czwartek, 9 listopada 2017

niedziela, 5 listopada 2017

Listopad


Znow duza przerwa w pisaniu,  koncze bardzo trudny okres w  swoim zyciu i potrzebowalam bardziej prywatnej refleksji w moich pieknych i kolorowych  zeszytach. Zeszyty te  namietnie nabywalam w ostatnim czasie i (ha!) zapelnily sie intensywnymi notatkami. (Widac ze impuls zakupow kalendarzy zostal zamieniony na impuls kupowania ciekawych zeszytow - ale nie walcze z tym.)

 Tak duzo wydarzylo sie w naszym zyciu od lipca. Zmienilam prace. Prace ktora lubilam, w ktorej zawsze czulam ze dokladam jakas wazna cegielke, ale ktorej bylo po prostu za duzo. W tej pracy niestety tez bylam otoczona troche toksycznymi strukturami, przez ktore musialam sie przebijac i bylo to meczace. Praca, w ktorej wyrobilam sobie duzo kompasu moralnego i w ktorej nie dalam sie wciagnac w polityki, uklady. Praca ktora wyrobila we mnie nawyk codziennej refleksji na temat tego  co jest warte mojego czasu, mojej uwagi, mojej milosi. Praca w ktorej z pelna swiadomoscia staralam sie wpuszczac troche swiatla w czesto stresujace i skomplikowane relacje. Praca ktora oduczyla mnie impulsywnosci, oraz natychmiastowej nagrody. Praca, trudna, moze czasami ponad moje umiejetnosci, ktora pozwolila mi sie wielowymiarowo rozwinac. Nie odeszlam wczesniej, bo wiedzialam ze wciaz sie rozwijam, wciaz sie ucze, ze robie cos, co naprawde pomaga ludziom i co mnie intersuje.

Ale tez moje  zycie stalo sie w wiekszosci praca, wyjazdami sluzbowymi i ciagym pospiechem. Czulam ze to czas, ze ta praca juz nauczyla mnie wszystkiego czego miala nauczyc, ze czuje sie bardzo, bardzo zmeczona.  Mimo ze wciaz moglabym tam wiele zrobic, czulam ze czas aby odejsc.

 Jestem gleboko przekonana, ze jesli w zyciu zyjemy z jakas wieksza intencja, to zycie otwiera kolejne drzwi, wskazuje nam odpowiednie drogi. Jak tylko zmienilam swoja prace (w tej samej organizacji, tylko w spokojniejszych, mniej intensywnych  programach, wsrod niezwykle milych ludzi i o dziwo, to przejscie okazalo sie byc promocja - och ironio swiata zawodowego!), okazalo sie ze u mojego meza zaczal sie proces rakowy - na szczescie diagnoza byla bardzo wczesna.  G. jest w doskonalym stanie zdrowia wiec zakwalifikowal sie na operacje, ktora byc moze calkowicie wyleczy go z tego raka, jesli okaze sie ze komorki rakowe nie przedostaly sie poza zaatakowany organ. Bedziemy wiedziec we srode , tymczasem juz po operacji, G. dochodzi szybko do formy.

W starej pracy byloby mi bardzo trudno wziac teraz urlop, gdyz bylabym w trakcie wyjazdow na konferencje. W tej nowej, bez wiekszego problemu moge wziac tydzien wakacji i drugi tydzien pracowac z domu. Ten czas to olbrzymia inwestycja w nasz prawie 30-letni zwiazek. Parafrazujac slowa mojego ulubionego poety i muzyka Leszka Dlugosza - 'ta stara milosc wciaz nas calkiem obchodzi, i wcale  nie dziadowka! Okazalo sie ze wciaz duzo serca dla niej mamy - i zeby jej zrobic wiecej miejsca pozbylismy sie tych gratow, szmat, kwitow...niech sie cieszy jak ta mloda..."



W temacie gratow i szmat....

Interesujace jest to jak zareagowalismy na ta wiesc o chorobie - diagnoze mielismy juz w lipcu, operacje zaplanowana na koniec pazdziernika - caly ostatni miesiac mielismy niezwykla potrzebe pozbywania sie wszystkiego z naszego zycia, co jest nam juz niepotrzebne. Nasze  dzieci wyprowadzily sie juz z domu jakis czas temu, najmlodszy okolo dwoch lat z nami nie mieszka, ale mysmy wciaz nie bardzo potrafili  zredukowac naszego posiadania do gospodartstwa na dwie osoby. I nagle w ciagu miesiaca, "to" przyszlo samo - niewiele myslac zaczelismy pakowac pudla, worki , rzeczy wciaz w dobrym stanie, ale nam juz niepotrzebne i wywozic do sklepu gdzie zostana sprzedane za grosze ludziom, ktorym cos z tego moze sie przydac.  Przed wyjazdem do szpitala dom nasz zaczal swiecic cudownymi pustkami. Zostalo w nim tylko to co potrzebujemy i co lubimy. Musimy jeszcze przedrzec sie przez jedno pomieszczenie gospodarcze. Pozegnalizmy pewien etap zycia i otworzylismy sie na kolejny, w ktorym nie bedzie nam potrzeba az tak duzo materii...

