sobota, 31 marca 2012

Dzien 91

 My soul guides me in the right direction.

Your soul- that inner quiet space- is yours to consult. It will always guide you in the right direction.

 Dr. Wayne Dyer

 

 

 

Moja dusza jest moim przewodnikiem.

Moja dusza - to miejsce mojej wewnetrznej ciszy, mojego spokoju, mojej intuicji, to szczegolne miejsce we mnie   - jesli dbam o to miejsce to czuje sie  zakotwiczona. Jest duze prawdopodobienstwo ze z  tego miejsca bede  podazam we wlasciwym kierunku.

Jaki dobry byl to pomysl, aby przed tak intensywna praca zapewnic sobie te cztery dni ciszy. Mysle ze nie tylko ja na tym skorzystalam, ale wszyscy ktorzy mieli okazje ze mna przebywac na tej konferencji. Pewna sytuacja dotknela mnie calkiem globoko...

Otoz:

Szesc miesiecy temu, kiedy komisja ktora prowadze spotkala sie w Kolorado, dowiadzialam sie ze jeden z czlonkow tej komisji zachorowal na bardzo agresywna forme bialaczki. Kupilam piekna kartke, na ktorej wszyscy napisalismy zyczenia. Nie wiem dlaczego, ale rzadko pamietam o kratkach, pisze malo listow. Kiedy dowiedzialam sie o chorobie Kirka  poczul;am sie bardzo bezradna.  Poza wybraniem najpiekniejsza kartki, i zorganizowaniu podpisow od calej grupy, nic wiecej nie moglam dla niego zrobic. . Kirk walczyl dzielnie z choroba - chemoterapia rujnowala jego organizm, ale wyniki sie  poprawialy. Wyslalam do Kirka kolejna kartke, kiedy dowidzialam sie, ze najwiekszy kryzys zostal pokonany. 

Kirk przyjechal do spotkanie do San Diego - chudszy, bez wlosow, wciaz jeszcze slaby, ale rak zostal pokonany. Ze lzami w oczach dziekowal za nasze kartki. Powiedzial ze przyszly dokladnie wtedy, kiedy potrzebowal znaku, kiedy zupelnie nie mial juz sily walczyc.

Pewno pomyslalam o tych kartkach w tamtym okresie bo bylam lepiej zakotwiczona, bardziej otwarta, uslaszam glos swojej duszy.  I kiedy Kirk dziekowal nam lamiacym glosem, pospiesznie ocierajaz lzy z policzkow, obiecalam sobie ze jesli na kiedys swojej drodze spotkam kogos potrzebujacego, juz nigdy nie zlekcewaze tego impulsu duszy. Zatrzymam sie i zastanowie sie co moge zrobic. Juz nigdy nie usprawiedliwie swojej obojetnosci tym ze sa organizacje ktore moga wiecej, ze moja glupia kartka, moja mala donacja, moj maly gest, nie uzdrowi, nie zmieni, nie poprawi....Tego nigdy nie wiemy...Te sytuacje ktore stawiaja nas w obliczu wyboru- albo zamknac swoje serce ( najczesciej pod wplywem leku albo bezradnosci), albo je szerzej otworzyc, nawet jesli wyprowadzi nas ze strefy komfortu - to sytuacje, ktore katalizuja nasz wzrost i rozwoj.

Dlatego gdy moja bliska i wyjatkowa kolezanka z Kanady rozpoczela akcje pomocy dla Elizy - dziewczynki ciezko chorej, ktora potrzebuje bardzo drogiego lekarstwa,  nierefundowanego przez polskie ubezpieczenie, postanowilam zrobic co moge. Niewiele, ale postanowilam dorzucic swoja mala cegielke i wlaczyc sie w akcje dla Elizy organizowanej na Allegro. Wyslalysmy z USA juz jedna paczka. W Polsce ktos zajmie sie licytacja tych rzeczy, Ktos inny walczy o zmiane przepisow. Trwa akcja szycia lalek, ktore potem sa sprzedawane. Poprzez wlaczenie sie w ta akcje mialam szanse poznac przemilych ludzi o wielkim sercu. Jak to zwykle bywa, otwierac swoje serce, dostajemy tak wiele w zamian. Gdyby ktos z USA mial u siebie rzeczy , ktore chcialby podarowac na licytacje ( poprzez polski portal Allegro) dla Elizy, to ja chetnie przyjme, zapakuje i wysle do organizatorow. Tutaj wiecej informacji o Elizce:

http://elizabanicka.pl/

 

