środa, 29 lutego 2012

Dzien 62

Koniec miesiaca. Jeden z tych dni, ktory mial potencjal byc kompletnie do bani. Obudzilam sie z potwornym bolem glowy, wyjrzalam i wiedzialam ze to od pogody.

Ale, ale,ale....

Klap,klap,klap...

Zmbilizowalam sie i wyszlam na cale 32 minuty biegu!

W trakcie tego biegu ( wlasciwie w trakcie krotkiego marszu pod gorke), przemila mloda kobieta zapytala mnie czy podwiezc mnie do domu, bo zaczyna padac deszcz. Dzielnie odpowiedzialam : "Thank you from the bottom of my heart but I will ENDURE"  I tak sie stalo! Wierze ze to poranne 32 minut uratowalo moj dzien, ktory byl produktywny, w miare zorganizowany, mimo ze wyszlam z pracy o godzinie 7 wieczor, i utkwilam w straszliwym korku. Ale wracajac do domy slucham naszego publicznego radia, ktore jest doskonale.

Ale od jutra robie tzw. RESET. Zawrot. Nie moge przyjezdzac do pracy na 10 rano i wychodzic o 7 wieczor. Musze to zmienic. Musze sie tez z tym pogodzic ze zaczyna sie intensywny okres w zwiazku z przygotowaniami na nasz polroczny zjazd w San Diego.To chwilowe. Musze jednak zaplanowac moj wyjazd do Polski i zamowic bilety, bo jak tego nie zrobie szybko, to nie wyjade z koncem kwietnia, bo juz zaczyna mi sie kalendarz zapelniac. Ta moja praca ma tendencje do rozrostu niekontrolowanego.

Dzisaj bylam na bardzo ciekwaym szkoleniu na temat tego jak Google wyszukuje strony internetowe i jakie czynniki wplywaja na to ze strona bedzie umieszczona na samym szcycie wynikow wyszukiwania. Bardzo skomplikowany algorytm, ale wynioslam z tego szkolenia pare cennych wskazowek.

411 

Wdziecznosc
  •  za dach nad glowa. Dzis pomodle sie za ofiary tornada w Harrisburgu
  • za bezpieczny dojazd do pracy i z pracy. Widzialam dzis tyle wypadkow. Bylo ciemno i mokro. Sama wpadlam do jakiejs dziury i Bogu dziekuje ze nie zlapalam gumy.
  • za moja rodzine, zdrowa i cala
  • za deszcz. Byl potrzebny
Nadpilowana bariera
  •  mimo napierajacych terminow udalo mi sie zachowac ciesze i pracowac tylko nad jednym projektem na raz. Biurko moje nie jest ZEN, ale jutro rano sie tym zajme.
Skonczona rzecz
  • bieg ranny. Zajelo mi to chyba 20 minut zeby SIEBIE przekonac ze bede sie zdecydowanie lepiej czula, kiedy sie poruszam. I wygralam  - SAMA ze SOBA. 

Muzyka w sercu
  • ciezka sprawa  bo nie pamietam. Ale wiem ze mialam moment ciszy gdy przechodzilam przez piekny lasek w mojej okolicy. Widzialam peki drzew, czulam mokra ziemie i czulam sie tak dobrze po tym rannym biegu.






wtorek, 28 lutego 2012

Dzien 61

Dzis w pracy spotkalo mnie cos bardzo milego. Jeden z moich pracownikow zainicjowal spotkanie. Kiedy dostalam wiadomosc o tym spotkaniu, podziekowalam mu ze pamietal o projekcie. On odpowiedzial ze martwil sie ze zajelo mu to tak dlugo czasu. Od razu wyczulam, ze to rezultat moich starych metod zarzadzania napedzanych pospiechem, nerwami - byle do przodu i za wszelka cene. Powiedzialam mu ze jest mi przykro ze odczuwa stres ( to bardzo solidny czlowiek) i ze ja bardzo sie staram w tym roku abysmy pracowali wolniej, mieli czas na zastanowienie sie i po prostu odczuwali radosc z naszych projektow. Na to on mi odpowiedzial ze mial wielu menedzerow w swojej karierze ( a pracowal np. w Amerykanskiej Akademii Nauk) i zaden z nich nie byl tak otwarty na ludzi. Bylo mi tak przyjemnie. Podziekowalam, i powiedzialam zgodnie z prawda ze dla mnie najwazniejsze jest wspieranie potencjalu mojego zespolu, bo wiem ze koncowe wyniki pracy przerosna moje oczekiwania.I tak sie stalo - zamknelismy ostatni numer czasospisma w tym roku, i uwazam ze wszystkie artykuly byly doskonale.

No to napisze to tutaj - bardzo lubie teraz swoja prace. Jest to dokladnie ta sama praca co rok temu, co dwa lata temu. Zadziwiajace, ile zalezy od naszego myslenia i naszego wzrostu.

Nie byl to jednak najlepszy organizacyjnie dzien. Jako wczoraj czekalam az prezydent Obama skonczy spotkanie (to zart dzisiejszego dnia ze Prezydent Obama zatrzymal nas wczoraj w pracy) przyszlam dzis pozno do pracy, pozno wyszlam i pracowalm chaotycznie.


411
Wdziecznosc:
  • za prace
  • za rodzine ktora trzyma sie razem i sie wspiera
  • za super samodzielnego syna i jego ojca ktory tak bardzo go kocha ( jak wracalam dzis do domu, to przez okno widzialam ich razem smiejacych sie, gestykulujacych i pomyslam jak oni sa do siebie podobni, i jak bardzo zzyci. To wydawalo mi sie takie oczywiste, ale przeciez nie zawsze syn i ojciec maja takie dobre relacje
  • za to ze mam bardzo samodzielna prace ( szef ktory wspiera i sie nie wtraca to skarb! a ja takiego mam) 
Nie wiem czy obejrzenie Ojca Mateusza w TV Polonia mozna zaliczyc do zakonczonej czynnosci lub nadpilowanej bariery - ale poza praca nic wiecej dzis nie osiagnelam. Ojca Mateusza lubie, bo przedstawia taki cukierkowo-bajkowy obraz Polski, z ladnymi ludzmi, wnetrzami i szlachetnym ksiedzem ( wiem ze to bajka!) ale trzeba trzymac sie na bacznosci  bo nie jest to styl zycia, ktory doprowadzi mnie na wyzyny mojego potencjalu.

poniedziałek, 27 lutego 2012

Dzien 60

still point  - punkt ciszy
rooted - zakorzeniony
clarity - jasnosc
courageously reach deeply into yourself - z odwaga siegnij gleboko w siebie
experience you - doswiadcz siebie

To pare instrukcji z dziesiejszej jogi. Na zajecia jogi powinno sie chodzic regularnie - zarowno cialo i jak i umysl nabiera wprawy w tych medytacyjnych pozach. Ja nie bylam juz dawno - i wyraznie bylam ostatnio wytracona z rownowagi - trudno mi sie bylo skupic, trudno utrzymac pewne pozy. Ale po godzinie cwiczen  czulam sie jak w niebie - bardzo tego potrzebowalam. Poniedzialkowa instructorka Asley Litecky wraz z dwiema osobami zalozyla nowe studio jogi  SkyHouse. Nie potrzeba sie zapisywac, rejestrowac - to ma byc wyjatkowe miejsce, gdzie kazdy moze przyjsc i zostawiajac donacje wziac udzial w roznorodnych zajeciach czy medytacjach. Postaram sie w weekend tam zajrzec.

Jedno z dzisiejszych cwiczen symbolizowalo ruchy weza, i Ashely mowila ze w naszym zyciu wiele razy zrzucamy stara skore, stare luski - jakie ladne porownonie. Czasem ta zmiana starej skory troche boli, ta nowa skora jest cienka i wrazliwa, i wtedy trzeba bardziej o nia dbac, pielegnowac, dac czas by sie utrwalila. Ta nowa skora - to nowo-wyrobione nawyki, nowe myslenie....

