niedziela, 26 lipca 2015

drabina wnioskowania



Ostatnie trzy dni spedzilam na szkoleniu dla osob zarzadzajacych w naszej organizacji. Intensywne szkolenie trwajace caly rok, z trzema sesjami trzy-dniowych wykladow, z zadaniami do drobienia i dwoma duzymi projektami. Zarzadzam zespolem juz od szesciu lat i wiele tej wiedzy zdobylam w bolach i uczac sie na bledach - jestem wiec zachwycona ze wreszcie moja organizacja wziela sie za porzadne szkolenie swoich menadzerow. Nabralam olbrzymiego apetytu na wiedze w tym zakresie - to szkolenie jest bardzo praktyczne, robimy duzo cwiczen sytuacyjnych i jestem przekonana ze wiele z tej nauczonej teorii bede miala mozliwosc zastosowac w pracy.

Ten blog pisany po polsku pozwala mi nie tylko na praktyke jezyka polskiego, ale tez na internalizacje i przyjmowanie za własne poglądów, postaw, norm i wartości ktorych doswiadczam tutaj w tym moim amerykanskim zyciu. Poniewaz moje wartosci i przekonania ksztaltwaly sie w Polsce, to zlapalam sie na tym, ze czesto potrzebuje pomyslec o tej nowo-nabytej wiedzy po polsku aby ona weszla na moj glebszy, emocjonalny poziom. Ciekawa jestem czy inni emigranci tez tego doswiadczaja, czy sa jakiegos badania naukowe w tej dziedzinie?

Wyglada na to ze pomalutku zatoczylam pelne kolo - przyjezdzajac do USA nie rozstawalam sie ze slownikiem - stary, mocno zniszczony, obklejony tasma slownik polsko -angielski poszedl juz w odstawke - teraz czesto korzystam z elekronicznego slownika angielsko-polskiego. Szukam slow ktorych czesto nie znalam wyjezdzajac z Polski 26 lat temu. Te nowe slowa, pojecia, teoria jest tlumaczona na jezyk polski, stosowana w polskiej rzeczywistosci - bardzo, bardzo mnie to cieszy.

Dzis o jednej lekcji z mojego kursu: a ladder of inference czyli o drabinie wniskowania.

Kilka lat temu kiedy zaczytywalam sie w mojej ukochanej buddyjskiej nauczycielce Pemie Chodram bardzo trafialy do mnie wtedy jej refleksje o tym jak nasze reakcje sa czesto zdeterminwane historiami ktore tworza sie w naszej glowie pod wplywem naszego nawykowego myslenia, przeszlych doswiadczen a ktore tak naprawde sa malenkim strzepkiem obiektywnej rzeczywistosci. Pamietam ze byl to okres kiedy postanowilam zmienic fabule myslenia o sobie jako o ofierze, i zeby to zrobic musialam sie zmierzyc ze swoimi automatycznymi reakcjami i lekami. Wtedy tez zaczelam praktywac "widzenie" swoich mysli i jesli zaczynaly zacinac sie jak na starej winylowej plycie, potrafilam zdac sobie sprawe z tego co sie dzieje ( stara plyta!) i pchnac nieco w przod ta igle gramofonowa - innymi slowy, potrafilam sobie powiedziec- zarzuc siostro ta fabule, bo sie krecisz w kolko. Jesli zareagujesz tak jak zawsze to prawdopodobnie bedziesz miala tak jak zawsze rezultat - zastanow sie czy masz wybor aby zareagowac inaczej. Ta praktyka, czesto nazwana uwaznoscia, pozwolila mi zdecydowanie stac sie osoba mniej reaktywna.

(Doszlam do tych nowych umiejetnosci poprzez moje kilkuletnie zainteresowanie buddyzmem, ktore zdecydowanie ofiarowuje wiele wspanialych narzedzi na rozszerzenie naszej perspektywy, zwolnienia naszego nawykowego myslenia opartego na naszych doswiadczeniach i przekonaniach i zastanowieniu sie czy te stare przekonania sa dobrym filtrem w obecnej sytuacji.)

I oto po kilku latach na odleglym od wszelkich religii kursie dla kadry zarzadzajecj spotkalam sie z tym samym tematem przedstawionym w bardziej "naukowej" formie.

Okazuje sie ze w teorii zarzadzania ta "szybkosc tworzenia fabuly myslowej" ma fachowa nazwe:

Drabina wnioskowania.

