czwartek, 28 lutego 2013

Parents are like God because you wanna know they’re out there, and you want them to think well of you, but you really only call when you need something. — Chuck Palahniuk, Invisible Monsters
 
Rodzice sa niczym Bog, sa gdzies tam, i tylko sie z nimi kontaktujesz jesli czegos potrzebujesz.
 
Tej mysli zdecydowanie nie chce mi sie rozwazac.
Temat bardzo skomplikowany, i zbyt osobisty. Dzien w perspektywie trudny, z duza iloscia spotkan sluzbowych i pracujaca sobote, wiec nie ruszamy spraw bolesnych dzisiaj.  
 
Klub ksiazkowy ktory zalozylam rok temu kwitnie - ostatnio czytalysmy bardzo pokazna powiesc pt. Cutting for Stone Jedna z tych ksiazek, ktora porusza do glebi, z pieknymi opisami przyrody, a z bardzo dokladnymi opisami procedur medycznych. W tym naszym klubie sa i Amerykanki, i przyjaciolka z Irlandii, i Jamajki, i zadziwiajace jak kazdy z nas zwrocil uwage na rozne watki w trej powiesci. Zdecydowanie polecam ta powiesc, ja nie moglam sie oderwac.
 
 
FAST from walking or driving with distractions like music or the radio.
PRAY for a greater awareness of the presence of God in your life today.
GIVE your parents a call and tell them how much they mean to you.


środa, 27 lutego 2013

“Help” is a prayer that is always answered. It doesn’t matter how you pray — with your head bowed in silence, or crying out in grief, or dancing. Churches are good for prayer, but so are garages and cars and mountains and showers and dance floors. — Anne Lamott 
Kiedy wolamy do Boga o pomoc, ta pomoc wczesniej czy pozniej przychodzi. Nie wazne jak sie modlimy. Z glowa pochylona w ciszy,  czy placzac, czy tez tanczac. Koscioly sa dobrym miejscem na modlitwe, ale tak samo dobre sa garaze, samochody, gory ( rzeki, musze dodac!) , lazienki, czy tez sale balowe ( albo pokoje imprezowe :)

Anne Lamott. Moja ukochana pisarka. Mimo wszystko ma racje. Mimo wszystko.Ale widze to dopiero z perspektywy swojej drogi. Odpowiedzi, ktore przyszly po dlugim czasie. Odpowiedzi, ktore wymagaly ode mnie pracy. Odpowiedzi, pelne moich wyborow i moich decyzji.

Dlatego modlitwa, ktora dla nas chrzescijan kojarzy sie z kosciolem, rozancami, obrzedami, niekoniecznie moze byc efektywna modlitwa. Bo rzadko jest tak, ze prosimy Boga o cos, i trata-ta-ta = cud. Prosze bardzo!!! Jest wymarzona praca, jest  uzdrowieni lub porzadek swiata. Rzadko tak jest.

Czasem odpowiedzia na modlitwe jest sila i ufnosc do wysilku starania sie o ta prace. Sila aby zyc lepiej i uczciwiej. Mniej materialistycznie. Czasem ten cud to wielki kawal skorupy odlamany z naszego serca w wyniku smierci ukochanego czlowieka lub tragedii. Cud to  ze w tym bolu, w tych trudnosciac wciaz widzi sie piekne promyczki slonca. Cud to czlowiek na naszej drodze ktory reke poda i powie slowa, ktore trafia tak do naszego serca, ze zmienia nasze myslenie, uczynia nas odwaznym. Czasem my sami jestesmy odpowiedzia na modlitwy innych. Dajemy  sile innym do wiary ze ich ogromnym bolem wciaz mozna zatanczyc. Zyc. Zalozyc fundacje.. Cuda ciche i tylko zauwazalne jesli sie ma oczy otwarte i sie ich oczekuje.. 

Czescia mojej wiary jest ta ufnosc ze opowiedzi na moje modlitwy przychodza, ale ze ja  jestem ich czescia i biore w nich udzial.  I ze czasem trzeba na nie poczekac. I Cisza w Nas pozwala dostrzec te odpowiedzi.

FAST from pretending things in your life are all right even though they are not.
POST od udawania ze wszystko w Twoim zyciu jest OK. Jakie to bardzo wazne dostrzec ze potrzebuje sie pomocy, i znalezc w sobie sile aby tej pomocy poszukac i o nia poprosic. Bo odpowiedzi na nasze modlitwy czesto przychodza poprzez innych ludzi. I jestem tak bardzo wdzieczna za tych ludzi ktorzy mi reke podali na mojej drodze. Za cuda w moim zyciu.

PRAY how you feel today, whether you feel angry, sad, happy or thankful — be truthful with God.
MODLITWA - o uczciwosc w stosunku do siebie. Zlapanie kontaktu z naszymi uczuciami. Nasze uczucia, nasze serce, to nitka ktora laczy nas z Sila, i innymi ludzmi.

GIVE $10 or more to Catholic Charities or a local organization that works with the poor.
DAJ: $10 na lokalna organizacje wspomagajaca walke z biede. Dobrze. I niech mi nikt nie mowi ze to $10 nie ma zadnej sily. Sila jest jak wiele ludzi uwierzy w moc swoich okruszkow.

wtorek, 26 lutego 2013

Nothing is more powerful than allowing yourself to truly be affected by things. Whether it’s a song, a stranger, a mountain, a rain drop, a tea kettle, an article, a sentence, a footstep … feel it all … Take it and have gratitude. — Zooey Deschanel 
Nie ma nic wspanialszego w naszym zyciu jak szczere i prawdziwe wzruszenia, Czy to wruszenie piosenka, czy tez zachwytem nad  natura, kropla deszczu, czy tez  oczami nieznajomego. Nie ma nic wazniejsego jak autentyczne odczucia. Badz uwazny i wdzieczny...



Kiedy tak mysle o tej notce, to automatycznie staje sie wdzieczna. Za lata spedzone w Polsce. Dlugo odcinalam sie od temtego okresu. Emigracja przychodzila mi trudno, i aby zyc tutaj, musialam zamknac tamte drzwi. Dopiero gdzies od paru lat, przestalam myslec o tym co by bylo gdybym nie wyjechala z Polski, albo co mogloby byc jakbym sie tutaj urodzila, i nie mowila z akcentem . Dopiero kilka lat temu ( a na tej emigracji jestem juz 23 rok) zorientowalam sie ze emigrant ma jakby dwa zycia. I ze to wielki prezent od losu. Przez wiele lat myslalam ze wczesniej czy pozniej wroce do Polski. Teraz nie wiem. Moze. Moze nie. Moze tyle az lat potrzeba aby tak naprawde wrosc w swoj nowy kraj i zapuscic mocny korzen. Ale wracajac do mojej wdziecznosci....

Moje dziecicinstwo bylo trudne. Bylam neurotycznym dzieckiem, niezdiagnozowane ADD wplynelo na to ze przez pierwsze lata w szkole kompletnie nie radzilam sobie ze struktura i dyscyplina tradycyjnych lekcji, i bylam jedna z najgorzych uczennic. Bogu dziekowac ze rodzice nie zgodzili sie na edukacje specjalna dla mnie, bo spirala mojego zycia moglaby byc kompletnie inna....

Ale moje dziecinstwo mialo wspaniale chwile. Wakacje. Letnie i zimowe. Jako dziecko ciagle chore na jakies infekcje drog oddechowych, moi rodzice na kazde wakacje, kazde wolne dni,  wywozili nas z bardzo zanieczyszczonego Krakowa do dziadkow na  swieze powietrze do Nowego Sacza. A Nowy Sacz to byl raj. Z lakami. Gorami, Rzekami. Kamieniami. We wtorki i czwartki wstawalo sie przed wschodem slonca i szlo sie na plac. Czesto wracalo sie z zywa kura upchana w siatke. Ta kura bidulka spedzala swoje ostatnie dwa dni zycia pod skrzynka w niewoli, przed niedzielnym rosolem. Pieniek w ogrodku nosil potem slady krwi. I jadlam ten rosol bez zadnych problemow. Kura to kura, rosol to rosol. A pieniek ze sladami krwi byl w dalekim kacie podworka, i tam sie juz nie chodzilo. Dziecinstwo beztroskie. 

