niedziela, 22 września 2013

jesien

O ile mnie pamiec nie myli  to 21 wrzesien jest ostatnim dniem lata. Wchodzimy w jesien. Przede mna dlugi i piekny pogodowo okres - postanowilam ze bedzie to okres fizycznych zmian. Zza rogu 159 dni czai sie na mnie polskie wesele - moja bardzo bliska kuzynka wychodzi za maz i szykuje sie w rodzinie wielkie weselisko. Chce sie na nim dobrze czuc - chce aby moj wyglad zewnetrzny byl odbiciem mojego piekniejszego wnetrza, spokoju i radosci.


Moj plan:
  •  kontynuacja dbalosci o swoje wnetrze - medytacje, zaangazowanie, kontakt z pozytywnymi i ciekawymi ludzmi, dbalosc w pracy, unikanie stresow i pracoholizmu. To wciaz jest najwazniejsza dla mnie sprawa. Starannosc inwestowania czasu w obszar rzeczy waznych i nie-pilnych. Codzienna refleksja nad tym, ale rownoczesnie duza elastycznosc.
  •  kontynuacja  wegetrianskiej diety ale ograniczenie  jej do okolu 1300 kcal  ( tyle mniej wiecej moj organizm kalorii potrzebuje na dzien). Planeta nasza ledwo zipie...
  • moje posilki sa bardzo zdrowe, wiec tylko troszke je zmniejszam. Jedyna forma cukry jest czekolada 72% - do dwoch kostek dziennie.)
  • zrezygniowanie z drugiej kawy dziennie. 
  • sen, dbalosc o wypoczynek i co najmniej godzina ruchu dziennie 
  • planowanie i zapisywanie posilkow 
Jedynymi nowymi zmianami , ktore wprowadzam  to odmierzanie i zapisywanie posilkow i jedzenie ich o okreslonych porach. Zobaczymy co sie bedzie dzialo z moim organizmem....W sumie male zmiany, moze nawet  organizm ( ten osobny byt we mnie co czasem sluchac nie chce) nie zauwazy, a odpowie spadkiem wagi? Bo niestety uwaznosc w tej dziedzinie bardzo mi sie w lecie pogorszyla i odczuwam spadek fizycznej formy.




 

wtorek, 17 września 2013

pomaganie

Bardzo ciekawy wieczor wczoraj. Spotkanie z dwiema starszymi kobietami (jak jak lubie te kobiety  w czasie dalej ode mnie i pokazuja mi jakie pelne i zaangazowane moze byc zycie w kazdym wieku), ktore prowadzily rozne programy pomocy spolecznej. W USA tak jak i na calym swiecie powieksza sie przepasc miedzy biednymi a bogatymi. W naszej, dosc zamoznej czesci USA na ulicach widac coraz wiecej ludzi proszacych o pomoc. W mediach zaczyna sie mowic o tym jak efektywnie pomagac - oficjalne stanowisko jest takie ze dawanie pieniedzy ludziom poglebia ich biede, nie mobilizuje do dzialan i poleca wplacanie pieniedzy bezposrednio do organizacji wspomagajacych ludzi..

Beth and Jean , ktore cale zycie przepracowaly w instytucjach wspomagajacych ludzi twierdza, ze droga czlowieka z ulicy do organizcji, ktora moze mu skutecznie pomoc i zaaktywizowac jest bardzo dluga. Rozwiazaniem bylby wiekszy socjalny budzet i wiecej ludzi, ktorzy profesjonalnie zajmuja sie pomoca spoleczna. Jesli ten budzet panstwa bedzie sie zmniejszal, a odpowiedzialnosc za pomoc ludziom spychany bedzie na male prywatne organizacje, to te wszystkie male, prywatne osrodki pomocowe moga przyczynic sie do poglebienia uzaleznien. Potrzebne sa bardziej systemowe rozwiazania, koalicje, wspolpraca ze organizacjami rzadowymi. Dobre i konstruktywne spotkanie. Nasz kosciol od wielu, wielu lat prowadzil mala operacje rozdawania zywnosci - jednak od jakiegos czasu do kosciola zaczeli przychodzic ludzie bardziej zdesperowani i agresywni - spizarke musielismy zamknac. Szukamy bardziej konstruktywnego rozwiazania i bedziemy prosic o pomoc wieksze organizacje, z ktorymi nasz kosciol pracuje.

niedziela, 15 września 2013

Ciag dalszy...

