Ohhhhh!!!!!! Ahhhhhh!
Postawilam sprawe na koncu noza. Na absolutnej koncoweczce noza.
Powiadzialam sobie - nie przezyje zycia jako pracoholik. Nie bede zyla kolejnego roku w tym zwariowanym pospiechu, w takim stresie o czym zapomnialam, co musze zrobic, jaki termin na mnie czyha. Nie bede miala snow zwiazanych z praca. Nie bede odpowiadala na emaile pracowe w sobote rano. Nie bede mieszkala w hotelu przy pracy bo spotkania 12-godzinne i mi sie do domu nie oplaca przyjezdzac.
Powiedzialam sobie ze albo wywalcze ten etat dla mojego zespolu, albo oddam jeden program ( probowalam ale sie nie udalo) albo odchodze z organizacji w ktorej pracuje od 15 lat. Nigdy, przenigdy nie bylam "przy mezu" - ( kiedys w sadzie moja sasiadka pytana w sadzie o zawod, odpowiedziala - przy mezu)_, ale doszlam do miejsca w moim zyciu ze bycie przy mezu stalo sie niezwykle, ale to niezwykle atrakcyjna perspektywa. Bardzo atrakcyjna. Jak w latach 50 i w tej reklamie, ze "ona bedzie szczesliwsza z t
ym odkurzaczem w poranek Bozego Narodzenia".
No wiec rozkrecilam i siebie i wszystkie moje polityczne znajomosci ( uswiadomilam sobie ze mam ich calkiem wiele po 15 latach solidnej pracy) i ha, ha,ha,- wyglada na to ze mnie z organizacji nie wyrzuca ( bye, bye perspektowo "przy mezu"), wniosek o nowa pozycje w mojej grupie poszedl w gore, a mnie zeby nieco ulagodzic wysylaja za dosc drogie szkolenie mojego podziwianego Steven Covey'a o ktore porosilam w styczniu.
I zeby bylo uczciwie i jasno. Walke te podjelam po glebokim przemysleniu sprawy:
1. Organizacja jest zamozna i dobrze sie w niej ostatnio dzieje.
2. Program jest solidny i potrzebny. Za programem stoi grupa bardzo zaangazowanych woluntariuszy, ktorzy potrzebuje wiecej wsparcia i pomocy.
3. Ja ledwo dycham i zaczynam byc zgorzkniala.
4. Ze zgorzknialej osoby organizacja nie ma pozytku, a ja tez nie chce byc zgorzkniala. Chce moja prace traktowac uczciwie i wykonywac najlepiej jak umie. Majac tej pracy za duzo, jest to niemozliwe.
5. I dlaczego nie mam stworzyc tego nowego stanowiska pracy? Komus ono moze byc bardzo potrzebne.
Wiec po dokladnym przyjrzeniu sie moim intencjom, po sprawdzeniu czy sa one zgodne zmoimi wartosciami, doszlam do wniosku ze tak i ze nalezyc walczyc.
I z pasja oddalam sie tej walce za cene kilku nieprzespanych nocy, kilku nieprzyjemnych rozmow. zaangazowania calej rodziny, ktora musiala wysuchiwac moich jekow ( rodzina wspierajaca!). Do czego zdazam???? Do tego ze taka refleksja potrafi dodac duzo sily i motywacji. Bo jak intencje sa zgodne z wartosciami, to droga zdecydowanie prostsza i energia wieksza.
Doslownie czuje sie jakbym od kilku lat w jaskini siedziala i nagle taki wielki wejsciowy glaz zostal odsuniety... W jaskini wciaz bede do konca roku, ale przynajmniej swiatla nadziei troche bedzie....
Wracajac do tematu slonia blogowego
( the elephant in the room - a problem or situation that everyone knows about but no one mentions
)
Dzis mialam bardzo potezna refleksje. Dawno nie przezylam takiej lawiny uczuc. I bedzie powaznie teraz. Bardzo powaznie bo naprawde mialam wrazenie Sily Wyzszej w tym przezyciu.
