Zycie ma to do
siebie ze jest pelne cierpienia. Nawet
jesli w w danym momencie zycia to cierpienie nas nie dotyka bezposrednio, to na codzien jestesmy jego swiadkami. Ludzie umieraja,
choruja, sa bardzo biedni, skrzywdzeni lub tez robia bardzo glupie rzeczy ktore
rania ich samych i rania ich najblizszych. Rozne
sa nasze reakcje na ten codzienny bol. Ja
sama czesto przed nim uciekam. Ogladam mniej telewizji bo irytuje sie ze „same
smutki w tej TV pokazuja”. ( Moje
osobiste slowa wczoraj wieczorem!) Poniewaz o tragediach mowi sie duzo i czesto, to zazwyczaj moim
mechanizmem ochronnym jest zamkniecie sie na te tragedie – niewiele moge
zrobic, jestem bezradna, wiec tez nie
czuje jakis specjalnych emocji, moje wspolczucie odbywa sie na powierzchni
zabarykadowanego serca. Jeszce gorzej gdy wyrzuty sumienia ze nic nie zrobilam
paralizuja mnie do dalszej niemocy.
Ale sa momenty
kiedy czuje prawdziwe, glebokie wspolczecie w odpowiedzi na cierpienie i bol.
To takie drzenie serca, to glebokie
poczucie milosci i jednosci z drugim czlowiekiem. To sa niezwykle cenne chwile. Wtedy nie musze szukac slow, nie musze myslec
co moge zrobic – wtedy po prostu reaguje z glebi tego serca.
Najczesciej
jednak automatycznie uciekam od bolu i cierpienia – te mocne emocje czesto wydaja
sie zagrazac zagrazaja mojemu poczuciu szczescia.
Bo cierpienie to faktycznie
mocarna i trudna emocja. Moze nas kompletnie
zabarykadowac i uczynic z nas nic-nie-czujacy kamien. Cierpienie moze byc tez doskonalym
nauczycielem i pomoc nam w odlupaniu tych wszystkich bolesnych narosli na
naszym sercu, dotarciu do tego prawdziwego rdzenia naszego istnienia, do tej
prawdy ktora kazdy czlowiek nosi w sobie. Cierpienie moze byc droga do
wspol-czucia. Wspol-czucie –wspol-odczuwanie to jakby umiejatnosc wejscia w buty
innego czlowieka, zrozumienie emocji drugiego czlowieka. Ale to trudna sprawa. Prawdziwe wspol-czucie jest tylko mozliwe
jesli rozumiemy swoj wlasny bol. Jesli go oswoimy. Spedzimy z nim czas,
pozwolimy na ciezkie serce. Cierpieniu czesto towarzyszy lek ktory nieoswojony
moze kompletnie sparalizowac nasze
myslenie.
Kiedy jednak przyjrzemy
sie temu przestraszonemu mysleniu czesto uswiadamiamy sobie te pozatykane
dziury nieprzebytej zaloby, nie-rozwiazane urazy, nasze zlosci ktore poranily innych, nasze nieuczciwosci
czesto zmotywowane niewiedza lub poranionym ego. Czysto w medytacji naszego
bolu odkrywamy po prostu pustke emocjonalna.
I ten czas spedzony sam na sam z naszym bolem to pierwszy krok do
wspol-odczuwania. Czujemy swoje emocje uczciwie, takie jakie po prostu sa,
umiemy sobie przebaczyc, umiemy obejsc sie za soba lagodnie – wtedy wieksza
szansa jest na to ze gdy przyjdzie czas by wejsc w buty innego czlowieka, moze
agresywnego, moze klamiacego, moze zrozpaczonego i bezsilnego ze to nasze
madrzejsze serce bedzie umialo zareagowac z prawdziwym wspolczuciem. Tak aby
nie propagowac bolu, aby nie dopuscic go do siebie, ale tez nie odbic od siebie,
raniac wszystkich naokolo.
Wczoraj poczulam ta drgajace serce. Zamilklam. Wysluchalam. Poczulam bol drugiego czlowieka. Powiedzialam cos co pomoglo.
Wczoraj poczulam ta drgajace serce. Zamilklam. Wysluchalam. Poczulam bol drugiego czlowieka. Powiedzialam cos co pomoglo.
jakiś czas temu trafiłam na Twojego bloga i przepadłam ... przeczytałam wszystkie dni od początku :) czasem czułam jakbyś pisała o mnie !!! ja też pracuje nad sobą, długa droga przedemną ale małymi kroczkami ...:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Dzieki Agga! Strasznie sie ciesze - ja nie linkuje tego bloga nigdzie i fajnie ze ktos kto idzie podobna droga trafi tutaj. Ja ci zaraz do rodziny blogow dolinkuje i wedrujemy razem. :)
OdpowiedzUsuń