Ciag dalszy mojej interpretacji framgmentow z ksiazki Dr. Dyera - co wchodzi w droge spokojowi  wewnetrznemu,  rownowadze  i ciszy - wartosciom, ktore dla mnie, osoby raczej z natury rozhisteryzowanej i nerwowej sa bezcenne, bo pozwalaja mi z wieksza radoscia i efektywnoscia  zyc. I nie jest to sztuka dla sztuki - tylko wiem, ze jak sie jest tym zdrowym, spokojnym i radosnym drzewem to takie  drzewo lepsze dla wszystkich wokol. Dr. Dyer pisze ze do zgelku i wrzawy wewnetrznej przyczyniaja sie:
    • Narzucanie sobie terminow i zycie pod presja - to jest niezwykle dla mnie trudna sprawa bo ja niemalze jestem ( no dobra, prawie bylam) uzalezniona od stresu  a Waszyngton to idealna pozywka dla ludzi z takim uzaleznieniem. Wiecej, szybciej, na wczoraj, ...Jednak, jak czlowiek ma potrzebe i sie z glebi serca otworzy na pomoc, to wczesniej czy pozniej ta pomoc przyjdzie. U mnie przyszla w postaci szefowej, ktora jest odwrotnoscia mnie. Na poczatku bardzo mnie denerwowala - sprawiala wrazenie ze na niczym jej nie zalezy, ze niczym sie nie przejmuje. Ale jak sie przyjrzalam jej pracy, to wszystko zawsze miala zaplanowane, wszystko spokojnie konczyla, wszystko elegancko oddawala, projekt po projekcie... A ja z wywieszonym jezekiem siedem srok na raz....Zawsze chwalona za swoja wydajnosc, ciezko mi bardzo bylo uswiadomic sobie ze tej nerwowej wydajnosci nikt specjalnie nie chce. I zaczelam pracowac nieco spokojniej i wolniej. Zaczelam tez bardzo uwazac na to czy to co robimy ma wartosc, czy jest wazne, czy warto inwestowac w to czas...Planowac..Jest lepiej...Ale czujnosc jest tutaj bardzo wskazana...