Stanelam nago, nagusienko po kapieli przed lustrem ( mam jedno w domu bo luster od zawsze unikam) , i doszlam do wniosku ze mimo duzych zmian wmoim mysleniu, moja relacja ze swoim cialem jest nieszczegolna. Teraz zdecydowanie lepsza niz gdy bylam nastolatka, czy mloda kobieta, ale wciaz nie jest to wzorcowa relacja. I tak stalam przed tym lustrem, i po raz pierwszy w zyciu napelnila mnie tak olbrzymia wdziecznosc, za to ze mimo ze wlasciwie przez cale zycie bojkotowalam to cialo, one sluzy i sluzylo mi tak wiernie. Moj brzuch wynosil wspaniale dziecko, ktore pomalu staje sie cudownym mezczyzna. Moje piersi wykarmily ssaka poteznego, mimo ze nienormalne warunki w USA ( brak urlopow macierzynskich) zmuszaly mnie kilka razy dziennie do uzywania elektrycznej pomki do odciagania mleka. Moj kregoslup, mimo ze obciazony nadwaga i dlugim siedzeniem przed komputerem - czasem mnie pobolewa, ale po dobrej sesji jogi jest mi solidnym fundamentem. Moje ladne stopy , male i zgrabne cierpliwie nosza dodatkowe kilogramy, malo tego calkiem sobie dobrze radza wsrod tych niekoniecznie zdrowych biegow z nadwaga. To samo kolana.
I obiecalam mojemu cialu ze to sie zmieni.Ze sie zprzyjaznimy. Ze bedzie dostawac najlepsze i najzdrowsze jedzenie w losciach takich jakie potrzebne mu jest do dobrego samopoczucia i funkcjonowania. Ze nie bede wykradac mu potrzebnego odpoczynku i snu kosztem moich nigdy
niezaspokojonych ambicji. Ze nigdy nie bede porownywac go do tych wszystkich idealow ktore serwuja nam reklamy. Ze nie bedzie torturowane zadnymi zbyt obciazajacymi sportami. Ze nie stanie sie kolejnym obiektem do odchudzania, poprawy, zmiany. Patrzylam na siebie, gola , golusienka i lzy laly mi sie ciurkiem. Dlaczego przez tyle lat bylismy sobie wrogami? Tak wiernie mi to cialo sluzylo.
Goilo rany, kiedy jako mloda dziewczyna cielam go zyletkami. Cierpliwie trawilo nadmierna ilosc jedzenia kiedy zajadalam emocje do momentu ze nic nie czulam. Radzilo sobie z nadmiarem alkoholu i nikotyny w mlodosci. Wciaz funkcjonowalo, gdy spalam tylko 3-4 godziny robiac doktorat. I momo ze zaczyna sie niecierpliwic pobolewajacym kregoslupem, kolanami i stopami, wciaz cierpliwie nosi te nadmierne kilogramy.
W ramach przeprosin i prosby o przebaczenie pomalenku centymetr po centymetrze, naoliwilam to moje cialo peknym olejem o zapachu drzewa sandalowego. Wymasowalam swoje stopy kremem domowej roboty z dodatkiem szalwi i przypominajacym mi laki nowosadeckie. Wywietrzylam pokoj. Zmioenilam posciel na najpiekniejsza jak mam. Znalzlam swoja sliczna pizame. Przebralam kosmetyki - zostawilam tylko te najpiekniesze, naturalne. Wyjelam mydlo recznie robiene. Znalazalm piekny recznik.
Potem przygotowalam mu najpiekniejszy posilek - czerwone rzodkiewki, z bielutkimi koncoweczkami, bialy ser od krow co to po pastwiskach chodza, czarny chleb z malenkiej piekarni, kawa w pieknej filizance.
I usiedlismy sobie. Juz troche pogodzeni. Pelni milosci i bez pospiechu spedzlismy razem dzien. Jak para co po dlugiej klotni co postanawia zrobic wszystko co sie da aby zwiazek uratowac. Pelni nadziei na przyszlosc. I bedziemy sie wspierac. Wiem ze tak bedzie. Poprosilam abymi pomoglo go zrozumiec.. Ja obiecalam sie ze sie wslucham, ze bede zwracac uwage, ze codziennie dam dawke milosci, ze mysli tylko dobre i pozytywne dopuszczac bede. Ze bede z niego dumna. Ze postaram codziennie dac mu troche energicznego ruchu i slonca, ale bede sie wsluchiwac w niego i nigdy juz go nie przetrenuje. Ze jedzenie najlepsze, najczystsze, najzdrowsze - pelne kolorow, z pastwisk i ogrodow. Pelne radosci i milosci wprzygotowaniu. Z talerzy i filizanek pieknych.
Obiecuje Ci to moje piekne i zdrowe cialo. Obiecuje I przepraszam. I prosze o kolejna szanse.