Dzis poczulam ze pracuje kilka przecznic od Bialego Domu. Przezydent Obama odwiedzal hotel naprzeciwko naszego budynku, i ja z 8 pietra mialam widok na snajperow na dachu, kilkadziesiat samochodow policyjnych, karetke pogotowia. straz pozarna. Widzialam tez jak cala kawalkada odjezdzala...Minus tej naszej lokalizacji jest taki ze musialam przeczekac to spotkanie prezydenta, gdyz wszystkie ulice w okolicy byly zamkniete....

411
Wdziecznosc:
  • za bardzo zdolny i zgrany zespol w pracy
  • za to ze nauczylismy sie w sposob bardziej konstruktywny rozwiazywac konflikty w malzenstwie.
  • za piekne slonce dzisiaj. Wyszlam na chwile z pracy, i slonce grzalo tak mocno
  • za bardzo ladne studio jogi w okolicy mojego domu ( kiedys moje miasto bylo bardzo prowincjonalne - teraz robi sie tutaj bardzo ciekawie)
Nadpilowana bariera
  • joga i troszke ciszy w poludnie w sloncu

niedziela, 26 lutego 2012

Dzien 59

Wczoraj w bibliotece pozyczylam ksiazke pt. Overdoing it - How to Slow Down and Take Care of Yourself. ( Przesadna praca - Ja zwolnic i roztoczyc opieke nad soba)

Ta ksiazka wpadla mi w rece przypadkowo, ktos zostawil ja na stole z komputerami.Otworzylam, i przeczytalam fragment - to ksiazka o uzaleznieniu od pracy. Hmmmm. Wypozyczylam - bo wygladalo na to ze ta ksiazka czekala na mnie...

Do wielu mechanizmow opisanych w tej ksiazce doszlam sama. Praca moze byc takim samym nalogiem jak kompulsywne naduzywanie alkoholu, czy tez jedzenia. Ucieczka w prace, praca po 18 godzin, wieczne poczucie ze za malo, ze nie dosc dobrze...To kompulsywnosc, ktora tutaj w Waszyngtonie jest zjawiskiem powszechnym. To miasto wladzy, ludzi najbardziej wyksztalconych w calej Ameryce i bardzo poddatny grunt dla moich tendencji...Ludzie uzywaja pracy do wypelnieia pustki emocjonalnej, praca podwyzszaja sobie swoje poczucie wartosci, lataja dziury swojego zranionego myslenia...Uzaleleznienia przyjmuja tak osobliwe formy, i najgorsze jest to jesli uzaleznienie mozna tez nazwac pracowitoscia, ambitnoscia i zdolnosciami.

Dlatego tak bardzo wazne jest to moje 15 minut codziennej ciszy. To czas w ktorym ma okazje spotkac siebie, i wsluchac sie w muzyke w moim sercu.

Przepiszmy dla zapamietania:

When we put everyone's needs before our own, our needs get pushed back to the back burner. Sometimes we resent not having time for ourselves. Self-nurture is one of the most qualities we can develop. It has helped me love myself unconditionally, to treat myself with kindness as caring as I would anyone I care about. It allowed me to approach life with more calm, hope and optimism....


Self-nurture can include listening to soft music, walking barefoot in a summer rainstorm, reading inspirational material, sitting by the ocean watching the waves.....

Kiedy  potrzeby innych staja sie najwazniejsze, nasze potrzeby sa calkowicie zaniedbane. Tak czesto narzekamy na brak czasu dla siebie.... Dlatego troska o siebie jest jednym z najwazniejszych nawykow w naszym zyciu. Aby ten nawyk wypracowac potrzeba czasu i samorefleksji. Dla kogos, kto spedzil wiekszosc zycia w swiecie zewnetrznym, odcietym od swojego swiata wewnetrznego, rozpoznanie tych potrzeb nie przychodzi automatycznie.  Ten tak bardzo wazny nawyk pomoze wyrobic bezwarunkowa milosc do siebie, nauczy nas traktowac siebie ze zrozumineniem i uprzejmoscia... z tego wewnetrznego nastawienia, zaczyna sie nasze podejscie do swiata zewnetrznego....

Dzis dzien bez planu...Idziemy z G. do miasta...Bedziemy sie po prostu cieszyc z bycia razem. Moze zahaczymy o wspaniale muzea waszyngtonskie. Wstapimy do ksiegarni. Wypijemy w miescie dobra kawe...

(Nie jest to latwe zadanie dla mnie tak po prostu spedzic dzien aby byc, ale mam wielka nadzieje ze praktyka uczyni mistrza...Ironiczne jest to ze potrafilam spedzac czas  nic nie robiac ale myslac co powinnam zrobic, co oczywiscie nie jest byciem, tylko nalogiem - dzieki Bogu coraz lepiej panuje nad tym kompulsywnym mysleniem.)

Musze przyznac ze ta ksiazka bardzo mnie poruszyla - szkoda ze nie wpadla mi w rece pare lat temu- moze nie musialabym dochodzic w tak bolesny sposob do pewnych wnioskow. A moze ta samodzielna droga byla wlasnie konieczna... ? )

Wciaz wczesny ranek - piekne slonce za oknem. To bedzie przemily , beztroski dzien....Podsumowanie wieczorem...


sobota, 25 lutego 2012

Dzien 57-58

 I DID IT!!!! Prawie. Prawie w 100%. O siodnej rano w sobote w lodowatym wietrze. Zaspalam troche, i juz mialam zrezygnowac...

5K!

The 5000 metres (approximately 3.1 mi or 16,404 ft) is a popular running distance also known as 5 km or 5K ("five-K").

5 km!

Przez pierwsza polowe biegu bylam w czolowej grupie, potem zwolnilam do drugiej grupy. Gdzies po 3/4 biegu przez 5 minut maszerowalam, aby bieg zakonczyc w trzeciej grupie.

W sobote zapisuje sie na kolejna klase biegania - owszem moglabym biegac sama, ale juz dzisiaj planowalysmy z dwoma kobietami wspolny bieg dla organizacji charytatywnej. Przemili, inspirujacy ludzie i dobrze mi robi ten regularny kontakt z tymo kobietami.

Moj brat kardiolog i prawie-profesjonalny plywak ( ktory wciaz startuje na zawodach) zawsze bolal nad moja nadwaga i slaba kondyncja fizyczna. Kiedys mi nawet powiedzial ze jesli nie zmienie stylu zycia czeka mnie w przyszlosci kalectwo. Dzis umowilismy sie na wspolny bieg wokol krakowskich Bloni - dwa okrazenia. Poniewaz bede prawdopodobnie w Polsce kiedy nasza grupa bedzie biegnac ten 5K  , to ja bede trenowac na wspolny bieg z bratem. Wiem ze bedzie to dla nas obydwojga duza radosc!

Dzisiaj podczas 15-minutowej ciszy dnia znalzalam ten cytat:

We don't see things as they are, we see the as we are. Anaise Nin.

Nie widzimy rzeczy jakimy sa, widzimy je tak  jakimi my jestesmy...

Oczyswiscie...

I tak sobie mysle, zeczasem potrzeba tej odwagi i uczciwosci i czasu aby spedzic troche czasu ze soba ( u mnie byl to rok), a potem zakasac rekawy i poprawic to co jest do poprawienia....

411
Wdziecznosc:
  • za to mam dostep do tylu ciekwych zajec w miejscu gdzie mieszkam ( to byl taki swietny pomysl zapisac sie na te zajecia z biegania!)
  • za piekna okolice w ktorej mieszkam ( biegalismy w okolicznym parku)
  • za swoja wzrastajaca kondyncje
  • za moja rodzine, ktora dopinguje mnie i cieszy sie z mojej polepszajacej sie kondyncji sportowej
Nadpilowana bariera:
  • zabralam sie za notowanie wszystkiego co jem i zapisuje na stronie Straznikow Wagi.
Ukonczylam:
  • oddalam ksiazki do biblioteki ( kara niestety $21) - no coz na drugi raz musze pamietac o terminie
  • wyslalam przezenty do PL 
  • zaplacilam wszystkie rachunki
Muzyka:
  •  wciaz jestemk zbyt zajeta  i nie moge wpasc w rutyne tej codziennej ciszy. Dzis bardziej tanczylam niz sluchalam ....








czwartek, 23 lutego 2012

Dzien 55-56

Zdecydowanie wiosna w drodze do nas. Skad wiem? Bowiem naszym kotom niespieszno do domu na noc - trzeba nowolywac, zwabiac, prosic aby raczyly wrocic. W zimie nawet nie chce im sie pod drzwi podchodzic - szukaja kocow, lub jeszcze lepiej - cieplej osoby, aby sie wtulic, pomruczec i zasnac.

