicznego w kosciele. W moiom kosciele episkopalnym ( tak w nawiasie w Polsce zaczyna sie tworzyc pierwsza Wspolnota Episcopalna http://episkopalianie.pl/ ) ten rok koscielny jest przepiekne celebrowany - duzy nacisk w tym kosciele kladzie sie na forme, na myzyke, i na obrzedowosc. Kazdy kosciol ma ogrod, zawsze zadbany, z laweczka - to uklon w kierunku tradycji celtyckiej bowiem tradycjie wierzenia i symbole Celtów były związane z Ziemią i otaczającą ich przyrodą. Zmieniajace sie, piekna i cykliczna przyroda jest czesto miejscem spotkan z Bogiem, Sily Wyzszej, jakkolwiek tego Boga rozumiemy. Podczas moich podrozy po USA, czesto szukam wlasnie kosciola episkopalnego bo wiem ze bedzie tam miejsce na chwile zadumy, na refleksje, nawet jesli sam kosciol bylby zamkniety. Ta dbalosc o forme rozni kosciol episkoplany od innych protestanckich kosciolow - czesto kosciol episkopalny nazwany jest pomostem pomiedzy protestanckimi a katolickimi formami wyznan. nie ma w nich tradycyjnego przepychu kosciola rzymsko-katolickiego, ale tez nie ma tego odrzucenia wszystkiego co w jakims sposob inny niz biblia opisuje Boga.

Kiedy flirtowalam przez jakis czas  z buddyzmem, odwiedzalam wspolnoty medytacyjne to nauczylam sie sie siedziec w ciszy. ( Buddysci klada nacisk na to ze sie nie medytuje, tylko po prostu siedzi sie ze swoimi myslami, obserwuje je, stara sie je odsunac - to "siedzenie" to strasznie trudna sprawa!). Zozumialam ze ta pustka ktora zaczyna mnie otaczac, ktora w buddyzmie jest celem, oswieceniem,  zaczyna mi ciazyc. Zaczelam tesknic za energia wspolnoty, za obrzedowoscia, zrozumialam ze tak naprawde moja duchowsc najlepiej realizuje sie w chrzescijanstwie. W kosciele z piekna obrzedowoscia, ale tez z tradycja milosci, wspolczucia, dobrych Samarytan, wspolnych posilkow, wsolnego bycia ze soba, wspolnej radosci. Jestem pewna ze w XXI ludzie bardzo do tego tesknia. Pewno to tez kwestia wychowania w bardzo praktykujacej rodzinie katolickiej - te obrzedy i tradycje przywoluja pamiec dziecinstwa.

Mam bliska przyjaciolke ktora jest ateistka - przez dlugi czas towarzyszyla jej jakas taka pustka, w koncu pod moja namowa zapisala sie do Towarzystwa Etycznego. Tam znalazla swoja wspolnote, tam anagazuje sie w akcje charytatywne, tam wraz z innymi ludzmi obchodza razem swoje urodziny, wspiraja sie, wspolnie napelniaja energia. Tam jest jej Bog - wspolne dobro, radosc z bycia innymi, wspolnota...Bog Wspolczesny...Bog kreujacy Dobro....Kiedys przeczytalam madry artykul na temat ewolucji i Boga - ze skoro wszystko w swiecie ewoluuje, to tak samo ewwluuje Bog, zmienia sie jak Go rozumiemy.. Stad niebezpiecznosc religii dogmatycznych probujacych zamknac Boga w traktatach, przepisach i hierarchiach...Stad moja radosc w bycia w otwartym kosciele chrzescijanskim ktory nie dyskryminuje, ktory wspiera inicjatywy promujace milosc i rownosc wszystkich ludzi. Progresywne chrzescijanstwo z piekna obrzedowoscia i tradycjami...

No ale mialo byc o Adwencie....


 Adwent - czas oczekiwania, czas dluzszych ciemnych wieczorow, krajobrazu  bezlistnego w roznych odcieniach brazow - tak dobry czas na wiecej ciszy w nas samych. Ja sama czesto od Ciszy uciekam. W Ciszy spotykam sie z tymi ktorzy odeszli do innego Wymiaru serce czasem peka z tej pustki, w Ciszy czesto widze przejmujaco i dokladnie te wszystkie dziury emocjonalne co domagaja sie zakopania, wypelnienia, zapomnienia i pokusa wielka aby juz  w pierwsza niedziele Adwentu , zaczac te Swieta Bozego Narodzenia ze wszystkimi pieknymi dekoracjami, swiatelkami, zakupami, koledami i po prostu uciec od tej Pustki Oczekiwania. W Ciszy nie zawsze jest radosc, wdziecznosc i spokoj. W Ciszy czesto jest bol. Ale wiem ze i ten Bol trzeba spotkac, bo niespotkany, niezrozumiany bedzie sie dobijal, dokuczal, domagal uwagi - i da sie we znaki tak czy inaczej. Bol ma tendencje wydobywac sie w sposob nieciekawy u mnie - autodestrukcyjny niestety.

Postaram sie codziennie spedzic troche czasu w Ciszy Adwentowej. Bede korzystac z tego kalendarza
http://www.ssje.org/adventresources.html, ze strony zakonu episkopalnego Sw. Jana Ewangelisty w Cambridge, MA. Lubie te kalendarze, zadania codzienne bo mobilizuja mnie do systematycznosci, z ktora u mnie czasem na bakier.                                                                                            


sobota, 30 listopada 2013

Ohhhhh..moja pierwsza nominacja!

Kiedy zaczynalam tego bloga chcialam tak troche pisac dla siebie - balam sie ze jak duzo osob bedzie mnie znalo, to strace swoja uczciwosc. Mialam wielka nadzieje ze utworzy sie tutaj rodzina blogowa ludzi myslacych podobnie i tak jak ja oswoilam blogi gdzie czuje sie dobrze, z czasem i ten blog bedzie oswojony. I tak sie stalo! I to oswojenie mobilizuje - bede starala sie pisac regularniej. 

No i dostalam swoja pierwsza nominacje:

"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za dobrze wykonaną robotę. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cie nominował".


Moja nominacja przyszla z blogu Niebieskie Migdaly: http://tanczewfartuszku.blogspot.com/ z komentarzem za ktory bardzo dziekuje:

uwielbiam mimo tej przerwy we wpisach 

( tratatatata!)

Oh! Dowod na to ze pozytywne nastawienie, pochawala dmucha niezwykle ludziom w zagle! No ale do rzeczy:

Oto moje odpowiedzi:

1. Czy zastanawiasz się co ludzie powiedzą czy może żyjesz swoim życiem nie zważając na opinię innych?

  • Ucze sie tego! Krytyka potrafi mnie zranic ale ucze sie nie atakowac w odpowiedzi. Jestem swiadoma ze negatywni ludzie to ludzie ktorzy w jakis sposob cierpia w swoim zyciu. Skad wiem? Bo kiedys sama bylam bardzo krytyczna i negatywna. Coraz bardziej i czesciej zyje w harmonii z ze soba w oparciu o swoje wartosci. Jest to wazne dla mnie! Ale dochodzilam dlugo do tego miejsca, i musze dbac o ten kontakt ze soba. W moim zyciu coraz wiecej jest pozytywnych i wspomagajacych mnie ludzi, i z ich zdaniem sie licze i od nich sie ucze. Nie odbieram tego jako krytyke, ale jako podana mi reke. Sama tez staram sie nie byc negatywna i krytyczna i widze ze to bardzo katalizuje podobne nastawienie. Biore odpowiedzialnosc za swiat wokol mnie. 

2. Co myślisz o kosmetykach naturalnych?

3. Najbardziej szalona rzecz jaką zrobiłaś w życiu?

  • Chyba to ze podjelam sie byc pelnoetatowa matka dla dwoch chlopcow. Wszyscy w mojej rodzinie twierdzili ze popelniam glupstwo, ze nie poradze sobie. Byla to najmadrzejsza decyzja w moim zyciu bo  plynaca z serca. Mam wspanialy kontakt i gleboka przyjazn z moimi doroslymi juz przyrodnimi synami, a moj biologiczny syn ma prawdziwych braci. Wlasnie z dolu domu slysze ich smiech!
4. Kto jest twoją inspiracją?