 411

Wdziecznosc: 

  • Za zdrowie w rodzinie, i za to ze nigdy nie musialam byc w sytuacji ze nie mialam pienidzy na lek dla mojego dziecka

  • Za wspanialy kontakt ze swoim synem. Mialam okazje poznac go nieco lepiej podczas tych naszych wspolnych wedrowek i stwierdzam ze bardzo libie tego mlodego i inteligentnego czlowieka.

  • Za zdecydowanie lepsza komunikacje w moim malzenstwie. Ostatnie, troche emocjonalne rozmowy zaczynaja przynosic owoce.

  • Za technologie, ktora umozliwia mi kontakt z najblizszymi za oceanem. 

    Skonczony Projekt

    • Cala rodzina spedzilismy dwie godziny w naszym ogrodzie - sadzac, grabiac, podcinaja krzewy, i jest pieknie! Wszystko zaczyna kwitnac jak oszalale, musze zrobic pare zdjec bo wiosna tutaj jest absolutnie fantastyczna. 

    Nadpilowana Bariera

    •  Wrocilam do blogowania!


piątek, 30 marca 2012

Dni 77-90



















 Wrocilam. Korzystajac z tego ze musialam pracowac przez 6 dni w San Diego, wyjechalismy tam z Benem cztery dni wczesniej. Obydwoje lubimy gorskie wloczegi, wiec nie pojechalismy do samego San Diego, tylko zatrzymalismy sie w pieknym historycznym miasteczku Julian. Julia z koncem XVIII wieku byl jednym z miest w ktorej trwala goraczka zlota. Male  i malownicze miasteczko znane tez jest z sadow jablkowych i ponoc najelpszego w USA jablecznika. Tutaj jest kilka przepisow  na taki amerykanski "apple pie", wraz ze zdjeciami:

http://www.domowe-wypieki.pl/przepisy-tarty/369-przepis-na-apple-pie

http://nakruchymspodzie.blogspot.com/2009/12/pachnace-przyprawami-jabka-pod-kruchym.html

 Z tego miasteczka wyjzezdalismy w gorskie i pustynne szlaki. Przywiazlam mase zdjec - musze uporzadkowac i opisac na naszym drugim blogu. Poludniowa California w okolicach San Diego jest piekna. Wedrowalismy po gorskich szlakach w sniegu, po pustynnych drogach w  troche zajdliwym sloncu oraz podziwialismy piekne zachody slonca w gorach i nad Pacyfikiem.


Pomalutki przestawiam sie na codzienne tory. Podczas mojej nieobecnosci wiosna szturmem juz zdobyla Maryland - wszystko zaczyna kwitnac jak oszalale.

sobota, 17 marca 2012

Dzien 67-77

I tak to na dzis wyglada. Caly tydzien pracowalam tak intensywnie , ze po prostu mialam wstret do komputera i stad blog lezal odlogiem. Ale w poniedzialek rozpoczynamy wedrowki tutaj:


http://parks.ca.gov/?page_id=638

 Po raz pierwszy udalo mi sie tak zorganizowac, zeby przed wielka konferencja miec troche wolnego czasu.

JEST DOBRZE.

czwartek, 8 marca 2012

Dzien 68


Loving others starts with loving myself.