W lecie, szlo sie plywac noca w Kamienicy - woda wtedy byla wciaz ciepla, powietrze juz troche drapalo zimnem, i ten zapach!. Jeden jedyny niezpomniany zapach, ktory wciaz zdarza mi sie czasem zlapac na tej polkuli, i wtedy wspomnienia wracaja niczym w filmie. Zima, snieg byl taki bialy i nie mial konca. Jak sie tak troche przymknelo sie oczy , to blyszczal i oslepial. 

I oprocz tych skarbow nie-do-opisania, byl jeszcze jeden, najwiekszy---CZAS!!! Czas aby lezec na plecach na swiezo skoszonej lace i gapic sie w chmury. Sluchac tej  irytujacej pszczoly i sie troche bac ze uzadli, ale byc zbyt leniwym aby cos z tym strachem zrobic.  Patrzyc na mrowki dzwigajace ciezary, i walczyc z pokusa aby zobaczyc co tam w srodku ich krolestwa jest ( OK, przyznam sie, aczkolwiek  niechetnie, ze zdarzylo mi sie otworzyc ich dom, i z fascynacja obserwowalam panike w zagrodzie, krzatanie, przenoszenie, porzadkowanie. I pamietam jak strasznie mi glupio bylo, czulam sie jak trzesienie ziemi w swiecie mrowek. Nawet sie zastanawialam czy z tego powinnam sie wyspowiadac.).

Moje dziecinstwo bylo pelne przyrody i wolnego czasu. A kiedy wyjechalam do USA zaczal sie pospiech. Bo profesjonalisci, planuja, pracuja, zyja efektywnie i czasu na glupstwa i gapienie sie w chmury nie maja.  Nie maza sie. Robia co maja zrobic. Nie patrza w tyl, pra naprzod. Zyja jak roboty. Bez wakacji. Od czasu do czasu wspomagaja sie psycholgiem. Przesadzam, ale nie az  tak bardzo.

 I to co kiedys bylo takie naturalne, co powodowalo ze wiersze same w glowie mi sie pisaly, bo wierszem tylko mozna oddac malutka chwilke, w ktorej tyle jest zapachow i kolorow, kompletnie zostalo tam, daleko, za zamknietymi drzwiami. I pewnego dnia zdecydowalam sie te drzwi otworzyc. Zaczac pisac blog w jezyku polskim. I jak kiedys po przyjezdzie do USA wszedzie towarzyszyl mi slownik polsko-angielski, tak teraz musialam wyjac slownik angielsko-polski. Zadziwiajaco nieuzywany. Wrocilam do siebie. Innej . Bo z dwoma jezykami w glowie, ale juz te laki pachnace, pszczoly, i rzeki nie byly taka tesknota. Staly sie  pieknym wspomnieniem. I odkrylam ze mam tutaj tez  rzeki. Ze kamienie moze wieksze niz w Polsce, ale tak samo sliskie i zarosniete mchem. I wazki tutaj sa, z wielkimi i wylupiastumi oczami i delikatnymi, celofanowymi szkydelkami. I zaczelam widziec i czuc.Nie tylko przyrode. Takze ludzi. I teraz, kiedy tylko mam troche wolnego czasu uciekam na rzeke.

Moj czas. Czas na bycie ze soba. Czas wdychania zapachow. Czas sluchania. Czas ciszy. Czas zdrowienia. Taki wazny.



FAST from getting worked up over small annoyances today.
POST od tych malych, codziennych irytacji.
OK. Coraz lepiej mi z tym idzie, ale bede swiadoma tego.

PRAY a prayer of thankfulness today for all you have in your life.  
MODLITWA: o wdziecznosc  za wszystko co sie ma.
OK. Coraz lepiej mi to zreszta idzie. Zadziwiajace jak bardzo wdziecznosc zmienia nasze nastawienie.

GIVE a word of thanks to someone in
DAJ:  podziekowanie.
OK. Jestem w tym niezla, ale warto gyc tego swiadoma.

poniedziałek, 25 lutego 2013

I like things that make you grit your teeth. I like tucking my chin in and sort of leading into the storm. — Daniel Day-Lewis
Lubie sytuacje w ktorych trzeba zacisnac zeby, i ktore prowadze w srodek burzy,
A ja nie bardzo. Lubie miec wszystko zaplanowane, pod kontrola. Moja instytucja  przeszkolila mnie dosc dobrze w zakresie organizcji pracy - wiele kursow w ktorych uczestniczylam, twierdzilo ze nawet zanim sie zacznie projekt, trzeba dokladnie wiedziec jaki ma byc jego koniec. Moze w pracowych projektach to potrzebne, chociaz i tak nie zawsze. Ale w zyciu to kompletnie niemozliwe, a ja tak bardzo lubie takie poukladane zycie. Zycie w ktorym ja mam kontrole nad wszystkim. Zeby bylo tak jak ja chce. Naiwne? Oczywiscie, ale zycie w pudelku pokladanym wymaga mniej energi niz poznawanie tego zycia poza tym znanym nam pudelkiem, a kazdy zna zasade zachowania energii.

A czym jest takie zycie?  Praktycznym ateizmem.  Dlatego musze pamietac ze jestem osoba wierzaca. I nie ma to absolutnie nic wspolnego z kosciolem, rytualami, teologia. ( Mimo tego, ze spedzilam wczoraj trzy godziny w kosciele, bo sie okazalo zesmy mieli roczne spotkanie, i potrzeba bylo okreslonej liczby osob aby zatwierdzic pewne decyzje, no i poszlam, mimo ze bardzo nie chcialam. I tak strasznie ludzie zaczeli narzekac na cos tam, ze wstalam w koncu i powiedzialam zebysmy sie skoncentrowali na tym co dobre tutaj. Zrobila sie cisza, A ja stalam sie bardzo czerwona.  Nie zdawalam sobie sprawy z tego, ze ja wciaz sie czerwienie, ale musialam zwrocic uwage na ten praktyczny ateizm, i zdobylam sie na odwage na to publiczne wystapienie. I dobrze sie stalo, bo dyskusja zlagodniala, i wiecej nadziei i wiary nabrala.).

Wiele organizacji koscielnych praktykuje ateizm  - wiedza lepiej wszystko niz Bog. Moja wiara to ufnosc ze mimo ze strach paralizuje, srodek burzy, wszystko sie wali i pali, smutek dlawi, ja nie musze zrobic wszystkiego aby to naprawic. Musze zrobic co moge. Jak najlepiej. Z miloscia i waira. Wiara, ze w tej sytuacji, w tej burzy jest Bog. I ze on ma kontrole nad koncem, nie ja. Wiara pozwala mi zyc lzej i radosniej. Pozwala sie pozbyc poczucia odpowiedzialnosci za caly swiat. Skoncentrowac sie nad tym co moge. I miec odwage do tego co moge. Nawet jakby to wymagalo przejscia po wysokich w schodach bardzo wysoko ( znow mialam ten okropny sen tej nocy - nawet w snach nachodzi mnie ten lek wysokosci). I wierzyc ze nie spadne (chwialy sie te schody w moim, snie, chwialy ale doszlam , mimo ze sie przestraszona zbudzilam.) A reszte zostawic Bogu.




FAST from making excuses for not getting a difficult task done.
POST: od znajdowania wymowek dla nie-zrobienia tego co trudne ( i wazne, bo ja sie po skalach wspinac nie bede mimo ze byloby to bardzo trudne dla mnie. Wystarczy ze latam tymi samolotami w sercem w gardle. No zartuje, wiemy ze nie o to chodzi.) Tak, tak, tak!

PRAY for the courage to lean into an uncomfortable situation.
MODLITWA za odwage aby jak potrzeba to wejsc w srodek  trudnej sytuacji. Nie dla wlasnego ego, zeby sie poczuc bohaterem ( halo niskie poczucie wartosci, halo ego - uciekajcie!) ale zeby dolozyc okruszek. Do czegos lepszego. A jak czlowiek chce namieszac zeby pokazac siebie w tym wszystkim, to juz lepiej w tym pudelku zostac. Dlatego wartosci sa wazne. I charakter. Zeby rozpoznac gdzie ego, a gdzie okruszek.

GIVE your support today to someone who is in a tough leadership position.
OFIARUJ swoje wsparcie komus kto zarzadza a jest w trudnej sytuacji. Robie to od jakiegosc czasu. Jestem mentorem dla kolegi zarzadzajacego innym programem, w ktorym ja kiedys pracowalam. I niestety wiem ze sytuacja polityczna trudna tam, bo straszne ega nad nim. I twierdze z uporem maniaka aby energie koncentrowal na wartosciach, a odpuscil polityke. Widze ze mu to pomaga. Ale widze tez ze chyba odejdzie stamtad. A szkoda, bo jakby mu dali swobode, to moglby duzo dobrego zrobic. Ale nie wiem czy wystarczy mu energii.