Chce kontynuowac ten proces. Listopad jest tak dobra pora na pozbywanie sie wszystkiego z czego wyroslismy, co juz nam nie sluzy, czego juz nie potrzebujemy. Symboliczne zrzucanie lisci, przygotowywanie sie na okres wykluwania sie czegos nowego.

Nie tylko chodzi tutaj o materie, ale tez o emocje, reakcje, relacje, formy spedzania czasu, nawyki. To czas oprozniania, czas refleksji nad tym co trzyma nas w miejscu, nie pozwala zrobic kolejnego kroku, wziesc sie na kolejny poziom naszej swiadomosci. Listopad jest tez okresem wdziecznosci  za dobro i obfitosci w naszym zyciu.

Co wciaz trzyma mnie w miejscu? Czego chce sie pozbyc? Jakich emocji? Jakich nawykow? Jakich reakcji? Ktore relacje nie sluza mi?  Na co chce otworzyc wiecej miejsca w moim zyciu?

Te rozwazania przeniose do swoich zeszytow - te zeszyty ktory zapewniaja mi wieksza uczciwosc wobec siebie.

niedziela, 30 lipca 2017

Zrobilam to!

Lata so trudne dla mnie. Nie do wytrzymania upaly  z gwaltownie  zmieniajaca sie pogoda, duzo pracy ( taki mam cykl, bowiem pracuje z nauczycielami i w lecie organizujemy dla nich wakacje, szkolenia, konferencje). Czesto w tym okresie wpadam w takie samo-destrukcyjne zachowania.

Jednym z nich jest pasywne sprawdzanie Facebooka. W tym okresie , kiedy ja jestem uziemiona przy biurku, zestresowana terminami, w stanie ciaglego poczucia jakiegos  niedotrzymanai terminu, swiat po drugoiej stronie oceanu wyrusza na urlopy. I tak jak ja to zazwyczaj robie - dzieli sie ze swiatem swoim szczesciem w postaci przepieknych zdjec na ktorych sa zrelaksowane twarzy , piekne zakatki i duzo radosci.  Ja w ramach piecio- minutowego odpoczynku zerkam sobie na Facebook ( no bo przeciez czlowiek musi sie na chwile  od papierow oderwac) i w ciagu tych pieciu minut zalewa  mnie potezna fala samo-zalosci nad swoim niedznym letnim zyciem.

Oakzuje sie ze nie u mnie jedynej! I jak to w zyciu bywa - Facebook  ( i  caly swiat social media) nie sa ani zle ani dobre dla naszego zdrowia psychicznego - wszystko zalezy od nas i jak z nich korzystamy. 

Tutaj  wiecej na ten temat. 


Otoz bierne uzywanie Facebooka, (bezmyslne ogladanie zdjec, filmikow, komentarzy) zwlaszcza w momencie gdy jestesmy w nienajlepszej formie zdecydowanie pogarsza nasze samopoczucie. Tak na chwile odwroci nasza uwage od sytuacji z ktorymi sie zmagamy (u mnie np chaos pracowy i kolejna wiadomosc ze ktos cos ode mnie potrzebuje). 

Zaczynamy sie powrownywac, wyobrazac sobie ze wszyscy w tym momencie maja nacjciekwsze na swiecie wakacje, tracimy czas ktory mozna wykorzystac na lepsza forme zadbania o siebie. Po tej krotkiej przerwie, w stanie gorszym niz przed przerwa,  wracamy do swojego mizernego zycia. W takim momencie lepsza forma zadbania o siebie bylby krotki spacer, rozmowa z kims bliskim, czy usuniecie balaganu  z biurka,  tak malo-deceniany akt  dajacy mi zawsze nieco- wieksze poczucie kontroli nad sytuacja. 

Facebook moze  tez byc bardzo zrodlem dobrze spedzonego czasu  kiedy to aktywnie uczestniczymy w  dyskusjach, lub tez z intencja poglebienia relacji komentujemy, pytamy, lub prosimy o konkretna pomoc. Bardzo czesto zaczete dyskusje na Facebooku u mnie przenosza sie na prywatnego komunikatora gdzie latwiej jest byc autentycznym i szczerym erozmawiajac poza oczami 426 osob z ktorymi jestem "zaprzyjazniona". 

Nie majac Facebooka na moim telefonie nie bede miala tej pokusy sprawdzania co pol godziny co  tam slychac w tym swiecie wirtualnym. Raz dziennie bede tam zagladac, ale bede musiala to zrobic ze swojego komputera, ktory wymaga otwarcia, zalogowania sie i nie korzystam z niego tak kompulsywnie jak z telefonu. Bede korzystala z Facebooka bardziej na moich warunkach. Podziele sie ciekawa informacje, interesujacym zdjeciem, wezme udzial w ciekawej dyskusji, sprawdze informacje, zlapie i zanotuje ja. 

sobota, 29 lipca 2017

Na swoim swietym miejscu

Dzis uslyszalam doskonaly cytat, ktory chce zapamietac aby uzywac go jako moja mantre w momenciu kiedu czuje sie niepewnie, niesmialo, zwlaszcze w nowych lub trudnych sytuacjach. W takich momentach dobrze jest miec kotwice, ktora pomoze sie nam czuc stabilniej. Cytat, gest  - ktory bedzie przypomnieniem i nie pozwoli naszym emocjom przejac wladzy nad reakcjami.