  • Anne Lamott
  • Pema Chodran
  • Moja przyjaciolka Ewa Henry, ktora wirtualnie zmobilizowala wielu ludzi i jej akcja pomogla uratowac zycie ludzkie.
  • Moja przyjaciolka Ewa w Polsce, wspaniala nauczycielka ktora lubi swoja prace i jest jednym z najcieplejszych i najukochanszycj ludzi na swiecie. 
  • Moja przyciolka Ola ktora jest naukwcem, biega i jest wspaniala matka dl wspanialego synka
  • Wiele moich wirtualnyuch przyjaciol.  Np. Iza w Anglii, Gosia w Grecji i wiele wiele innych. 
  • Wiele pozornie zwyklych ludzi ktorzy nie godza sie na zlo tego swiata. Nauczyciele z ktorymi pracuje i ktorzy nie szczedza sil aby pomoc studentom. Ludzie w moim kosciele ktorzy angazuje sie w akcje pomocy bezdomnym i biednym. Inspiruja mnie ludzie spolecznie zangazowani, aktywisci, ale tez inspiruja mnie ludzie po prostu  pozytywni, sprawiedliwi i uczciwi.Ja po prostu lubie ludzi!
5. Gdybyś mogła przywrócić do życia jedna nieżyjącą osobę kto by to był i dlaczego?
  • Siostre mojej mamy. Chcialabym jej jeszcze raz podziekowac za jej milosc do mnie. Ona wciaz zyje we mnie- codziennie bardzo za Nia tesknie,. Odeszla za szybko w wieku niespelna 60 lat. Tutaj napisalam o Niej nieco wiecej :http://spiralingtwocountries.blogspot.com/search?q=wazka
6. Jesteś sową czy skowronkiem? Jak jest u ciebie ze wstawaniem rano?

  • Zdecydowanie skowronek. Od zawsze! Na studiach potrafilam wstac o 4 rano i uczyc sie do egazaminow. W okolicach godziny 10 wieczor padam!
7. Wymień dwie potrawy bez których nie mogłabyś żyć.

  • Nie mam takich potraw. 
8. Co jest dla ciebie oznaką kobiecości?

  • Nie wiem czy bede umiala to wyrazic. Znam wiele kobiet ktore dla mnie emanuuja kobiecoscia - jest w nich taka akceptacja siebie, taka dbalosc  widac ze one dobrze czuja sie w swoim towarzystwie. Mam tez momenty ze sama tak sie czuje ale na kobiecosc musze byc wypoczeta.
9. Czego nigdy byś nie zjadła?

  • Nie przepadam za plackami ziemniaczymi. 
10. Ile uprawiasz sportu i jaki rodzaj?

  • Biegi i joga. Wbrew pozorom bardzo uzupelniajace sie aktywnosci. Chcialbym codziennie ale nie zawsze mi sie udaje. Ale sie przyznam ze od sportow jestem uzalezniona, uwioelbiam ruch, uwielbiam lazenie po gorach i czekam na okres w moim zyciu ze bede miala na to wiecej czasu. 
11. Jak długo już blogujesz i jak do tego doszło.

  • To moj trzeci blog - dlugo, bardzo dlugo. Ja od zawsze miala nieprzeparta potrzebe przyjazni, rozmow - ja nie jestem za dobrym materialem emigracyjnym i na poczatku emigracji czulam sie tutaj jak to drzewo przesadzone ktore nijak sie przyjac nie chce. Te blogi czytane i pisane po polsku dawaly mi namiastke "bycia" na dwoch kontynentach.

Moje pytania:
  1. Kto znaczaco wplynal na Twoje zycie?
  2. Ja wg Ciebie wygladalby swiat gdyby nie bylo w nim pieniedzy?
  3. Jak wyobrazsz sobie swoje zycie za 10 lat?
  4. Ulubiony film?
  5. Ulubiony autor?
  6. Najlepszy napisany post na Twoim blogu ( podaj link)
  7. Jedno zdanie ktore opisuje jakies wspomnienie z Twojego dziecinstwa.
  8. Czego sie ostatnio nauczylas?
  9. Ulubiona pora roku? 
  10. Co chcialabys powiedziec sobie w wieku lat 18?
  11. Co w sobie cenisz najbardziej?
Nominuje nastepujace blogi:
http://zbabskiejperspektywy.blox.pl/html - blog pisany tak, ze chcialabym z Kasia usiasc przy herbacie i pogadac. 

http://artdeco.blox.pl/html - po prostu piekny blog. 

http://syracuse.blox.pl/html - amerykanski i bardzo inteligentny. Trafnosc obserwacji codziennych!

http://awuba.blox.pl/html - blog ktory zmobilizowal mnie do zaintersowania sie polityka. Niezwykla zbieznosc pogladow na zycie. Czesto po przeczytaniu mam reakacje - NO TAK. No i duza wdziecznosc za bycie u mnie, regularne komentarze. 

http://ewa777.blox.pl/html - taki kochany i codzienny blog. Delikatny, subtelny i pieknie napisany. 


http://www.majewska-opielka.pl/blog/ - Pani Iwona kiedys , lata temu uswiadomila mi ze nasze wzrastanie wymaga pracy i wyborow - ze czlowiek musi wziac odpowiedzialnosc za swoj potencjal. Bylo to ponad 18 lat temu. Jestem Jej za to wdzieczna za bycie w moim zyciu w formie wirtualnej. 


http://zielenina.blogspot.com/ - staram sie jak moge jesc wg tej filozofii. Piekny blog i bardzo fajne przepisy.

http://zyciowe-puzzle.blogspot.com/  - blog z dusza. Myslacy, refleksyjny i poetycki. 

http://twarzawstroneslonca.blogspot.com/ - blog na wakacjach ale mam wielka nadzieje ze powroci

http://wswieciezyrafy.blogspot.com/ - blog mlodej mamy, z ktorej filozofia rodzicielstwa zgadzam sie w 100%


środa, 27 listopada 2013

Start where you are

Ja zaczac pisac bo dwoch miesiacach nieobecnosci na tym blogu? Jak zaczac pisac po tym pracowym wirze w ktory sama , wlasnymi rekami ( albo  referatami i konferencjami) wpuscilam sie w zeszlym roku w styczniu? Byl to czas mojej intensywnej pracy nad publicznymi wystapieniami i w tym zapale zlozylam referaty na wszystkie mozliwe konferencje. Te wszystkie mozliwe konferencje odbywaly sie wlasnie we w pazdzierniku i listopadzie. Jak to zwykla bywa ze mna,  moje  kompulsywne mierzenie sil na zamiary mnie troche podlamalo tej jesieni - ale czuje ze zrobilam olbrzymi krok w przelamywaniu swoich lekow. Nabralam pewnosci siebie i bardzo duzo sie nauczylam. Teraz bede mogla troszeczke zwolnic.

Wracajac do mojego biednego zaniedbanego bloga, o ktorym myslenie wzbudza nieco poczucie winy  - pierwsza mysl ktora przychodzi mi do glowy kiedy zobaczylam pusta wirtualna kartke i pomysklam - na jak tutaj zaczac? to  "zacznij w tym miejscu w ktorym jestes".

 A dzis jestesmy  w przededniu ( bardzo dziwacznie ten "przeddzien" wyglada, ale Google twierdzi ze ta forma istnieje) Swieta Dziekczynienia. W kuchni na dole wielkie gotowanie. Nasi synowie juz tacy dorosli. jeden nie je miesa, drugi jadlby tylko mieso - wiec gotowanie olbrzymie  i na kilka frontow.