.

niedziela, 24 lutego 2013

I began to realize that I had tended to avoid some people because of my instant conclusions about who they were and what they would have to say. I discovered that everyone, speaking honestly and openly, had important things to tell me. — Roger Ebert





Zaczalem sobie zdawac sprawe z tego, ze unikam niektorych ludzi poniewaz zakladam ze wiem kim oni sa, jak sie zachowuja i co maja do powiedzenia. Jednak odkrylem ze kazdy kto jest otwarty i uczciwy , na wazne rzeczy do zakomunikowania.


— Roger Ebert

Ten cytat prowadzi do waznych dla mnie przemyslen. Radosnych. Obecnie zyje w swiecie pelnych ludzi. Bardzo roznych ludzi. Roznej rasy. Roznego pochodzenia. Mowiacymi  roznymi jezykami. Roznie wierzacymi, O roznych wyznaniach politycznych. Znam te osoby osobiscie albo tez wirtualnie. Jednym slowem teraz moj swiat jest pelen wspanialych, dobrych i ciekawych ludzi. Tak jak ten obrazek na gorze tej notki.  I moge szczerze i uczciwie przyznac ze do kazdej z tych relacji podchodze starannie, uczciwie i  szacunkiem. To chyba jedna z wiekszych spraw ktora przepracowalam. Kiedys mialam fatalnie niskie poczucie wartosci. Kompleksy. I troche syndrom psa orgrodnika. Teraz bardzo staram sie wsystkim co mam, czego sie nauczylam podzielic. Prosze bardzo bierz, skorzystaj, pytaj - jesli wiem , to prosze jest twoje. I prawda jest taka, ze bardzo czesto dajac, dostaje stokroc wiecej. Ludzie na uczciwosc, szczodrosc odpowiadaja tym samym. Nie wiem jak to dziala, ale wiem ze mocno katalizujemy to jak nasze otoczenie nas traktuje.

I jak to z ludzmi zakompleksionymi czesto bywa, w przeszlosci swiat byl zamkniety do mojego JA, JA, JA. Kompleksy i niskie poczucie wartosci prowadza do izolacji. Braku odwagi. Bo nie ma wiary w innych ludzi, nie ma wiary w to ze miedzy nami a chmurami duzo miejsca, i ze warto starac sie aby troche wysilku w siebie wlozyc i  dotrzec sie do tych chmur, ponad nami. Bo tak naprawde  tylko sie w siebie wierzy. A jak sie ma kompleksy i male poczucie wartosci, to tej wiary strasznie malo.

 Czlowiek zakompleksieny chodzi nadety i krytyczny i broni jak moze tego pokiereszowanego kiedys tam ego. Czasem zlosliwie uszczypie. Czesto tez oburzony i narzeka.. Na wszystko. Glosno. Bo z siebie niezadowolony i czeka na pochwaly i uznanie, bo z nich czerpie swoja wartosc.

U mnie jeszcze byla potrzeba chronicznego pomagania i poswiecania, z niechecia opieki nad soba. Bo ja siebie nie za bardzo lubilam, a niestety uciec od siebie nie moglam. Chociaz probowalam, np. ogladajac TV przez dlugie wieczorne godziny, bo nasz mozg jest tak skonstruowany, ze tylko jedna rzecz na raz potrafi robic, wiec jak oglada TV,  to juz czasu ze soba nie musi spedzac. I najgorsze ze nie zdawalam sobie sprawy ze zrodlo tego calego balaganu jest we mnie. Korzenie tych kompleksow i bolu we mnie sa skomplikowane, ale kiedy pewna starsza i bardzo madra kobieta powiedziala mi ze - "Ty masz tylko moc aby zmienic siebie. Nijak nie masz mocy aby zmienic myslenie innych ludzi. Pracuj wiec nad swoim mysleniem" to bylo to dla mnie jak odkrycie swiata. Ze JA moge w sumie cos zrobic aby swoje zycie poprawic. Wczesniej szukalam pomocy poza soba. W religii. W karierze. W malzenstwie,. W przyjazniach W dziecku. To stamtad bralam poczucie wartosci. A ze nie ma noc doskonalego na tym swiecia, raz po raz czulam sie rozczarowana.

Pierwsza rzecz ktora wzielam na tapete samopomocy, to bylo moje poczucie wartosci. A ze ja czlowiek z dluga edukacja jestem, wiec postanowilam podejsc do tego tak jak umialam. Kupilam  ksiazke.  Ksiazke na temat poczucia wartosci i po prostu zaczelam robic cwiczenia z niej. Jedno z cwiczen zalecalo aby w stosunkach ludzi zachowywac sie jak lustro. Nie oceniac i tylko sluchac uwaznie. Do konca. Bo to ocenianie, to nic innego to projekcja wlasnych slabosci, wlasnych problemow. No i masz babo placek, dopiero wtedy sie zorientowalam, ze zanim ktos nawet cos powiedzial, ja juz wiedzialam o nim wszystko. Ta realizacja swojego bardzo krytycznego myslenia byla przykra, ale jak juz czlowiek wie, to moze  cos z tym zrobic. Dlatego tak bardzo wazny jest ten czas spedzony sam na sam ze swoimi myslami. Medytacja, ktorej bardzo nie luie, ale starm sie praktykowac regularnie.

I ta nadecie zakompleksione, to krytyczne ocenianie, to troche aroganckie dazenie ze swiat powinien byc taki a nie inny, zmienilam. Swiat jest jaki jest. Ludzie sa jacy sa. Ja mam obowiazek byc czlowiekiem uczciwym, uwaznym i starac sie aby moje zycie bylo pelne milosci, produktywnei  radosne. I wierzyc w innych ludzi. Ze sobie poradza ze swoimi problemami, ze sie otworza na ich osobista Sile. W rezultacie stalam sie czlowiekiem bardziej uczciwym i uwazniejszym. Ja jestem dla siebie najwieksza odpowiedzialnoscia.I to nie jest egoizm. To nie jest taka naracystyczna koncentracja na sobie . To milosc do siebie, ktora jesli jest uczciwa, przelewa sie na innych ludzi.


FAST from interrupting others today.
POST:  od przerywania innym.
Tak, tak. Uwazne sluchanie.Skupienie sie na tresci wypowiadanej przez drugiego czlowieka to wazne. ( jesli ten czlowiek ma tresc wartoscioa. bo jesli ona destrukcyjna dla nas, to nalezy od tego odejsc!)

PRAY for patience and openness when encountering people.
MODLITWA:o cierpliowosc i otwarcie w stosunku do ludzi. Oczywiscie jesli Ci ludzie nie sa krzywdzacy dla nas. Bo czasem, lepiej po prostu odejsc.

GIVE each person you meet today a reason to smile, especially if they are having a bad day. Compliments, kudos, gratitude, and harmless humor go a long way.
DAJ: kazdej napotkanej osobie powod do usmiechu, zwlaszcza jesli ma trudny dzien. Complement, wdziecznosc, i humor moga zdzialac wiele.
To nastawienie jest naturalne, jesli u nas w srodku jest cisza, radosc, milosc i zadbanie. Ale nawet jesli nie jest to warto narzucic sobie to nastawienie, bo ludzie na wspolczucie, milosc odpowiadaja najczesciej tym samym.

 To byla trudna i uciwa notka.

sobota, 23 lutego 2013

Tomorrow we’ll discover what our God in Heaven has in store. One more dawn, one more day, one day more! — Cast of Les Misérables
 Jutro odkryjemy co Bog ma w planach dla nas. Jeszcze jeden swit, jeszcze jeden dzien, jeden dzien.

Jestem osoba szybka i bardzo niecierpliwa. Kiedy zaczelam ta podroz do pelniejszego zycia pare lat temu, to doszukalam sie kilku rzeczy w sobie, ktore postanowilam zmienic. Miedzy innymi postanowilam dramatycznie zwolnic i przestac sie spieszyc. Po jakims czasie zorientowalam sie, ze ja sie spiesze chorobliwie, czy musze czy nie. I chcialabym aby wszystko bylo juz tu i teraz, bez wielkiego wysilku. I wtedy zaczelam pracowac nad konceptem malych, systematycznych kroczkow.