Cytat pochodzi z ksiazki Brené Brown’s pt“Gifts Of Imperfection


“Don’t shrink
Don’t puff up
Stand on your sacred ground”

"Nie kurcz sie
Nie nadymaj
Stoj w Twoim swietym miejscu"


Swiete miejsce, to moja autentycznosc, moje wartosci, moja wrazliwosci, moje swiatlo i moje zwierciadlo ktore moze powiekszyc i odbic swiatla innych ludzi. To miejsce w ktorym wiem kim jestem i w ktorym nie mam potrzeby umniejszania siebie ani tez bycia lepszym niz jestem. Miejsce w ktorym jestem zakotwiczona w sobie, ale rownoczesnie otwarta. Wrazliwa ale w tej wrazliwosci odwazna ( tak wrazliwosc wymaga odwagi, bo pozwolenie sobie na wrazliwosc wymaga od nas usuniecia tych wszystkich murow ktore budujemy aby nie zostac zranionym.) 

...Autentyczna, prawdziwa i prawa. Wspo-czujaca. Z zaopiekowanymi barierami emocjonalnmi. 

piątek, 28 lipca 2017

Wspolczucie, empatia i granice

Tematy ktore musialam doglebnie przerobic - emptatia, wspolczucie i bariery emocjonalne.  Musialam zrozumiec ze pomimo mojej pozornej wrazliwosci, wspolczucia i empatii, czesto sama jestem zrodlem dysfunkcji w relacjach, i bardziej szkodze niz pomagam. Czym rozni sie empatia od wspolczucia? Co z tymi barierami emocjonalnymi?

Byc empatycznym to byc czlowiekiem  zdolnym do wczuwania się w stany psychiczne innych osób.  Takie niemalze  przejecie ich  sposobu myślenia. Ryzyko w przypadku empatii jest takie, ze jesli sami mamy nieprzepracowane nasze problemy, to empatia moze byc destruktywna dla obydwu stron ucieczka od swoich problemow. Empatia  moze byc mylona ze wspoluzalezniniem. Wspoluzaleznie to  patologiczna zalezniosc od drugiego czlowieka ,  brak szacunku dla swoich granic,  branie  na siebie odpowiedzialnosci za nieswoje problemy  lub zrzucanie tej odpowiedzialnosci na innych.

Wspolczucie jest zdrowsza relacja. Wspol-odczuwam, rozumie, ale zachowuje zdrowy dystans do Twojego zycia, nie przejmuje go, obydwoje dbamy o  zdrowe grance w naszej relacji. Ludzie ktorzy umieja skutecznie wspolczuc sa ludzmi o mocnych emocjonalnych granicach.

Pena Chodran pisze o wspolczuciu tak:

"Compassion is not a relationship between the healer and the wounded. It's a relationship between equals. Only when we know our own darkness well can we be present with the darkness of others. Compassion becomes real when we recognize our shared humanity.”


Pema Chödrön, The Places That Scare You: A Guide to Fearlessness in Difficult Times


Znam swoje ciemnosci, mam je przepracowane dlatego moge wspol- odczuwac Twoj trudnosci. Ale nie jestem Twoim uzdrowicielem, nie przeniose Cie przez Twoj tunel,  ale wierzac w Ciebie moge  Ci towarzyszyc.  Moge podzielic sie swoim doswiadczeniem, pogadac o tym co mi pomoglo.

Jakie to dla mnie bylo wyzwalajace! Nie musze byc w centrum l kazdego kryzysu, mam prawo ( ba wrecz obowiazek!) do spokojnego zycia w ktorym jestem skoncentrowana na swoim rozwoju. W tym zyciu jest miejsce na innych ludzi, ale tez nie musze byc zbawicielem calego swiata. Dokladam konstruktywna cegielke do czegos poza mna - czasem sie osobiscie anagzuje, czasem wspiram finansowo, a czasem po prostu mowie NIE.  

 Moim obowiazkiem ( w trosce i o swoje zdowie i w trosce o ludzi wokol mnie)  jest dbanie  o  zdrowe emocjonalne bariery, ktore wbrew pozorom pozwola nam byc bardziej wspol -czujacymi ludzmi. Nie wiem dlaczego w Polsce mowi sie o tych zdrowych barierach - zdrowy egoizm.  Czasem brzmi to nieco jak prowokacja -

Egoizm to  wylaczna milosc do siebie. Egoista kieruje sie wylaczna miloscia do samego siebie , nie zwracajac uwagi na potrzeby i oczekiwania innych.

Czesto teraz slysze od swojej mamy ze mam byc zdrowa egoistka. A ja egoistow nie lubie. Bo w dziecinstwie tak czesto slyszalam nie badz egoista, zwracaj uwage na potrzeby ludzi... Chyba nigdy nie slyszalam - zadbaj o swoje potrzeby. Ja lubie ludzi. Chce aby im bylo dobrze i zeby byli szczesliwi. I pielegnowanie tego nastawienia we sobie jest dla mnie wazne. Codzienna uprzejmosc, codzienna starannosc w kontaktach z ludzmi jest dla mnie wazna. 