If you don't love yourself, nobody else will. Not only that- you won't be good at loving anyone else. Loving starts with the self.
Dr. Wayne Dyer 

To jest chyba moja najwazniejsza lekcja ostatnich dwoch lat. Dla niektorych ludzi - tak bardzo oczywista. A moze nie? Milosc do innych zaczyna sie od milosci do siebie. Jesli nie kochasz siebie, nikt inny cie nie pokocha ( ja to rozumie tak ze bez milosci do siebie czlowiek nie jest w stanie doswiadczac milosci dostawanej z zewnatrz. ta milosc zatrzymuje sie na ozbrojonym i poranionym sercu.) Tyle mysli cisnie mi sie do glowy w zwiazku z tym tematem. 
Zostalam wychowana w domu gdzie bardzo duzo pomagalo sie innym. Glownie starszym ludziom, ale ja tez bylam szkole sredniej woluntariuszka  PCK, na studiach woluntaruszka w Domu Dziecka. To dawanie dawalo mi bardzo duzo radosci, to fakt - ale z perspektywy czasu widze to chroniczne angazowanie sie w pomoc jako kompulsywne radzenie sobie z brakiem poczucia wartosci. Potem, juz kiedy bylam calkiem dorosla, zorientowalam sie ze nie moge tak dalej zyc w stanie permanentnego wykonczenia, bezgranicznego smutku przeplatanego zloscia - zaczelam szukac pomocy. Pomalenku, pomalenku kolejne otwieralam kolejne drzwi pomocy sobie. Byl okres ze chodzilam na grupy wsparcia dla osob wspoluzalezonych 
(poniewaz moj M. wie o tym blogu, chce tutaj napisac ze moje wspoluzaleznienie nie ma nic wspolnego z moim obecnym zyciem). Na tych spotkaniach uczylam sie nawiazywac kontakt ze soba - jednym z cwiczen bylo opisywanie swojego samopoczucia. Ludzie cierpiacy na wspoluzaleznienie sa niczym kameleony - czuja to co czuja ludzie wokol ich. Biora odpowiedzialnosc za to ze ktos inny jest zly, jest smutny - ludzie wspoluzaleznieni, to chroniczni naprawiacze swiata. Nie za bardzo skuteczni w tym pomaganiu. Bo skuteczne pomaganie to wsieranie ludzkiego potencjalu, z zostawieniem im prawa do bledow i decydowania o sobie. Ludzie wspoluzaleznieni niestety stosuja roznego rodzaju manipulacje emocjonalne bowiem opieraja swoje poczucie  wartosci na  pomaganiu, "dawaniu siebie", angazowaniu sie w zycia innych. Osoby wspoluzaleznione maja bardzo czesto zabalagoniene swoje osobiste zycia, Osoby wspoluzeleznione tez: (ta liste mialam w soich notatkach i nie mam pojecia gdzie bylo jej oryginalne zrodlo.)

  • mają trudności z przeprowadzeniem swoich zamiarów do końca,
  • kłamią, gdy równie dobrze mogłyby powiedzieć prawdę,
  • osądzają siebie bezlitośnie,
  • mają kłopoty z przeżywaniem radości i z zabawą,
  • traktują siebie bardzo poważnie,
  • mają trudności z nawiązywaniem bliskich kontaktów i okazywaniem uczuć,
  • przesadnie reagują na zmiany, na które nie mają wpływu,
  • bezustannie poszukują potwierdzenia i uznania,
  • myślą, że różnią się od wszystkich,
  • są nadmiernie odpowiedzialne albo całkowicie nieodpowiedzialne,
  • są lojalne, nawet gdy druga strona na to nie zasługuje, są impulsywne,
  • czują się winne, stając w obronie własnych potrzeb, i często ustępują innym,
  • boją się ludzi, zwłaszcza przedstawicieli wszelkiego rodzaju władzy i zwierzchników,
  • boją się cudzego gniewu i awantur,
  • lubią zachowywać się jak ofiary,
  • bardzo boją się porzucenia i utraty,
  • łatwo popadają w uzależnienia albo znajdują uzależnionych partnerów
Kiedy zaczynalam terapie dla wspoluzaleznionych lata temu - bylam przerazona, bo przy kazdym stwierdzeniu napisalam TAK. Teraz , po wielu latach nabralam juz tyle wprawyze kiedy przyplywa do mnie wspoluzalezniona emocja, intelekt potrafi zainterweniowac. (Potega wiedzy!). Dobrze jednak ze po latach wrocilam do tej listy, bo dobrze byloby troszke jeszcze popracowac nad tymi obszarami zazanaczonymi powyzej na zolto.

