self-care
wellbeing
balance
thrive
Oznaczaja one madre, integralne , wielowymiarowe dbanie o siebie. Self- care -samo-opieka. Wellbeing - bycie w dobrym stanie. Thriving- rozkwitac?
Jest cos holistycznego, wielowymiarowego w tych okresleniach, ktorych odpowiednikow nie moge znalezc w jezyku polskim. Tych slow nie czuje w jezyku polskim.
Jest cos holistycznego, wielowymiarowego w tych okresleniach, ktorych odpowiednikow nie moge znalezc w jezyku polskim. Tych slow nie czuje w jezyku polskim.
Ucze sie wiec tych nowych konceptow. Ba, nie tylko sie ich ucze ale praktykuje. Jestem odpowiedzialna za swoje well-being (dobre-wielomywiarowe-bycie.)
Wyroslam w domu "gdzie zajmowanie soba bylo proznoscia". "roztkliwanie sie nad egocentryzmem. Religia w ktorej sie wychowalam nauczala mnie ze jestesmy niegodni, winni, nieudolni i ze sensem zycia na tym swiecie jest cierpienie w imie nagrody po smierci. Z drugiej strony w Polsce w ktorej wyrastalam ( biednej wtedy bardzo) tak czesto ocenialo sie ludzi po tym w co sie ubierali, jak mieszkali. U mnie w domu nacisk stawiany byl na edukacje, - wzrastajac czulam sie biedna ale madra. Lubilam sie uczyc, mialam dobre oceny ale za nic w swiecie nie chcialam byc w grupie kujonow . Pomieszanie z poplataniem. Pewno troche jak w zyciu kazdego mlodego czlowieka. U mnie do tego jeszcze nalozyla sie emigracja. W wieku gdy myslalam ze juz jestem mniej wiecej uksztaltowana ( 24 lata) wyjechalam do kraju ktory byl dramatycznie rozny od kraju rodzinnego. W tym nowym kraju wiele wartosci nauczonych sie w poprzednim zyciu ( takie jak np. skromnosc, pokora,) staly sie troche balastem. W tym kraju ceni sie ludzi odwaznych, samodzielnych, niezaleznie myslacych , znajacych swoja wartosc i pracowitych. Zaczela wiec sie kolejna mozolna nauka . Dlugo, bardzo dlugo zylam w tym mentalnym okraku pomiedzy oceanem, jednak widze tak wyraznie w ciagu kilku ostatnich lat stanelam juz dwoma nogami na tym amerykanskim gruncie. Wiem kim jestem. Znam siebie. Lubie siebie. Rozumie siebie. Wiem jakimi wartosciami chce kierowac sie w swoim zyciu. Wiem jacy ludzie dodaja mi energi, powoduja ze wzajemnie sie napelniamy. Czuje sie komfortowo w swojej wierze i swojej orientacji politycznej. Musze przyznac ze byla to bardzo mozolna droga, i wiem dobrze ze w zyciu nie da sie spoczac, ze caly czas chce aby to byla zaangazowana i swiadama droga. Ale, ale ...czuje ze nauczylam sie jak lepiej przemierzac ta droga, kiedy troche przycapnac i odpoczac, kiedy podbiec...
Wyroslam w domu "gdzie zajmowanie soba bylo proznoscia". "roztkliwanie sie nad egocentryzmem. Religia w ktorej sie wychowalam nauczala mnie ze jestesmy niegodni, winni, nieudolni i ze sensem zycia na tym swiecie jest cierpienie w imie nagrody po smierci. Z drugiej strony w Polsce w ktorej wyrastalam ( biednej wtedy bardzo) tak czesto ocenialo sie ludzi po tym w co sie ubierali, jak mieszkali. U mnie w domu nacisk stawiany byl na edukacje, - wzrastajac czulam sie biedna ale madra. Lubilam sie uczyc, mialam dobre oceny ale za nic w swiecie nie chcialam byc w grupie kujonow . Pomieszanie z poplataniem. Pewno troche jak w zyciu kazdego mlodego czlowieka. U mnie do tego jeszcze nalozyla sie emigracja. W wieku gdy myslalam ze juz jestem mniej wiecej uksztaltowana ( 24 lata) wyjechalam do kraju ktory byl dramatycznie rozny od kraju rodzinnego. W tym nowym kraju wiele wartosci nauczonych sie w poprzednim zyciu ( takie jak np. skromnosc, pokora,) staly sie troche balastem. W tym kraju ceni sie ludzi odwaznych, samodzielnych, niezaleznie myslacych , znajacych swoja wartosc i pracowitych. Zaczela wiec sie kolejna mozolna nauka . Dlugo, bardzo dlugo zylam w tym mentalnym okraku pomiedzy oceanem, jednak widze tak wyraznie w ciagu kilku ostatnich lat stanelam juz dwoma nogami na tym amerykanskim gruncie. Wiem kim jestem. Znam siebie. Lubie siebie. Rozumie siebie. Wiem jakimi wartosciami chce kierowac sie w swoim zyciu. Wiem jacy ludzie dodaja mi energi, powoduja ze wzajemnie sie napelniamy. Czuje sie komfortowo w swojej wierze i swojej orientacji politycznej. Musze przyznac ze byla to bardzo mozolna droga, i wiem dobrze ze w zyciu nie da sie spoczac, ze caly czas chce aby to byla zaangazowana i swiadama droga. Ale, ale ...czuje ze nauczylam sie jak lepiej przemierzac ta droga, kiedy troche przycapnac i odpoczac, kiedy podbiec...
