czwartek, 9 listopada 2017

niedziela, 5 listopada 2017

Listopad


Znow duza przerwa w pisaniu,  koncze bardzo trudny okres w  swoim zyciu i potrzebowalam bardziej prywatnej refleksji w moich pieknych i kolorowych  zeszytach. Zeszyty te  namietnie nabywalam w ostatnim czasie i (ha!) zapelnily sie intensywnymi notatkami. (Widac ze impuls zakupow kalendarzy zostal zamieniony na impuls kupowania ciekawych zeszytow - ale nie walcze z tym.)

 Tak duzo wydarzylo sie w naszym zyciu od lipca. Zmienilam prace. Prace ktora lubilam, w ktorej zawsze czulam ze dokladam jakas wazna cegielke, ale ktorej bylo po prostu za duzo. W tej pracy niestety tez bylam otoczona troche toksycznymi strukturami, przez ktore musialam sie przebijac i bylo to meczace. Praca, w ktorej wyrobilam sobie duzo kompasu moralnego i w ktorej nie dalam sie wciagnac w polityki, uklady. Praca ktora wyrobila we mnie nawyk codziennej refleksji na temat tego  co jest warte mojego czasu, mojej uwagi, mojej milosi. Praca w ktorej z pelna swiadomoscia staralam sie wpuszczac troche swiatla w czesto stresujace i skomplikowane relacje. Praca ktora oduczyla mnie impulsywnosci, oraz natychmiastowej nagrody. Praca, trudna, moze czasami ponad moje umiejetnosci, ktora pozwolila mi sie wielowymiarowo rozwinac. Nie odeszlam wczesniej, bo wiedzialam ze wciaz sie rozwijam, wciaz sie ucze, ze robie cos, co naprawde pomaga ludziom i co mnie intersuje.

Ale tez moje  zycie stalo sie w wiekszosci praca, wyjazdami sluzbowymi i ciagym pospiechem. Czulam ze to czas, ze ta praca juz nauczyla mnie wszystkiego czego miala nauczyc, ze czuje sie bardzo, bardzo zmeczona.  Mimo ze wciaz moglabym tam wiele zrobic, czulam ze czas aby odejsc.

 Jestem gleboko przekonana, ze jesli w zyciu zyjemy z jakas wieksza intencja, to zycie otwiera kolejne drzwi, wskazuje nam odpowiednie drogi. Jak tylko zmienilam swoja prace (w tej samej organizacji, tylko w spokojniejszych, mniej intensywnych  programach, wsrod niezwykle milych ludzi i o dziwo, to przejscie okazalo sie byc promocja - och ironio swiata zawodowego!), okazalo sie ze u mojego meza zaczal sie proces rakowy - na szczescie diagnoza byla bardzo wczesna.  G. jest w doskonalym stanie zdrowia wiec zakwalifikowal sie na operacje, ktora byc moze calkowicie wyleczy go z tego raka, jesli okaze sie ze komorki rakowe nie przedostaly sie poza zaatakowany organ. Bedziemy wiedziec we srode , tymczasem juz po operacji, G. dochodzi szybko do formy.

W starej pracy byloby mi bardzo trudno wziac teraz urlop, gdyz bylabym w trakcie wyjazdow na konferencje. W tej nowej, bez wiekszego problemu moge wziac tydzien wakacji i drugi tydzien pracowac z domu. Ten czas to olbrzymia inwestycja w nasz prawie 30-letni zwiazek. Parafrazujac slowa mojego ulubionego poety i muzyka Leszka Dlugosza - 'ta stara milosc wciaz nas calkiem obchodzi, i wcale  nie dziadowka! Okazalo sie ze wciaz duzo serca dla niej mamy - i zeby jej zrobic wiecej miejsca pozbylismy sie tych gratow, szmat, kwitow...niech sie cieszy jak ta mloda..."



W temacie gratow i szmat....

Interesujace jest to jak zareagowalismy na ta wiesc o chorobie - diagnoze mielismy juz w lipcu, operacje zaplanowana na koniec pazdziernika - caly ostatni miesiac mielismy niezwykla potrzebe pozbywania sie wszystkiego z naszego zycia, co jest nam juz niepotrzebne. Nasze  dzieci wyprowadzily sie juz z domu jakis czas temu, najmlodszy okolo dwoch lat z nami nie mieszka, ale mysmy wciaz nie bardzo potrafili  zredukowac naszego posiadania do gospodartstwa na dwie osoby. I nagle w ciagu miesiaca, "to" przyszlo samo - niewiele myslac zaczelismy pakowac pudla, worki , rzeczy wciaz w dobrym stanie, ale nam juz niepotrzebne i wywozic do sklepu gdzie zostana sprzedane za grosze ludziom, ktorym cos z tego moze sie przydac.  Przed wyjazdem do szpitala dom nasz zaczal swiecic cudownymi pustkami. Zostalo w nim tylko to co potrzebujemy i co lubimy. Musimy jeszcze przedrzec sie przez jedno pomieszczenie gospodarcze. Pozegnalizmy pewien etap zycia i otworzylismy sie na kolejny, w ktorym nie bedzie nam potrzeba az tak duzo materii...

Chce kontynuowac ten proces. Listopad jest tak dobra pora na pozbywanie sie wszystkiego z czego wyroslismy, co juz nam nie sluzy, czego juz nie potrzebujemy. Symboliczne zrzucanie lisci, przygotowywanie sie na okres wykluwania sie czegos nowego.

Nie tylko chodzi tutaj o materie, ale tez o emocje, reakcje, relacje, formy spedzania czasu, nawyki. To czas oprozniania, czas refleksji nad tym co trzyma nas w miejscu, nie pozwala zrobic kolejnego kroku, wziesc sie na kolejny poziom naszej swiadomosci. Listopad jest tez okresem wdziecznosci  za dobro i obfitosci w naszym zyciu.

Co wciaz trzyma mnie w miejscu? Czego chce sie pozbyc? Jakich emocji? Jakich nawykow? Jakich reakcji? Ktore relacje nie sluza mi?  Na co chce otworzyc wiecej miejsca w moim zyciu?

Te rozwazania przeniose do swoich zeszytow - te zeszyty ktory zapewniaja mi wieksza uczciwosc wobec siebie.

NOWY ROK 2021 - czego dowiedzialam sie w roku 2020?

  Ze mojemu , prawie 30 -letniemu malzenstwu potrzeba bylo tego czasu spedzonego w domu, ktory wzmocnil nasza przyjazn. I ze zaloba bardzo b...