Przepiekna i pelna kolorow  jesien juz odchodzi - ta pora roku chyba najbardziej przypomina nam o cyklicznosci zycia - i ze o wiele o nas latwiejsze jest, jesli jestesmy otawarci na te zmiany. Ostatnio, przeczytalam bardzo ciekawy artykul na temat "umyslowej sily" - a raczej o tym czego unikaja  ludzie silni umyslowo :
http://www.forbes.com/sites/cherylsnappconner/2013/11/18/mentally-strong-people-the-13-things-they-avoid/

Z radoscia stwierdzilam, ze doszlam do miejsca w moim zyciu ze swiadomie sama unikam zachowan i sytuacji ktore mi nie sluza, umie je rozpoznac i umie zapanowac nad moim mysleniem. Pare rozwazan zainspirowanych tym artykulem.

  • Bardzo rzadko rozczulam sie nad soba. Nie pamietam kiedy ostatnio czulam sie pokrzywdzona, zle potraktowana -  jestem bardzo swiadoma, ze zycie nigdy nie obiecywalo nam drog uslanych rozami, i jestesmy odpowiedzialni za  to aby samemu obsadzic sobie tymi rozami. Ba, chce aby moja droga w rozach  umilala drogi osob ktorych drogi krzyzuja sie z moimi.  A wiec pracuje nad tymi rozami w moim zyciu. Podlewam,  sadze kolejne, nawoze i w miare mozliwosci sie nimi dziele. Wiem ze to wymaga czasu, pracy , systematycznosci i wysilku. Jesli wejde na droge innych ludzi, ktorzy maja roze wieksze, piekniejsze i gestsze, bardzo staram sie aby od tych ludzi sie czegos nauczyc, aby poczuc sie zainspirowanym, i z ta nowa wiedza wrocic do swoich roz. Wykluczylam prawie kompletnie uczucie zawisci ze swojego myslenia - obrzydliwy chwast zabierajacy cenna pozywke z gleby zycia.

  • Nie trace energii na rozpamietywanie przeszlosci Odrobilam juz te  lekcje z przeszlosci i jestem wdzieczna za wszystko czego mnie ta moja przeszlosc nauczyla.

  • Nie trace tez cennej energi na to, nad czym nie mam kontroli. Moje poczucie wartosci jest o wiele solidniejsze - wiem teraz bardzo dobrze, ze ludzie krytyczni i negatywni zmagaja sie sami z kiepskim poczuciem wartosci - jesli ktos nadmiernie sie przechwala, lub tez jest w stosunku do mnie negatywny i krytyczny- staram sie bardzo podniesc poczucie wartosci mojego rozmowcy. Jednoczesnie jestem bardzo swiadoma, ze mam olbrzymia kontrole tylko nad swoimi emocjami i swoja reakcja - doszlam do etapu ze bardziej zalezy mi aby sie uczyc od innych ludzi, niz miec racje.

  • Coraz czesciej celebruje male kroczki, codziennie staram sie podejmowac jakies wyzwania - czasem wieksze, czasem mniejsze.
I wlasnie w przeddzien Swieta Dziekczynienia chcialam napisac ta notke, ze tak bardzo jestem wdzieczna za ta swoja droge zycia, za wszystkich ludzi ( i tych ktorych znam osobiscie, i tych ktorych znam wirtualnie) za wszystkie lekcje wyuczone - mimo ze to amerykanskie swieto - Happy Thanksgiving. Thanks-GIVING. 


niedziela, 22 września 2013

jesien

O ile mnie pamiec nie myli  to 21 wrzesien jest ostatnim dniem lata. Wchodzimy w jesien. Przede mna dlugi i piekny pogodowo okres - postanowilam ze bedzie to okres fizycznych zmian. Zza rogu 159 dni czai sie na mnie polskie wesele - moja bardzo bliska kuzynka wychodzi za maz i szykuje sie w rodzinie wielkie weselisko. Chce sie na nim dobrze czuc - chce aby moj wyglad zewnetrzny byl odbiciem mojego piekniejszego wnetrza, spokoju i radosci.


Moj plan:
  •  kontynuacja dbalosci o swoje wnetrze - medytacje, zaangazowanie, kontakt z pozytywnymi i ciekawymi ludzmi, dbalosc w pracy, unikanie stresow i pracoholizmu. To wciaz jest najwazniejsza dla mnie sprawa. Starannosc inwestowania czasu w obszar rzeczy waznych i nie-pilnych. Codzienna refleksja nad tym, ale rownoczesnie duza elastycznosc.
  •  kontynuacja  wegetrianskiej diety ale ograniczenie  jej do okolu 1300 kcal  ( tyle mniej wiecej moj organizm kalorii potrzebuje na dzien). Planeta nasza ledwo zipie...
  • moje posilki sa bardzo zdrowe, wiec tylko troszke je zmniejszam. Jedyna forma cukry jest czekolada 72% - do dwoch kostek dziennie.)
  • zrezygniowanie z drugiej kawy dziennie. 
  • sen, dbalosc o wypoczynek i co najmniej godzina ruchu dziennie 
  • planowanie i zapisywanie posilkow 
Jedynymi nowymi zmianami , ktore wprowadzam  to odmierzanie i zapisywanie posilkow i jedzenie ich o okreslonych porach. Zobaczymy co sie bedzie dzialo z moim organizmem....W sumie male zmiany, moze nawet  organizm ( ten osobny byt we mnie co czasem sluchac nie chce) nie zauwazy, a odpowie spadkiem wagi? Bo niestety uwaznosc w tej dziedzinie bardzo mi sie w lecie pogorszyla i odczuwam spadek fizycznej formy.




 

wtorek, 17 września 2013

pomaganie

Bardzo ciekawy wieczor wczoraj. Spotkanie z dwiema starszymi kobietami (jak jak lubie te kobiety  w czasie dalej ode mnie i pokazuja mi jakie pelne i zaangazowane moze byc zycie w kazdym wieku), ktore prowadzily rozne programy pomocy spolecznej. W USA tak jak i na calym swiecie powieksza sie przepasc miedzy biednymi a bogatymi. W naszej, dosc zamoznej czesci USA na ulicach widac coraz wiecej ludzi proszacych o pomoc. W mediach zaczyna sie mowic o tym jak efektywnie pomagac - oficjalne stanowisko jest takie ze dawanie pieniedzy ludziom poglebia ich biede, nie mobilizuje do dzialan i poleca wplacanie pieniedzy bezposrednio do organizacji wspomagajacych ludzi..

Beth and Jean , ktore cale zycie przepracowaly w instytucjach wspomagajacych ludzi twierdza, ze droga czlowieka z ulicy do organizcji, ktora moze mu skutecznie pomoc i zaaktywizowac jest bardzo dluga. Rozwiazaniem bylby wiekszy socjalny budzet i wiecej ludzi, ktorzy profesjonalnie zajmuja sie pomoca spoleczna. Jesli ten budzet panstwa bedzie sie zmniejszal, a odpowiedzialnosc za pomoc ludziom spychany bedzie na male prywatne organizacje, to te wszystkie male, prywatne osrodki pomocowe moga przyczynic sie do poglebienia uzaleznien. Potrzebne sa bardziej systemowe rozwiazania, koalicje, wspolpraca ze organizacjami rzadowymi. Dobre i konstruktywne spotkanie. Nasz kosciol od wielu, wielu lat prowadzil mala operacje rozdawania zywnosci - jednak od jakiegos czasu do kosciola zaczeli przychodzic ludzie bardziej zdesperowani i agresywni - spizarke musielismy zamknac. Szukamy bardziej konstruktywnego rozwiazania i bedziemy prosic o pomoc wieksze organizacje, z ktorymi nasz kosciol pracuje.

niedziela, 15 września 2013

Ciag dalszy...