Tymczasem dzis czeka mnie wizyta u szefowej z prosba bym nie musiala uczestniczyc w spotkaniu w sobote. Moj M, zorganizowal dla nas przezent na urodziny ( obchodzimy urodziny w odleglosci jednego tygodnia). Tym razem jego pomysl przeszedl wszelkie moje oczekiwania - wycieczka konna. ( to sie nazywa przemyslony i utrafiony przezent, moj drogi! - jesli to czytasz. To moje marzenie od dziecinstwa!). Zorganizowal to na ta sobote - i moja pierwsza reakcja bylo - nie moge, musze pracowac. Moja druga zdrowsza reakcje jest - zobaczymy moze mi sie uda wykrecic od tej pracy w weekend . Nie prowadze tego spotkania, i szczerz mowiac nawet nie za bardzo czuje sie kompetentna w temacie podrecznika dla szkol srednich. Chce sie pozbyc tego programu jak najszybciej.  No wiec ide dzis negocjowac. Bedzie to dobra lekcja proaktywnosci.

Loving starts with the self! Milosc zaczyna sie od siebie!

411
WDZIECZNOSC
  • za meza ktory po 22 latach potrafi mnie zaskoczyc
  • za ludzi poznanych za posrednictwem tego bloga, i za wszystkie dobre slowa ktore od nich  dostaje. Tak w tym blogu sciagam duzo skorup ze swojego serca co nie jest latwe, i zawsze tak sie ciesze jak dostane wiadomosc ze komus moja notka byla potrzebna.
  • za to ze mieszkam w demokratycznym kraju gdzie nie ma wojny
  • za to ze moj syn ma dostep do tak swietnej edukacji
NADPILOWANA BARIERA
  • 45 plywania wczoraj ( dzis mam zatkane uszy, ale co tam).
SKONCZONY PROJEKT 
  •  opracowalam dwa kontrakty. Biurko uprzatniete. Dzis zaczynam dzien od zrobienia listy wszystkich zaleglych projektow. Niesamowite jak taka lista pomaga.


środa, 7 marca 2012

Dzien 67




Forgive Everyone

Revenge, anger, and hatred are exceedingly low energies that keep you from matching up with the attributes of the universal force. A simple thought of forgiveness toward anyone who might have angered you in the past will raise you to the level of Spirit and aid you in your individual intentions.


Dr. Wayne Dyer


Wciaz eksperymentuje ze swoim rozkladem dnia. Tak to jest kiedy z z owocu, w ktorym praktycznie zostala sama skora, chce sie jeszcze wycisnac troche soku. To moja, moze nie bardzo poetycka, ale moja  wlasna analogia do tego, ze te eksperymenty z rozkladem dnia wynikaja z braku czasu. Nowy rozklad dnia polega na tym ze moj ruch zostal przeniosiony na wieczor,  a cisza na rano. Cisza nazywam ten moment, kiedy moge zlapac troszke kontaktu ze soba, pomedytowac, ustawic swoja intencje na caly dzien.Znalazlam ta strone Dr. Dyera  z codziennymi affirmacjami i przez jakis czas bede uzywac ich do rozpoczecia mojej ciszy.