Dzis rano wstalam o bladym swicie i zdecydowalam sie na bieg na zewnatrz. Mieszkam w osiedlu ktore nazywa sie Hillandale - Hills and Dales. Wzgorza i Doliny. I dopiero sie dzis zorientowalam ze ta nazwa  doskonale oddaje topografie naszej okolicy - pierwsza czesc mojego biegu byla zdecydowanie pod  gore. Wytrwalam. chociaz  po 20 minutach zrobilam sobie malenka 3- minutowa przerwe, ale na koniec dolozylam  5 minut. W sobote rano probny 5K.

Trudny dzien w pracy. Wiele spotkan, wiele terminow. Jednak udaje mi zachowac spokoj i systematycznosc. Coraz wiecej radosci sprawiia mi moja praca - nawet takie dni jak dzisiejszy.

Szukajac inspiracji na okres Wielkiego Postu natknelam sie na ten fragment na tej stronie

God calls all of us to the dance. It’s not always an easy one and the music is not always what we expect. But when we listen in the stillness of our souls, we find a music that God is composing for us day by day. When we hear it, accept it and move according to God’s rhythms, we live as the person called into being for that day. Sometimes, we get answers to life questions in those moments. At other times we just dance, no more. But when we hear God’s music, we participate in the dance that began over the waters of the deep when the Word of God moved and called all into being.
And what a feeling that is.

Sprobuje przetlumaczyc:

Bog zaprasza nas wszystkich do tanca. Nie zawsze jest ten taniec  latwy, i muzyka nie zawsze taka jakiej oczekujemy. Ale kiedy uwaznie sie wsluchamy sie  w nas w cisze naszej duszy, to  znajdziemy tam muzyke, ktora Bog komponuje dla nas kazdego dnia. Kiedy uslyszymy ta muzyke, rozpoznamy ja i zaczniemy tanczyc w jej rytm, to zaczniemy isc po drodze  powolania. Czasami, w tym wlasnie momencie dostajemy odpowiedz na swoje pytania. Czasami po prostu tanczymy. Ale kiedy uslyszymy ta specjalna muzyke, zaczynamy taniec ktory zaczel sie na poczatku  Slowa Bozego. I dopiero z ta muzyka w sercu mozna naprawde zyc...

Zadziwiajace, ze byla to pierwsza strona jaka otworzylam w poszukiwaniu inspiracji na Wielki Post.
Oto wiec moje postanowienie. Codziennie spedze 15 minut w ciszy, z moim zielonym zeszytem, wsluchujac sie w muzyke Boga. Jesli przyjdzie do mnie jakas mysl, jakas odpowiedz - zapisze ja. Jesli nie, bede po prostu tanczyc...sluchac...

Najgorze byloby przezyc to swoje zycie bez muzyki w sercu i nie tanczac....

We played the flute for you, and you did not dance.
—Luke 7:32



Do mojego podsumowania dnia na okres Wielkiego Postu - dodam wiec muzyke dnia.


Wczoraj nie napisalam notki, gdyz zdecydowalam obejrzec debate wyborcza czterech kandydatow republikanskich. Jako ze jestem zarejestrowana  demokratka, nie sledze az tak bardzo tych prawyborczych kamapanii republikanskich, ale wczoraj wysluchalam uwaznie tej ostatniej debaty. Zgadzam sie z komentatorami politycznymi, ze jedynie Mitt Romney jest godnym kandydadem obecnego przeydenta. Moze to moje naukowe wyksztalcenie domaga sie konkretow, statystyk, wykresow - uczulona jestem na taka populistyczne teoprie grajace na uczuciach ludzi. Paul Ron ze swoimi bardzo libertarialnymi pogladami robi wrazenie bardzo uczciwego czlowieka i szalenie podoba mi sie jego podejscie do wojen. Powinno sie robic wszystko co tylko mozna aby nie dopuscic do zbrojnych konfliktow. Potwierdzilo sie moje bardzo glebokie przekonanie, ze zdecydoweanie kosciol i religia powinna byc odseparowana od polityki.



411

Wdziecznosc:

  • za ubezpieczenie medyczne i zdrowie ( dzis wracajac z pracy slyszalam wywiady z chorymi ludzmi, ktorzy w najbogatszym kraju na swiecie nie lecza sie na powazne choroby bo nie maja ubezpieczenia)
  • za mojego meza, ktrory jest najbardziej pozytywnym czlowiekiem na swiecie. Ten czlowiek nigdy nie narzeka i zawsze jest zadowolony z zycia. I chyba sie czuje zainspirowany moja wytrwaloscia bo rozpoczal swoje treningi sportowe.
  • za to ze mieszkam w kraju demokratycznym, w ktorym konflikty nie sa rozwiazywane za pomoca bomb ( serce mi peka jak slysze doniesienia z Syrii)
  • za muzyke w moim sercu, ktorej jest z dnia na dzien wiecej. Za to ze pomalutku zaczynam tanczyc w rytm tej muzyki


Nadpilowana bariera:

  • uczestnictwo w spotkaiu Straznikow Wagi. Waga stoi, ale nie martwie sie tym bo zawsze tak mam jak zaczynam sie wiecej ruszac. Jestem przekonana ze bede miala wiekszy spadek w przyszlym tygodniu. (Klap, klap  za systematycznosc!) Temat dzis byl ciekawy- jedzenie i stress. ( Moja stara zaprzyjazniona para!)

Jedna rzecz ukonczona :
  • 30 minut treningu

Muzyka: 
  • Dzis zdecydowanie rano slyszalam muzyke Boga w tym pieknym zapachu swiata gotowego na wiosne. W powietrzu chlod, taka zimowa wilgoc  drzewa wciaz gole, ale widac brzemiennosc natury - jeszcze chwila, jeszcze moment i te rosnace paki zaczna pekac, wypuszczac pierwsze liscie. Prawdziwe przedwiosnie. Widzialm juz dzis rano kwitnace zonkile i pierwiosnki. 

 

wtorek, 21 lutego 2012

Dzien 54

Jaki dobry dzien! Wyspalam sie. Na ulicach nie bylo korkow. Dwa spotkania odwolane - wiec dodatkowe dwie godziny na spokojna prace. Doskonale spotkanie z moim zespolem - jestesmy w trakcie dwoch bardzo ciekawych projektow. Na to spotkanie przyszlam z bardzo dobrym planem, sluchalam bardzo uwaznie - mam szczescie pracowac z bardzo kreatywnymi ludzmi. A wieczor po przyjsciu do domu przebralam sie i pojechalam na trening - TRALALALALA

25 minut
25 minut

25 minut

25 minut.

biegu.

Jeszcze jeden trening w czwartek i w sobote biegniemy probny 5K.

Nasza trenerka bedzie kontynuowac te zajecia -tworzy grupe dla ZAAWANSOWANYCH biegaczy  i zaprosila nas aby z nia kontynuowac treningi. Chyba sie zapisze.

Na deser Ben obdarowal nas testem z matematyki napisanym na 100%.My obdarowalismy go funduszami. Pedagogiczne-niepedagiczne - ale dziala. Nasz chlopak prezentuje nam raz-po-raz test w okolicach 100%.