  • Gromadzenie i zdobywanie - moja relacja z materia bardzo sie zmienia, i zaczynam robic dobry uzytek z zarobionych pieniedzy. W miare mozliwosci dziele sie, inwestujemy pieniadze w to co jest wazne dla jakosci naszego zycia. Zyjemy ekologicznie, nie gromadzimy, sami robimy duzo remontow. sami gotujemy i sprzatamy. Wiekszosc naszych pieniedzy idzie obecnie na edukacje ostatniego syna, i jest to radosna inwestycja, ktora on docenia....Jednak byl to proces..,,Nie zawsze tak bylo...Pokusa materii w USA jest olbrzymia.... Druga strona medalu, to calkowita negacja materii, nie dbanie o to aby za swoja prace dostawac solidna zaplate, demonizowanie materii. Trzecia strona medalu ( no medal ma trzy wymiary) - to przesadna oszczednosc, gromadzenie na czarna godzine, lek przed bieda.  ..Musilam sie przyjrzec wszystkim stronom tego medalu bo kazda strona mi uwierala....- Trudny, zloty srodek..
  • Wewnetrzna paplanina - pare lat temu, zdecydowalam sie isc na lekcje medytacji. Pamietam, ze byl to okres kiedy wszystko walilo mi sie na glowe - kiepsko wtedy spalam, mialam olbrzymie klopoty z koncentracja, czulam sie fatalnie. Trafilam wtedy na jakis piekny blog, z ktorego bilo tylke radosci i spokoju, i kobieta wspomniala tam medytacje.   Wyszukalam  w mojej okolicy takie centrum medytacyjne i poszlam. Pierwsza sesja to byla  droga przez meke.  Mysli wirowaly jak szalone, atakowaly,  minuta medytacji wydawala sie godzina, bylam znudzona, zniecierpliwiona, zla - ale wytrwalam ta cala godzine, i po raz pierwszy spalam lepiej tej nocy i czulam sie lepiej. Chodzilam przez jakis czas na te sesje, nauczylam sie tam koncentrowac na oddechu , a potem odkrylam joge.  I zaprzestalam - po czym  zorientowalam sie zaczynam sie gorzej czuc i  gorzej spac. W zeszlym miesiacu wrocilam na  mate - i nigdy wiecej nie zrobie takiej dlugiej  przerwy, nawet jesli mialaby to byc mata w sypialni, i jesli mialoby to byc tylko kilka minut dzienne. Słowo "yoga" pochodzi od sanskryckiego rdzenia yuj, co znaczy "łączyć, kierować, skupiać uwagę", ale też "jarzmo" oraz "powściągać". Joga to system cwiczen, ktory zostal rozwiniety jako sposob  na zachowanie harmonii duszy i ciała, higieny ciała oraz dobrej kondycji psychofizycznej. Zdaje sobie sprawe z tego, ze  joga  jest tez jednym z najważniejszych systemów filozofii indyjskiej. Ja uzywam  jogi jako pomoc do glebszego kontaktu z nasza wewnetrzna madroscia  poprzez koncentracje i medytacje. Dla mnie jest to uniwersalna metoda  wyciszajaca wewnetrzna paplanine...oraz zintegrowanie ciala z emocjami, duchem i intelektem. Moja przyjaciolka twierdzi ze to troche nieuczciwe w stosunku do jogi...ja jednak tak nie uwazam. Religie, filozofie maja nam sluzyc w drodze do Boga, jakkolwiek Boga rozumiemy, a nie odwrotnie...Odbiciem Boga jest milosc, radosc, spokoj i szczescie.
  • Radowanie sie z klopotow innych ludzi ---hmm na pierwszy rzut oka, malo kto przyznalby sie do tego, ze mozna sie radowac w obliczu klopotow innych. Jednak kto jest bez winy... Wiadomo, wspolczujemy ludziom bliskim nam, ludziom cierpiacym, ale na przyklad jak taka celebrytka ma jakis problem, toz czy gdzies tam w tyle glowy nie zabladzi mysl - ma to na co zasluzyla.... U mnie zabladzi:):) - i trzeba mimo wszystko pilnowac takiego myslenia przede wszystkim w stosunku do ludzi, ktorzy wg nas maja lepsze i latwiejsze zycie...Bo w tych personach slawnych i bogatych ciezko nam zobaczyc czlowieka podobnego do nas...I te niezbyt chlubne mysli, tak naprawde tylko uderza w nas samych, wiec lepiej wiec wyslac wspolczucie i milosc, bo pomaga to naszej duszy.... 

sobota, 14 września 2013

Materia, porzadki i zjazdy naukowe

Dwa razy do roku Towarzystwo Naukowe, w ktorym pracuje, organizuje ogromne zjazdy. Jest to taki kulminacyjny moment naszych dzialan, bo w czasie tych zjazdow spotykamy sie z  zarzadami naszych projektow - w czasie tych wyjazdow pracujemy bardzo intensywnie, czasem po 12 godzin.

Przez wiele, wiele lat ten rytm pracy byl bardzo stresujacy dla mnie - ile razy wracalam z takiego zjazdu to obiecywalam sobie ze zmienie ta prace, ze nie mam sily na to targowisko proznosci. Moje ego wracalo poranione i podlubane - zdawalam sobie dotkliwe sprawe z przestrzeni dzielacej mnie od tych wybitnych naukowcow. Myslalam ze to tylko ja tak czuje, ze to moje  troche poturbowane, emigranckie ego nie moze sie znalezc w tych pieknych hotelach, restauracjach i przyjeciach. Wreszcie zaczelam rozmawiac o tym z moimi znajomymi w pracy - okazuje sie, ze wiekszosc z nas zmaga sie z tym problemem. Od jakiegos czasu te zjazdy wciaz wiaza sie wciaz z intensywna praca, ale nie mam w sobie tego poczucia nizszosci czy tez innosci - wniosek taki, ze ten problem bardziej byl we mnie, niz w tych zjazdach. Ale zanim wrocimy do tego tematu to troche o minimalizmie w moim zyciu...

