Mysle ze wlasciwie moj niepokoj rozwinal sie juz przed weekendem, bo zaczelam rozmwiac o tym juz w czwartek z Anne. Moje relacje z ludzmi. Troche napisalam o tym w komentaarzu do poprzedniej notki. W szkole podstawowej i sredniej bardzo dotkliwie cierpialam z powodu zanizonego poczucia wartosci. Pamietam, ze patrzylam z wielka zazdroscia na popularne kolezanki, i marzylam - gdybym tylko byla jak one! Zawsze chcialam gdzies nalezec - czy to do oazy, czy tez harcerstwa, chcialam byc czescia jakies grupy, jednak w moim srodowisku takiej grupy nie znalazalam. Bogu dziekowac, bo bylabym latwa ofiara dla sekty, czy tez grupy narkomanow :)
Potem na studiach technicznych nagle stalam sie dusza towarzystwa - na zewnatrz- w srodku bylam niesmiala i zakompleksiona. .Ale ta zewnetrzna popularnosc jakos podtrzymywala moje zachwiane poczucie wartosci - cos jak podporka przy roslinie z chorymi korzeniami. Bylam strasznie spragniona prawdziwych przyjazni, zabiegalam o nie. Kiedy tylko ktos sie do mnie zblizal, calkowiecie nie umialam tych przyjazni podtrzymac. Bo przyjazn wymaga duzego otwarcia. Otwarcie wiaze sie z ryzkiem. Otwarte serce jest podatne na zranienia. Mialam wiec wiele kolazenek i kolegow, bylam zawsze w centrum czyis problemow - byl okres w moim zyciu ze dawalam, dawalam i dawalam. Ach, jaka sie czulam wtedy mocna. Z tego dawania siebie czerpalam tyle poczucia wartosci. Moje korzonki byly watle, natomiast na zewnatrz- bujna, piekna rolina. Rozdajaca siebie na prawo i na lewo. Woluntaruszka. Doradczyni. W centrum waznych spraw. Kompententna. Wszechwiedzaca. Samowystarczalna. Piekna i mocna fasada.
Tylko jak zostawalam sama to wpadalam w panike. I w pewnym momencie cala ta bujna fasada padla - kolezanki do mnie pisaly, maile pozstawaly nieodpisane, telefony nieodebrane - calkowita izolacja. Bo ja umialam tylko dawac z siebie ( czy ktos mnie prosil, czy nie) natomiast nie umialam zbudowac takich relacji zebym moglam liczyc na pomoc. Ha, nawet nie umialabym o ta pomoc prosic. A w pewnym momencie ta pomoc byla mi bardzo potrzebna. I tutaj dochodzimy do obszarow we mnie ktory wymaga mojej troski:
- mam duzy klopot z niezagospodarowana przestrzenia wolnego czasu ( dawniej uciekalam w telewizje, teraz wciaz spedzam ten niezgospodarowany czas wertowaniu blogow, pobytach na forach. To jest otaczanie sie ludzmi - ale tak tylko na powierzchni.) Swietnie funkcjonuje jak mam zawalony do granic nieprzyzwoitosci kalendarz, pedze, pedze - potem padam, wiec moj odpoczynek jest uzasadniony, po czym wracam do pedu.
- mimo ze mam lepsza ze soba relacje, wciaz nie jest to mocna i stabilna relacja
- nieumiejetnosc budowania i utrzymania prawdziwej i bezwarunkowej przyjazni. Problemem we mnie jest lek przed odtraceniem. Moze dlatego w sumie nigdy na nikim sie nie zawiodlam, bo z nikim tak naprawde nie bylam zaprzyjazniona. Chociaz mam w zyciu bardzo bliskich mi ludzi, i mniej bliskich ludzi, z ktorymi chcialabym sie zaprzyjaznic.
― Pema Chödrön
Duzym sukcesem dzisiejszego dnia jest ze zatrzymalam sie nad tymi gryzacymi emocjami i przyjrzalam sie im z bliska. Rozpoznane, oswojene - teraz trzeba bedziesie z troska nad nimi nachylic i pomalenku zajac sie nimi.
To niewiarygodne jak bardzo czytając Twój wpis widzę siebie.
OdpowiedzUsuńJeszcze tak o tym pisać nie potrafię. Ale już umiem w sobie te emocje i reakcje rozpoznać
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńKasiu, ja to zauwazylam! I ciesze sie bardzo ze tak budujemy relacje ze soba, poznajemy sie. Bo jak mi Anne powiedziala ze zdrowe i piekne relacje ma sie z innymi jak sie takie relacje ma ze soba! Wczoraj po napisaniu mojej notki zrobilam sobie liste osob z ktorych chcialabym lepiej poznac i dac siebie poznac. I Ty bylas na tej liscie :)I bardzo chcialabym sie spotkac z Toba jak bede w Krakowie. moze z koncem kwietnia lub na poczatku maja :)
UsuńMarto, koniecznie musimy się spotkać :)
UsuńKoniecznie Kasiu. Bede napewno o tym pamietac.
UsuńZastanawiałam się nad tym, co napisałaś.Twoje odczucia nie są mi obce.Czasami mam wrażenie, że cały świat jest wokół mnie, ja w nim jestem, istnieję, funkcjonuję, jestem zauważona, jestem doceniana a jednak.....jestem sama i CZEGOŚ mi bardzo brakuje, czasami aż do bólu.Masz rację - gdzieś u podstawy leży zaniżenie własnej wartości i chyba z tym związana ostrożność w kontaktach, nieumiejętność pełnego otwarcia, nieufność i obawa - czy ta osoba zaakceptuje mnie taką jaka jestem, czy ją nie rozczaruję.I w tym wszystkim gdzieś gubię samą siebie.Dzisiaj rano usłyszałam takie zdanie - "trzeba coś zostawić za sobą, by móc iść naprzód".
OdpowiedzUsuńCiągle chodzi mi to po głowie.Pierw jednak chyba trzeba pokochać siebie i zaprzyjaźnić się sama z sobą. Spojrzeć na siebie tak jak chciałabym by spojrzeli na mnie inni.Pierwsze kroki mam już za sobą i pełna optymizmu kroczę dalej.Pozdrawiam Cię serdecznie.
"Najpierw jednak chyba trzeba pokochać siebie i zaprzyjaźnić się sama z sobą."
UsuńJestem o tym przekonana! :):):):) Pisz, pisz jakie nastepne kroki:)