Ciag dalszy mojej interpretacji framgmentow z ksiazki Dr. Dyera - co wchodzi w droge spokojowi  wewnetrznemu,  rownowadze  i ciszy - wartosciom, ktore dla mnie, osoby raczej z natury rozhisteryzowanej i nerwowej sa bezcenne, bo pozwalaja mi z wieksza radoscia i efektywnoscia  zyc. I nie jest to sztuka dla sztuki - tylko wiem, ze jak sie jest tym zdrowym, spokojnym i radosnym drzewem to takie  drzewo lepsze dla wszystkich wokol. Dr. Dyer pisze ze do zgelku i wrzawy wewnetrznej przyczyniaja sie:
    • Narzucanie sobie terminow i zycie pod presja - to jest niezwykle dla mnie trudna sprawa bo ja niemalze jestem ( no dobra, prawie bylam) uzalezniona od stresu  a Waszyngton to idealna pozywka dla ludzi z takim uzaleznieniem. Wiecej, szybciej, na wczoraj, ...Jednak, jak czlowiek ma potrzebe i sie z glebi serca otworzy na pomoc, to wczesniej czy pozniej ta pomoc przyjdzie. U mnie przyszla w postaci szefowej, ktora jest odwrotnoscia mnie. Na poczatku bardzo mnie denerwowala - sprawiala wrazenie ze na niczym jej nie zalezy, ze niczym sie nie przejmuje. Ale jak sie przyjrzalam jej pracy, to wszystko zawsze miala zaplanowane, wszystko spokojnie konczyla, wszystko elegancko oddawala, projekt po projekcie... A ja z wywieszonym jezekiem siedem srok na raz....Zawsze chwalona za swoja wydajnosc, ciezko mi bardzo bylo uswiadomic sobie ze tej nerwowej wydajnosci nikt specjalnie nie chce. I zaczelam pracowac nieco spokojniej i wolniej. Zaczelam tez bardzo uwazac na to czy to co robimy ma wartosc, czy jest wazne, czy warto inwestowac w to czas...Planowac..Jest lepiej...Ale czujnosc jest tutaj bardzo wskazana...

  • Gromadzenie i zdobywanie - moja relacja z materia bardzo sie zmienia, i zaczynam robic dobry uzytek z zarobionych pieniedzy. W miare mozliwosci dziele sie, inwestujemy pieniadze w to co jest wazne dla jakosci naszego zycia. Zyjemy ekologicznie, nie gromadzimy, sami robimy duzo remontow. sami gotujemy i sprzatamy. Wiekszosc naszych pieniedzy idzie obecnie na edukacje ostatniego syna, i jest to radosna inwestycja, ktora on docenia....Jednak byl to proces..,,Nie zawsze tak bylo...Pokusa materii w USA jest olbrzymia.... Druga strona medalu, to calkowita negacja materii, nie dbanie o to aby za swoja prace dostawac solidna zaplate, demonizowanie materii. Trzecia strona medalu ( no medal ma trzy wymiary) - to przesadna oszczednosc, gromadzenie na czarna godzine, lek przed bieda.  ..Musilam sie przyjrzec wszystkim stronom tego medalu bo kazda strona mi uwierala....- Trudny, zloty srodek..
  • Wewnetrzna paplanina - pare lat temu, zdecydowalam sie isc na lekcje medytacji. Pamietam, ze byl to okres kiedy wszystko walilo mi sie na glowe - kiepsko wtedy spalam, mialam olbrzymie klopoty z koncentracja, czulam sie fatalnie. Trafilam wtedy na jakis piekny blog, z ktorego bilo tylke radosci i spokoju, i kobieta wspomniala tam medytacje.   Wyszukalam  w mojej okolicy takie centrum medytacyjne i poszlam. Pierwsza sesja to byla  droga przez meke.  Mysli wirowaly jak szalone, atakowaly,  minuta medytacji wydawala sie godzina, bylam znudzona, zniecierpliwiona, zla - ale wytrwalam ta cala godzine, i po raz pierwszy spalam lepiej tej nocy i czulam sie lepiej. Chodzilam przez jakis czas na te sesje, nauczylam sie tam koncentrowac na oddechu , a potem odkrylam joge.  I zaprzestalam - po czym  zorientowalam sie zaczynam sie gorzej czuc i  gorzej spac. W zeszlym miesiacu wrocilam na  mate - i nigdy wiecej nie zrobie takiej dlugiej  przerwy, nawet jesli mialaby to byc mata w sypialni, i jesli mialoby to byc tylko kilka minut dzienne. Słowo "yoga" pochodzi od sanskryckiego rdzenia yuj, co znaczy "łączyć, kierować, skupiać uwagę", ale też "jarzmo" oraz "powściągać". Joga to system cwiczen, ktory zostal rozwiniety jako sposob  na zachowanie harmonii duszy i ciała, higieny ciała oraz dobrej kondycji psychofizycznej. Zdaje sobie sprawe z tego, ze  joga  jest tez jednym z najważniejszych systemów filozofii indyjskiej. Ja uzywam  jogi jako pomoc do glebszego kontaktu z nasza wewnetrzna madroscia  poprzez koncentracje i medytacje. Dla mnie jest to uniwersalna metoda  wyciszajaca wewnetrzna paplanine...oraz zintegrowanie ciala z emocjami, duchem i intelektem. Moja przyjaciolka twierdzi ze to troche nieuczciwe w stosunku do jogi...ja jednak tak nie uwazam. Religie, filozofie maja nam sluzyc w drodze do Boga, jakkolwiek Boga rozumiemy, a nie odwrotnie...Odbiciem Boga jest milosc, radosc, spokoj i szczescie.
  • Radowanie sie z klopotow innych ludzi ---hmm na pierwszy rzut oka, malo kto przyznalby sie do tego, ze mozna sie radowac w obliczu klopotow innych. Jednak kto jest bez winy... Wiadomo, wspolczujemy ludziom bliskim nam, ludziom cierpiacym, ale na przyklad jak taka celebrytka ma jakis problem, toz czy gdzies tam w tyle glowy nie zabladzi mysl - ma to na co zasluzyla.... U mnie zabladzi:):) - i trzeba mimo wszystko pilnowac takiego myslenia przede wszystkim w stosunku do ludzi, ktorzy wg nas maja lepsze i latwiejsze zycie...Bo w tych personach slawnych i bogatych ciezko nam zobaczyc czlowieka podobnego do nas...I te niezbyt chlubne mysli, tak naprawde tylko uderza w nas samych, wiec lepiej wiec wyslac wspolczucie i milosc, bo pomaga to naszej duszy.... 

sobota, 14 września 2013

Materia, porzadki i zjazdy naukowe

Dwa razy do roku Towarzystwo Naukowe, w ktorym pracuje, organizuje ogromne zjazdy. Jest to taki kulminacyjny moment naszych dzialan, bo w czasie tych zjazdow spotykamy sie z  zarzadami naszych projektow - w czasie tych wyjazdow pracujemy bardzo intensywnie, czasem po 12 godzin.

Przez wiele, wiele lat ten rytm pracy byl bardzo stresujacy dla mnie - ile razy wracalam z takiego zjazdu to obiecywalam sobie ze zmienie ta prace, ze nie mam sily na to targowisko proznosci. Moje ego wracalo poranione i podlubane - zdawalam sobie dotkliwe sprawe z przestrzeni dzielacej mnie od tych wybitnych naukowcow. Myslalam ze to tylko ja tak czuje, ze to moje  troche poturbowane, emigranckie ego nie moze sie znalezc w tych pieknych hotelach, restauracjach i przyjeciach. Wreszcie zaczelam rozmawiac o tym z moimi znajomymi w pracy - okazuje sie, ze wiekszosc z nas zmaga sie z tym problemem. Od jakiegos czasu te zjazdy wciaz wiaza sie wciaz z intensywna praca, ale nie mam w sobie tego poczucia nizszosci czy tez innosci - wniosek taki, ze ten problem bardziej byl we mnie, niz w tych zjazdach. Ale zanim wrocimy do tego tematu to troche o minimalizmie w moim zyciu...

Od wielu lat pracuje nad tym aby zminimalizowac ilosc materii w moim zyciu. Niestety jedna z moich wczesniejszych metod "na poprawienie swojego humoru" bylo kupienie sobie czegos.  "Na poprawienie humoru" zakupy najczesciej sa spontaniczne i nieprzemyslane, wiec w moim domu tych dowodow mojego nie-najlepszego humoru jest wiele. Nigdy nie cierpialam na jakis nadmiar pieniedzy, a poza tym wciaz gdzies tam w tyle glowy zmagam sie z mysleniem o bliskosci mostu pod ktorym zyc mi przyjdzie jak nie bede pracowac 150% i zyc oszczednie (wiem, wiem, to myslenie wynika z moich lekow majacych korzenie w wychowaniu i dziecinstwie) wiec ta materia watpliwej jakosci jest.