Prawda jest taka ze czlowiek niezadbany, czlowiek ktory nie wyrobil sobie zdrowej relacji ze soba, nie skoncentrowal sie na swoich potrzebach, nie majacy zdrowych barier na zewnatrz moze byc niezwykle empatyczny, zaangazowany a w srodku moze drazyc go zlosc, oburzenie, zazdrosc - cala gama toksycznych uczyc wynikajacych z faktu braku relacji ze soba i niezaspokojonych potrzeb. I milo slodkosci na zewnatrz i uprzejmosci, jesli pod skora wre wulkan niecierpliwosci, osadzania , zlosci to ta empatia nijak ma sie do wspol-czucia. 

Niestety wiem o czym pisze - i musze wciaz pracowac nad tym aby moje grance byly szczelniejsze. 

Co jest oznaka nieszczelnych granic, ktore staja na przeszkodzie prawdziwego wspolczucia:

  • Mowimy tak, kiedy tak naprawde chcemy powiedziec NIE.
  • Problemy innych ludzi staja sie naszymi priorytetami
  • Zaniedbujemy swoje potrzeby  angazujac nadmiernie swoja energie w potrzeby  innych
  • Nasze fizyczne zdrowie kuleje poniewaz nie inwestujemy w nie czasu  ( czasem zupelnie nie rozumiemy jakie mamy porzeby), nie dbamy wielowymiarowo o swoje zycie (zaczynajac od snu, odzywiania, ruchu a konczac na nazym zyciu emocjoinalnym i duchowym)
  • Tkwimy w niezdrowych dla siebie relacjach
  • Przepraszamy za wszystko i nie umiemy powiedziec jasno, kulturalnie i odwaznie co myslimy (ucze sie pilnie rozpoznawania swoich emocji - moje cialo jest swietnym komunikatorem i wiem dobrze kiedy jestem zla, kiedy przestraszona - umie coraz lepiej to rozpoznac, nazwac, umie o tym spokojnie rozmawiac.  
  • Bierzemy wszystko do siebie i wciaz jestesmy w centrum jakis kryzsyow. 

Czesto moje polskie kolezanki, ktore uwazam za osoby wspolczujace , zdrowe emocjonalne, jakos tak prowokujaco i z triumfem mowia - ja jestem zdrowa egoistka! Trudna historia Polski  wyksztalcila w wielu z nas ( nawet jesli nie do konca chcemy sie do tego przyznac przed soba) model  matki -Polki, kobiety ktiore swoje zycie poswieca albo rodzinie, albo jakiejs idei. A  jak nie matka Polka to zdrowa egoistka. Dlaczego nie zdrowy emocjonalnie czlowiekiem dbajacy o swoje zaintersowania, potrzeby rozumiejacym siebie , dbajacy o swoj rozwoj, o bycie w dobrych relacjach, wiedzacy jak konstruktywnie  wspolczuc?

Odkad zrozumialam waznosc posiadania mocnych barier w swoim zyciu, coraz wiecej w nim jest ludzi zdrowych emocjonalnych, przyjazni polegajacych na wymianie energii, przyjazni w ktorych moge byc calkowicie soba, w ktorych nie czuje sie oceniana, w ktorych moge sie rozwijac w ktorych moge dawac to samo wsparcie ktorego potrzebuje. Nie czuje sie zdrowa egoistka, jestem czlowiekiem wspolczujacym o mocnych barierach emocjonalnych.

sobota, 22 lipca 2017

Balagan...informacyjny...

Pamietam jeszcze swoje pierwsze lata sprzed-internetowe na emigracji. Czulam sie bardzo samotna. Moja wyjazd z Polski nie byl spowodowany potrzeba,  lecz mozliwoscia dalszej nauki.  Zelazna kurtyna opadla, ja dostalam dobre stypendium na studia doktoranckie.Nie bylam pewna czy chce wyjezdzac, rodzice zachecili mnie zebym sprobowala. Znalazlam sie w miejscu gdzie Polonia byla malenka, czulam sie odizolowana i bardzo samotna, moj jezyk angielski nie byl na tyle dobry  aby moc zawierac w nim glebsze przyjaznie. Pisalam dlugie listy do Polski, czekalam na odpowiedzi. Rozmowy telefoniczne byly bardzo drogie, mozna bylo sobie na nie pozwolic tylko od czasu do czasu. Kazdy kontakt zbliskimi mi ludzmi byl wyczekiwany, celebrowany.

Pomalutku Internet zaczal wkraczac w nasze zycia - najpierw strony internetowe. Szukalam na nich informacji o tym jak radza sobie z zyciem emigranci, czytalam pierwsze gazetki polonijne. Ale tez integrowalam sie ze swoja amerykanska rzeczywistoscia- podjelam swiadoma decyzje od odejsciu z Kosciola Katolickiego ( w dobie skandali pedofilskich w Bostonie), wstapilam do lokalnej parafii episkopalnej, zaczelam zawierac pierwsze glebsze przyjaznie w jezyku angielskim.

W internecie pojawily sie pierwsze blogi i fora - mozna bylo "rozmawiac" , dyskutowac, zaczynaly tworzyc sie pierwsze internetowe grupy spolecznosciowe. W domu wciaz mielismy jeden komputer do ktorego ustawiala sie kolejka, wiec ten czas spedzony w przestrzeni wirtualnej  byl w zaplanowany i ograniczony. Byl to fajny okres - poznalam bardzo wiele przemilych kobiet w tym okresie, uczestniczylam w wielu bardzo ciekawych dyskusjach, dojrzewalysmy, dzielilysmy sie doswiadczeniami. Mialam swoje zakladki, ulubione blogi, rozmawialam, komentowalam.