411 
Wdziecznosc
  • za ciekawa prace
  • za smiech w domu
  • za syna co sie dobrze uczy
  • za zdrowie
  • za to ze mieszkam w kraju w ktorym nie ma wojny i glodu ( to bo wysluchaniu dzisiejszych wiadomosci z Syrii
Nadpilowana bariera
  • po 25 minutach biegu, spedzilam sobie 30 minut na silowni.
Jedna rzecz skonczona
  • wlasciwie nie-skonczona a nie zaczeta. O godzinie 5 w poludnie, przerwalam prace, aby upoirzadkowac biurko i zaplanowac jutrzejszy dzien. W ten sposob zaraz po przyjsciu do biura bede mogla sie zabrac za projekty. Zdecydowane klap, klap po plecach za lepsze planowanie i obnizenie poprzeczki dla ilosci projektow, a podwyzszenie dla jakosci.
Jutro pierwszy dzien Wielkiego Postu. Dzis wieczor zastanowie sie  jak chce wykorzystac ten czas skupienia i modlitwy na poglebienie swojego zycia duchowego. Lubie ten liturgiczny rytm roku koscielnego. Cala anglikanskia diecezja waszyngtonska czyta w Wielkim Poscie ta ksiazke.






Moment of Science


poniedziałek, 20 lutego 2012

Dzien 52 - 53

Potrzebowalam tego planu i tej listy rzeczy do zrobienia na ten 3-dniowy weekend. Byl okres w naszym zyciu kiedy mielismy dom pelen ludzi.  Potem jakos to sie zmienilo. Przyszedl kryzys na wielu frontach i nasz dom opustoszal. Od jakiegos czasu znow zaczelismy zapraszac ludzi do nas, i moj perfekcjonizm bardzo sie aktywowal z okazji takich zaproszen. Od jakiegos czasu walcze z tym - jest co jest - byleby milo i serdecznie. I w sobote po czterech latach spotkalismy sie z naszymi przyjaciolmi z Irlandii - przemili, przesympatyczni ludzie. 
Wracajac do tematu bardziej energicznego wybudzenia potencjalu - ta notka sugeruje nastepujacy proces:


1. Zastanow sie nad swoimi prorytetami:
  • co jest dla ciebie najwazniejsz
  • co czyni cie szczesliwa
  • co robilabys w zyciu nawet gdyby ci za to nie placili
2. Pozbadz sie rzeczy (spraw, osob) ktore ci nie sluza.

3.  Zajmil sie trzema priorytetami

4. Zaplanuj swoj rozklad dnia, tygodnia, miesiaca  tak aby te prorytety byly dla ciebie drogowskazem. Ten plan musi byc wykonalny dla ciebie.

5. Wbuduj inspiracje w swoje zycie. Bez inspiracji czlowiek staje sie robotem.

Poniewaz z mojego biurka zniknely karty, karteluszki, notesiki, zeszyty - w nagrode wybralam sie w niedziele do sklepu papierniczego i kupilam piekny, zielony zeszyt. Kupilam tez 10 kolorowych dlugopisow, i maly kolorowy piornik. Czesc moich mysli powedruje do tego zielonego zeszytu - zaczelam odczuwac wieksza potrzebe prywatnosci. Czesc mysli wciaz bedzie tutaj na blogu.

Ten trzy -dniowy weekend spedzilam nad punktem nr dwa - pozbadz sie rzecz ( spraw , osob) ktore ci nie sluza.

Wyjelam wszystkie rzeczy ze swojej szafy. Wszystkie. Nie mialam ich juz tak duzo, ale wyrzucilam wszystkie rzeczy z kategorii - "moze sie kiedys jeszcze przyda". Rzeczy sprzed-schudniecia. Rzeczy na-poschudnieciu. 

Kiedy tak sprzatalam  sluchajac radia - obok mnie rozciagniety i mruczacy wielki kot, przytulny dom wszyscy zdrowi, a ja gdzies tam czuje niepokoj. Taki niewyrazny, znow jak ten cmiacy bol zeba. I wreszcie dotalo do mnie, ze ten niepokoj bierze sie z tego, ze ja wciaz zyje w przyszlosci, wciaz mysle o powrocie do Europy - ze ta nasza dyskutowana, aczkolwiek wciaz abstrakcyjna przyszlosc , kompletnie wytracia mnie z tego tutaj i teraz. I poszlam dalej tym swoim okiem swojej mysli, stwierdzajac ze moje tutaj i teraz ma obecnie olbrzymi potencjal aby wprowadzic w swoje zycie troche rozmaitosci i radosci. Spedzilam z ta mysla troche czasu.

Potem dotarlo do mnie to ze ja zaczynam miec wiecej czasu. Planowanie, organizacja, samo-dyscyplina zaczynaja dawac rezultaty.

411 - 1

Wdziecznosc:
  • za wolny czas
  • za stabilizacje materialna
  • za syna co to jest zawsze zadowolony z zycia i z siebie, i ze smiechem opedza sie od moich staran ingerowania w jego zycie ( mam z nim taki fantastyczny kontakt)
  • za dostep do madrych ludzi i madrych ksizaek w moim zyciu , ktore katalizuja moj wzrost









    sobota, 18 lutego 2012

    Dzien 51

    Sobota. Wczesny ranek. Na ten trzy-dniowy weekend potrzebuje samodyscypliny. Wiem ze w poniedzialek wieczor bede czula sie dobrze jak z mojej listy rzeczy do zrobienia ubedzie spraw. A lista ma wiele przyjemnych zajec - m. innymi zaplanowanie wyprawy do San Diego, i zaplanowanie wakacji. Owoce tego bede zbierac pozniej.

    Self-discipline is the ability to get yourself to take action regardless of your emotional state.

    ___________________________________________________________

    Poludnie

    Musze to napisac. Musze!

    Co mi sie pomyslilo z tymi moimi treningami, i te biegi trenowalam przez 40 minut mniej wiecej trzy razy w tygodniu. Dzis wreszcie dotarlam na trening grupowy ( o 7 rano w sobote - klap, klap po plecach!) i znow mi sie cos pomylilo. Myslalam ze bedziemy biegac dwa razy po 20 minut. Podczas pierwszych 20 minut wpadlam w piekny rytm, dozowalam sily i dopiero podkrecilam tempo w ostatnich pieciu minutach ( biegalysmy na tasmie). Oszczedzalam sily na kolejne 20 minut. Po pierwszych 20 minutach trenerka powiedziala - dziekuje , w przyszlym tygodniu biegniemy probny 5 K! (5K to jest 5 kilometrow.)  A ja mialam sily!!! Ja myslalam ze jeszcze bedziemy biec kolejne 20 minut. No wiec za tydzien moj pierwszy, probny 5 K. Jesli mi sie spodoba, jesli sobie poradze, to w mojej okolicy jest organizowanych duzo  biegow charytatywnych. Za udzial w takim grupowym biegu placi sie niewielka sume i zebrane pieniadze oddawane sa organizacji charytatywnej. Moze uda mi sie wziac udzial w takim biegu?
    Na deser jeszcze poplywalam sobie na zewnetrznym basenie. Temperatura powietrza wahala sie w okolicach 0 C ale woda w basenie byla podgrzewana, slonce o 8:30 rano pieknie swiecilo - ZYC NIE UMIERAC!!!


    Poza tym zapoznalam sie nieco blizej z urocza kobieta z tej mojej grupy treningowej, i umowilysmy sie ze jak dni zrobia sie dluzsze bedziemy biegac razem wieczorami. A dzis poprosze Bena aby wyszykowal mi moj rower. Jesli bede jezdzila na tym stary , odziedziczonym po Benie rowerze regularnie 3-razy w tygodniu do konca tego roku, to w przyszlym roku kupie sobie bardziej atletyczny rower.

    Czy nie jest prawda ze kto rano wstaje.....temu.....? Nie, nie, Pan Bog NIE daje. Nasza sila jest w naszych rekach. Ale to temat juz na inna notke. Notke jak niektore teologie przyczyniaja sie do wzmocnienia bezradnosci, a inne napelniaja nas sila. Jako weteran roznych wyznan chrzescijanskich mam calkiem w tym niezle rozeznanie.



    ________________________________________________________________
    A teraz biore sie za troche wiosennych porzadkow. 

    A podczas tego weekendu, kiedy juz usiade w moim pokoju pozbawionym wszelkich niepotrzebnych mi rzeczy zrobie to cwiczenie.