 Oczywiscie materia jak to materia - humor moze poprawi na pare minut, ale za to bestia wymagajaca jest bo trzeba ja i ukladac, czyscic i prac - domaga sie naszej uwagi i zajmuje nasz czas. Coraz lepiej idzie mi "poprawianie humoru" innymi metodami - czesto humor zdecydowanie mi sie bardziej poprawia jak jaks niepotrzebna materie oddam i ostatnio w kolejnym impulsie minimalizmu, zabralam sie za przejrzenie swoich ksiazek, ktorych nagromadzilam imponujaca ilosc.

Podczas moich zawirowan religijnych namietnie intersowalam sie teologia - zgromadzilam mase ksiazek na temat roznych wyznan. Byl to bardzo ciekawy etap w moim zyciu,  dlatego ze w tym wieloreligijnym kraju mozna "doswiadczyc" tych roznych wyznan.  Przegladajac te ksiazki stwierdzilam, ze ten etap poszukiwan w moim zyciu juz minal. Od dobrych kilku lat regularnie chodze do kosciola ktory nijak sie nie ma do moich wczesniejszych aspiracji - boskiej instytucji, czy tez tej jedynej drogi do Boga. W moim kosciele jest duzo milosci, ludzie maja duza doze wspolczucia i tolerancji, spiewaja pieknie i glosno a znak pokoju trwa 15 minut, bo kazdy musi sie objac z kazdym. Otwartosc, tolerancja, wspolczucie, zaangazowanie no i ladna obrzedowosc ( bo w tym sie wychowalam) - tego potrzebuje. Poniewaz wychowalam sie w rodzinie ktora regularnie do kosciola chodzila, lubie obrzedowosc, lubie ta specjalnosc niedzieli, gdzie czlowiek robi przerwe od rutyny i celebruje ponadczasowe wartosci milosci i ducha.

Ale wracajac do materii, porzadkow i moich zjazdow. Zapakowalam wiec kilka workow ksiazek teologicznych, i odwiozlam do takiego sklepu co to przyjmuje i sprzedaje te wszystkie niepotrzebne rzeczy. Tyle tych ksiazek nagroamdzilam, ze jak je z domu wynioslam, to moglam usunac  trzy male biblioteki  z sypialni. Oh i ah  - ta dodatkowa przestrzen poprawila mi humor o wiele bardziej niz jakiekolwiek zakupy.

Wsrod tych porzadkow znalalam kilka zapomniainych i cennych ksiazek - miedzy innymi tomiki poezji, oraz przeczytana na osma strone ksiazke Dr. Dyera pt. Your Sacred Self. Pamietam ze kupilam ta ksiazke na lotnisku podczas jednej z moim podrozy na zjazd, i pamietam ze byl to przelomowy moment kiedy zdalam sobie sprawe, ze to czego ja tak naprawde szukam w tych wszystkich teologicznych studiach - to spokoju, harmonii, tego co ludzie nazywaja kontaktem z Bogiem,  w kosciolach, religiach, filozofiach Wschodu i Zachodu.

Jeden z rozdzialow tej ksiazki Dr. Dyera opisuje zachowania ktore charakteryzuja ludzi z niezadbana strona duchowa ktora jest wlasnie odbiciem tej harmonii i spokoju ktorej czesto poszukujemy w religiach i teologiach.  Z radoscia stwierdzilam ze mimo ze czytalam ta ksiazke dobrych pare lat temu, duzo z tych rozmyslan Dr, Dyera zinternalizowalam ( czyli jak slownik jezyka polskiego tlumaczy:  internalizowac = przyjmować za własne narzucane z zewnątrz postawy, poglądy, normy i wartości). No to przypomnijmy sobie co stoi na przeszkodzie naszego wewnetrznego spokoju:

  • Dowodzenie swoich racji czesto w sposob klotliwy i obrazajacy innych. Czesto wiaze sie z naszym poczuciem wyzszosci, odrebnosci od innych ludzi, kiepskiej umiejetnosci sluchania i kompleksow. JA, JA, JA.....Spuscmy milosciwa zaslone milczenia na niektore moje zachowani w przeszlosci...
  • Konkurencja i porownywanie sie z innymi. Nasz system szkolnictwa w Polsce oparty byl na rankingach i od najmlodszych lat bylismy motywowani do wygrywania konkursow i bycia lepszym od innych. Amerykanski system szkolnictwa jest nieco poprawniejszy w tej dziedzinie, zacheca dzieci aby rozwijaly swoj potencjal, wspolpracowaly ze soba i pomagaly sobie nawzajem. Ja w tym obszarze musze byc bardzo czujna... bo raz po raz wpadam w ta pulapke. Wytrenowalam jednak sie w takim mysleniu, ze jesli poczuje zazdrosc to zaraz zadaje sobie pytanie - co sie dzieje, czego mi tutaj brakuje, co moge zrobic aby wypelnic ta  luke...jednym slowem zazdrosc przeobrazam w inspiracje. Zdarza mi sie np. poczuc zazdrosc ogladajac np. zdjecia z jakis bardzo ciekawych podrozy - ale jak tak spedze troche wiecej czasu z ta zazdroscia, to czesto doszukam sie czegos innego - np. braku wolnego czasu, braku kontaktu z przyroda i znajduje sposob aby wypelnic ta brakujaca potrzebe. 
  • Wygorowane ambicje, dazenia do tytulow, nagrod i zaszczytow. Tutaj trzeba poruszac sie  bardzo ostroznie aby nie negowac osiagniec wielkich i wspanialych ludzi i zeby oni byli dla nas inspiracja!  I zeby sobie tez nie odcinac drogi do awansow, nowych wyzwan, bardziej satysfakcjonujacej pracy, czy tez radosci z medalu  za  przebiegniecie pierwszych 5 km, ktory radosnie wisi sobie na mojej scianie i jest dowodem mojej systematycznosci i wielu pieknych biegow nad rzeka. ( Rozpoczelam trenowanie do 10 km, ktore chce przebiec w moje kolejne urodziny. Dlaczego?  Dlatego ze te samotne biegi dobrze robia mojej duszy i mojemu zdrowiu, a cel pomaga mi byc bardziej systematyczna!)) Ale nie za wszelka cene! Moim kryterium jest zawsze pytanie - dlaczego tego chce? Czemu bedzie to sluzyc? Czy moge zrobic cos dobrego i pozytecznego? Czy jest to okazja do nauczenia sie czegosc nowego? Takie myslenie daje odwage aby probowac nowych rzeczy, aby nie bac se otwierac kolejnych furtek w naszym zyciu, ale broni od "konca swiata" jesli na mete dotrzemy ostatni. ( Nie, nie ja bylam w srodku w moim biegu!!!! :))
  • Zamartwianie sie. To mechanizm obronny wyrobiony przez ewolucje - "zmartwieni - czyli przygotowani na najgorsze"  Wychowana w rodzinie kobiet chronicznie zmartwionych z tym radze sobie tylko jako tako.. Martwie sie o moich najblizszych, martwie sie o dzieci w Serbii, martwie sie o srodowisko - pomaga swiadomosc ze martwienie sie , mimo ze pochlania bardzo duzo naszej energii malo co zmienia rzeczywistosc . Wiec kiedy dopada mnie zmartwienie to staram sie cos zrobic - wplacic pieniadze na organizacje ktora ma wieksza moc niz ja, pomodlic sie za bliskich czy tez ludzi cierpiacych i oczywiscie przypomniec sobie ze niestety bogiem swiata nie jestem i moja odpwiedzialnoscia jest ta czastka tego swiata jest ta do ktorego mam dostep... 
  •  Zauwaz, zauwaz  mnie! czyli  potrzeba aprobaty i pochwaly  - ludzie naturalnie chca sie czuc potrzebni, potrzebuja miec wiez z innymi ludzmi. Ja musialam troche pracy wlozyc w ten obszar bowiem bardzo czesto uzaleznialam swoje poczucie wartosci od pochwaly/aprobaty otoczenia. Musialam to zmienic i musze nadal byc czujna, bo byl okres w moim zyciu ze kazda krytyka. dezaprobata byla dla mnie bardzo bolesna, a czesto brak pochwaly/uznania odbieral motywacje dzialania.  Dlatego tak bardzo wazne jest uswiadomienie sobie swoich osobistych wartosci i zycia wg tych wartosci - wtedy pochwaly sa przyjemna rzecza ( staram sie autentycznie byc wdzieczna za kazde dobre slowo), a  krytyka , jesli jest bolesna, to stanowi okazje do przyjrzenia sie "co sie dzieje? dlaczego boli"?)
Ciag dalszy nastapi.....

niedziela, 1 września 2013

Marzenia

i kilka decyzji ktore podjelam wskutek przemyslen i bardzo ciekawych kilku ksiazek, ktore przeczytalam.tego lata....