Co to ma wszystko wspolnego z ta samo-opieka wspomniana na poczatku tej notki? Otoz to ze to moje nieudolne, raczkujace samo-opiekowanie przyczynilo sie ze jestem w tym lepszym miejscu swojego zycia. Wciaz mam napady pracoholizmu napedzanego lekiem o byt, wciaz zmagam sie z wieczorami gdzie lodowka jest moim najlepszym pocieszycielem - ale zdarza sie to coraz rzadziej. Potrafie uslyszec ten stary impuls i przetlumaczycv go na bardziej konstruktywne dzialanie.
Lato tutejsze jest bardzo zjadliwe - moge z reka na sercu powiedziec ze mimo staran, organizacji, planowania funkcjonuje w lecie gdzie tak na 60%. Mamy tutaj klimat podzwrotnikowy - wilgosc i upal obezwladniaja. Do tego dochodzi bardzo, ale to bardzo goracy okres w pracy. Trzy duze konferencje, oraz jak to ja prywajaca sie czesto z motyka na slonce, postanowilam w pracy wydac ksiazke. Wydamy ta ksiazke tej jesieni i juz sobie obiecalam ze bedzie to ostatnie zadanie dla tej mojej nieszczesnej motyki. Nie mam juz aspiracji dotarcia do slonca, chce chodzic wolniej, radosnie i miec wiecej czasu na tej pieknej ziemi.
Motywem przewodnim tego blogu przez nastepny miesiac bedzie self-care (samo-dbanie). Zauwazylam ze to samodbanie musi byc na mojej codziennej liscie tak samo jak wszystkie inne projekty w pracy. Jesli tego nie ma, to jest to pierwsza rzecz ktora zostaje nie zrobione.
Tutaj znalazlam taka liste co pomaga w tym samodbaniu:
Chce troche zautomatyzowac ta samo-opieke. Wprowadzic jakis harmonogram, aby w momentach kryzysowych wlaczal mi sie autopilot.
Trzymam kciuki za powodzenie!
OdpowiedzUsuńDzieki kochana. Bylam u Ciebie i tez Ci zycie wytrwalosci i nie-zaniechania w walce o zdrowie.
UsuńPiękną pracę wykonałaś. To się nazywa dojrzałość. :) BBM
OdpowiedzUsuńoch jak Ci dziekuje! Pamietasz te sztywne listy i ta wysoka poprzeczka - ten okrutny perfekcjoniznm :):):) I temu sie tez przyjrzalam. Dziekuje Ci bardzo za wszystkie madre komentarze! Twoje blogi sa swietne!
OdpowiedzUsuńDzięki! Wiesz, przypomniało mi się stare, ale zawsze aktualne, powiedzenie:- Matulu! Chwalą nas!- Kto???- Wy mnie a ja was! ;)))
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za szczerość i również szczerością odpowiem /gdyby zabolało, przepraszam, nie taki jest mój cel!/. Przez jakiś czas do Ciebie nie zaglądałam, bo przerażało mnie to zaprogramowanie: w tym tygodniu zrobię to, w następnym tamto.Z jednej strony wiem, że tak jest podczas pracy nad sobą, z drugiej-tworzyło to dla mnie barierę jakby techniczności a człowiek jest wrażliwym żywym organizmem i podejrzewam, że więcej się uczy na błędach niż analizując osiągnięcia, z których zresztą ewidentnie ma prawo się cieszyć! :))
Mam nadzieję, że nie sprawiłam Ci tym komentarzem przykrości. Jesteś super babka! I tak trzymaj- a od czasu do czasu wyluzuj. ;)) Serdeczności. BBM
Tak duzo napisalam i wszystko , wszystko poszlo w nieznana przestrzen. Bardzo, bardzo dziekuje za tak konstruktywny i dobry komentarz. Napisze notke na ten temat bo zmuszamnie to do myslenia. Gdzie jest granica pomoedzy samodyscyplina aperfekcjonizmem? Co jest wazniejsze droga czy cel? Co jest sila napedzajaca nas na tej drodze? Tak bardzo, bardzo cenie sobie takie dobre i uczciwe komentarze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na notkę- ja też się od Ciebie uczę nowego spojrzenia. :) BBM
OdpowiedzUsuń