    Wyjme moj piekny kalenarz, ktory kupilam jeszcze w zeszlym roku i zaczne planowac. A potem powtorze to ciwczenie z G.








    piątek, 17 lutego 2012

    Dzien 49-50

    I to bedzie motto na moje kolejne trzy dni - czasem potrzebuje takiej mobilizacji. Nie chce mi sie myslec - mam ochote na akcje! Mam ochote na to aby  zrobic sobie liste projektow i skreslac jeden po drugim. Bo dzis zlaapalam powazna dawke energi aktywacji.

    Mam takie projekty, ktore sa dla mnie  jak bol zeba. Takiego zeba,  co to  nie boli tak ze glowe urywa, ale cmi, dokucza i od czasu do czasu przypomina ze trzeba sie wybrac do dentysty. Jednym z takich projektow sa moje konta emerytalne. Poniewaz pracowalam w roznych miejscach,  mam pare malenkich kont, ktore lata temu powinnam byla skonsolidowac w jedno. Poza tym od jakiegos czasu przymierzalam sie aby otworzyc moje glowne konto i zerknac co sie na nim dzieje po recesji,  bo w czasie recesji to tam nie wchodzilam. Myslenie o tych projektach zabralo mi duzo czasu - odkladalam i odkladalam. I wreszcie dzis to zrobilam. Podzwonilam, Pozamawialam formularze. I po sprawie. Konto emerytalne nie rozplynelo sie w czasie recesji - jest OK - cale te moje strachy byly na lachy.

    Wiosna, jak nic w powietrzu, bo ja mam niezwykla ochote do usuwania zbednych rzeczy. Mam tez ochote kupic sobie fajna torbe. Ostrzyc wlosy, zrobic jakis nowy kolor. Uporzadkowac notesy, notesiki, kalendarzyki koperty. Oddac troche zbednych ubran i ksiazek. U nas to jest bardzo wygodne - bo raz po raz podjezda pod nasz dom ciezarowka i zabiera worki z takimi zbednymi rzeczami. Sa tutaj sklepy gdzie segreguja te rzeczy i sprzedaja. Jakis tam procent z tych sprzedazy idzie na instutucje charytatywne, wiekszosc zysku bierze wlasciciel takiego sklepu ( zwanego potocznie "Thrifty"). Zamowilam ten serwis na wtorek.

     Dzis pracowalam nad ocena roczna jednego z pracownikow. Bardzo sie pilnowalam aby ta ocena byla sprawiedliwa i konstruktywna, i aby nie byla w niej cienia jakiejkolwiek osobistej niecheci. To nastawienie pozwolilo mi pisac krotko i rzeczowo. Zastanawiac sie nad kazdym zdaniem - czy katalizuje wzrost? Czy jest to krytyka, w celu dania klapsa po lapach?  To dobrze.To uwaznosc.

    No to biore sie do akcji!

    411
    Wdziecznosc:
    • za ludzi ktorzy bezinteresownie trzymali mnie za reke jak bylam w trudnym okresie mojego zycia. Dzis mialam krotka wymiane na ten temat z bliska mi osoba.
    • za mojego syna, od ktorego zawsze naucze sie cos w sprawie technologii. Wczoraj spedzil ze mna cala dluga godzine, doradzajac mi jaka technologia umozliwilaby mi lacznosc podczas mojego pobytu w Polsce, ktory planuje na koniec kwietnia. Byc moze w koncu sprawie sobie jakies madry telefon (smart phone) - zobaczymy.
    • za to ze pomalenku nie jestem wiezniem mojej pracy. Ze zabralam sie za zmiany w swoim zyciu.
    • za smiech w moim domu.
    Jedna z waznych spraw zalatwiona:
    • Konta emryturalne.
    • Zarezerwowany  urlop. Obiecalam sobie ze ten pobyt w Polsce to beda dla mnie fantastycznie zaplanowane wakacje. I tego bede sie trzymac Teraz musze kupic bilet.
    Podpilowana bariera:
    •  Tutaj slabiej, ale juz wylaczam komputer i wybieram sie dzis na solidny trening.Niestety zdecydowanie czasu spedzam wciaz w swiecie wirtualnym. To dobre na dlugie zimowe dni - na wiosne trzeba to ograniczyc.

    środa, 15 lutego 2012

    Dzien 48

    Dzis czulam wiosne w mocno grzejacym juz sloncu. Niedlugo Waszyngton rozkwitnie kwiatami, dni robia sie coraz dluzsze i kolejna zima bedzie za nami. Wlasciwie, czy to naprawde byla zima? Moze dwa dni jakiegos-tam-szybko-topniejacego sniegu, z tydzien mrozow...Nie zebym tesknila do zimy...Juz zimno mi sie robilo jak rozmawialam z moja biedna mama, ktora ubrana w liczne warstwy cieplych polarow,  przeczekiwala krakowskie mrozy.

    W dniu 47 zdalam sobie sprawe ze moje osobiste granice psychologiczne zostaly bardzo wzmocnione. Zrobilam cos dzisiaj w pracy, i natychmiast po wyslaniu emaila do kilkunastu osob dostalam telefon interweniujacy, ze nie powinnam sama podjac takiej decyzji. Wiedzialam ze decyzja moja jest sluszna, ale tez szybko zorientowalam sie ze nie ma o co kruszyc kopii. Wysluchalam "waznego" wykladu od osoby, ktora jest znana ze swej konfliktowosci, podziekowalam za informacje, obiecalam ze nastepnym razem skonsultuje sie z zespolem w sprawie decyzji i zakonczylam rozmowe. O sprawie zapomnialam w momenciu odkladania telefonu. Ani jedna komorka w moim ciele nie uniosla sie emocjami, oburzeniem, protestem....Czyloam sie jak mocno osadzona jodla. Czesto przywoluje ten obraz do siebie w stresujacych momentach. czuje swoje korzenie, czuje swoja sile...

    411

    Wdziecznosc dzisiejsza:
    • za domowa atmosfere po powrocie do domu. 
    • za bardzo mila rozmowe z moja kolezanka podczas wspolnego powrotu do domu
    • za zdecydowanie lepiej zorganizowana prace
    • za piekne slonce i w miare latwa droge do pracy i z pracy
    Co dla siebie zrobilam?
    • poszlam na zajecia straznikow wagi gdzie zostalam zwazona. Mimo "hormonalnie-trudnego" tygodnia, swieta obchodzonego czekolada i slodyczami - schudlam pol kilograma. (Klap, klap po plecach!)
    Jaka bariere na  mojej drodze  nadpilowalam?
    • zaczelam dzien od dwoch trudniejszych projektow, ktore skonczylam
    • wyslalam email do mojej szefowej w sprawie 18-dniowego urlopu
       ( czyli organizacja i planowanie)
    • poza tym nie wtracilam sie do niczego, sluchalam uwaznie i nic nowego nie dolozylam na swoj talerz obowiazkow
    To lubie dzisiaj:
    http://www.dogsagainstromney.com/

    Mitt Romney jadac ze swoimi piecioma synami na wakacje, wpadl na pomysl zeby swojego psa przewiezc na dachu samochodu. I tym ( malo przemyslanym) pomyslem wzbudzil olbrzymia niechec wielbicieli psow, ktorzy  rozpoczeli kampanie polityczna pt. "psy przeciwko M. Romney."
    Hmm - nie mam psa, ale nasze koty  przewozone w srodku samochodu i na kolanach sa wielce nieszczesliwe, wiec jestem pewna ze podrozy przez autostrade na dachu samochodu nie przezylyby. Sama nie wpadlabym na pomysl przewozenia psa na dachu.

    wtorek, 14 lutego 2012

    Dzien 46

    Ostatnio tak sie troche gesto emocjonalnie na tym blogu zrobilo, wiec rozrzedzmy te klimaty.

    Male osiagniecie!

     Wybiegalam pierwsza pare butow!!! Zrobila sie mi dziura w piecie ( nie , nie w piecie, w miejscu na piete. Na piecie zrobil mi sie odcisk od tej dziury). Te buty do biegania mialam dobierane w specjalistycznym sklepie dla biegaczy ( i to nie jest pic na wode bo w w innych butach bolaly mnie kolana) wiec dzis na dzien sw. Walentyna maz zaskoczyl mnie nowa para. Trenuje solidnie i ostatnio doszlam juz do 10 minut biegania!!!  Wciaz rano na tasmie, ale jak tylko sie jasniej zrobi to wychodze w plener.