Potem przyszly te madre telefony, media spolecznosciowe, dobre aparaty telefoniczne w komorkach i ....jakas taka nalogowa potrzeba bycia na biezaco,poczatki nalogu informacji.
 Na samym Facebooku zaprzyjazniona jestem z ponad 400 osobami, w pracy kazdy program musi miec social media - walczymy aby sie przebic w tym natloku informacji, bowiem musimy raportowac ile osob kliknelo na nasza informacja, ile osob  przeczytalo.

Przez jakis czas bylam zafascynowana minimalizmem (wtedy jeszcze minimalizm nie byl biznesem ). To zaintersowanie  pozwolilo mi sie przyjrzec mojej relacji z materia, i zmierzyc sie z tym jak moje niewinne gromadzenie ( malych rzeczy,  bo na duze mnie nie bylo stac w dobie poczatkow na emigracji) maskowalo moje prawdziwe potrzeby. Amerykanska dostepnosc materii spowodowala ze np. po calym dniu ciezkiej pracy latwiej bylo pojechac do sklepu i kupic sobie cos na pocieszenie, niz np. wrocic do domu, przebrac sie w stroj sportowy, zrobic sobie cos zdrowego do jedzenia i wyjsc na spacer. Ta wspolczesna dostepnosc materii w tym kraju stala sie skrotem do zaspokajania bardziej skomplikowanych potrzeb, ktorych do konac nie byklam swiadoma.

Byl taki okres w moim zyciu ze namietnie kupowalam roznorodne kalendarze - mialam nadzieje ze jak sie lepiej zorganizuje, ze jak wszystko zaplanuje to odzyskam zycie nad ktorym bede miala pelna kontrole. Zycie w ktorym mialam male dziecko, rozpoczete studia doktoranckie, pierwsza prace, dlugie dojazdy i w ktorym czulam sie jak na karuzeli przesuwajac sie od jednego do drugiego kryzysu. Z perspektywy czasu widze ze bylo to po prostu bardzo pelne i bardzo intynsywne zycie...takie jak wielu mlodych kobiet. Czasopisma ktore namietnie kupowalam, poradniki z pieknymi zdjeciami, ludzily innym zyciem. Wolniejszym, uprzadkowanym...Czytalam ksiazki na temat organizacji i kupowalam te kalendarze, ktore obiecywaly wiecej czasu, strukture ale one nie dotrzymywaly slowa.

Po jakims czasie zrozumialam co sie dzieje, jak bardzo nie rozumie siebie, swoich potrzeb i jak bardzo napedxzana jestem nierealnymi oczekiwaniami od siebie i swojej rzeczywistosci.  Zaczelam pozbywac sie rzeczy, przestalam kupowac kolejne kalendarze, bluzki do biegania....zaczelam porzadkowac swoja przestrzen i koncentrowac sie na tym czego tak naprawde moje zycie potrzebuje. Zaczelam siebie rozumiec lepiej...Zaczelam zyc bardziej uwazniej...

Mysle ze obecnie znalazlam jaki-taki balans jesli chodzi o materie ...

Gorzej jednak z informacja...Czuje ze jestem w nalogu. Kilka razy dziennie wchodze na Facebooka, uczestnicze, komentuje, cos tam postuje ... mam wrazenie calkiem intensywnego zycia socjalnego, ale czy tak jest naprawde?  Tak tez sie zastanawiam  na ile uczestnicze w zludnej rzeczywistosci i sama taka kreuje i dla siebie i dla innych?  Pokazuje te skrawki mojego zycia ktore lubie, ktore chce zatrzymac, rozciagnac.  Staram sie byc autentyczna i uczciwa,  nie koloryzuje swojej rzeczywistosci ale tez pokazuje jej malenki fragment....ten ciekawy, ten radosny albo ten z ktorego jestem dumna. Ale nie oklamujmy sie tutaj, jesli moi znajomi pokazuja tez tylko ten lepszy fragment swojego zycia, to mnie zlewa sie to w jedno pasmo fascynujacych przygod i radosci i moje zycie czasem wydaje sie byc niewystarczajace...

Co innego blog ... wrocialam dzis do moich zakladek, nadrobilam zaleglosci i poczulam dobra energie plynaca z przemyslen, poczulam glebsza relacje z ludzmi ktorzy dziela sie bardziej poglebiona trescia niz ta na portalach spolecznosciowych.

Potrzebuje teraz przepracowac swoja relacje z informacja. W dobie nadmiaru tej informacji potrzebuje tresci glebszych, pelnych przemyslen, madrych ...

Czas na detoks informacyjny...