Teraz kiedy biegam, tamta praca nad emocjami jest nieoceniona. Mam juz na tyle kondycji fizycznej ze jestem w stanie zdobyc truchtem calkiem pokazne gorki. Pluca daja rade. Nogi tez. Tylko ze nie jest to latwe. I czesto nie chce mi sie tego wysilku. Miesnie pieka, oddech ciezki, i tak czlowiek juz chcialby byc na tej gorze. Ba, chcialby nie tylko byc na tej gorze, ale tez z  duma przyznac ze tam biegiem dotarl. Nawet czasem chcialby sie pochwalic do innych. Tylko tych krokow trudnych  nie bardzo stawiac sie chce. Wiec, te gory ucze sie zdobywac myslac o tym jednym malym nastepnym kroku w przod. I potem nastepnym. Cierpliwie.

I o dziwo, coraz czesciej te gory pokonuje, i te w moim parku pobliskim, i te w zyciu. I tak, sa sytuacje czesto niespodziewane, te od Boga, czy Losu. U mnie np. to byl list zapraszajacy na studia doktoranckie do USA, ktory calkowicie zawrocil spirale mojego zycia bo przeniosl mnie na druga strone globu. Wtedy ufnosc i cierpliwosc jest potrzebna. I ciekawosc. Co wyglada jak niewychodzenie przed-orkiestre. Bycie tu i teraz. W orkiestrze. Bo czasem jak ten Dar od Losu trudny i czasem sie wydaje ze nic z tego nie bedzie, tylko przy tej probie lotu spadniemy i sie pokiereszujkemy. Ale moze jak sie znajdzie sile do tego nastepnego ruchu to ten lot doprowadzi nas do bardzo intersujace i pieknego miejsca. Tak to troche z ta emigracja moja bylo. Bo ja material nieemigracyjny jestem.

Ale, ale ja tez staram sie na Boga tak strasznie nie liczyc w sprawie przyszlosci, tylko zakasac te rekawy i wspoldzialac z Bogiem. Dbac o zdrowie. Dbac o swoje emocje i duchowosc. Dbac o relacje z ludzmi. Zaplanowac czas z Bogiem. U mnie to jest czas ciszy spedzony w przyrodzie, w miare regularne wizyty w kosciele w ktorym znam ludzi, z ktorymi mam bliskie relacje, z ktorymi mozemy wspolnie cos zrobic. Dlatego tak wazne jest w tym naszym zyciu spedzic czas nad tym aby zastanowic sie czy sila tradycji, wiara w ktorej zesmy sie wychowali, daje nam najelpsza droge do Boga. Czy zwiazek, w ktorym jestesmy, wspiera nasza droge? Czy wszystkie relacje w naszym zyciu sluza naszemu rozwojowi? Czasem trzeba znalezc sile na chirurgiczne ciecia. Trudene, bo tworzy bolesne rany.  Ale krytyczne myslenie to wielki dar od Boga i obowiazuje. Ale to juz temat na inna notke.

FAST from being impatient today.
POST: od bycia niecierpliwym.
Dobrze. Bardzo dobrze.Bede tego swiadoma dzis. Cierpliwosc uczy nas lepiej sluchac, poznawac glebiej ludzi, zyc bardziej swiadomie.

PRAY for the poor.
MODLITWA: za biednych.
Dobrze. Bede sie modlic. ( U mnie modlitwa wyglada tak, ze po prostu mysle o tych ludziach, sle swoja energie w ich strone.) Bede myslala aby znalezli sile aby sobie pomoc, aby wyszli z domu i zaczeli sie dobijac o pomoc.Zeby rozbili swoje zadania na male kroczki. Zeby mieli sile do systematycznegop stawiania nastepnego kroku.  Bo bieda ma tyle twarzy. Dlatego ( troche wbrew sobie, bo nie ma mnie kto zastapic) wciaz jestem troche zaangazowana w ta organizacje ktora pomaga ludziom bezdomnym w bardzo interesujacy sposob. Daje narzedzia ( komputer, adres, fachowa pomoc) ale cala prace ( nauka obslugi komputera, emailu, napisanie podania o prace, zdobycie niezbednych dokumentow) ludzie musza wykonac sami. Wymaga to planowania, systematycznosci i wysilku. To jest skuteczna pomoc.

GIVE $10 or more to Busted Halo to help spiritual seekers around the world discover more about God
DAJ: $10 lub wiecej dla Busted Halo aby wspomoc ludziom odnalezc Boga.

Sorry Gregory ale nie. Za malo wiem o Busted Halo, a nie mam czasu aby sie bardziej wgryzc w ta organizacje. Poza tym ostatnio jestem bardzo zla na Rzymsko Katolicki Kosciol, bo przyzwolil na krzywde wielu dzieci. Troche to hipokryzja bo wiem  ze korzystam z tego kalendarza a datku nie chce dac, ale przynajmniej zdaje sobie z tego sprawe z mojej hipokryzji,  a  datku mimo wszystko nie dam :).

Poza tym ja nie bardzo wierze w taka prace mosjonarska co to ma Boga slowami przyniesc. Ja mysle ze misjonarzem w wieku 21 to ktos taki kto angazuje sie z walke w bieda, ubostwem, w przemoc. W rozny sposob. Ale to moja droga, moje rozumienie. I skad wiem ze dobra? Bo przynosi owoce w moim zyciu. Radosc. Milosc. Cierpliwosc. Cisze. Produktywnosc. Duzo dobrych i wspanialych ludzi  ludzi wokol mnie. Malzenstwo ktore lubie. Rodzicielstwo, ktore jest moim wielkim darem ( i to w stosunku do biologicznego syna, jak i dwoch moich przyrodnich synow. Bo kiedys w przeszlosci zdecydowalam ze oni beda czescia mojego zycia. I teraz mam dwoch doroslych przyjaciol.) To sa owoce bycia na swojej drodze.

piątek, 22 lutego 2013

One pound fish, very very good; one pound fish, very very cheap, one pound fish. — One Pound Fish Man

Jeden funt ryby, bardzo, bardzo dobry ( dobrze?); jeden funt ryby bardzo tani. jeden funt ryby.

(Nie mam zielonego pojecia co ten cytat znaczy. Ryby dla wszystkich???)


Piatek. Moj dzien pracy w domu. Waszyngton jest bardzo zakorkowanym miastem. Jak w calych Stanach Zjednoczonych ( no moze z wyjatkiem Nowego Yorku) transport publiczny kuleje i jest bardzo drogi, wiec ludziska wsiadaja w swoje samochody i przebijaja sie z tych swoich osiedli na obrzezach miasta do biur w centrum. Wraz ze mna. (Ja w mojej malej i starej i zielonej toyotce.)

Nasza rodzina obecnie nie moze obejsc sie bez trzech samochodow, bo kazdy z nas musi sie dostac w rozne miejsca, o roznych porach i nijak nie da zsie grac tych podrozy. A jestesmy rodzina, ktora mysli o srodowisku...Ale inaczej sie narazie nie da....Dlatego USA jest takim konsupcyjnym energetycznie narodem. Jednak pomalutku to sie u nas zmienia. U nas, tzn w Waszyngtonie. Powstaja sciezki rowerowe, instytucje zachecaja do pracy z domu, nowe technologoe pozwalaja na wirtualne spotkanie ( ktore odbywaja sie za pomoca telefonu i internetu)....

No wiec piatek jest dla mnie innym dniem. Dluzsza ranna kawa, czasem nawet siadam do pracy w pizamie. Zostawiam sobie na te piatki pisanie i raporty...G. tez duzo pracuje z domu, wiec w ciagu dnia nasz dom wyglada jak biuro, i tylko musimy zgrac kto kiedy uzywa telefonu....
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wielkopostny Kalendarz

FAST from your typical diet today and eat only inexpensive, non-meat foods (but fish is okay).
POST: jedz dzisiaj tylko proste, tanie jedzenie.  Bez miesa ( ale ryba jest OK.)