Dzisiejsza afirmacja jest o przebaczeniu. O tym ze zycie w zlosci, nienawisci, i planowanie rewanzu, to sa bardzo kiepskie energie zyciowe. Byly okresy w moim zyciu ze czulam sie bardzo zraniona. Byly okresy ze obwinialam wszystko i wszystkich za moje problemy. Zadziwiajace ze tkwienie w pozycji ofiary zyciowej, utrzymywanie tego stanu tez wymaga energii. Jest to latwiejsze bo mimo wszystko wymaga to mniejszej energii, niz uporzadkowanie tego stanu. I tutaj dochodzimy do kolejnej mysli - postawe przebaczajaca trzeba tez miec do siebie. Zaryzykowalabym stwierdzenie nawet ze od tego trzeba zaczac. Przebaczajac sobie swoje bledy, swoje slabosci - to poczatek naszego wzrostu. Ostatnio, troche czuje niechec do tej calej amerykanskiej teorii pozytywnego myslenia - pozytywne myslenie nie wystarczy. Mnie nie wystarczylo. Potrzebna mi byla solidna uczciwosc aby spojrzec na siebie, swoje zycie- zakasac rekawy i rozpoczac zmiany. I wobec tej swojej bolesnej momentami uczciwosci - potrafilam sobie wybaczyc wszystko to co odcinalo mnie od stanu spojnosci wewnetrznej, od tego stanu harmonii. rownowagi do ktorej spojne zycie prowadzi. Spojne to nie znaczy idealne. Uczciwosc pozwolila mi potraktowac moje beldy i slabosci jako okazje do nauczenia sie innego myslenia. Pozytywne myslenie to przykrycie kocem calego tego naszego emocjonalnego balaganu. Nie odbylo sie to bez zamieszania w zyciu rodzinnym. Ale o tym przy okazji innej notki.

Kiedy znalazlam odwage na przebaczenie sobie, przebaczenie innym stalo sie latwe.


 Tutaj jest doskonaly tekst uzupelniajacy moje refleksje. Obiecuje sobie do niego wrocic podczas mojej jutrzejszej ciszy:

http://www.majewska-opielka.pl/sprzatanie/

I zadanie:

 Czy mam sprawy niezakonczone? Wymagajace pracy, wybaczenia czy tez wyjasnienia? Jeśli tak,to jaki bedzie moj pierwszy krok?

Wczoraj zorientowalam sie ile we mnie jest juz wewnetrznego spokoju. Moj dojazd do pracy to czesto roller-coaster. Korki w Waszyngtonie sa slawne, jeszcze bardziej slawni sa ordynarni kierowcy. Byl okres w moim zyciu, ze wdawalam sie w kazda potyczke na drodze - przeklinalam, trabilam - jednym slowem do pracy dojezdzalam mokra jak szczur ( skad sie wzielo powiedzenie ze szczur jest mokry?), aby jeszcze przez pol dnia rozkoszowac sie adrenalina nalapana w czasie jazdy. Akurat specjalnie nad tym obszarem mojego zycia nie pracowalam - ale wczoraj zorientowalam sie ze moje dojazdy sa takie inne. Uprzejme. Spokojne. Jak ktos sie wpycha przede mnie to sie zatrzymuje, usmiecham, kiwne reka zeby wjechal. I co ja widze? - dostaje dokladnie to samo. Usmiech. Dziekujace kiwniecie glowa. To jest ten sam Waszyngton. Ale ile w nas mocy do kreowania swojej przyjaznej rzeczywistosci?

 Chaos znow na biurku w pracu. Dzis dzien porzadkujacy. Male, mniej satysfakcjonujace projekty ktore leza odlogiem.


411
WDZIECZNOSC:
  • za coraz dluzsze okresy ciszy wewnetrznej
  • za to ze dzieki fantastycznej pracy zespolowej, trudny projekt posuwa sie do przodu, i ze poradzilam sobie z ustawieniem go
  • za to ze chce nam sie pracowac nad naszym malzentwem, tak aby bylo ono ciekawe i inspirujace w okresie gdy rodzicielstwo nie zajmuje juz nam tyle czasu, Za pierwsze mile owoce tego wysilku.
  • nieustannie za naszego syna i za jego niesamowite poczucie humoru. on wzial po prostu z nas obydwojga wszystko co najlepsze, a mysmy stworzyli mu warunki do rozwoju jego potencjalu.