Zacznijmy  od redukcji mojego czasu na portalach spolecznosciowych do 30 minut dziennie (wieczorem). Poniewaz zawsze bardzo uwazalam na jakosc a nie na ilosc - moj portal spolecznosciowy jest pelen intersujacych ludzi, ktorzy dziela sie ciekawymi informacjami,  nad ktorymi jednak nie zatrzymuje sie dlugo. Podczas tych 30 minut wylapie linki, informacje do ktorych chcialabym wrocic i spedzic z nimi czas. Komentowac bede tylko wtedy jesli bede miala cos madrego, glebokiego do napisania, albo jesli doloze troche pozytywnej energii czy wiedzy. Bedzie to intencjonalna,  nieco glebsza forma interakcji.

Byl okres  w moim zyciu ze nie wychodzilam z domu bez zeszytu i ksiazki. W autobusach, w kolejkach, w urzedach - czytalam, robilam notatki - mialam bardzo aktywny kontakt z informacja. Teraz duzo czasu spedzam w samochodzie, slucham dobrego radia, ale malo tej informacji ze mna zostaje .Czas zapakowac maly notatnik i ksiazke do torebki...

Ahoj informacjo! Zaczynamy nowa relacje!









niedziela, 9 lipca 2017

Wedrowka




  • If we learn to open our hearts, anyone, including the people who drive us crazy, can be our teacher
  • nothing ever goes away until it has taught us what we need to know 

Pema Chodron


Ostatnio duzo mysle  o tych dwoch cytatach - zarowno trudni ludzie, jak i trudne sytuacje moga byc naszymi najlepszymi nauczycielami, ale tylko wtedy jesli nie zareagujemy automatycznie, zwolnimy i zastanowimy sie co tak naprawde dzieje sie z nami w tym momencie. Moimi najlepszymi nauczycielami okazaly sie byc otylosc, pracoholizm i wspoluzaleznienia. Byly symptomami mojej bezradnosci, niskiego poczucia wartosci i nieumiejetnosci radzenia sobie z trudnymi emocjami. Zajelo mi bardzo duzo czasu aby to po pierwsze zrozumiec a potem krok po kroku dojsc do realizcji ze nie moge kontrolowac swiata, ale moge kontrolowac swoje emocje i reakcje - ba swoimi reakcjami, slowami, myslami, moge ksztaltowac swiat wokol siebie.  Mysl jest nie tylko tylko mysla - to calkiem potezna energia, i ode mnie zalezy czy bede koncentrowala sie na tych bolesnych, przykrych , negatywnych czy te pozwole im przeplynac niczym chmury po niebie.


 W koncu zrozumialam ze stan dobrego samopoczucia, wewnetrznego spokoju, radosci, zaangazowania wymaga mojego osobistego wysilku, czasu i systematycznosci. Zaczelam wiecej na ten temat czytac i doszukalam sie ze powinnismy dbac i siedem obszarow naszego zycia:

  • Fizyczny
  • Emocjonalny
  • Socjalny
  • Duchowy
  • Ten zwiazany z nasza praca 
  • Srodowiskowy
  • i Intelektualny.
Postanowilam wiec skoncentrowac sie codziennie  na kazdynm z tych obszarow. Zalozylam sobie tzw. bullet journal, w ktorych kartki podzililam na siedem obszarow i codzinnie rano spedzilam troche czasu planujac malutkie kroczki, czy notujac mysli w kazdym z tych obszarow.  - stalam sie bardziej uwazna...codziennosc stala sie fascynujaca okazja do wzrostu.

Dbalosc o stan fizyczny  to oczywiscie zdrowe odzywianie, ruch , troska o odpoczynek, woda , vitaminy, regularne prezglady lekarskie - itp, itd - obszar od ktorego chyba kazdy zaczyna swoja troske od siebie. U mnie zdecydowana zmiana ( i przygoda!) stalo sie gotowanie i yoga! Co sobote planuje ( mniej wiecej ) posilki na caly tydzien i gotuje. 

Dbalosc o swoje emocje mnie  musialy zaczac  sie od umiejetnosci rozpoznania ich. Emocje to potezna energia - moze byc ona pozytywna, np. radosc, milosc, zachwyt, spokoj albo tez negatywna zlosc, zawisc, lek, niepokoj. Nasze reakcje czesto napedzane sa tymi emocjami, jesli nie panujemy nad emocjami (czesto nazwanymi nerwami) to regujemy automatycznie tak aby te nieprzyjemne emocje rozladowac,  a te przyjemne zatrzymac jak na dluzej.

Zrozumienie ze to od mnie  zalezy czy emocja , niczym rozpedzony nurt rzeki,  porwie mnie i strace calkowiecie kontrole nad moja reakcja, czy tez bede  umiela zareagowac tak aby do Siebie i Wszechswiata ( ktorego jestesmy integralna czescia) dolozyc pozytywnej energii zajelo mi troche czasu.  To jest wyzsza szkola jazdy, ja dlugo czasu spedzilam na tym aby zrozumiec ze bolesna emocja nie zabije mnie i ze nie musze jej zajesc, rozladowac awantura, konfliktem - ze jesli nie moge odpowiedziec na dana sytuacje czyms pozytywnym, konstruktywnym , to co najmniej moge odsunac sie od bolesnej sytuacji. Ze na tym polega dojrzalosc.


Nie znaczy to brak zaangazowania i ucieczke od zycia - znaczy to  madre, konstruktywne zaangazowanie...Rowniez zrozumialam ze musze dbac o swoje emocje - otaczac sie pozytywna energia plynaca z ludzmi, tekstow ktore czytam, slow jakie mnie otaczaja. Niby proste, ale w moim przypadku zajelo mi lata swietlne aby dojsc do tego momentu i regularna praktyka yogi bardzo mi w tym pomaga.