Pardon, ale ktos kto to zaproponowal nie ma zielonego pojecia o polityce jedzeniowej w USA. Przede wszystkim w USA (przynajmniej u nas) ryby sa luksusowym  i drogim jedzeniem. Zdaje sobie doskonale sprawe (wdziecznosc, wdziecznosc!) ze jestesmy w bardzo uprzywilejowanej sytuacji majac dwie dobre prace, i to ze na rybe wciaz nas stac ( raz-dwa razy w tygodniu). No ale wracajac do tej gospodarki jedzeniowej. Musze tutaj oddac hold naszemu 19-letnieu Benowi, ktory w zeszlym roku w ramach przedmiotow niezwiazanych z jego kierunkiem studiow ( bo my rodzina nauk scislych jestesmy) przeszedl przez kurs etyki. A poniewaz jestesmy  jak te psy  na niezalezne, krytyczne, oparte na osobistych wartosciach myslenie  u swoich dzieci, wspieramy bardzo obecna pasje naszego syna aby etycznie jesc. A etyczne jedzenie nie jest wcale takie tanie - bo nie-etyczne jedzenie, to to przetworzone, z masowej produkcji, nastawione tylko i wylacznie na zysk i dlatego tanie. 

Wiec miesa jadamy zdecydowanie malo, i tylko to z humanitarnych hodowli. Dlatego tez ze jedzenie miesa samo w sobie nie jest ekologiczne,. Bo jest bardzo energochlonne. Ale o tym kiedy indziej.  Wspieramy, na tyle ile mozemy, mniejsze farmy, lokalne i organiczne jedzenie...Bo to lepsze dla srodowiska....Lepsze dla nas. Dla naszego zdrowia. Dla naszej rodziny. Ale ten styl zycia to wymaga czasu i jest troche drozszy....Ale warto bylo zainwestowac w to i czas i finanse, bo jako rodzina  teraz duzo wspolnie gotujemy... Lacznie z naszym 19-latkiem. Siadamy do posilkow.  Wysylamy sobie w ciagu tygodnia przepisy, ktore modyfikujemy... Kiedys u nas w tej dziedzinie bylo bardzo zle....Szybko i byle jak. Bo nikomu na tym nie zalezalo...Ben pomogl nam to zmenic. Nasza policja srodowiskowa....Imponujaca.

Tutaj nasz weekendowy przepis:
http://www.takepart.com/photos/meatless-mondays

Wiec ten post dzisiejszy odpuszczam, bo tak poscic to my sie staramy na codzien.



PRAY: for farmers who grow our food, and those who sell it and bring it to us.
MODLITWA: Za rolnikow, ktorzy produkuja nasze jedzenie i za tych wszystkich ktorzy sprzedaja je i dostarczaja je dla nas.

To jest bardzo skomplikowana sprawa, bo wiekszosc obecnego rolnictwa w USA oparta jest na masowej i nie-etycznej produkcji. Nadprodukcja jedzenia niezdrowego, nasatwionego na szybki zysk i dokladajacego sie do olbrzymiej otylosci narodu amerykanskiego. Ale poniewaz nie jest to blog bezsilny, jest to blog z wiara w okruszki, co to do cegiel czegos lepszego sie dokladaja, wiec tutaj ja moge moge dolozyc calkiem duzy okruch.  Bo mam bardzo duzy wplyw na to jakie artykuly publikuje sie w czasopismie, ktore uzywane jest przez nauczycieli w szkolach srednich
(ChemMatters). Wspanialy program.  W tym czasopismie, miedy informacjami naukowymi, staramy sie wyjasnic ze nasze codzienne etyczne wybory w zyciu maja sile. I wierzymy, ze mozemy zainspirowac naszych mlodych czytelnikow prezentujac uczciwe i obiektywne fakty naukowe na ktorych moga oprzec swoje  codzienne wybory. I pokazac, ze nie ma latwych wyborow... Dlatego trzeba sprawdzac i krytycznie myslec. Bo zycie w wieku 21 wieku biale i czarne nie jest. Szare. I dlatego trzeba wiedziec, uczyc sie   zeby wiedziec co  bardziej szare a co mniej. I my w naszych artykulach wiele pytan zostawiamy bez odpowiedzi...

Mialo byc o modlitwie. Tak, ludzie ktorzy produkuja jedzenie w USA potrzebuja modlitwy. Bo czesto sa to biedni emigranci, pracujacy w strasznych warunkach. Pomodle sie za nich. Oraz za tych rolnikow , ktorzy przywoza jedzenia z malutkich farm, i sprzedaja je w centrum miasta. Drogo sprzedaja, bo zdrowe, ekologiczne jedzenie kosztuje..Ale ja kupuje...Na tyle na ile moge. Bo chce wspierac te inicjatywy....I tutaj wdziecznosc ze jestesmy w na tyle uprzywilejowanej sytuacji ze stac mnie na wspieranie etycznego jedzenia....

GIVE — write a letter to your representative with the help of a template from Bread for the World, a collective Christian voice urging our nation’s leaders to end hunger at home and abroad.
 DAJ- napisz list to swojego lokalnego polityka w sprawie walki z glodem w USA i poza USA.

A wiec nie zrobie tego. Bo nie mam zielonego pojecia na ile skuteczne sa te masowe listy. A poniewaz nasz kosciol jest juz zangazowany w ta organizacje wspierajaca zwalczanie glodu, to  moja skladka tak finansowa jak i materialna ( wlasnie w tym miesiacu zbieramy jedzenie) wspiera inicjatywe walki z glodem (Tak w USA, wkraju mlekiem i miodem plynacym glod wciaz jest problemem), Zamiast listu, skoncentruje sie aby w tym roku wlozyc troche wiecej do koperty, oraz przyniesc zdrowe i etyczne jedzenie na nasza zbiorke. Ta zbiorka ma miejsce w tym miesiacu wlasnie. Jesli bede pamietac to zrobe zdjecie tego zebranego jedzenia, bo zawsze mnie to wzrusza, co mozna razem zrobic. Ile mozna zebrac  tych malych okruchow, do tej cegly...




czwartek, 21 lutego 2013

Faith is like stepping off a cliff and expecting one of two outcomes — you will either land on solid ground or you will be taught to fly. 
Wiara to troche tak, jakby czlowiek skakal z wysokosci, i albo wyladuje sie na czyms solidnym i twardym, albo nauczy sie latac.
 — Hillary Rodham Clinton
Bardzo krotko, bo ranek i pedzic zaraz do pracy bede musze. Wiare czesto sprowadzamy  do wiary religijnej, wiary koscielnej. Dla mnie wiara to porzucenie kontroli, koncentracja na obecnej chwili, i ufnosc ze jesli postepuje zgodnie z wartosciami, takimi jak prawda, milosc, nie-egocentryzm ( nawet jesli to troche trudniejsza droga) to predzej czy pozniej znajde sie na tym solidnym gruncie, nawet jesli prez jakis czas mialabym latac sparalizowana strachem. I jesli podczas tego lotu  przypomne sobie  aby sie nie bac, a raczej zachowac ciekawosc, gdzie ten lot mnie poprowadzi, to ten lot mniej trudny. Wciaz trudny, ale mnie.
I gwoli scislosci, mam genetyczny lek wysokosci, i latac bardzo, bardzo nie lubie.:) Ale latam czesto i duzo. Czesciej samolotami, rzadziej w przenosni, ale wiem ze w zyciu nie uniknie sie tego latania, nie uniknie sie niewiadomej, mimo ze tak bardzo chcialoby sie stac na mocnym i twardym gruncie. Wiara i ufnosc czyni te loty latwiejsze, ba czasem nawet przyjemne, jesli sie jest wystarczajaco ciekawym gdzie wyjadujemy. A czesto sa to niezwykle ciekawe i piekne miejsca.


FAST from using Facebook today
POST: Od Facebooka. Nie, nie ,nie - dlaczego??? Nie chce!!!. Ja mam tam tyle fajnych przyjaciol. Po co? Dlaczego?
 No dobra. OK. Zrobie to.Poswiece ten czas Facebookowy na refleksje i nadrobienie zaleglosci emailowych, i blogowych.
.
PRAY:  by reading Isaiah 40:28-31 and reflecting on what these verses say to you.
MODLITWA: przeczytaj  Isaiah 40:28-3, i pomysl o tym.
OK wieczorem. Po jodze.

GIVE a handwritten note to someone who needs encouragement today.
DAJ: Recznie napisana notatke komus, kto potrzebuje wsparacia.
OK. Krystal. Wciaz bardzo dzielnie walczy z rakiem, i wszelkie wsparcie jest jej potrzebne.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dzien byl tak pracowity i produktywny, ze nawet nie pomyslalam o Facebooku. Chociaz....bylam dzisiaj na bardzo ciekawym szkoleniu zwiazanym z wlasnie z tzw. Social Media, wiec akurat mnie moje blogowanie, forumowanie, Facebookowanie pomaga w pracy. Bo Social media trzeba najpierw "czuc" tzn uzywac do swoich potrzeb, zeby rozumiec jak mozna je wdrozyc do programow.