NADPILOWANA BARIERA 
  • 32 minuty biegu. To byla jedna wielka walka ze soba bo nie chcialo mi sie strasznie. Po prostu mi sie nie chcialo. Mialo byc 35 minut, odpuscilam 3 minuty - ale wciaz uwazam to za nadpilowana bariere, bo co ja sie naustawialam do pionu podczas tego biegu!
SKONCZONA RZECZ
  • Wyslalam dlugi dokument do poprawy. klap, klap ze zaczelam na tym pracowac wczesniej bo bym byla w ostrej panice teraz. To rezultat operowania w obszarze rzeczy waznych i niepilnych, Coraz mniej mam spraw w obszarze rzeczy pilnych i waznych.

wtorek, 6 marca 2012

Dzien 66

 Mam nadzieje ze kiedys to moje bieganie i joga spotkaja sie razem. Narazie bieganie symbolizuje mnie - pedzaca do przodu, uciekajaca, napedzana troche strachem, troche ambicjami. Joga symbolizuje przystanek, zatrzymanie, okazje do kontaktu ze soba. W zaleznosci od dnia ten kontakt jest sympatyczny albo i mniej. I wlasnie wtedy, kiedy joga jest trudna ( i nie jest to trudnosc fizyczna), kiedy brak cierpliwosci, kiedy latwiej biec niz byc - wtedy ta joga jest tak bardzo potrzebna. Ten powrot czesto okresla sie slowem "alignment" , ktore mozna wytlumaczyc jako zrownanie, ustawienie. Mnie bardziej kojarzy sie z harmonia. Jest dobrze jak jest. Wszystko jest na swoim miejscu.

Eric Schiffman we wstepie do swojej ksiazki - Yoga - The Spirit and Practice of Moving Into Stillness
pisze ze "yoga will make you sensitive to the stillness, the presence, the hush, the peace of God". Joga uczyni cie bardziej otwartym na cisze, obecnosc i szept Boga. Joga jako cwiczenie nie ma nic magicznego w sobie. Sila jogi jest w tym ze potrafi nas po prostu zatrzymac - czasem jest to uczucie wielce niewygodne. Niektore pozy zloszcza. Niektore relkasuja tak ze chcialoby sie byc tam przez dlugi, dlugi czas. Czasem joga daje zludzenie ze od tego momentu wszystko, zawsze bedzie wspaniale. A prawda jest taka ze wlasnie w dolinach naszego zycia, tam gdzie slonce nie za bardzo dochodzi, tam gdzie tylko cien, i perspektywa bardzo przyslonieta, w tych niewygodnych pozach  spedzamy wiele czasu w naszym zyciu. Tak pieknie wczoraj napisal o tym Karl Duffy ze life is informed by losses and disappointments. ( w zyciu uczymy sie tak wiele wlasnie w okresie strat i rozczarowan).  Mnie wciaz brakuje cierpliwosci aby dojrzec piekno doliny. Wciaz chce byc na czubku gory. I tak wczoraj zdalam sobie sprawe, ze ostatnio ide dolina, w ktorej moze nie ma az tak duzo slonca, ale jest tam wciaz pieknie - jak na tej ilustracji. I ze ide do przodu mimo ze czasem sie potykam i zatrzymuje. I nie ma potrzeby pedzic. Czas w dolinie jest bardzo wazny dla nas. Kiedy z niej w koncu wyjdziemy, to z tej kolejnej gory zycia bedziemy miec o wiele szersza perspektywe. Jesli uciekniemy z doliny, nie bedziemy mieli czasu tez na zatrzymanie sie na gorze.

Dzis dlugi trening - 35 minut. Wstalam rano ale na termometrze -8C - wiec trening przenosze na wieczor.
I bede uwazna, aby nie stracic tego zrownania, ktore udalo mi sie osiagnac w czasie tego weekendu.