Od wielu lat pracuje nad tym aby zminimalizowac ilosc materii w moim zyciu. Niestety jedna z moich wczesniejszych metod "na poprawienie swojego humoru" bylo kupienie sobie czegos.  "Na poprawienie humoru" zakupy najczesciej sa spontaniczne i nieprzemyslane, wiec w moim domu tych dowodow mojego nie-najlepszego humoru jest wiele. Nigdy nie cierpialam na jakis nadmiar pieniedzy, a poza tym wciaz gdzies tam w tyle glowy zmagam sie z mysleniem o bliskosci mostu pod ktorym zyc mi przyjdzie jak nie bede pracowac 150% i zyc oszczednie (wiem, wiem, to myslenie wynika z moich lekow majacych korzenie w wychowaniu i dziecinstwie) wiec ta materia watpliwej jakosci jest.

 Oczywiscie materia jak to materia - humor moze poprawi na pare minut, ale za to bestia wymagajaca jest bo trzeba ja i ukladac, czyscic i prac - domaga sie naszej uwagi i zajmuje nasz czas. Coraz lepiej idzie mi "poprawianie humoru" innymi metodami - czesto humor zdecydowanie mi sie bardziej poprawia jak jaks niepotrzebna materie oddam i ostatnio w kolejnym impulsie minimalizmu, zabralam sie za przejrzenie swoich ksiazek, ktorych nagromadzilam imponujaca ilosc.

Podczas moich zawirowan religijnych namietnie intersowalam sie teologia - zgromadzilam mase ksiazek na temat roznych wyznan. Byl to bardzo ciekawy etap w moim zyciu,  dlatego ze w tym wieloreligijnym kraju mozna "doswiadczyc" tych roznych wyznan.  Przegladajac te ksiazki stwierdzilam, ze ten etap poszukiwan w moim zyciu juz minal. Od dobrych kilku lat regularnie chodze do kosciola ktory nijak sie nie ma do moich wczesniejszych aspiracji - boskiej instytucji, czy tez tej jedynej drogi do Boga. W moim kosciele jest duzo milosci, ludzie maja duza doze wspolczucia i tolerancji, spiewaja pieknie i glosno a znak pokoju trwa 15 minut, bo kazdy musi sie objac z kazdym. Otwartosc, tolerancja, wspolczucie, zaangazowanie no i ladna obrzedowosc ( bo w tym sie wychowalam) - tego potrzebuje. Poniewaz wychowalam sie w rodzinie ktora regularnie do kosciola chodzila, lubie obrzedowosc, lubie ta specjalnosc niedzieli, gdzie czlowiek robi przerwe od rutyny i celebruje ponadczasowe wartosci milosci i ducha.

Ale wracajac do materii, porzadkow i moich zjazdow. Zapakowalam wiec kilka workow ksiazek teologicznych, i odwiozlam do takiego sklepu co to przyjmuje i sprzedaje te wszystkie niepotrzebne rzeczy. Tyle tych ksiazek nagroamdzilam, ze jak je z domu wynioslam, to moglam usunac  trzy male biblioteki  z sypialni. Oh i ah  - ta dodatkowa przestrzen poprawila mi humor o wiele bardziej niz jakiekolwiek zakupy.

Wsrod tych porzadkow znalalam kilka zapomniainych i cennych ksiazek - miedzy innymi tomiki poezji, oraz przeczytana na osma strone ksiazke Dr. Dyera pt. Your Sacred Self. Pamietam ze kupilam ta ksiazke na lotnisku podczas jednej z moim podrozy na zjazd, i pamietam ze byl to przelomowy moment kiedy zdalam sobie sprawe, ze to czego ja tak naprawde szukam w tych wszystkich teologicznych studiach - to spokoju, harmonii, tego co ludzie nazywaja kontaktem z Bogiem,  w kosciolach, religiach, filozofiach Wschodu i Zachodu.

