Prayer is not asking for what you think you want, but asking to be changed in ways you can’t imagine. — Kathleen Norris
Modlitwa nie polega na tym aby prosic o to co sie chce, lecz prosic o takie zmiany jakich sobie nie wyobrazamy.
No i ten cytat wymaga bardzo intymnych wspomnien. Napisze. Napisze, dlatego ze moze ktos kto znajdzie sie na tym blogu bedzie w miejscu ciemnym swojego zycia i moze to wpusci jakas iskierke nadziei.
Moje najgoretsze modlitwy do Boga kierowalam w okresie, kiedy w bolach i ciepieniach odchodzil z tego swiata najpierw moj ojciec, a potem trzy bardzo mi bliskie mi osoby. Stosunkowe mlode.
Z perspektywy czasy widze, ze poczucie smiertelnosci towarzyszylo mi od zawsze - wychowana w rodzinie w ktorej bylo duzo starszych ludzi i niewiele dzieci - ja i moj brat od zawsze bylismy zaangazowani w pomoce rodzinne. Ale z odchodzeniem w starszym wieku to czlowiek moze sie pogodzic, bo to porzadek tego swiata, ale gdy zycie przerwane zostaje wtedy, kiedy tyle jeszcze do zrobienia, to w srodku, boli, bardzo, bardzo boli. Bo tak byc nie powinno. Bo sie jest tak okropnie bezislnym.
Moj brat zostal lekarzem, wiec on tak bezsilny juz nie jest. Bo On czlowiek zadaniowy jest. A ja staralam sie modlic. Bo ja tracilam energie do zycia i bezsilnosc tylko czyhala na mnie w obliczu trudnosci.
Modlitwa nie wymaga dzialania - tak mi sie wydawalo kiedys ( w co za bardzo juz nie wierze, bo czasem dzialanie moze byc forma modlitwy) Wiec sie modlilam. O cud. Mocno i gorliwie
(wspomagajac sie jedzeniem, bo czlowiek objedzony emocje ma przytepione, wiec mniej boli. Ta dygresja moglaby moglaby pomaszerowac pieknie w kierunku poszczenia, ale miejmy jaka-taka dyscypline i trzymajmy sie tematu.)
Nie pomoglo.
Smierc przyszla do wszystkich trzech osob. Moja waga przekroczyla setke, a wiara w Boga Milosiernego zanikla. Weszlam w okres ciemnosci, i wielkiego buntu. Na zalobe nie mialam czasu, przeciwdepresanty i robotyczna praca uczynily ze mnie jako-tako funkcjonujacego robota. Nie chcialam byc tutaj na tej emigracji w tym kraju, co to mial miodem i mlekiem plynac (a w rzeczywistosci jest to kraj w ktorym sie bardzo ale to bardzo duzo pracuje, mleka i miodu, czytaj materii, tu zdecydowanie za duzo, a za malo wolnego czasu). Nie chcialam tego swojego zycia - chcialam innego zycia. Zycia bez cierpienia.
I pewnej nocy sprobowalam jeszcze raz - wykrzyczalam Bogu!
(W myslach, bo ja z Bogiem mam zarliwe, ale mimo wszystko ciche konwersacje. No OK czasem plakalam na glos w tych rozmowach. No dobra, przyznam sie do samego konca - bylam zla i walilam piescia w poduszke, ale zdarza mi sie bardzo rzadko, bo ja raczej zrownowazona jestem. W koncu na stanowisku jestem, jak to czasem moja mama z duma mowi:):):):):):)
Wykrzyczalam Bogu zeby mi pokazal ze jest, bo jak nie, to ja sie zrobie wojujaca ateistka bo tyle lat zmarnowalam na ta wiare, z ktorej nie mam nic. A ja mam zaangazowana nature i tak bez niczego zyc nie moge, wiec albo bedzie to Towarzytwo Humanistow ( bardzo dobrzy ludzie, mam bliska kolezanke, ktora wojujaca ateistka nie jest, ale jest ateistka i wiem ze duzo tam dobrego w tym towarzystwie robia) , albo jakis kosciol i religia, bo ja musze wokol siebie miec ludzi, ktorym sie cos chce i w cos wierza, albo zaangazowanie nie wierza i tez cos robia. Bo taka jestem.
( Ta burzliwa konwersacja odbyla sie w okresie mojego zagorzalego protestancyzmu, ktory obiecywal laskie i zbawienie za sama wiare. Tylko ze to mialo przyjsc po smierci, a ja chcialam jeszcze troche szczescia tutaj na ziemi.. I kiedy cos probowalam mowic ludziom w tamtym kosciele, ze boli mnie dusza bardzo, to slyszalam, Bog ma taki plan, Bog tak chcial. Rozjusza mnie to pocieszenie okropnie do dzis bo co to za Milosierny Bog co tego bolu dla nas chce.)
Po tej konwersacji z Bogiem, wywalilam wiele teologicznych ksiazek, i postanowilam ze ja koncze te poszukiwania i czekam. Koniec i kropka. Zaczelam czekac i zyc uwazniej. Dalam Bogu ostatnia szanse:) Przestalam chodzic do kosciolow, zaczelam joge, bo chcialam nauczyc sie ciszy. ( Pamietam ze usiadlam pewnego dnia przed komputerem i googlowalam ta cisze i tak trafilam na joge....) Potem zaczelam chodzic na dlugie samotne spacery nad rzeke. Pomalutku zaczelam przezywac swoja zalobe.
Chodzilam i plakalam. Siedzialam na kamieniach i wgapialam sie w ta plynaca wode. Czytalam wiersze. Wachalam zmieniajace sie pory roku. Jakze inaczej pachnie nad rzeka zima, jak inaczej w upalne lato. (No, nie idealizujmy tych wspomnien, w lecie to sie nie nawachalas tej rzeki bo tutajsze wsciekle komary i wilgotny upal nie bardzo sprzyjaja medytacjom nad woda.)
I spokoj przyszedl. Udalo mi sie nawet zlapac ta chwile gdzie poczulam cisze w sobie niezwykle gleboko:
http://spiralingtwocountries.blogspot.com/2011/07/embrace-grief-and-river.html
I poczulam tego Boga tak jak nigdy w swoim zyciu. Boga ktory jest czescia mnie, moja sila, moja miloscia, moim poczuciem humoru, moja nadzieja.. Nie tego zamknietego w Biblii ( czy ja wierze w Biblie? tak - jest to proba zlapania Boga w slowa, tak samo nieudolna, jak ta moja nad rzeka. Tak samo jak wszystkie swiete obrazy i sztuka sakralna). Poczulam radosc. Najpierw poczylam jakby okno od ciemnego zostalko pokoju otwarte, zauwazylam kawalek pieknego nieba, poczulam swieze powietrze i slonce na swojej twarzy. POtem otworzyly sie drzwi, i ja juz mialam na tyle sil aby wyjsc na ten piekny swiat. Oczywoscie ze w tym swiecie i kamienie, i szpikulce, i kaluze brudne czasem, ale ja umie przejsc, obejsc, albo nawet przeczekac..... Dalej nie wierze ze cierpienie ma jakikolwiek sens. Ale wiem ze cierpienie jest nieodlaczna czescia naszego zycia. I wierze ze poptrzebuje tej wiary zbuntowanej aby znmalezc sile przejscia przez te ciemne okresy. I ta wiara daje mi nadzieje.
Jak sie nie zrobotyzuje, jak pamietam o Bogu ( jakkolwiek go w tym konkretnym okresie mojego zycia czuje i rozumie) to mam ochote na zycie. Zycie pelne radosci, zaangozawania, otwarcia sie i wdziecznosci. Ludzie nadal (ze mna na czele ) sa niedskonali jak diabli, ale zdecydowanie, zdecydowanie zaskakujaco dobrzy. I niespodziewanie, jak sie z oczami i sercem otwartym zyje, to ta nasza podroz przez zycie jest zaskakujaco piekna....Nie jest latwa, oj nie... Ale piekna.....
No ale co to ma do cytatu o modlitwie z poczatku notki?
Ano to - ze jak sie mie zapracuje do granic niepamietania to moja modlitwa polega na trwaniu, otwarciu sie, ciszy. Dlugich samotnych spacerach ( nad rzeka, bo ja mam cos z tymi rzekami:) Czasem sa to slowa - Boze uzyj mnie jako swojego narzedzia, . Czasem jest to wymowka - znow Cie nie ma, znow mi zle.....Zadziwiajace ze moj Bog wrocil nawet do "mojego" kosciola co to ani protestancki, ani katolicki nie jest, ale tam znak pokoju trwa tak dlugo i serdecznie, a spizarka przy wejsciu zawsze pelna....Nawet sie cud w tym naszym kosciele stal ze sie na koniec zeszlego roku budzet sie dopial. (Tak w Waszyngtonie to cud prawdziwy!)
Ha, malo tego, daje jeszcze jedna szase teologii chrzescijanksiej i zaczynam uczestniczyc w cyklu wykladow na temat Boga i cierpienia. Dzisiaj pierwszy wyklad. Bede sluchac z otwartoscia, chociaz troche to tam nie chce isc...Bo ja cierpienia nie chce.
No wiec ta moja modlitwa to jest to staranie pamietania o swoim duchu, bycie otwartym na zmiany, na cisze, na ludzi......Bo to dziala. Naprawde...Zmienia mnie w zaskajucy sposob.....Stad ta waznosc modlitwy w moim zyciu...Modlitwy ktora w tym okresie mojego zycia wlasciwie jest postawa otwarcia i uwaznosci....
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to jakie ten kalendarz katolicki daje nam zadania na dzis?
FAST — avoid asking for things you want; depend only on what you’re given.
(POST - nie pros o to czego chcesz, docen to co jest ci dane)
PRAY today for others’ needs and concerns instead of your own.
(Modl sie dzis za potrzeby innych raczej niz za swoje potrzeby)
GIVE your free time today to help another person with something.
(Daj troche swojego wolnego czasu osobie ktora go potrzebuje.)
(POST - nie pros o to czego chcesz, docen to co jest ci dane)
- Trudna sprawa, bo dzos mialam zaprosic G. do sprzatania miejsca w naszym domu, gleboko ukrytego, ktore stalo sie graciarnia. Tak mamy taki pokoj, na najnizszym poziomie domu, do ktorego wchodze szybko, i jesze szybciej wychodze. No dobra, nie bede za duzo prosic, ani sie tez awanturowac, docenie co moj M. mi pomoze z wlasnej inicjatywy. (Bedzie to istnie wielkopostny uczynek.)
PRAY today for others’ needs and concerns instead of your own.
(Modl sie dzis za potrzeby innych raczej niz za swoje potrzeby)
- OK, mam kolezanke, ktora tej modlitwy potrzebuje - dokladnie tego co ja kiedys potrzebowalam. Sily i nadziei. J. jesli tam bardziej na poludniu USA to czytasz, to mimo ze dawno zesmy nie rozmawialy, to ja dzis caly dzien koncentruje sie na Tobie.)
GIVE your free time today to help another person with something.
(Daj troche swojego wolnego czasu osobie ktora go potrzebuje.)
- OK. Bede miala malo tego wolnego czasu, ale wiem co zrobie. Naruszylabym tutaj prywatnosc innych osob piszac wiecej o tym, ale wiem, wiem co bedzie dzis konstruktywna pomoca....
O poszukiwaniu Boga można by wiele... Czasem mam wrażenie, że mam z Nim kontakt, ale często Go gubię, gdzieś mi znika...
OdpowiedzUsuńNie umiem się modlić. Nie widzę sensu klepania formułek a osobista rozmowa z Bogiem, jakkolwiek Go pojmuję, też traci sens, gdy nie czuję jego obecności. Ogromnie to wszystko skomplikowane! :( BBM