Dbalosc o socjalna strone zycia to umiejetnosc nawiazywania i utrzymywania glebszych relacji z ludzmi. Jest to obszar nad ktorym solidnie  pracuje gdyz  w jakims momencie mojej drogi uswiadomilam sobie dwie rzeczy: moje obolale ego wciaz potrzebuje zewnetrznego uznania, ktore czasem moze miec forme chronicznego pomagania i angazowania sie w kazdy napotkany na drodze dramat i identyfikowania sie z tym dramatem.Zaczelam zastanawiac skad sie bierze ta potrzeba? Czy zawsze ma takie bezinteresowne pobudki?

 Czasem ta pomoc jest konstruktywna, czesto jednak niczego nie zmienia bowiem osoba ktora wyrzuci z siebie swoj bol, poczuje sie na moment lepiej, jednak nie podejmuje konstruktywnych krokow do zmiany swojej sytuacji. Takie przyjaznie w psychologii okreslane sa mianem przyjazni toaletowych . Szukam obecnie przyjazni w ktorych panuje rownowaga, w ktorych czuje wymiane prawdy, autentycznosci, w ktorej zbalansowana jest wymiana energii. Coraz wiecej takich relacji w moim zyciu i  w te  relacje poglebiaja sie jesli zainwestuje sie w nie czas, uwage wiec nie mozna byc zaprzyjaznionym z calym swiatem...Natomiast mozna byc czlowiekiem uprzejmym, spokojnym, wywazonym , tolerancyjnym, uwaznym zeby w kontakcie z drugim czlowiekiem byc swiatlem a nie ciemnoscia. Trzeba jednak tez byc czlowiekiem odwaznym aby potrafic wniesc swiatlo w sytuacje ciemnie, niesprawiedliwe czy krzywdzace. 

Dbalosc o strone duchowa to wszelkiego rodzaju praktyki duchowe. U mnie czesto polegaja one na spedzaniu czsu wsrod przyrody, uczestnictwo w medytacjach czy tez liturgiach, najczesciej boagatych w muzyke - poniewaz zyje w tak wieloreligijnym kraju mialam tak duzo przestrzeni na poszukiwania i rozwoj w tym obszarze. Doszlam naprawde do bardzo spokojnego miejsca w ktorym mam goebokie przeswiadczenie ze slowo Bog powinno byc zastapione slowami Milosc, Dobro, Nauka, Piekno, Dobrodusznosc, Empatia - te wszystkie sily i wartosci ktore czasem powalaja na kolana, i ze tak naprawde kazdy z nach ma w sobie czastkie takie Boga, jednak ten Bog jest czasownikiem bowiem tak wiele zalezy od tego czy swoim dzialaniem dolaczamy sie do tego wielowymiarowego Boga. Jestem wdzieczna za wspanialych nauczycieli ( i tych poznanych osobiscie i autorow ksiazek) ktorzy pomogli/pomagaj mi wzrastac w tym obszarze.

Obszar pracy - moja praca ma dobrze sluzyc ludziom. W pracy biore udzial w wymianie energii, wiedzy, umiejetnosci . W pracy ucze sie i doskonale - pracuje wolno i systematycznie, balansuje swpja prace odpoczynkiem i regeneracja. Praca jest dla mnie wazna ale nie najwazniejsza. Zwolnilam dramatycznie w pracy - zropzumialam ze pracujac tak duzo nie jestem w stanie zadbac o moje inne obszary miojego zycia...

Obszar dbalosci o srodowisku - staram sie byc swiadomoa tego jak moje wybory wplywaja na srodowisko - jaki jest moj slad weglowy, co jem, jakie produkty kupuje. Ten obszar doprowadzil mnie do umiarkowanego i rozsadnego minimalizmu.

W ramach dbalosci o moj obszar intelektualny staram sie codziennie czegos nauczyc, byc osoba ciekawa - mam zaszczyt pracowac z bardzo madrymi ludzmi wiec codziennie mam okazje uczyc sie czegos nowego.

Majac swiadomosc tych obszarow zycie jest bardzie intencjonalne, uwazne - jest w nim wiecek koncentracji na sprawy wazne, radosci z rzeczy malych i codziennych i docenienia obecnej chwili. Fizycznie czuje sie o wiele lepiej - wciaz jestem przytloczona praca ale mam nadzieje ze wkrotce i to sie zmieni.




niedziela, 15 stycznia 2017

Kolejny rok. 2017. Po tak długiej przerwie na blogu wypadałoby spojrzeć w tył i zrobić jakieś refleksje z tego poprzedniego roku. Jesli miałabym podsumować  rok 2016 w jednym zdaniu to napisalabym, ze w duzym stopniu bylo to rok zniw. Wiele z zasianych projektow, refleksji, pomyslow zaoowocowalo - jedne urodzajnie, inne daly mniejsze owoce - mysle ze wprost proporcjonalnie do wysilku jaki wlozylam w uprawy. Najwiekszym, najwspanialszym owocem jest samodzielnosc najmlodszego, ktory jesienia wyprowadzil sie z domu, i zaraz pozniej znalazl swoja pierwsza prace.