Jeden z rozdzialow tej ksiazki Dr. Dyera opisuje zachowania ktore charakteryzuja ludzi z niezadbana strona duchowa ktora jest wlasnie odbiciem tej harmonii i spokoju ktorej czesto poszukujemy w religiach i teologiach.  Z radoscia stwierdzilam ze mimo ze czytalam ta ksiazke dobrych pare lat temu, duzo z tych rozmyslan Dr, Dyera zinternalizowalam ( czyli jak slownik jezyka polskiego tlumaczy:  internalizowac = przyjmować za własne narzucane z zewnątrz postawy, poglądy, normy i wartości). No to przypomnijmy sobie co stoi na przeszkodzie naszego wewnetrznego spokoju:

  • Dowodzenie swoich racji czesto w sposob klotliwy i obrazajacy innych. Czesto wiaze sie z naszym poczuciem wyzszosci, odrebnosci od innych ludzi, kiepskiej umiejetnosci sluchania i kompleksow. JA, JA, JA.....Spuscmy milosciwa zaslone milczenia na niektore moje zachowani w przeszlosci...
  • Konkurencja i porownywanie sie z innymi. Nasz system szkolnictwa w Polsce oparty byl na rankingach i od najmlodszych lat bylismy motywowani do wygrywania konkursow i bycia lepszym od innych. Amerykanski system szkolnictwa jest nieco poprawniejszy w tej dziedzinie, zacheca dzieci aby rozwijaly swoj potencjal, wspolpracowaly ze soba i pomagaly sobie nawzajem. Ja w tym obszarze musze byc bardzo czujna... bo raz po raz wpadam w ta pulapke. Wytrenowalam jednak sie w takim mysleniu, ze jesli poczuje zazdrosc to zaraz zadaje sobie pytanie - co sie dzieje, czego mi tutaj brakuje, co moge zrobic aby wypelnic ta  luke...jednym slowem zazdrosc przeobrazam w inspiracje. Zdarza mi sie np. poczuc zazdrosc ogladajac np. zdjecia z jakis bardzo ciekawych podrozy - ale jak tak spedze troche wiecej czasu z ta zazdroscia, to czesto doszukam sie czegos innego - np. braku wolnego czasu, braku kontaktu z przyroda i znajduje sposob aby wypelnic ta brakujaca potrzebe. 
  • Wygorowane ambicje, dazenia do tytulow, nagrod i zaszczytow. Tutaj trzeba poruszac sie  bardzo ostroznie aby nie negowac osiagniec wielkich i wspanialych ludzi i zeby oni byli dla nas inspiracja!  I zeby sobie tez nie odcinac drogi do awansow, nowych wyzwan, bardziej satysfakcjonujacej pracy, czy tez radosci z medalu  za  przebiegniecie pierwszych 5 km, ktory radosnie wisi sobie na mojej scianie i jest dowodem mojej systematycznosci i wielu pieknych biegow nad rzeka. ( Rozpoczelam trenowanie do 10 km, ktore chce przebiec w moje kolejne urodziny. Dlaczego?  Dlatego ze te samotne biegi dobrze robia mojej duszy i mojemu zdrowiu, a cel pomaga mi byc bardziej systematyczna!)) Ale nie za wszelka cene! Moim kryterium jest zawsze pytanie - dlaczego tego chce? Czemu bedzie to sluzyc? Czy moge zrobic cos dobrego i pozytecznego? Czy jest to okazja do nauczenia sie czegosc nowego? Takie myslenie daje odwage aby probowac nowych rzeczy, aby nie bac se otwierac kolejnych furtek w naszym zyciu, ale broni od "konca swiata" jesli na mete dotrzemy ostatni. ( Nie, nie ja bylam w srodku w moim biegu!!!! :))
  • Zamartwianie sie. To mechanizm obronny wyrobiony przez ewolucje - "zmartwieni - czyli przygotowani na najgorsze"  Wychowana w rodzinie kobiet chronicznie zmartwionych z tym radze sobie tylko jako tako.. Martwie sie o moich najblizszych, martwie sie o dzieci w Serbii, martwie sie o srodowisko - pomaga swiadomosc ze martwienie sie , mimo ze pochlania bardzo duzo naszej energii malo co zmienia rzeczywistosc . Wiec kiedy dopada mnie zmartwienie to staram sie cos zrobic - wplacic pieniadze na organizacje ktora ma wieksza moc niz ja, pomodlic sie za bliskich czy tez ludzi cierpiacych i oczywiscie przypomniec sobie ze niestety bogiem swiata nie jestem i moja odpwiedzialnoscia jest ta czastka tego swiata jest ta do ktorego mam dostep... 
  •  Zauwaz, zauwaz  mnie! czyli  potrzeba aprobaty i pochwaly  - ludzie naturalnie chca sie czuc potrzebni, potrzebuja miec wiez z innymi ludzmi. Ja musialam troche pracy wlozyc w ten obszar bowiem bardzo czesto uzaleznialam swoje poczucie wartosci od pochwaly/aprobaty otoczenia. Musialam to zmienic i musze nadal byc czujna, bo byl okres w moim zyciu ze kazda krytyka. dezaprobata byla dla mnie bardzo bolesna, a czesto brak pochwaly/uznania odbieral motywacje dzialania.  Dlatego tak bardzo wazne jest uswiadomienie sobie swoich osobistych wartosci i zycia wg tych wartosci - wtedy pochwaly sa przyjemna rzecza ( staram sie autentycznie byc wdzieczna za kazde dobre slowo), a  krytyka , jesli jest bolesna, to stanowi okazje do przyjrzenia sie "co sie dzieje? dlaczego boli"?)
Ciag dalszy nastapi.....