Isaiah 40:28-31

Do you not know?
    Have you not heard?
The Lord is the everlasting God,
    the Creator of the ends of the earth.
He will not grow tired or weary,
    and his understanding no one can fathom.
29 He gives strength to the weary
    and increases the power of the weak.
30 Even youths grow tired and weary,
    and young men stumble and fall;
31 but those who hope in the Lord
    will renew their strength.
They will soar on wings like eagles;
    they will run and not grow weary,
    they will walk and not be faint.
 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Lecz ci ktorzy ufaja
nabieraja sily
wzbijaja sie w gore na skrzydlach jak orly
biegna, nie mdleja
ida, nie ustaja....





środa, 20 lutego 2013


http://bustedhalo.com/dailyjolt/lent-2013-february-20

Violence is the last refuge of the incompetent.Isaac Asimov
Przemoc jest oznaka olbrzymiej bezsilnosci.

 
FAST from watching violent movies or television today.
POST: od ogladania filmow z przemoca
  •  (Latwe, nie lubie, nie ogladam w ogle. Moge zamienic na spedzeniu dzis troche czasu w wirtualnej grupie wsparcia dla ofiar przemocy w rodzinie.)

PRAY for those who have lost loved ones to violence.
Modlitwa: W intencji tych , ktorzy stracily bliskich w akcie przemocy.

  • Wszyscy tutaj w USA mamy wciaz w pamieci i sercach rodziny z miasteczka Newton, ktore stracily 20 dzieci i kilku doroslych podczas strzelaniny w szkole. Niestety, szybkozapominajace media zaczely koncentrowac sie na zepsutym statku, oraz sequestorze ( ktory dla mnie troche brzmi jak dementor z Harrego Potera, co to ma przyjsc za tydzien i nikt nie wie co sie stanie z pomalutku zbierajaca sie w sobie gospodarka.) Dla polskich czytelnikow, ten sequestor to sa olbrzymie automatyczne ciecia w budzecie, ktore kiedys zostaly zaplanowane tylko dlatego ze politycy stwierdzili ze zdaza sie dogadac. Nie dogaduja sie, zra sie straszliwie, wiec dementor nadejdzie z cieciami miedzy innymi na edukacje , i inne potrzebne programy.Ale trzymajmy sie tematu, bo jak zaczniemy o polityce to juz tak pozytywnie tutaj nie bedzie. Zeby byc sprawiedliwym, to media wracaja od czasu do czasu do tego ze w Ameryce bardzo duzo osob jest uzbrojonych po zeby, i co niektorzy proponuja rozwiazanie takie zeby jeszcze bardziej zbroic ludzi, no bo wtedy bezpieczniej bedzie. Po prostu bedzimy do siebie strzelac. Mentalnosc dzikiego zachodu, i prosze wybaczyc ze na moim pozytywnym z zalozenia blogu, wieje zloscia olbrzymia. Bo tylko w zeszlym tygodniu dwoch studentow zginelo w strzelaninie na Bena uniwersytecia. Ten ktory zabil i popelnil samobojstwo byl chory na schizofrenie. Ja mam bardzo bliskiego kuzyna ktory choruje na schizofrenie w Polsce. Widze ze bez okresowych pobytow w szpitalu i lekow, juz prawdopodobnie by nie zyl, a moze tez skrzywdzeni zostaliby ci ktorzy z nim mieszkaja. Widze ze majac dostep do opieki medycznej, funkcjonuje. Raz lepiej, raz gorzej, ale i on i jego bliscy, funkcjonuja. Tutaj tyle osob nie ma dostepu do lekow i szpitali psychiatrycznych. Tej legalnej i nielegalnej broni w USA jest tak duzo, ze naprawde nie wiem czy cos sie da szybko z tym zrobic. Dlatego, tak bardzo wazne jest pomagac chorym psychicznie ludziom. 

GIVE $5 or more to Mayors Against Illegal Guns, a national bipartisan coalition of mayors working to make America’s communities safer by keeping illegal guns out of dangerous hands.
 Daj: Donacje $5 do ponadpartyjnej organizacji gubernatorow probujacych cos zrobic z problemem nielegalnej broni, ktora jest w rekach niebezpiecznych ludzi.

  • Dobrze. Dam. Bo ja jestem sklonna dac kazda skladke w obecnym czasie na ponadpartyjne inicjatywy,. Tak, to syndrom mieszkania w Waszyngtonie. Wolalabym zeby to byla organizacji co to bardziej skoncentruje sie na tych niebezpiecznych rekach i oceni czy nie sa to rece chorego czlowieka, ktory potrzebuje lekow i szpitala. Ale poniewaz brak czasu nie pozwala mi na zmiane calego swiata, wyjme dzis karte kredytowa i zrobie to donacje, bo ja wierze ze czasem potrzeba powiedziec tak, jak sytucja dolozenia cegielki do czegos w co wierzymy staje przed nami. To bedzie tylko okruszek, ale ja gleboko wierze ze cegla to po prostu nic innego jak duzo okruszkow.

 Pedze do pracy. Moze dzis uda mi sie wcisnac moj bieg. Wczoraj lal deszcz wiec skorzystalam z usprawiedliwienia.

wtorek, 19 lutego 2013

http://bustedhalo.com/dailyjolt/lent-2013-february-19

Give the respect u want to receive; embody the grace u hope to encounter; and help others with no expectations whatsoever. — Newark Mayor Cory Booker (via Twitter @CoryBooker) 


FAST from being disrespectful to anyone you encounter today.
PRAY that every experience today is an opportunity for you to exercise respect, grace, and charity.
GIVE unconditional love and kindness to someone who challenges you today.

Moze znajde troche czasu aby przetlumaczyc w pracy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Tylko tyle dzisiaj rano - wycielam sobie to na blog, aby pomyslec o tym w drodze do pracy. Intencja, intencja! Dzis bedzie trudny dzien, bo musze zdazyc z biegiem i ze spotkaniem wieczornym, a ludzie -nie-na-diecie siadaja tez do posilkow z rodzina.:)

Nie mam wyjscia - czlowiek uwazny i zyjacy szczesliwie ma malo czasu na telewizje. Poszla w odstawke. A poza tym strasznie mnie te wiadomosci ostatniego czasu zirytowaly.  Bo ile mozna sluchac o tym ze 4,200 osob na luksusowym statku nie mialo toalet i pradu. Tak, ja wspolczuje tym ludziom, chcieli miec fajne wakacje a statek sie zepsul. Wiem , rozumie jak nam ludziom przyzwyczajonym do luksusow ( kazdy czlowiek z dostepem do czystej wody , ogrzewania i elekrycznosci to czlowiek luksusu) jest trudno zniesc te kilka dni nie-wygodnosci. Wiem , bo raz po raz tracimy tutaj na koncu osiedla prad i czasem  i(O ZGROZO!!!) trzeba bylo wytrzymac tydzien w zimnie albo i w upale. Sama musialm walczyc ze swoja irytacja i arogancja.

 Ale, ale perspektywe trzeba miec - codziennie 2,500,000,000 ludzi nie ma czystej wody i zadnych toalet. Nie przez 4 dni. Przez cale zycie. Tego nie ma w wiadomosciach. Jest natomiast statek . Caly czas. Wiec TV zostala wylaczona, na korzysc naszego publicznego radia.


poniedziałek, 18 lutego 2013

http://bustedhalo.com/dailyjolt/lent-2013-february-18

Prayer is not asking for what you think you want, but asking to be changed in ways you can’t imagine. — Kathleen Norris

Modlitwa nie polega na tym aby prosic o to co sie chce, lecz prosic o takie zmiany jakich sobie nie wyobrazamy.

