Jak zaplanowalam wczoraj tak zrobilam. Przyszlam do pracy, posprzatalam reszte papierow z biurka i na pustym, pelnym przestrzeni biurku postawilam zegar.(Szkoda ze nie mialam aparatu fotgraficznego bo moje biurko naprawde osiagnelo stan Zen.:))
Dalam sobie godzine na spisanie wszystkich projektow - ( mam do tego specjalny zeszyt, gdzie zapisuje liste rzeczy do zrobienia, pomysly i mysli). Z tej listy wybralam dwa duze projekty i 10 malutkich zadan, ktore postanowilam zostawic na popoludnie . O godzinie 10:15 rano jeden z wiekszych projektow juz byl zrobiony! Zazwyczaj o te porze zabieram sie do powazniejszej pracy po porannym odpowiadaniu na poczte, krotkich rozmowach, towarzyskich pogaduszkach. Mam juz tez pomoc administracyjna, ktora wydaje sie byc bardzo efektywna. Wykonalam 90% zadan z mojej listy. Nikt tez nie przerzucil swojego kryzysu na mnie.
Duzo dzis myslalam o roznicy pomiedzy zycie proaktywnym, a reaktywnym. Przez wiele lat koncept zycia proaktywnego byl mi obcy - w mlodosci zycie nasze bylo sparalizowane totralitarnym systemem, ktory ograniczal nasza wolnosc osobista. Potem jako emigrant bylam ograniczona nieznajomoscia tego kraju, brakiem bieglosci jezykowe, wiza studencka itd, itp. Nie dziwne wiec, ze myslenia i dzialania proaktywnego musze sie uczyc.
Dzis lubie to:
- malzenstwo wg Biblii ( i tak jak ja zawsze w glebi sercza czulam!)
- poszukiwania osoby ktora zaspiewa najnizsza nute
- http://www.positivelypositive.com/2012/02/07/principles-of-success/ - zwlaszcza punkt 1 and 8!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz