Planowanie nie jest moja silna strona. Gdzies tam w tyle glowy kolacza sie mi wyuczone przekonania -"Lepiej nie planowac to nie bedziesz rozczarowana". "Bedzie jak bedzie." "Tak bedzie jak PAN BOG DA". ( To chyba najbardziej paralizujace i obezwladniajace, ale to rozwazania z serii teologicznych na inna czas..) "Nastaw sie na najgorsze to nie bedziesz rozczarowana." Wiem skad biora sie te nauki - w Polsce mojego dziecinstwa malo kto czul sile sprawcza wsrod dotkliwych brakow i tych materialnych i w sumie tez tych emocjonalnych. Poza tym zycie bylo wolniejsze, wyborow niewiele, wiec czlowiek ( czyli ja) nie nauczyl sie planowac.
Drugie przekonanie, to to ze czlowiek spontaniczny, niezorganizowany, pelen wystrzalowych pomyslow, dzialajacy pod wplywem impulsow jest bardziej kreatywny, bardziej cool. Moze i troche prawdy w tym jest - niestety , ta spontanicznosc i brak zorganizowania domowego nie sluzy mojemu zdrowiu. Planowanie nie jest wdzieczne - czlowiek musi spedzic czas a na satysfakcje z tego musi czekac.
Od jakiegos roku planuje dosc solidnie moja prace - zawsze koncze dzien z lista zadan na nastepny, w piatki planuje kolejny tydzien - nauczylam sie tego na doskonalym kursie w instytucie Covey'a - i to pomoglo mi niezwykle aby przesunac swoja prace do przestrzeni spraw waznych ale niepilnych i dramatycznie zredukowac trzesionke ( czytaj stres) zwiazany z niezdazeniem, zapomnieniem. Wcale to nie zmniejszylo mojej kreatywnosci!
Probowalam wczesniej planowac to moje zycie poza praca. Jednym z moich kompulsywnych zachowan to kupowanie kalendarzy i zeszytow. A biznes obiecujacy nam zycie z reklam - w ktorych wszystko jest tak pieknie przygotowane, poddane, ulozone, posprzatane, zrobione znajduje sie w zasiegu reki - jesli tylko kupimy taki czy inny kalendarz w ktorym zapiszemy, zaplanujemy, zanotujemy, zmotywujemy sie to bedzie tak jak w reklamie! Wydawnictwa przescigaja sie w roznego rodzaju motywujacych kalendarzach, notesach, polnotesach - och , ten moment przy polce, z pachnacym swiezoscia, nowym poczatkiem kalendarzem! Najczesciej pod koniec roku kiedy zycie dla mnie wolniejsze, mam troche wiecej czasu - tak, tak wreszcie ten kalendarz , ten inspirujacy zeszyt pozwoli zapanowac nad moim stresem, nad moim kompulsywnym jedzeniem, odmieni moje zycie...
Troche wzielam w karby to myslenie, chociaz sklepy papiernicze sprzedajace piekne zeszyty, kalendarze i przybory do pisania wciaz naleza do moich ulubionych...Mam teraz jeden kalendarz do pracy, wreszcie znalazlam doskonaly format, jeden kalendarz domowy, ktory niestety ostatnio swieci pustka, i moze dwa lub trzy zeszyty do notatek..., ktore wciaz potrzebuja organizacji.
Powrocmy wiec do planowania przyziemnego na moj blog o zdrowiu.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOj,oj jak ja uwielbiam te wszystkie przydaski papiernicze,te notesy,zeszyty,kalendarze.Z corcia (ktora wyssala ta milosc z mlekiem matki)potrafimy cale godziny spedzac w takich sklepach i zachwycac sie i kupowac. Z planowaniem u mnie roznie...sprawy ogolne mam zaplanowane i jest ok.Jednak swoje wlasne przyjemnosci/obowizki (np.bieganie ,angielski) tu jest duzo gorzej.Tu czesto zawodzi nawet najpiekniejsze zaplanowanie tego.Juz dawno przekonalam sie,ze dobre planowanie,realne i poswiecenie na to,troche czasu bardzo sie oplaca...ale ja taka przekorna dusza jestem ,ale to juz inna bajka😉Pozdrawiam i powodzenia😘
OdpowiedzUsuń