niedziela, 1 września 2013

Marzenia

i kilka decyzji ktore podjelam wskutek przemyslen i bardzo ciekawych kilku ksiazek, ktore przeczytalam.tego lata....

Musze odnalezec w sobie nowe marzenia. 

To byla jedna z decyzji, ktora podjelam kilka miesiecy temu ale ruszyc z miejsca nie moglam... I tak. I siak. Nie wiedzielam nic o tych marzeniach. Bo ja realista dzialacz jestem, a nie marzyciel.... Jak widac jednak z ostatniego wpisu przedobrzylam z tym dzialaniem i prawie sie od niego uzaleznilam,

No,  ale tez nie ma sie co za bardzo ludzic , ze kiedy mamy male dzieci (albo nastoletnie-dzieci ) ze jest w tym zyciu duzo czasu na osobiste marzenia. Rodzicielstwo jest chyba najlepsza szkola buddyzmu, ktory postrzega zycie jako proces nieustajacych zmian. (Pema Chodron charakteryzje ten stan jako "thrown out of the nest” - stan codziennego tracenia gruntu pod nogami. ) Z perspektywy czasu widze ze to wspanialy okres, ale czasu na osobiste marzenia w nim niewiele, przynajmniej ja mialam go bardzo malo. Okres rodzicielstwa to okres olbrzymiego dawania, otwierania sie ...To  solidny osobisty rozwoj - uczy cierpliwosci, uczciwosci, odpowiedzialnosci, zmusza nas do przyjrzenia sie swoim przekonaniom, czy aby sluszne i dobre dla naszych dzieci.... I ciesze sie bardzo ze zainwestowalam tyle czasu w bycie najlepsza matka jaka umialam byc...Zawsze wiedzialam ze na ten projekt mam tylko jedna, jedyna szanse...Ze powtorka nie bedzie mozliwa...I ze mam na to mniej wiecej  13 lat.  Byl to okres wypelniony wielka radoscia i sensem w moim zyciu.

Teraz wchodze w kolejny etap, czas na nowe marzenia. Z okresu w ktorym bylam potwornie zajeta, weszlam w okres w ktorym w rodzinie nikt ode mnie wiele nie chce... Obydwaj moi mezczyzni obsluguja sie sami (viva kobieta pracujaca!), piora, gotuja, sprzataja (no ja tez pomagam zeby nie bylo ze leze i pachne) wiec ja moge sie teraz wiecej zajac sie soba. Przejscie pomiedzy tymi etapami nie jest latwe.  czasem czuje sie troche jak pies zwolniony z lancucha obowiazkow. No, i jak z tymi biednymi psami bywa, mimo ze lancucha nie ma, klatka otwarta - to one stoja w otwartych drzwiach troche obezwladnione tym uczuciem wolnosci i pojecia nie maja co robic.  Tak, tak , ta wolnosc nie jest taka latwa sprawa.