    "Moje buty" to Asics GT 2160.

    Bardzo mi sie podoba ta 411 formula na codzienna refleksja. 4 rzeczy za ktore jestem wdzieczna. 1 zmiana ktora wzmocni moj potencjal. 1 rzecz zrobiona dla siebie  w ciagu dnia.

    Formula samoopieki.

     W pracy New Orleans Mardi Gras  . Wielka parada miedzy biurami z masa korali, z paczkami noworleanskimi i ciastem krolewskim . Nasze biuro to bardzo zzyta grupa ludzi. Wszystko idzie w dol od PANI dyrektor , ktora jest fantastycznym i kochanym czlowiekiem.

    I jestem za to wdzieczna. Wdzieczna jestem ze w dobie kryzysu mam prace w swoim zawodzie. Wdzieczna jestem za zdrowie w mojej rodzinie. Wdzieczna jestem dzis za mojego meza, ktory  rozsmieszyl mnie dzisiaj do lez i wzruszyl butami postawionymi na klawiaturze komputera. A rano wstajac potknelam sie o pudelko sercowych czekoladek podlozonych pod drzwi.

    Gratitude helps you to grow and expand; gratitude brings joy and laughter into your life and into the lives of all those around you.
    Eileen Caddy

    Dzien 45-46

    Dzien 45 (wczoraj) skonczyl sie bardzo wczesnym udaniem do lozka. Po przyjsciu z pray natychmiast przebralam sie w moja polarowa pizame - wg mojego meza - pizama juz sama w sobie ma element relaksujacy. O godzinie 8:30 PM juz spalam snem sprawiedliwego - i dzis moge gory przenosic. Czy ktos kiedys napisal ode do snu?

    Dzis Walentynki. Swieto milosci. Kwiaty. Czekoladki.(Tak dostalam, z notatka "przepraszamy, ale tradycji musi sie stac zadosc". Bo ja prosze aby w domu slodycze byly ukryte.)

    I ja z tej okazji sobie zrobie dwa prezenty:

     1. Skoncentruje sie dzisiaj na wdziecznosci za milosc bliskich mi ludzi.

    2. Przypomne sobie czym NIE JEST MILOSC DO SIEBIE:

    • lokowaniu uczucia własnej wartości w zdolności do kontrolowania uczuć i zachowań swoich i cudzych, mimo oczywistych doświadczeń, że konsekwencje są odwrotne;
    • zaspakajaniu potrzeb cudzych w sposób uniemożliwiający zaspakajanie potrzeb własnych;
    • zaburzeniem systemu granic, zarówno w sytuacjach intymności jak i osamotnienia;
    • brakiem poczucia własnej wartości lub arogancja i poczuciem wyższości;
    • nadmierna bezbronnościa wobec bolesnych przeżyć lub nadmierna odpornośćia (brak wrażliwości);
    • poczucie, że jest się człowiekiem złym i zbuntowanym lub poczucie, że jest się kimś zupełnie doskonałym;
    • nadmierna zależność od innych ludzi lub nadmierna niezależność (utrata potrzeb i pragnień - hmm - czy to ja mam do konca przepracowane?);
    • brak elementarnej dyscypliny i wprowadzanie chaosu we własne życie lub przesadne, natrętne kontrolowanie siebie i innych ludzi.
     Warto przypomniec sobie ta stara niezdrowosc w tym swoim roku :) Warto poklepac sobie po plecach ze zajelam sie tym, ze przerobilam wiele spraw, i ze w zasadzie moj intelekt jest w stanie zatrzymac sie na niezdrowej emocji, i radzi sobie z tym w miare szybko.





    niedziela, 12 lutego 2012

    Dzien 44

    Dzis zajmiemy sie czyms bardzo istotnym - rozpoczetymi i porzuconymi projektami. To jest dla mnie skomplikowana i wielowymiarowa sprawa, i kiedy mysle o tym problemie, odczywam gleboki dyskomfort. Moja naturalna reakcja bylaby "UCIECZKA" od pomyslenia o tym - jak to kiedys wykrzykiwal moj maly bratanek w obliczu polecen, do ktorych nie byl przekonany. ( Na prosbe - "Jasiu prosze posprzataj klocki lego", Jasio uroczo sie usmiechal, wykrzykiwal "ucieczka" i znikal. Czasem duzo czasu uplynelo zanim sie znalazl. Tak reaguja dzieci. Dorosli powinni zrobic porzadek ze swoimi klockami, i to sie nazywa dojrzalosc.)

    Ostatnio przylapam sie na tym ze ja wciaz praktykuje wewnetrzne ucieczki - czasem mnie tam cos w srodku meczy, niepokoi - moja odruchowa ucieczka jest albo cos zjesc, albo sie poklocic sie , albo poplakac sobie i porzucic to co mnie tam meczy. Wszystko dozwolone, tylko od tych ucieczek niczego specjalnie nie przybywa ( OK -  przybywa kilogramow!).

    Wczoraj jednak nie ucieklam od mojego wewnetrznego niepokoju - zatrzymalam sie i spedzilam z nim troche czasu, zastanawiajac sie co mnie gryzie. I to myslenie wlasnie doprowadzilo mnie do problemu zaczetych i nieskonczonych projektow.  Nieskonczone projekty nie maja jakis zyciowych konsekwencji, bo te najwazniejsze ( wyksztalcenie, praca, macierzynstwo) skonczylam, ale nie rowazalam ich w kategoriach waznych projektow, i tutaj dochodzimy do pierwszego sedna sprawy. Wiele rozpoczetych i nie-skonczonych projektow padlo wskutek tego ze zostaly dolozone do kompletnie pelnego talerza. Wniosek pierwszy - talerz ma pewna elastycznosc, ale skonczona. Talerz mozna powiekszyc kosztem lepszej organizacji, delegowania, ale w pewnym momecie peknie jak sie na niego bedzie dokladac i dokladac. Kazdy okres zycia ma swoje priorytety.

    Wniosek drugi - do wielu projektow wlaczylam sie pod wplywem impulsu. Ktos kogo lubie, cos robi, prosi mnie o pomoc i ja natychmiast sie zgadzam. Ba, wrecz wpraszam sie z moja pomoca, ale to juz temat na inna notke. Projekt mnie niekoniecznie interesuje, niekoniecznie jestem osoba , ktora ma talent do tego projektu, ale ciagne go do momentu, az mi sie nie chce tego robic. Fatalnie sie to czasem konczy. Do tego dochodzi jeszcze moje tendencje przywodcze i brania odpowiedzialnosci za caly swiat ( geneze tego mamy rozpracowana juz). Czesto w moim przekonaniu ja nagle robie sie odpowiedzialna za cale przedwsieziecie, jesli ono nie wychodzi, to oczywiscie moje poczucie wartosci krwawi bezustannie.

    Wniosek trzeci, to moj problem z malymi kroczkami. Projekt , ktory mnie interesuje, ktory jest wazny, w ktory chce byc zaangazowana nie daje szybkich i WIELKICH rezultatow ( czy czesto sie zdarza ze Rzym od razu zostal zbudowany?). Tak wlasnie bylo wczoraj - spotkanie grupy ksiazkowej mialo byc wielkie, wsdzyscy mieli sie zachwycac ksiazka , ktora zaproponowalam, no jednym slowem mialo byc IDEALNIE. (The perfectionism at work!). Przyszlo tylka kilka osob, nie wszystkim podobala sie ksiazka, ktora ja zaproponowalam ( Hmmm - nie wszyscy mysla tak jak ja? Zadziwiajace....:))

    (Nie, nie - spotkanie bylo wspaniale - ta notka, to moje ziarenko  niepokoju pod wielkim  mikroskopem w celu uporzadkowania mojego myslenia. Bo tak naprawde tego ziarenka wczoraj w moim mysleniu byc nie powinno!)