Pod wplywem silnego , emocjonalnego impulsu potrafimy przeniesc z pierwszego szebelka naszego myslenia na ostatni siodmy z szybkoscia niemal swiatla. Czyli innymi slowy pod wplywem impulsu wyciagamy blyskawicznie wnioski i czesto reagujemy bez jakiejkolwiek refleksji. W zwolnionym tempie, nasz procesmyslenia ktory odbywa sie w tym krotkim czasie pomiedzy impulsem a reakcja wyglada tak:

Jest impuls. Na pierwszym szczebelku widzimy cos, slyszymy, doswiadczamy ale jeszcze nie oceniamy - troche tak jakbysmy ogladali ta sytuacje ale w niej bezpesrodnio nie uczestniczyli. Na drugim szczebelku zaczynamy filtrowac ta sytuacje. Wybieramy fakty ktore sa nam znane kierujac sie nasza wiedza lub doswiadczeniami i klasyfikujemy te wybrane fakty wg znanych nam schematow. Pniemy sie w gore, kolejny krok - i na szczeblu trzecim te niekompletne fakty staramy sie zrozumiec i wytlumaczyc tak aby mialy dla nas sens. Na szczeblu czwartym czynimy zalozenia na podstawie tych faktow ktore wybralismy do interpretacj. Szczebel piaty - wyciagamy wnisoki i kolejny krok- jestesmy juz przekonani o swojej racji i na szczeblu siodmym przystepujemy do dzialania.

W momencie stresu, pomiedzy bodzcem ( pierwszy szczebel) a reakcja ( szczebel siodmy) nie ma czesto zadnej pauzy.

Na tym moim szkoleniu uczono nas aby w konfliktowych, trudnych lub stresujacych sytuacjach zostac jak najdluzej na pierwszym i drugim szczeblu i aby nie pozwolic tej naszej starej fabule naszego myslenia wlaczyc sie automatycznie. Uczono nas sluchac i pytac tak aby zdobyc jak najwieksza ilosc informacji, a nie zeby sluchac to co sie chce uslyszec.

Przekonania, którymi się kierujemy w życiu mają duży wpływ na nasze decyzje, a ponadto działają jak filtry, które mogą „oświetlać” lub „zaciemniać” prawdziwe fakty. Takimi przekonaniami sa wartosci w ktorych wyrastalismy, tradycje religijne, doswiadczenia ktorych doznalismy w mlodosci - i to wszystko w jakims stopniu jest dla nas czesto swieta prawda.

Czasem jednak niezbedne jest aby tym swietym prawdom sie lepiej przyjrzec i jesli stoja nam te prawdy na drodze do zaangazowania, pelnego harmonii, dobrego, pelnego radosci zycia, to moze nalezy sobie powiedziec - siostro, czas zmienic fabule myslenia. Ostatnio przechodzilam przez okres dwoch miesiecy kiedy zaczelam wracac na te stare , destrukcyjne tory myslenia, lekow (miedzy innymi stare, wytarte przekonania typu; "mozesz w zyciu TYLKO liczyc na siebie, jak nie bedziesz ciezko pracowac to znajdziesz sie na ulicy", i inne podobne "swiete" prawdy. Te religijne zarzucilam juz bardzo dawno, i to byl dlugi i bolesny proces ale o tym w innej notce.). Drop the storyline. Przerwij fabule swojego myslenia jesli Ci ona nie sluzy.

I tak oto moje praktyki medytacyjne, praktyki joginow (ktora wlasnie maja na celu zwolnienie naszych procesow myslowych, zwiekszenie naszej umiejetnosci koncentracji nad obecnym momentem, zauwazenia historii prezentowanych nam przez nasze myslenie) nagle nabraly glebokiego sensu nie tylko jako narzedzia pomagajace mi zyc pelniej i szczesliwiej, ale tez jako narzedzia pomagajace mi byc lepszym manadzerem - osoba ktora ma duza odpowiedzialnosc wspierania ludzi w swoim zespole tak aby mogli realizowac swoj pelny potencjal.

sobota, 18 lipca 2015

zagubiona w tlumaczeniu

Sa takie slowa w jezyku angielskim ktore ciezko mi przetlumaczyc na jezyk polski:
self-care
wellbeing 
balance
thrive

Oznaczaja one madre, integralne , wielowymiarowe dbanie o siebie. Self- care -samo-opieka. Wellbeing - bycie w dobrym stanie. Thriving- rozkwitac?

Jest cos holistycznego, wielowymiarowego w tych okresleniach, ktorych odpowiednikow nie moge znalezc w jezyku polskim. Tych slow nie czuje w jezyku polskim.

Ucze sie wiec  tych nowych konceptow. Ba, nie tylko sie ich ucze ale praktykuje. Jestem odpowiedzialna za swoje well-being (dobre-wielomywiarowe-bycie.)