Musze sie przyznac ze zajelo mi  dobre dwa lata aby odzyskac jaki-taki grunt pod nogami ( tak , ja potrzebuje tego gruntu i po spedzeniu ponad dwoch lat z bardziej ezoterycznymi praktykami duchowymi z radoscia wrocilam do bardziej zorganizowanej religii i coraz czesciej uczestnicze we wspólnych praktykach, rytuałach i dzialnosci mojego lokalnego kosciola episkopalnego. Ciesze sie bardzo ze ta otwarta, progresywna, lagodna i piekna denominacja czerpiaca z wielu tradycji chrzescijankich i z obrzedowoscia tak bliska nam Polakom,  powstaje w moim rodzinnym miescie .(Smieje sie ze tak powstaje ona dla mnie jak wroce do Polski, aby z tym moim 20-letnim doswiadczeniem w zyciu lokalnej parafii, moc sie zaangazowac w ten nowo-powstajacy kosciol, ktory jest jednym z najbardziej popularnych kosciolow w USA).

  No dobra - jakie mam marzenia - zadziwiajaco nie sa one jakies wymyslne, wlasciwie nie sa to marzenia, bardziej cele, bo wiaza sie z moim talentami i zdolonosciami o ktorych wiem, ale tez z tymi, ktore czuje, ze chcialabym  rozwijac. Kazdy z  nas ma takie miejsce "swiete" w sobie - w naszym jezyku nazwane jest ono dusza, miejsce w ktorym czaja sie te pragnienia, ten nasz potencjal, miejsce to jest  ulotne, o ktore trzeba dbac chyba jeszcze bardziej niz o nasza inteligencje, czy tez emocje. Ale o tym kiedys indziej - tutaj tylko tyle, ze wlasnie z tego miejsca  marzenia sil nabieraja i  z marzen staja sie celami. Kiedy patrze w tyl na swoje zycie, jestem zdziwiona jak bardzo wiele tych moich marzen sie spelnilo, i jak wiele niesamowitych  "zbiegow okolicznosci"   (tylko ze ja  w zbiegi okolicznosci nie wierze, ale wierze w Sile  ktora wspiera nasze wysilki) ) zlozylo sie na to aby doprowadzic mnie do tego miejsca w ktorym jestem. Ale o tym tez kiedy indziej - wrocmy wreszcie  do tych marzen i celow. 

Moje zycie w USA okazalo sie wielka zyciowa szansa - tutaj zdobylam wyksztalcenie, tutaj nasze dzieci mialy dostep do doskonalych szkol,  a ja mam mozliwosc niezwykle satysfakcjonujcej  pracy z ludzmi ktorzy niezwykle mnie inspiruja,  w organizacji o duzych mozliwosciach do zrobienia czegos dobrego. (W najblizsza sobote okaze sie czy bede uczestniczyla w historycznym momencie rozwoju tej organizacji. Mam takie przeczucie ze tak, ale cicho- sza aby nie zapeszac! Tak czy inaczej napisze o tym, ale jesli ktos czyta moj blog prosze o kciuki. To moze byc bardzo pomocna rzecz dla wielu, wielu ludzi, a w sobote okaze sie czy po dwoch latach przygotowan dostaniemy pieniadze na bardzo duzy nowy program, ktory otworzy trzy stanowiska pracy.)

Jestem za to wszystko bardzo ale to  bardzo wdzieczna. Ale tez  jestem bardzo zdziwiona ze moje kolo pomalu sie zaczyna zamykac. Swoje kariere zawodowa zaczelam od uczenia innych. Wiele razy slyszalam ze mam do tego powolanie.  Od 13-roku dawalam korepetycje, potem uczylam w liceum - uwielbialam ta prace i mialam wrazenie ze bylam w tym dobra.  Teraz sobie zdaje sprawe ze o uczeniu tak naprawde nie mialam zielonego pojecia, ale staralam sie jak moglam i mialam wiele entuzjazmu do tego, a przede wszystkim wierzylam w swoich studentow. Teraz kiedy sama prowadze programy dla nauczycieli szkol srednich,   znam sie o wiele wiecej na  nowoczesnych metodach nauczania, wiem ze dzieci ucza sie ta roznie, i ze nie ma niezdolnych dzieci,  i kazde dziecko zasluguje na wysoka barierke, ale tez umiejetna pomoc . . Wiem ze dobry, wyksztalcony i doswiadczony  nauczyciel moze bardzo wplynac na mlodych ludzi...Spotykam wiele takich niesamowitych nauczycielek i nauczycieli.

 Jakim cudem wrocilam do tego miejsca w mojej pracy zawodowej to nie wiem. Kolejne furtki sie otwieraly, ja  w nie wchodzilam. Troche naokolo, poprzez doktorat, prace naukowa, aby z programow uniwersyteckich zejsc na poziom szkoly sredniej. Niby cofanie sie, dla mnie olbrzymi krok do przodu....No ale co dalej z moim zyciem? 