Musze odnalezec w sobie nowe marzenia. 

To byla jedna z decyzji, ktora podjelam kilka miesiecy temu ale ruszyc z miejsca nie moglam... I tak. I siak. Nie wiedzielam nic o tych marzeniach. Bo ja realista dzialacz jestem, a nie marzyciel.... Jak widac jednak z ostatniego wpisu przedobrzylam z tym dzialaniem i prawie sie od niego uzaleznilam,

No,  ale tez nie ma sie co za bardzo ludzic , ze kiedy mamy male dzieci (albo nastoletnie-dzieci ) ze jest w tym zyciu duzo czasu na osobiste marzenia. Rodzicielstwo jest chyba najlepsza szkola buddyzmu, ktory postrzega zycie jako proces nieustajacych zmian. (Pema Chodron charakteryzje ten stan jako "thrown out of the nest” - stan codziennego tracenia gruntu pod nogami. ) Z perspektywy czasu widze ze to wspanialy okres, ale czasu na osobiste marzenia w nim niewiele, przynajmniej ja mialam go bardzo malo. Okres rodzicielstwa to okres olbrzymiego dawania, otwierania sie ...To  solidny osobisty rozwoj - uczy cierpliwosci, uczciwosci, odpowiedzialnosci, zmusza nas do przyjrzenia sie swoim przekonaniom, czy aby sluszne i dobre dla naszych dzieci.... I ciesze sie bardzo ze zainwestowalam tyle czasu w bycie najlepsza matka jaka umialam byc...Zawsze wiedzialam ze na ten projekt mam tylko jedna, jedyna szanse...Ze powtorka nie bedzie mozliwa...I ze mam na to mniej wiecej  13 lat.  Byl to okres wypelniony wielka radoscia i sensem w moim zyciu.

Teraz wchodze w kolejny etap, czas na nowe marzenia. Z okresu w ktorym bylam potwornie zajeta, weszlam w okres w ktorym w rodzinie nikt ode mnie wiele nie chce... Obydwaj moi mezczyzni obsluguja sie sami (viva kobieta pracujaca!), piora, gotuja, sprzataja (no ja tez pomagam zeby nie bylo ze leze i pachne) wiec ja moge sie teraz wiecej zajac sie soba. Przejscie pomiedzy tymi etapami nie jest latwe.  czasem czuje sie troche jak pies zwolniony z lancucha obowiazkow. No, i jak z tymi biednymi psami bywa, mimo ze lancucha nie ma, klatka otwarta - to one stoja w otwartych drzwiach troche obezwladnione tym uczuciem wolnosci i pojecia nie maja co robic.  Tak, tak , ta wolnosc nie jest taka latwa sprawa.

Musze sie przyznac ze zajelo mi  dobre dwa lata aby odzyskac jaki-taki grunt pod nogami ( tak , ja potrzebuje tego gruntu i po spedzeniu ponad dwoch lat z bardziej ezoterycznymi praktykami duchowymi z radoscia wrocilam do bardziej zorganizowanej religii i coraz czesciej uczestnicze we wspólnych praktykach, rytuałach i dzialnosci mojego lokalnego kosciola episkopalnego. Ciesze sie bardzo ze ta otwarta, progresywna, lagodna i piekna denominacja czerpiaca z wielu tradycji chrzescijankich i z obrzedowoscia tak bliska nam Polakom,  powstaje w moim rodzinnym miescie .(Smieje sie ze tak powstaje ona dla mnie jak wroce do Polski, aby z tym moim 20-letnim doswiadczeniem w zyciu lokalnej parafii, moc sie zaangazowac w ten nowo-powstajacy kosciol, ktory jest jednym z najbardziej popularnych kosciolow w USA).

  No dobra - jakie mam marzenia - zadziwiajaco nie sa one jakies wymyslne, wlasciwie nie sa to marzenia, bardziej cele, bo wiaza sie z moim talentami i zdolonosciami o ktorych wiem, ale tez z tymi, ktore czuje, ze chcialabym  rozwijac. Kazdy z  nas ma takie miejsce "swiete" w sobie - w naszym jezyku nazwane jest ono dusza, miejsce w ktorym czaja sie te pragnienia, ten nasz potencjal, miejsce to jest  ulotne, o ktore trzeba dbac chyba jeszcze bardziej niz o nasza inteligencje, czy tez emocje. Ale o tym kiedys indziej - tutaj tylko tyle, ze wlasnie z tego miejsca  marzenia sil nabieraja i  z marzen staja sie celami. Kiedy patrze w tyl na swoje zycie, jestem zdziwiona jak bardzo wiele tych moich marzen sie spelnilo, i jak wiele niesamowitych  "zbiegow okolicznosci"   (tylko ze ja  w zbiegi okolicznosci nie wierze, ale wierze w Sile  ktora wspiera nasze wysilki) ) zlozylo sie na to aby doprowadzic mnie do tego miejsca w ktorym jestem. Ale o tym tez kiedy indziej - wrocmy wreszcie  do tych marzen i celow. 

Moje zycie w USA okazalo sie wielka zyciowa szansa - tutaj zdobylam wyksztalcenie, tutaj nasze dzieci mialy dostep do doskonalych szkol,  a ja mam mozliwosc niezwykle satysfakcjonujcej  pracy z ludzmi ktorzy niezwykle mnie inspiruja,  w organizacji o duzych mozliwosciach do zrobienia czegos dobrego. (W najblizsza sobote okaze sie czy bede uczestniczyla w historycznym momencie rozwoju tej organizacji. Mam takie przeczucie ze tak, ale cicho- sza aby nie zapeszac! Tak czy inaczej napisze o tym, ale jesli ktos czyta moj blog prosze o kciuki. To moze byc bardzo pomocna rzecz dla wielu, wielu ludzi, a w sobote okaze sie czy po dwoch latach przygotowan dostaniemy pieniadze na bardzo duzy nowy program, ktory otworzy trzy stanowiska pracy.)

Jestem za to wszystko bardzo ale to  bardzo wdzieczna. Ale tez  jestem bardzo zdziwiona ze moje kolo pomalu sie zaczyna zamykac. Swoje kariere zawodowa zaczelam od uczenia innych. Wiele razy slyszalam ze mam do tego powolanie.  Od 13-roku dawalam korepetycje, potem uczylam w liceum - uwielbialam ta prace i mialam wrazenie ze bylam w tym dobra.  Teraz sobie zdaje sprawe ze o uczeniu tak naprawde nie mialam zielonego pojecia, ale staralam sie jak moglam i mialam wiele entuzjazmu do tego, a przede wszystkim wierzylam w swoich studentow. Teraz kiedy sama prowadze programy dla nauczycieli szkol srednich,   znam sie o wiele wiecej na  nowoczesnych metodach nauczania, wiem ze dzieci ucza sie ta roznie, i ze nie ma niezdolnych dzieci,  i kazde dziecko zasluguje na wysoka barierke, ale tez umiejetna pomoc . . Wiem ze dobry, wyksztalcony i doswiadczony  nauczyciel moze bardzo wplynac na mlodych ludzi...Spotykam wiele takich niesamowitych nauczycielek i nauczycieli.