    I tutaj dochodzimy do kolejnego waznego wniosku - mojej nieustannej potrzeby kontroli nad sytuacja. Rozmawialtysmy wczoraj na ten temat - owszem sa sytuacje ze ta kontrole trzeba miec - w pracy, w domowych projektach. Ale sa sytuacje, ze powinno sie pozwolic projektom rozwinac w swoim kierunku. I trzeba sie zrelaksowac, cieszyc sie z tych malenkich kroczkow. Poza tym...Kobiety, z ktorymi wczoraj spedzilam czas sa kobietami spelnionymi, zdrowymi emocjonalnie, silnymi...Ktos powiedzial ze ksiazka, ktora wybralam zaklada ze musimy cos zrobic z sytuacja , w ktorej jestesmy...One sa zadowolone z miejsca w ktorym sa.I fakt ze ja - psycholog swiata ( bez zawodowych uprawnien!) - zaczyna otaczac sie zdrowymi emocjonalnie, glebokimi, inspirujacymi  ludzmi, JEST OLBRZYMIM KROKIEM NAPRZOD!!!

    Po tym rozwazaniu - spojrzmy na moj talerz i przypomnijmy sobie  proritety:

    1. Projektem na ten rok 2012 jest moje zdrowie. Doprowadzenie sie do zdrowej wagi, i zdrowej duszy, zdrowej psychiki. Zdaje sobie sprawe, ze nie bedzie tak ze 31 grudnia 2012, powiem sobie  - dotarlam. Bo wiem ze zycie to droga, z zakretami, objazdami, przystankami. Ale chce powiedziec sobie 31 grudnia 2012 - zrobilam wszystko co bylo w mojej mocy, aby isc naprzod droga mojego potencjalu. I jestem w lepszym miejscu mojego zycia. Takie bylo zalozenie wycofania sie ze wszelkiej dzialanosci spolecznej w roku 2012. Niestety w dniu 43, kiedy zorientowalam sie ze mam troszke pustej przestrzeni na talerzu, juz zaczynam sie angazowac w pewna akcje. Dorzuce cegielke, ale nie przejme organizacji.

    2. Klub ksiazkowy jest wazny dla mojego zdrowienia, bo widze tutaj szanse na rozwoj duchowy, na zbudowanie mocniejszej wiezi z ludzmi ktorych lubie, i bede go prowadzila, ale podejde do tego jak do projektow  w pracy. Absolutnie nie bede forsowala mojej agendy - tutaj jest saansa na praktykowanie otwarcia, porzucenia kontroli....

    3. Poniewaz prace mam stabilna, w miare satysfakcjonujaca prace to przestane myslec w roku 2012 o tym co chcialabym robic za kilka lat, o tym ze moglabym zrobic jakies studia ( moja organizacja placi za to.) Rok 2012 jest rokiem mojego zdrowia, rokiem poszerzenia zainteresowan poza sfera zawodowa. Pusty talerz kusi...Nie jest to moj prorytet na rok 2012.

    An amazing life doesn't happen accidentally. It takes thoughtful consideration and consistent daily practice of life-affirming behaviors. Fuel those habits with a powerful sense of life purpose and you've got a gameplan for success.

    Dr. Melanie Lane.

    Wroce tutaj jeszcze dzis wieczorem. To przyjrzenie sie tym projektom nieskonczonym  to wazny krok do przodu.



    sobota, 11 lutego 2012

    Dzien 43

    Sobota - od jakiegos czasu budze sie w okolicach godziny piatej rano. Smieje sie ze to gen babki Malgorzaty. Bo u nas w rodzinie byl mezalians. Moj pradziadek Korczynski ( ktorego pamietam jako malutkiego, zasuszonego staruszka, ktory zmarl w wieku 101 lat) ozenil sie z chlopka. Ponoc zostal czesciowo wydziedziczony za to, ale chlopka Malgorzata okazala sie byc filarem rodziny, trzymala w ryzach troche hulaszczego meza ( ponoc dziadek mial wytrenowanego konia, co go z karczmy nocami przywozil) i wychowala 12 dzieci. Wiecej nic o babce Malgorzacie nie wiem, ale mysle ze ta milosc do grzebania sie w ziemi, moje ranne wstawanie, moja mrzonki ze wrocilabym na polska wies, uczylabym w szkole dzieci i popludniami grzebalabym sie w ziemi, jak nic musza byc pamiecia babki Malgorzaty we mnie. I czasem mysle o babce Malgorzacie. Musze mame o nia zapytac.

    Dzis moj perfekcjonizm ma szanse ma owladnac calkowiecie i zrobic ze mnie jeden wielki klab nerwow, stad ta poranna notka. Moj dom jest bardzo przyjemny ale do perfekcji mu daleko. A mam w sobie impuls, ze jak ktos do mnie przychodzi, to powinno byc wszystko perfect. Jakby moje kolezanki byly inspekcja sanitarna. Dlatego mantra na dzisiaj bedzie:
    LAUGH
    LOVE
    LISTEN

    I w ten weekend bede koncetrowala sie na radosci z zycia. Przyjemnosciach - koncept niezwykle trudny dla mnie. Sprawozdanie wieczorem.

    _________________________________________________________________

    I did laugh, love and listen.

    Bylo serdecznie, cieplo i milo. Bez stresu. Bez nerwow. Mam coraz wieksza wprawe w zapraszaniu ludzi do domu. W przyszlym tygodniu robimy obiad dla przyjaciol.Dom zaczyna zyc przyjaciolmi, tak jak kiedys o tym marzylam.


    piątek, 10 lutego 2012

    Dzien 42

    Zebralam sie jakos w sobie.

    G. jest na urlopie i poprosilam go aby poczytal cos na temat kobiecych suplementow, i moj naukowy maz podszedl do zadania powaznie. Po przyjsciu do domu czekala na mnie butla z wapnem z witamina D, oraz inne oleje. zazylam. Zobaczymy czy mi troszke ulzy.

    Od wielu lat wyjezdzamy z Benem w dzikie gory podczas jego przerwy wiosennej. Zaczelismy ta tradycje jak Ben zaczal wchodzic w okres dojrzewania. Jechalismy do West Virginii, spedzalismy cale dni w gorach, czasem nie spotykajac zywej duszy tych przepieknych dzikich szlakach. W tym roku jego przerwa wiosenna jest w tym samym tygodniu co moja konferencja ( na ktorej pracuje) w San Diego. Zapytalam czy chcialby pojechac ze mna. CHCIAL!!! CHCIAL!!! CHCIAL!!! ( A rzadko juz chce spedzac ze mna czas - czasy wycieczek rowerow, wspolnego plywania, rannego sniadania poza domu z cyklu mother-son morning to juz historia!). Kupilam juz mu bilet, i wyruszamy 19 marca. Bedziemy miec cztery dni wspolnej wloczegi, potem ja bede pracowac a Ben bedzie zwiedzac San Diego. Bedzie to pierwsza wyprawa Ben na zachod USA. Tak sie ciesze!

    Od wielu lat czytam ten blog. Autorka tego blogu jest kilka lat starsza ode mnie, i jest przykladem dla mnie jak w kazdym wieku mozna wzrastac emocjonalnie, poglebiac swoje zaintersowania i probowac nowych wyznan. Bardzo podoba mi sie ten pomysl "self-care diary" - pamietnika opieki nad soba. Przez wiele lat bylam w centrum problemow innych ludzi, uciekajac od swoich. Przyciagalam jak magnez toksycznych ludzi - kto wie, moze nawet ich szukalam. Pomulutku to sie zmienia...

    Jutro odwiedzaja mnie trzy kolezanki na tzw. English Tea. Mam zamiar zrobic pare polskich kanapek, ktorych tutaj nie robilam od wiekow. Musze pamietac aby zrobic zdjecie.

    Gdyby nie ten blog, moja noworoczna energia juz by zanikala. Jaki to byl dobry pomysl!