Rozum mi mowil ze chlopak niezalezny, samodzielny, rwacy sie do podejmowania swoich decyzji to olbrzymi sukces wychowawczy, sama juz zachecalam go do wylotu z gniazda rodzinnego. W momencie kiedy rozwinal te skrzydla i pewnej niedzieli sprawnie sie spakowal i przeniosl sie do domu ktory wynajmuja z trzema innymi chlopakami, to serce mi troche krwawilo.   Po paru miesiacach  wszyscy jednak przyzwyczailismy do tej nowej sytuacji i z radoscia oczekujemy na wizyte syna w soboty. Przychodzi taki juz dorosly, troche inny - fajny, mlody czlowiek.  Duze to zniwo  23 lat rodzicielstwa.

Rok 2016 byl  sie tez rokiem porzadkowania, ukladania, planowania, wyrzucania, przygladania sie swoim gleboko zakorzenionym przekonaniem. Wraz z naszymi wyborami w USA wiele moich przekonan, np takich ze po 27 latach mieszkania tutaj rozumie co nieco Ameryke, runęło. Jest mi ciezko znalezc sie w obecnej politycznej rzeczywistosci.

W końcu, pomaleńku udało mi się zredukować trochę pracy  zaczynam wracać o przyzwoitych porach do domu. Największą jednak radością jest to że kroczek za kroczkiem wróciłam do pełnej aktywności fizycznej - nic mnie nie boli, zaczęłam biegać, regularnie praktykuje jogę i pływam.

Jesli chodzi o moje zdrowie to prawdziwym darem okazaly sie spotkania Straznikow Wagi uswiadamiajac mi ze ta walka z otyloscia to jest seria systematycznych, codziennych krokow, uczenie sie nowego myslenia, nowej relacji z jedzeniem, wykorzenianie tej nabytej juz w dziecinstwie mentalnosci diet. I ze jest to projekt na cale zycie. Jak moj nauczycielka Pema Chodran mowi - te trudne sytuacje ( i trudni ludzi) beda z nami tak dlugo az naucza nas tego czego  potrzebujemy sie nauczyc. Paradoksalnie, jestem niewiele szczuplejsza ale czuje sie o wiele zdrowsza, szczesliwsza i dbajaca o wiele wiecej, o fizyczna strone swojego zycia.

Mysle ze ten moment, w ktorym sobie uswiadomilam jak  jak bardzo malo mam szacunku i dbalosci  dla swojego zdrowia  i jesli nad tym nie popracuje to wciaz bede tkwila w tych wszystkich przekonaniach ktore zupelnie mnie nie sluza. A czlowiek z dysfunkcjonalna relacja ze soba nie moze miec pelnych relacji z ludzmi,  nie moze byc tym zdrowym, dobrym drzewem stad madra wielowymiarowa troska nad swoimi wszystkimi obszarami istnienia ( emocje, duch, strona fizyczna, intelekt) jest wrecz naszym obowiazkiem wobec swiata. Jestem gleboko przekonana, ze  jestesmy  jak te naczynia polaczone ktore wzajemnie sie napelniaja lub tez obnizaja swoj potencjal. A ja chce byc pelnym naczyniem bo z tego naczynia bede  mogla sie dzielic.

Relacje z ludzmi - jestem ekstrowertka, kocham ludzi, ale zdalam sobie sprawe, ze ze wzgledu na charakter mojej pracy (pracuje z duzymi grupami) oraz przez raczej duza aktywnosci w tych wszystkich moich wirtualnych spolecznosciach, te moje relacje z ,ludzmi staja sie  plytsze. Mam jakas dziwna fobie  rozmawiania przez telefon i postanowilam troche to przelamac. Ale te moje postanowienia maja tendencje sie nie realizowac, wiec zaczelam solidniej planowac te kontakty. (I mam tylko dwa kalendarze w tym roku co jest olbrzymim postepem!)

Tradycyjnie juz ostatni dzien roku spedzilam z moja rodzina i tradycyjnie wraz z moja ukochana kuzynka, i moimi siosrzenicami zrobilysmy sobie mape wizji i marzen. Fajna zabawa - zadziwiajace ze dorosli chyba jeszcze bardziej sie w to zaangazowaly niz dzieci. Tutaj pare zdjec z tego cwiczenia, ktore podobno angazuje nasza podswiadomosc.






Dwa zdania, ktore dobrze oddaja moja intencje na  2017 rok to zyj najlpiej jak umiesz i kochaj swoje zycie. Najlepiej jak umiesz -z miloscia, z wdziecznoscia, z zaangazowaniem ze spokojem i ciszą w sercu.

“Ultimately, we have just one moral duty,” wrote a young Etty Hillesum shortly before she died at Auschwitz at the age of twenty-nine. “To reclaim large areas of peace in ourselves, more and more peace, and to reflect it towards others. And the more peace there is in us, the more peace there will be in our troubled world.”




NOWY ROK 2021 - czego dowiedzialam sie w roku 2020?

  Ze mojemu , prawie 30 -letniemu malzenstwu potrzeba bylo tego czasu spedzonego w domu, ktory wzmocnil nasza przyjazn. I ze zaloba bardzo b...