 Jakim cudem wrocilam do tego miejsca w mojej pracy zawodowej to nie wiem. Kolejne furtki sie otwieraly, ja  w nie wchodzilam. Troche naokolo, poprzez doktorat, prace naukowa, aby z programow uniwersyteckich zejsc na poziom szkoly sredniej. Niby cofanie sie, dla mnie olbrzymi krok do przodu....No ale co dalej z moim zyciem? 

Po dlugim czasie spedzonym w ciszy na kamieniu nad ta moja rzeka dotarlam  do tego miejsca  w moim sercu, gdzie slysze  wyraznie ze  w tym kolejnym rozdziale zycia chce uczyc. Chce tez wrocic do Polski. Mimo ze mam tylu przyjaciol na tej polkuli, nigdy tak do konca nie stanelam na tym kontynencie dwoma nogami - caly czas zylam w jakims -takim okraku emigracyjnym. Nawet do pisania tego bloga wybralam jezyk polski, mimo ze teraz czasem musze korzystac ze slownika angielsko-polskiego. ( Smieszne, bo ta czesc slownika jest slabo uzywana, wyglada prawie jak nowa, natomiast czesc polsko-angielska nosi slady solidnej pracyu nad jezykiem w pierwszych latach naszego pobytu tutaj.)

No ale o tym rozkraku emigracyjnym.  Byl okres ze bardzo sie tego wstydzilam. Na polonijnych forach ( z zalem stwierdzam  ze z jakiegos powodu sa to najbardziej prostackie i niuprzejme miejsca) tacy ludzie jak ja nazywani sa nieudacznikami. Ja zdecydowanie nie czuje sie w mojej nowej ojczyznie wyobcowana, ale nigdy nie przestalam tesknic za bliskimi mi ludzmi, za "maloscia" i "bliskoscia" Europy. A wiec chce wrocic do Polski i chce tam uczyc - mniej wiecej za trzy-cztery  lata. W zwiazku z tym przez kolejne trzy lata musze zdobyc nowe kwalifikacje - chce zrobic  kurs uczenia jezyka angielskiego. Ten intensywny kurs trwa cztery tygodnie i kosztuje okolo $2,000. Kursy te sa w moim miescie. Juz znalazalam adres, zamowie sobie ksiazki - chce byc najlepszym nauczycielem jakim moge byc. Moge tez uczyc chemii lub zarzadzania, ale po angielsku....ale w przeszlosci najbardziej lubilam uczyc angielskiego.

Kurs jogi trwa 13 tygodni i wymaga 200 godzin zajec. Kandydaci zachecani sa do rocznej regularnej praktyki zanim zapisza sie na ten kurs.  Ja joga interesuje sie juz kilka lat - mysle ze dzieki jodze poradzilam sobie z moim zaburzeniem koncentracji - skupienie, medytacje, uwaznosc - to wszystko mozna w sobie rozwinac, to kwestia treningu.  Czyli plan na ten najblizszy rok, to bardzo regularne uczestnictwo w zajeciach jogi i  studia na wlasna reke.A roku 2014 zapisze sie na kurs. Juz znalazalm miejsce, wiem tez z jakim nauczycielem chce studiowac. 

 Sformulowanie tych marzen/celow,  wymagalo wielu samotnych godzin w ciszy, byly okresy ze czulam sie zdesperowana bo nie mialam pojecia co chce robic jak "bede dorosla" jak mawia moja 62-letnia przyjaciolka , ktora jest bardzo aktywna, ale wciaz ma nowe pomysly na zycie. Mimo ze przez dlugi czas bardzo sie szarpalam, zaufalam ludziom ktorzy przeszli ta droge przede mna i mowili mi ze wiekszosc odpowiedzi mamy w sobie, i ze trzeba zainwestowac czas i wysilek w znalezienie tych odpowiedzi...

I teraz czuje radosc i spokoj - teraz moge konsekwetnie podazac w kierunku tych marzen....Malymi kroczkami, wierzac ze tym razem nie bede czekac na twarcie tych kolejnych furtek, tylko sama bede je otwierac wiedzac w ktora strone chce isc...A madrzy ludzie mowia ze kied.y to sie wie, tak z glebi siebie, to droga prostsza jest.....




czwartek, 29 sierpnia 2013

Czego nauczylo mnie to kolejne lato?

San Diego, CA 2012
Lato duszne i wilgotne. Lato,  ktore odbiera energie i sily. Lato, ktore kojarzy sie z komarami , bolem glowy i niechecia do jakiejkolwiek aktywnosci. Lato ktore w mojej pracy jest jednym z najbardziej intensywnych okresow, wiec mieszanka to  raczej piorunujaca. Blog zarosl spamowymi chwastami,  termometr wizyt spadl do zera, blogowa rodzina pewno o mnie zapomniala.  No a ze blog o szczesciu w roku 2013 mial byc, to informuje ze w kierunku tego szczescia mimo upalow i braku energi jakos czlapalam.

Lato 2013 w historii mojej pamieci zapisze sie jako nieco kryzysowe - bowiem w tym roku zmierzylam sie z jednym takim uporczywym problemem, ktory od dlugiego czasu ( moze nawet od zawsze) uwieral mnie i uciskal - a przyczepiony byl jak ten rzep puchaty do wyjatkowego gestego psiego ogona. Nie bylo rady, najpierw trzeba bylo gada rozpoznac. Rozpoznalam. No dobra, badzmy uczciwi tutaj. W sposob raczej malo przyjemny,  ktos pomogl mi go rozpoznac. Jak to w zyciu bywa, prawda czesto jest bolesna. Czesto nasz wkodowany mechanizm obronny ( u mnie bywa samoagresywny)  wlacza sie automatycznie
(stad wiec zalecana w roznych madrach naukach slynna przerwa pomiedzy impulsem a rekacja zwana takze "gap"). Ja zapomnialam o tych madrych naukach wiec  zaczelam ciagnac i szarpac - i nieciekawie sobie z tym radzilam, ale  dzieki Bogu przypomnialam sobie ze stare rekacje kiepsko mi sluzyly. Na takie zapomnienie to najlepiej cisza robi ( albo spacer nad rzeka, ale moja rzeka zakomarzona byla) wiec troche ciszy wprowadzilam  - i poprosilam o pomoc. Szkoda tylko ze tak pozno - bo co mialam rozdrapac to rozdrapalam, co zajesc to zajadlam i dwa kilogramy w tych emocjach przytylam.Dwa kilogramy w lecie upalnym i lepkim nie jest przyjemna sprawa! 

No a   potem bylo juz lepiej, i jest lepiej. No dobra, wstydzic to sie mozna jak sie z problemem nic nie robi i nieczego czlowiek nowego nie uczy.  Nazwijmy wiec ten problem po imieniu - troche zatarla mi sie granica pomiedzy pracowitoscia a pracoholizmem. Z mojej winy. Za duzo zaladowalam na swoj talerz, za pozno zaalarmowalam ze talerz za ciezki , Na szczescie pracuje w bardzo funkcjonalnej organizacji i kiedy zaczelam sie dobijac o pomoc , to ta pomoc dostalam. W jesieni bede jeszcze troche sie zmagac z konsekwencjami mojego zbyt ambitnego planowania - wciaz jeszcze nie bede miala czasu na solidny urlop ale jako ze ja manager bardzo fajnej grupy jestem, to ta grupe na zebranie zwolalam i powiedzialam ze czas nam wlaczyc hamulce. Moze to i dobry problem managera ze zamiast popedzania, prosze  o przyhamowanie. No ale my nasza prace lubimy, i w sumie od nas zalezy ile musimy w tej pracy zrobic. Bo nasze programy takie sa ze mozemy je rozwijac i rozwijac....

Jako ze ten blog to o szczesciu ma byc, a to jest scisle zwiazane z rownowaga pomiedzy duchem, cialem, emocjami i intelektem - wiec zanotujmy sobie tutaj cechy pracownika wydajnego aby moc do tego wrocic jakby mi sie niechcacy zapomnialo jak sie czulam tego lata ( bynajmniej nie wydajnie!)