Po dlugim czasie spedzonym w ciszy na kamieniu nad ta moja rzeka dotarlam  do tego miejsca  w moim sercu, gdzie slysze  wyraznie ze  w tym kolejnym rozdziale zycia chce uczyc. Chce tez wrocic do Polski. Mimo ze mam tylu przyjaciol na tej polkuli, nigdy tak do konca nie stanelam na tym kontynencie dwoma nogami - caly czas zylam w jakims -takim okraku emigracyjnym. Nawet do pisania tego bloga wybralam jezyk polski, mimo ze teraz czasem musze korzystac ze slownika angielsko-polskiego. ( Smieszne, bo ta czesc slownika jest slabo uzywana, wyglada prawie jak nowa, natomiast czesc polsko-angielska nosi slady solidnej pracyu nad jezykiem w pierwszych latach naszego pobytu tutaj.)

No ale o tym rozkraku emigracyjnym.  Byl okres ze bardzo sie tego wstydzilam. Na polonijnych forach ( z zalem stwierdzam  ze z jakiegos powodu sa to najbardziej prostackie i niuprzejme miejsca) tacy ludzie jak ja nazywani sa nieudacznikami. Ja zdecydowanie nie czuje sie w mojej nowej ojczyznie wyobcowana, ale nigdy nie przestalam tesknic za bliskimi mi ludzmi, za "maloscia" i "bliskoscia" Europy. A wiec chce wrocic do Polski i chce tam uczyc - mniej wiecej za trzy-cztery  lata. W zwiazku z tym przez kolejne trzy lata musze zdobyc nowe kwalifikacje - chce zrobic  kurs uczenia jezyka angielskiego. Ten intensywny kurs trwa cztery tygodnie i kosztuje okolo $2,000. Kursy te sa w moim miescie. Juz znalazalam adres, zamowie sobie ksiazki - chce byc najlepszym nauczycielem jakim moge byc. Moge tez uczyc chemii lub zarzadzania, ale po angielsku....ale w przeszlosci najbardziej lubilam uczyc angielskiego.

Kurs jogi trwa 13 tygodni i wymaga 200 godzin zajec. Kandydaci zachecani sa do rocznej regularnej praktyki zanim zapisza sie na ten kurs.  Ja joga interesuje sie juz kilka lat - mysle ze dzieki jodze poradzilam sobie z moim zaburzeniem koncentracji - skupienie, medytacje, uwaznosc - to wszystko mozna w sobie rozwinac, to kwestia treningu.  Czyli plan na ten najblizszy rok, to bardzo regularne uczestnictwo w zajeciach jogi i  studia na wlasna reke.A roku 2014 zapisze sie na kurs. Juz znalazalm miejsce, wiem tez z jakim nauczycielem chce studiowac. 

 Sformulowanie tych marzen/celow,  wymagalo wielu samotnych godzin w ciszy, byly okresy ze czulam sie zdesperowana bo nie mialam pojecia co chce robic jak "bede dorosla" jak mawia moja 62-letnia przyjaciolka , ktora jest bardzo aktywna, ale wciaz ma nowe pomysly na zycie. Mimo ze przez dlugi czas bardzo sie szarpalam, zaufalam ludziom ktorzy przeszli ta droge przede mna i mowili mi ze wiekszosc odpowiedzi mamy w sobie, i ze trzeba zainwestowac czas i wysilek w znalezienie tych odpowiedzi...

I teraz czuje radosc i spokoj - teraz moge konsekwetnie podazac w kierunku tych marzen....Malymi kroczkami, wierzac ze tym razem nie bede czekac na twarcie tych kolejnych furtek, tylko sama bede je otwierac wiedzac w ktora strone chce isc...A madrzy ludzie mowia ze kied.y to sie wie, tak z glebi siebie, to droga prostsza jest.....




NOWY ROK 2021 - czego dowiedzialam sie w roku 2020?

  Ze mojemu , prawie 30 -letniemu malzenstwu potrzeba bylo tego czasu spedzonego w domu, ktory wzmocnil nasza przyjazn. I ze zaloba bardzo b...