411

 Wdziecznosc:
  • za to ze potrafilam rozpoznac ze moje zycie zaczyna pedzic
  • za to ze ktos wczoraj przyszedl do mnie w pracy , zamknal drzwi i zaczal plakac. I ja potrafilam milczec i otworzyc swoje serce na to. Nie radzic, nie naprawiac - po prostu byc z tym czlowiekiem.
  • za piekno poczatku wiosny
  • za pewne turbulencje zyciowe, ktore zmuszaja mnie aby spojrzec glebiej w siebie. I za to ze nawet w takich momentach biore gleboki oddech i staram sie usmiechac. Za to ze doceniam moj czas w dolinie.
Nadpilowana Bariera:
  • spedzilam troche wczoraj czasu z moim prywatnym dziennikiem. Wycinalam, kolorowalam - co za relaks :) 
Skonczona Rzecz

  • Ha - spedzilam troche czasu z literatura chemiczna, wyszukujac ciekawe fakty do ksiazki kucharskiej ktora teraz w pracy przygotowujemy.  Skonczylam swoja czesc i byl to intelektualnie bardzo stymulujacy dzien!

poniedziałek, 5 marca 2012

Dzien 63-64-65

W pracy intensywny okres- przygotowania do duzej konferencji. Spedzam przy komputrze okolo 10 godzin codziennie, i narzucona dyscyplina pisania codziennej notki zaczela mi ciazyc. Jak juz wczesniej kiedys pisalam, mam olbrzymi problem z  rozpoznaniem i honorowaniem swoich osobistych potrzeb - jestem typowym okazem pracoholika, ktory przez wiele lat uciekal w prace aby nie myslec, nie czuc. (Emigracja swietnie  usprawiedliwia takie myslenie - bez bliskiej rodziny, w kraju gdzie pomoc socjalna jest znikoma, a dobra edukacja dla dzieci jest droga - nie ma wyjscia tylko trzeba zakasac rekawy i pracowac.) Praca w tym spoleczenstwie amerykanskim (zwlaszcza w Waszyngtonie, ktore znane jest z tego ze jest to miasto pracoholikow) jest powszechnie uwazane za cnote. Powiedziec komus  ze jest hard-working (ciezko-pracujacy ) to jest komplement. Dla mnie juz nie. Kiedy wpadam w spirale pracy i przestaje spac, to natychmiast wlacza mi sie czerowne swiatlo - URGENT CARE NEEDED- ostry dyzur opiekunczy.
Dyzur opiekunczy nad soba skladal sie:
  • z kina w piatek wieczor ( wraz z M. bylismy w Amerykankim Instytucie Filmowym ) na Artyscie. Moim zdaniem uroczy film - przypomnial mi sie rytual z mojego domu rodzinnego, kiedy w niedziele popoludniu zasiadlismy z herbatami przed TV aby obejrzec film z serii W Starym Kinie. Naiwne byly te filmy niesamowicie, gra aktorska przesadzona, ale dawaly wglad w jakies takie prostsze i nieskomplikowane zycie. Taki wlasnie jest Artysta - uroczy, nieskomplikowany i konczy sie dobrze. Idealny film na koniec tygodnia.
  • Poniewaz kiepsko spalam caly tydzien wstalam rano na zajecia biegania, poplywalam troche, wrocilam do domu i zaleglam pod kocykiem. Sluchalam wykladu Dr. Dyera wlasnie na temat jego ostatniej ksiazki "Wishes Fulfilled"
  • w niedziele bylam na nowych zajeciach jogi - tym razem byla to Anusara Yoga. mam olbrzymi ostatnio problem z koncentracja i zdecydowanie ta godzina jogi bardzo mnie wyciszyla.
Stare opresyjne mechanizmy zaczynaja mi sie wlaczac w okresie stresu i zwlaszcza teraz musze byc bardzo uwazna aby zadbac o siebie - medytacje, zdrowe jedzenie i cisza, konieczna bardzo.

Do Polski prawdopodobnie pojade z koncem maja, jak skonczy sie cykl budzetowy w pracy. Ten kwietniowy wyjazd bylby zbyt stresujacy.

NOWY ROK 2021 - czego dowiedzialam sie w roku 2020?

  Ze mojemu , prawie 30 -letniemu malzenstwu potrzeba bylo tego czasu spedzonego w domu, ktory wzmocnil nasza przyjazn. I ze zaloba bardzo b...