Pracownik wydajny ( i nie pracoholiczny) ----
  • Ma jasno określone cele – dąży do zrealizowaniawyznaczonego zadania ( tak, wiemy nad czym pracujemy, mamy jasno wytyczone cele! PLUS)
  • Pracuje w normalnym wymiarze godzin.( duze pole do poprawy ale od dwoch tygodni jest juz lepiej!)
  • Ma liczne zainteresowania nie związane z pracą. ( mam te zainteresowania, ale,,,,one sa tez troche jak praca. Potrzebuje czegos kreatywnego w moim zyciu i mysle o kursie jogi i kursie fotografiki. Narazie wrocilam na joge, i zaczelam rozpracowywac moj aparat fotograficzny.)
  • Jeździ na wakacje i świetnie się na nich bawi.(fatalna sprawa tutaj, ale w jesiemi mam wiele konferencji w fajnych miejscach i postaram sobie zorganizowac mini-wakacje wokol tych konferencji)
  •  Pozwala sobie na „wyłączenie się” ( nie jestem micro-managerem, to sobie wypracowalam - zostawiam ludzi ze swoimi projektami)
  • Uważa, że życie to radosne święto.(coraz czesciej tak to wlasnie widze!)

A teraz troche z innej beczki:

W tym roku, 15 sierpnia obchodzilam osobliwa rocznice. Minelo 24 lata mojej mieszkania na tej polkuli . Przyjechalam tutaj majac 24 lat - czyli w mojej tozsamosci jestem bardziej American niz Polish. Czyli American Polish. Albo Polish American. I poczulam ze tak to jest, kiedy ogladajac relacje z obchodow  50. rocznicy slynnego marszu czarnoskorych mieszkancow USA do Waszyngtonu w odpowiedzi na apel Dr. Martina Luthera o pozbawioną przemocy walkę na rzecz ich pełnego równouprawnienia, lzy ciurkiem kapaly mi z oczu. Slynne slowa I have a dream" ("Mam marzenie") stały się symbolem dążeń i wysilku tak w wielu ludzi do całkowitej likwidacji segregacji rasowej.A jak bylo nawet 20-30 lat temu to wiem dobrze bo wielu z moich bliskich przyjaciol ma czarna skore... Segregacja wciaz istnieje - przepasc ekonomiczna niestety sie powieksza - i marzyc trzeba nadal....Moja praca w edukacji daje mi wglad w te problemy...
Jeden z moich ulubionych hymnow spiewanych w moim kosciele to ten - jeden z symbolow tej rocznicy.

....Let us march on....


niedziela, 5 maja 2013

Szablon

Our character is basically a composite of our habits. Because they are consistent, often unconscious patterns, they constantly, daily, express our character...”
Stephen R. Covey 

Weekend -miniwakcje z dyscyplina odpoczynku bowiem w przyszly weekend pracuje. Po calkiem dlugim okresie dotarlam na joge. Z radoscia niezwykla zorientowalam sie ze moja ulubiona intruktorka wrocila po po wymianie biodra. Tak nauczycielka jogi z dwoma sztucznymi biodrami - przyzwyczaila mnie tak do siebie solidnoscia, dokladnoscia i glebia tych naszych zajec, ze podczas jej nieobecnosci zrobilam przerwe. Dzis zajecia koncentrowaly sie na zauwazniu naszych tendencji i trych podczas cwiczen i tych w zyciu. Szablon. Tendencje. Nasze wyuczone i odruchowe reakcje. Gleboko w nas wrosniete. Cytat  powyzej tlumaczy: 

Nasz charakter to zlepek naszych nawykow. Nasze odruchowe, codzienne, czesto nieswiadome reakcje ktore sa wyrazem naszego charakteru. Nasze szablony dzialan. Czesto wyuczone we wczesnym dziecinstwie. 

W tym tygodniu zmienie jedna rzecz. Moj dzien pracy nie zaczne od sprawdzania emaili ( podobno najgorsze co mozna zrobic).  Zerwe z tym niecnym nawykiem. Pierwsze pietnascie minut w pracy spedze na zaplanowaniu mojego dnia. Wypisze wszystkie projekty oraz zaznacze te ktore MUSZE skonczyc. Zaznacze tez te ktore moge oddelegowac. Musze jakos zapanowac na chaosem ktory mnie dopadla w pracy. 








piątek, 3 maja 2013

wiosna

Wymyslilam sobie ze po biegach zimowych czas sie zabrac za nieco-sflaczale miesnie zimowe. Myslalam i myslalam, jak wkomponowac regularna gimnastyke w swoj dzien ktory zaczyna sie o 8 rano, prawie godzinna jazda do pracy, potem czesto 9-godzinnym siedzeniem przed komputerem, i godzinna powrotem do domu. I wymyslilam. Musze to zrobic przed praca. Zaczelam szukac i znalazalam BOOTCAMP. o 5;45 rano na okolicznym boisku szkolnym. Jako ze biegalam cala zima, pewna siebie udalam sie na pierwsze zajecia. Zajecia te przypominaja mi bardzo nasz stary, szkolny i tradycyjny WF - biegi, sklony, pompki, ciezarki. No wiec dosc pewna siebie poszlam na te zajecia aby sie zorientowac, ze owszem biegam lepiej, ale cala reszta mnie to jeden wielki flak.

To juz trzeci tydzien, ale co przeszlam przez pierwsze dwa tygodnie to moje. Po pierwszych dwoch dniach bolal mnie kazdy miesien. Doslownie kazdy. Poniewaz musze wstac o piatej rano aby byc na tej gimastyce przed szosta rano, to czulam sie permanentnie i straszliwie zmeczona, bo nie moglam z jakiegos powodu wieczor zasnac a rano wstawalam wczesniej. Bardzo trudny fizycznie okres, ale czasem trzeba zacisnac zeby i przetrwac. Moja kolezanka ktora przeszla przez ten program obiecywala , ze trzeci tydzien bedzie lepszy. I faktycznie, czuje sie teraz o niebo lepiej, mam wiecej energii. Mam wiec wielka nadzieje ze to sa pierwsze koty za ploty, i uda mi sie systematycznie kontynuowac ten program do lipca. No niech bedzie - zamiast nadziei, powiem ze BEDE kontynuowala ten program do lipca. Zaplacilam. Troche sporo, ale w koncu to moje zdrowie.

Jak juz cialo w mniejszym bolu, to czas znowu otoczyc swojego ducha wieksza opieka. Klub ksiazki ktory zalozyla w styczniu 2012 roku spotyka sie regularnie i przedwczoraj mialysmy spotkanie u mnie w domu. Dyskutowalysmy ksiazke pt In the Shadow of the Valley. Trudna. O smierci. Autor, zydowski profesor teologii na Harvardzie, zostal zdiagnozowany na nieulaczelnego nowotwora, ktory zostal podleczony/wyleczony. Podczas tej ciezkiej choroby autor analizuje z precyzja naukowca stan swojej swiadomosci i swojej relacji nie tyle z Bogiem, co z religia. Trudna ksiazka, bo nam ludziom zdrowym ciezko jest myslec o swojej smertelnosci. Dyskusje jednak fantastyczne - cudowna grupa kobiet,

 W pracy urwanie glowy na potege, ale kilka bardzo ciekawych projektow. Na hozryoncie weekend z piekna pogoda. Wraz z dluszymi dniami i piekna pogoda jestem mniej refleksyjna niz w zimie - chce mi sie slonca i ruchu. Czuje sie jak to zwierze po dlugim snie zimowym. A wiosna w Waszyngtonie chce oszalec kolorami azalii. Juz tyle lat, a wciaz mnie ta piekna wiosna zadziwia.

NOWY ROK 2021 - czego dowiedzialam sie w roku 2020?

  Ze mojemu , prawie 30 -letniemu malzenstwu potrzeba bylo tego czasu spedzonego w domu, ktory wzmocnil nasza przyjazn. I ze zaloba bardzo b...