Wyroslam w domu  "gdzie zajmowanie soba bylo proznoscia". "roztkliwanie sie nad egocentryzmem. Religia w ktorej sie wychowalam nauczala mnie ze jestesmy niegodni, winni, nieudolni i ze sensem zycia na tym swiecie jest cierpienie w imie nagrody po smierci.  Z drugiej strony w Polsce w ktorej wyrastalam ( biednej wtedy bardzo) tak czesto ocenialo sie ludzi po tym w co sie ubierali, jak mieszkali. U mnie w domu nacisk stawiany byl na edukacje,  - wzrastajac czulam sie biedna ale madra. Lubilam sie uczyc, mialam dobre oceny ale za nic w swiecie nie chcialam byc w grupie kujonow . Pomieszanie z poplataniem. Pewno troche jak w zyciu kazdego mlodego czlowieka. U mnie do tego jeszcze nalozyla sie emigracja. W wieku gdy myslalam ze juz jestem mniej wiecej uksztaltowana ( 24 lata) wyjechalam do kraju ktory byl dramatycznie rozny od kraju rodzinnego. W tym nowym kraju wiele wartosci nauczonych sie w poprzednim zyciu ( takie jak np. skromnosc, pokora,) staly sie troche balastem. W tym kraju ceni sie ludzi odwaznych, samodzielnych, niezaleznie myslacych , znajacych swoja wartosc i  pracowitych. Zaczela wiec sie kolejna mozolna nauka . Dlugo, bardzo dlugo zylam w tym mentalnym okraku pomiedzy oceanem, jednak widze tak wyraznie  w ciagu kilku ostatnich lat stanelam juz dwoma nogami na tym amerykanskim gruncie. Wiem kim jestem. Znam siebie. Lubie siebie. Rozumie siebie. Wiem jakimi wartosciami chce kierowac sie w swoim zyciu. Wiem jacy ludzie dodaja mi energi, powoduja ze wzajemnie sie napelniamy. Czuje sie komfortowo w swojej wierze i swojej orientacji politycznej. Musze przyznac ze byla to bardzo mozolna droga, i wiem dobrze ze  w zyciu nie da sie spoczac, ze caly czas chce aby to byla zaangazowana i swiadama droga. Ale, ale ...czuje ze nauczylam sie jak lepiej przemierzac ta droga, kiedy troche przycapnac i odpoczac, kiedy podbiec... 

Co to ma wszystko wspolnego z ta samo-opieka wspomniana na poczatku tej notki? Otoz to ze to moje nieudolne, raczkujace samo-opiekowanie przyczynilo sie ze jestem w tym lepszym miejscu swojego zycia. Wciaz mam napady pracoholizmu napedzanego lekiem o byt, wciaz zmagam sie z wieczorami gdzie lodowka jest moim najlepszym pocieszycielem - ale zdarza sie to coraz rzadziej. Potrafie uslyszec ten stary impuls i przetlumaczycv go na bardziej konstruktywne dzialanie. 

Lato tutejsze jest bardzo zjadliwe - moge z reka na sercu powiedziec ze mimo staran, organizacji, planowania funkcjonuje w lecie gdzie tak na 60%. Mamy tutaj  klimat podzwrotnikowy - wilgosc i upal obezwladniaja. Do tego dochodzi bardzo, ale to bardzo goracy okres w pracy.  Trzy duze konferencje, oraz jak to ja prywajaca sie czesto z motyka na slonce, postanowilam w pracy wydac ksiazke. Wydamy ta ksiazke tej jesieni i juz sobie obiecalam ze bedzie to ostatnie zadanie dla tej mojej nieszczesnej motyki. Nie mam juz aspiracji dotarcia do slonca, chce chodzic wolniej, radosnie i miec wiecej czasu na tej pieknej ziemi.

Motywem przewodnim tego blogu przez nastepny miesiac bedzie self-care (samo-dbanie). Zauwazylam ze to samodbanie musi byc na mojej codziennej liscie tak samo jak wszystkie inne projekty w pracy. Jesli tego nie ma, to jest to pierwsza rzecz ktora zostaje nie zrobione.

Tutaj znalazlam taka liste co pomaga w tym samodbaniu:



Chce troche zautomatyzowac ta samo-opieke. Wprowadzic jakis harmonogram, aby w momentach kryzysowych wlaczal mi sie autopilot. 







niedziela, 5 lipca 2015

Kot w pustym mieszkaniu
Umrzeć - tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.
.
.
.


Cos się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Cos się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.




A co ma zrobic czlowiek z pokojem bez kota? Z pustym fotelem? Z tym rankiem 
co tak inaczej sie zaczyna? Z wejsciem do domu nie takim jak zawsze? 
Z pustka pod nogami? Z cisza kuchenna? Z katem lozka nieprzytulnym? Niby tak samo a inaczej.

Kot tutaj był i był,
a potem nagle zniknął i uporczywie go nie ma.

Tego sie ludziom nie robi!


NOWY ROK 2021 - czego dowiedzialam sie w roku 2020?

  Ze mojemu , prawie 30 -letniemu malzenstwu potrzeba bylo tego czasu spedzonego w domu, ktory wzmocnil nasza przyjazn. I ze zaloba bardzo b...