No i ten cytat wymaga bardzo intymnych wspomnien. Napisze. Napisze, dlatego ze moze ktos kto znajdzie sie na tym blogu  bedzie  w miejscu ciemnym swojego zycia i moze to wpusci jakas iskierke nadziei.
Moje najgoretsze modlitwy do Boga kierowalam w okresie, kiedy w bolach i ciepieniach odchodzil z tego swiata najpierw moj ojciec, a potem trzy bardzo mi bliskie mi osoby. Stosunkowe mlode.
Z perspektywy czasy widze, ze poczucie  smiertelnosci towarzyszylo mi od zawsze - wychowana w rodzinie w ktorej bylo duzo starszych ludzi i niewiele dzieci - ja i moj brat od zawsze bylismy zaangazowani w pomoce rodzinne. Ale z odchodzeniem w starszym wieku to czlowiek moze sie pogodzic, bo to porzadek tego swiata,  ale gdy zycie przerwane zostaje wtedy, kiedy tyle jeszcze do zrobienia, to w srodku, boli, bardzo, bardzo boli. Bo tak byc nie powinno. Bo sie jest tak okropnie bezislnym.

 Moj brat zostal lekarzem, wiec on tak bezsilny juz nie jest. Bo On czlowiek zadaniowy jest. A ja staralam sie modlic. Bo ja tracilam  energie do zycia i bezsilnosc tylko czyhala  na mnie w obliczu trudnosci.

Modlitwa nie wymaga dzialania - tak mi sie wydawalo kiedys ( w co za bardzo juz nie wierze, bo czasem dzialanie moze byc forma modlitwy)  Wiec sie modlilam. O cud. Mocno i gorliwie

(wspomagajac sie jedzeniem, bo czlowiek objedzony emocje ma przytepione, wiec mniej boli. Ta dygresja moglaby moglaby pomaszerowac pieknie w kierunku poszczenia, ale miejmy jaka-taka dyscypline i trzymajmy sie tematu.)

Nie pomoglo.

Smierc przyszla do wszystkich trzech osob.  Moja waga przekroczyla setke, a wiara w Boga Milosiernego  zanikla. Weszlam w okres ciemnosci, i wielkiego buntu. Na zalobe nie mialam czasu, przeciwdepresanty i robotyczna praca uczynily ze mnie jako-tako funkcjonujacego robota. Nie chcialam byc tutaj na tej emigracji w tym kraju, co to mial miodem i mlekiem plynac (a w rzeczywistosci jest to kraj w ktorym sie bardzo ale to bardzo duzo pracuje, mleka i miodu, czytaj materii, tu zdecydowanie za duzo, a za malo wolnego czasu). Nie chcialam tego swojego zycia - chcialam innego zycia. Zycia bez cierpienia.

I pewnej nocy sprobowalam jeszcze raz - wykrzyczalam Bogu!

(W myslach, bo ja z Bogiem mam zarliwe, ale mimo wszystko ciche konwersacje. No OK  czasem plakalam  na glos w tych rozmowach. No dobra, przyznam sie do samego konca -  bylam zla i  walilam piescia w poduszke, ale zdarza mi sie bardzo rzadko, bo ja raczej zrownowazona jestem.  W koncu na stanowisku jestem, jak to czasem moja mama z duma mowi:):):):):):)

Wykrzyczalam Bogu zeby mi pokazal ze jest, bo jak nie, to ja sie zrobie wojujaca ateistka bo tyle lat zmarnowalam na ta wiare, z ktorej nie mam nic. A ja mam zaangazowana nature i tak bez niczego zyc nie moge, wiec albo bedzie to Towarzytwo Humanistow ( bardzo dobrzy ludzie, mam bliska kolezanke, ktora wojujaca ateistka nie jest, ale jest ateistka i wiem ze duzo tam dobrego w tym towarzystwie  robia) , albo jakis kosciol i religia, bo ja musze wokol siebie miec ludzi, ktorym sie cos chce i w cos wierza, albo zaangazowanie nie wierza i tez cos robia. Bo taka jestem.

( Ta burzliwa konwersacja odbyla sie w okresie mojego zagorzalego protestancyzmu, ktory obiecywal laskie i zbawienie za sama wiare. Tylko ze to mialo przyjsc po smierci, a  ja chcialam jeszcze troche szczescia tutaj na ziemi.. I kiedy cos probowalam mowic ludziom w tamtym kosciele,  ze boli mnie dusza bardzo, to slyszalam, Bog ma taki plan, Bog tak chcial. Rozjusza mnie to pocieszenie okropnie do dzis  bo co to za Milosierny Bog co tego bolu dla nas chce.)

Po tej konwersacji z Bogiem, wywalilam wiele teologicznych ksiazek,  i postanowilam ze ja koncze te poszukiwania i czekam. Koniec i kropka.  Zaczelam czekac i zyc uwazniej. Dalam Bogu ostatnia szanse:) Przestalam chodzic do kosciolow, zaczelam joge, bo chcialam nauczyc sie ciszy. ( Pamietam ze usiadlam  pewnego dnia  przed komputerem i googlowalam ta cisze i tak trafilam na joge....) Potem zaczelam chodzic na dlugie samotne spacery nad rzeke. Pomalutku zaczelam przezywac swoja zalobe.

Chodzilam i plakalam. Siedzialam na kamieniach i wgapialam sie w ta plynaca wode. Czytalam wiersze. Wachalam zmieniajace sie pory roku. Jakze  inaczej pachnie nad rzeka zima, jak inaczej w upalne lato. (No, nie idealizujmy tych wspomnien,  w lecie to sie nie nawachalas tej rzeki bo tutajsze wsciekle  komary i wilgotny upal nie bardzo sprzyjaja medytacjom nad woda.)

I spokoj przyszedl. Udalo mi sie nawet zlapac ta chwile gdzie poczulam cisze w sobie niezwykle gleboko:


http://spiralingtwocountries.blogspot.com/2011/07/embrace-grief-and-river.html

I poczulam tego Boga tak jak nigdy w swoim zyciu. Boga ktory jest czescia mnie, moja sila, moja miloscia, moim poczuciem humoru, moja nadzieja.. Nie tego zamknietego w Biblii ( czy ja wierze w Biblie? tak - jest to proba zlapania Boga w slowa, tak samo nieudolna, jak ta moja nad rzeka. Tak samo jak wszystkie swiete obrazy i sztuka sakralna).  Poczulam radosc. Najpierw poczylam jakby  okno od ciemnego zostalko pokoju otwarte, zauwazylam kawalek pieknego nieba, poczulam swieze powietrze i slonce na swojej twarzy. POtem otworzyly sie drzwi, i ja juz mialam na  tyle sil aby wyjsc na ten piekny swiat.  Oczywoscie ze w tym swiecie i kamienie, i szpikulce, i kaluze brudne czasem, ale ja umie przejsc, obejsc, albo nawet przeczekac..... Dalej nie wierze ze cierpienie ma jakikolwiek sens. Ale wiem ze cierpienie jest nieodlaczna czescia naszego zycia. I wierze ze poptrzebuje tej wiary zbuntowanej aby znmalezc sile przejscia przez te ciemne okresy. I ta wiara daje mi nadzieje.

Jak sie nie zrobotyzuje, jak pamietam o Bogu ( jakkolwiek go w tym konkretnym okresie mojego zycia  czuje i rozumie) to mam ochote na zycie. Zycie pelne radosci, zaangozawania, otwarcia sie i wdziecznosci. Ludzie nadal   (ze mna na czele ) sa niedskonali jak diabli, ale  zdecydowanie, zdecydowanie zaskakujaco dobrzy. I niespodziewanie, jak sie z oczami i sercem otwartym zyje, to ta nasza podroz przez zycie jest zaskakujaco piekna....Nie jest latwa, oj nie... Ale piekna.....

No ale co to ma do cytatu o modlitwie z poczatku notki?

Ano to  - ze jak sie mie zapracuje do granic niepamietania to moja modlitwa polega na trwaniu, otwarciu sie, ciszy. Dlugich samotnych spacerach ( nad rzeka, bo ja mam cos z tymi rzekami:) Czasem sa to slowa - Boze uzyj mnie jako swojego narzedzia, . Czasem jest to wymowka - znow Cie nie ma, znow mi zle.....Zadziwiajace ze moj Bog wrocil nawet do "mojego" kosciola co to ani protestancki, ani katolicki nie jest, ale  tam znak pokoju trwa tak dlugo i serdecznie, a spizarka przy wejsciu zawsze pelna....Nawet sie cud w tym naszym kosciele stal ze sie na koniec zeszlego  roku budzet sie dopial.  (Tak w Waszyngtonie to cud prawdziwy!)

 Ha, malo tego, daje jeszcze jedna szase teologii chrzescijanksiej i zaczynam uczestniczyc w cyklu wykladow na temat Boga i cierpienia. Dzisiaj pierwszy wyklad. Bede sluchac z otwartoscia, chociaz troche to tam nie chce isc...Bo ja cierpienia nie chce.

No wiec ta moja modlitwa to jest to staranie pamietania o swoim duchu, bycie otwartym na zmiany, na cisze, na ludzi......Bo to dziala. Naprawde...Zmienia mnie w zaskajucy sposob.....Stad ta waznosc modlitwy w moim zyciu...Modlitwy ktora w tym okresie mojego zycia wlasciwie jest postawa otwarcia i uwaznosci....
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No to jakie ten kalendarz katolicki daje nam zadania na dzis?

FAST — avoid asking for things you want; depend only on what you’re given.
(POST -  nie pros o to czego chcesz, docen to co jest ci dane)

  • Trudna sprawa, bo dzos mialam  zaprosic G. do sprzatania miejsca w naszym domu, gleboko ukrytego, ktore stalo sie graciarnia. Tak mamy taki pokoj, na najnizszym poziomie domu, do ktorego wchodze szybko, i jesze szybciej  wychodze. No dobra, nie bede za duzo prosic, ani sie tez awanturowac, docenie co moj M. mi pomoze z wlasnej inicjatywy. (Bedzie to istnie wielkopostny uczynek.)

PRAY today for others’ needs and concerns instead of your own.
(Modl sie dzis za potrzeby innych raczej niz za swoje potrzeby)

  • OK, mam kolezanke, ktora tej modlitwy potrzebuje - dokladnie tego co ja kiedys potrzebowalam. Sily i nadziei. J. jesli tam bardziej na poludniu USA to czytasz, to mimo ze dawno zesmy nie rozmawialy, to ja dzis caly dzien koncentruje sie na Tobie.)

GIVE your free time today to help another person with something.
(Daj troche swojego wolnego czasu osobie ktora go potrzebuje.)

  • OK. Bede miala malo tego wolnego czasu, ale wiem co zrobie. Naruszylabym tutaj prywatnosc innych osob piszac wiecej o tym, ale wiem, wiem co bedzie dzis konstruktywna pomoca....



niedziela, 17 lutego 2013

No i ten biedny moj blog zarosl pajeczynami, i pustkami,  bo wlascicielka blogu zajeta zyciem bardzo. Tak juz pajeczynami obrosl, ze zapomnialam jak sie na niego zalogowac

Tak to jest - kiedy otworzymy sie na zycie - wpycha sie nam to zycie drzwiami i oknami, ze czasu w ogole na refleksje zadna nie ma. A to wcale dobre nie jest, wiec przywoluje siebie do porzadku, aby jednak ten czas znalezc. Specjalnie w okresie Wielkiego Postu, ktory to Episcopalianie sumiennie obchodza - moze mnie cierpietniczo niz pamietam to ze swojego dziecinstwa, ale jest to tez czas refleksji, czas aby cos tam w sobie przepracowac,  podpolerowac zasniedziale zakatki naszego serca....

Bo ja jak ta zdarta plyta....O ducha i emocje trzeba dbac, i znalezc na to czas... Samo sie to nie zrobi...

No wiec co robilam jak mnie tutaj taaaaak dlugo nie bylo:

1. Biegalam. 

Polknelam haczyk. Od wielu lat z wielka zazdroscia patrzylam na te rzesze Amerykanow ktorzy o kazdej pore dnia i w kazdym miejscu miasta biegaja. Zazdrosc to uczucie wysoce niekonstruktywne. Wytrenowalam juz tak swoje myslenie, ze jesli pika mnie jakas zazdrosc, to natychmiast trzeba ja przydybac, przemyslec i zamienic w inspiracje. Od zazdrosci do zawisci to juz krotka droga....Zawisc jest potwornie destrukcyjnym uczucciem - wynika z mentalnosci ubostwa, z zalozenia ze jest za malo, i trzeba pilnowac swojego i jak sie da to brac....Mentalnosc obfitosci zaklada ze jak sie czlowiek otworzy, da, podzieli to wraca, wraca. I z mojego doswiadczenia wynika ze wraca, i to w sposob niespodziewany i zaskakujacy...

I tak troche jednak zazdroscilam moim kolezankom  ze biegaja maratony ( a to w dodatku to takie  kobiety sa takie ze inspiruja mnie tez  bardzo w innych dziedzinach), i zaczelam je prosic o wsparcie. Wsparcie przyszlo natychmiast - w postaci informacji, pozytywnych wiadomosci - i, hola, hola - moje 48 urodziny bede obchodzila biegiem na piec kilometrow. Poczatki nie sa latwe - ale po 8 tygodniach, zaczynam czuc nalog.... Bieganie na kolana nie jest bardzo zdrowe, wiec do maratonow sie szykowac nie bede, ale mam zamiar wprowadzic plywanie, i rower, i moze mi sie uda pokonac maly triathlon. Ha, atletka sie ze mnie na stare lata robi. To bieganie to dobre tez na ducha, bo ja biegam w pieknej przyrodzie...
( WDZIECZNOSC!!!!!za to ze mam tutaj tyle ladnych parkow),

2. Porzadkowalam

Wciaz usuwam, usuwam i jeszcze raz usuwam z mojego zycia i otoczenia wszystko co mi zawadza. Ostatnio zmagam sie z nawalem balaganu elektronicznego. To jest plaga nie do opanowania dla mnie - mnoza sie wiadomosci emailowe, kupony, grupony, newslettery - wypisuje sie jak moge, ale zaraza nie odchodzi, wraca....Na szczescie,  mniej to szkodliwe dla srodowiska niz papierowa korespondencja...Pamietam jeszcze te czasy tutaj w USA ( moj Boze , ja juz zaczynam mowic jak rodowita Amerykanka), ze nie moglismy sobie poradzic z straszliwa iloscia reklam papierowych - sterty, sterty papierow. Zdecydowanie mniej reklam papierowych teraz przychodzi...ale to co sie dzieje w moim inboxie emailowym to wola o pomste do nieba....

3. Gotowalam

Nie -bycie na diecie okazuje sie calkiem skomplikowanym projektem, poniewaz ja nie umie jesc normalnie.   Cale moje zycie spedzalam na odchudzaniu sie wiec trudno sie dziwic ze moja relacja z jedzeniem okazuje sie byc co-najmniej skomplikowana. Zlapalam sie nad tym ze ja nie umie jesc normalnych posilkow, ze czuje sie fatalnie z pelnym zoladkiem - bo ja wlasciwie caly czas cos skubalam ( w dodatku w ukryciu, chyba takze przed soba).. Mody dietowe zmieniaja sie jak w kalejdoskopie, ja na zadnej z nich nie osiagnelam jakis spektakularnych sukcesow, i w koncu nie wiem jak normalny czlowiek powinine sie odzywiac... Wiem ze cukier jest potwornie niezdrowy,  przetworzone weglowodany tez - wiec to wywalilam z mojego jadlospisu. Wiem ze warzywa sa zdrowe, wiec to jest baza moich posilkow. Wyjelam wage, miarki, ustalilam godziny posilkow, i jem te posilki. Ku-radosci rodziny testuje nowe przepisy ( bo czlowiek nie na diecie je wszystko!) i np. dzios zrobilam cos bardzo pysznego - zamiast kurczaka uzylam  tofu w tym przepisie
http://www.cooks.com/rec/view/0,1739,155185-238199,00.html

I wyszla jedna wiella pycha.....

No ale mamy Wielki Post i trzeba by sie troche zajac duchem, bo on  zaczyna w tej mojej aktywnosci fizycznej dopominac sie od uwage. A co by bylo jakbym tak w tym okresie Wielkiego Postu wrocila troche do swoich korzeni religijnych   i sprobowala tego

FAST, PRAY and GIVE ( post, modlitwa i dawanie).?

 Portal jak dla mnie wyglada fatalnie - ale w zeszlym roku widzialam jak moja kolezanka blogowa praktywala te 40 dni, i poczulam sie zainspirowana...Jesli cos bedzie mi zgrzytalo w tym kalendarzu (pamietajmu ze episkopalianie sa chyba najbardziej liberalnym odlamem chrzescijanstwa) to sobie zamienie...



.











NOWY ROK 2021 - czego dowiedzialam sie w roku 2020?

  Ze mojemu , prawie 30 -letniemu malzenstwu potrzeba bylo tego czasu spedzonego w domu, ktory wzmocnil nasza przyjazn. I ze zaloba bardzo b...