    Dzien 40

    Jak co miesiac moja kobieca fizjologia zaskakuje mnie, i odbiera kontrole. I ja jak co miesiac walcze z tym, nie poddaje sie, mimo ze nie moge spac, mam obrzydliwy spadek nastroju, chce mi sie plakac i jesc. Musze cos z tym zrobic, bo im jestem starsza tym bardziej cala ta sytuacja robi sie dotkliwsza. Przez tydzien, co miesiac szarpie sie ze soba. Najgorsze jest to ze zapominam o tym, i nie planuje zwolnienia tempa, wiekszej troski nad soba w tym okresie, tylko po prostu zloszcze sie nad swoja bezsilnoscia. Przy ostatnim badaniu ginekologicznym, lekarka zapytala mnie czy chce jakies leki aby sobie pomoc w tym tygodniu. Nie chcialam, bo. mysle ze jak zaplanuje ten tydzien to bede potrafie sama sobie pomoc - ruszajac sie, specjalna dieta i zwolnieniem tempa zycia. Najgorsze jest to ze co miesiac ten nieszczesny PMS mnie zaskakuje.

    Badania naukowe wykazaly ze zwiekszenie spozycia wapnia do 1200 mg dziennie skutecznie obniza symptomy napiecia przedmieczkowego, 1200 mg wapna? Toz prawie caly duzy kubelek jogurtu! Ciezko to byloby "spozyc", chociaz wezme dzis ten kubelek jogurty do pracy i bede w nim dziubala. Ja w zasadzie nie biore zadnych supplementow - od swieta , jak pamietam, biore jaks witamine - wiec moze czas zrobic jakis plan suplementowania????

    Wiecej o sposobach ulzenia sobie w tym czasie miesiaca tutaj. I to jest moja misja na kolejne kilka - przeczekac, przetrwac z jak najmniejsza iloscia klotni i nadmiernych kalorii.

    Damage control mode.

    Najgorsze ze jutro mam spotkanie u siebie w domu.

    Kontynuuje czytanie tej ksiazki. Fascynujaca! Historia czasow w ktorym stary testament byl napisany wyjasniaja wiele dlaczego Bog starego testamentu jest czasem okrutny i nieprzewidywalny. Autorka pisze  ze stare religie wschodu (Hinduizm, Buddyzm) sa religiami ciszy i lagodnosci.  Obraz Sily Nadprzyrodzonej w tych religiach jest bardzo rozmazany, rozciaga sie swoim wplywem w pieknie, w milosci, ciszy i nacisk kladzie na istnienie tej sily w nas, ktora katalizuje milosierdzie, wspolczucie, i cierpliwosc. Trescia teych religii sa sposoby otwracia sie na ta Sile Nadprzyrodzona. Sila Nadprzyrodzona Religii Wschodu nie ingeruje, ale czeka na czlowieka. Czlowiek musi wlozyc wysilek ( i fizyczny i intelektualny) w dojscie do stanu iswiecenia, jednosci z ta Sila Nadprzyrodzona.  Bog Starego Testamentu jest wojownikiem bezposrednio ingerujacym w historie, pojawiajacym sie na drodze czlowieka. Karze, nagradza, i poucza...Jezus zmienia ten obraz Boga...Upraszcza. Wnosi elementy Religii Wschodu w droge do Boga. Posty. Medytacje. Milosierdzie. Cisza. Niestety, zycie Jezusa konczy sie tragicznie. Ale Jezus zmienia bardzo obraz Boga...

    .

    środa, 8 lutego 2012

    Dzien 39

    Snieg.
    Korki.
    Brak czasu, ochoty i motywacji na trening.

    Wiec nalezy zawrocic kierunek. Biore jutro dzien wolnego aby wzmocnic swoja motywacje do zycia uwaznego.

    wtorek, 7 lutego 2012

    Dzien 38

    Musze przyznac ze zaczecie dnia pracy od najtrudniejszego projektu i wstrzymanie sie od sprawdzenia poczty emailowej jest po prostu REWOLUCYJNYM KONCEPTEM!

    Jak zaplanowalam wczoraj tak zrobilam. Przyszlam do pracy, posprzatalam reszte papierow z biurka i na pustym, pelnym przestrzeni biurku postawilam zegar.(Szkoda ze nie mialam aparatu fotgraficznego bo moje biurko naprawde osiagnelo stan Zen.:))

    Dalam sobie godzine na spisanie wszystkich projektow - ( mam do tego specjalny zeszyt, gdzie zapisuje liste rzeczy do zrobienia, pomysly i mysli). Z tej listy wybralam dwa duze projekty  i 10 malutkich zadan, ktore postanowilam zostawic na popoludnie . O godzinie 10:15 rano jeden z wiekszych projektow juz byl zrobiony! Zazwyczaj o te porze zabieram sie do powazniejszej pracy po porannym odpowiadaniu na poczte, krotkich rozmowach, towarzyskich pogaduszkach. Mam juz tez pomoc administracyjna, ktora wydaje sie byc bardzo efektywna. Wykonalam 90% zadan z mojej listy. Nikt tez nie przerzucil swojego kryzysu na mnie.

    Duzo dzis myslalam o roznicy pomiedzy zycie proaktywnym, a reaktywnym. Przez wiele lat koncept zycia proaktywnego byl mi obcy - w mlodosci zycie nasze bylo sparalizowane totralitarnym systemem, ktory ograniczal nasza wolnosc osobista. Potem jako emigrant bylam ograniczona nieznajomoscia tego kraju, brakiem bieglosci jezykowe, wiza studencka itd, itp. Nie dziwne wiec, ze myslenia i dzialania proaktywnego musze sie uczyc.

     Dzis lubie to:


    Jutro trening oraz kontunuacja proaktywnej pracy.




    poniedziałek, 6 lutego 2012

    Dzien 37

    Chcialam dzis spedzic troche czasu nad zadaniami z ksiazki Dr. Dyera, ale opdloze to na weekend.

    Dzis dostalam email z linkiem do doskonalej strony, ktora w sposob niezwykle przejrzysty porusza tematy w zakresie rozwoju osobistego. ( Dziekuje Kwiecie!!!)
    Spedzilam dzisiaj troche czasu na przemysleniu dwoch artkulow.

    Pierwszy: na temat porannego uzaleznienia. Ten artykul wlasciwie opisuje moj styl pracy. Reaktywny. Mase malych  problemow zzerajacych moja energie. Oczywiscie dzien zaczety od sprawdzania poczty emailowej. Pomalenku moj system delegowania projektow zaczyna przynosic rezultaty. Wciaz male, ale nie czuje sie tak straszliwie przeciazona.
    Wiec jutro sprobujemy czegos nowego. Pierwsza godzina bez emaila. Przede wszystkim zrobie liste wszystkich projektow. Spedze czas z ta lista. Nastepnie ustale trzy najwazniejsze zadania dnia. Jedno wymagajace dluzszej koncentracji, dwa mniejsze.

    Trening odbyty.

    niedziela, 5 lutego 2012

    Dzien 36

    Lepiej. Rozmawialam dzis z mama, bratem, kuzynka i bratowa. To juz czworka bliskich mi ludzi. Ludzi na ktorych moglabym liczyc w trudnosciach. Z moja bratowa moglabym poglebic relacje. Z moim bratem moglabym rozmawiac czesciej. Z kuzynka, ktora jest dla mnie tak bliska jaka mlodsza siostra moglabym utrzymywac bardziej regularna korespondencje.Codziennie spedze pare minut na poglebienie mojej relacji z ludzmi ktorych kocham i ktorzy mnie kochaja.

    Dzisiejszy dzien minal nam na gotowaniu. Od jakiegos czasu w sobote lub w niedziele cala nasza trojka gromadzi sie w kuchni i gotujemy, gotujemy i gotujemy na potege czyli na caly tydzien.  Blog mojej kolezanki natchnal mnie pomyslem ugotowania zupy brokulowej - oprocz tego co w przepisie dodalismy cala mrozonke z marchewka, szparaga, kukurydza i groszkiem oraz podsmazona na malej ilosci masla cebule z czosnkiem. Jako drugie danie ugotowalismy cala patelnie kurczaka tikka masala. Moj przepis jest tutaj, a podobny polski przepis tu.

    Dzis dla odmiany pojechalismy na Evengsong do katedry, ktora w czasie niedawnego trzesienia ziemi w Waszyngtonie stracila wieze i anioly, i ma bardzo zraniona architekture.Nie zawsze ta choralna modlitwa dotyka mojego ducha. Dzis byla piekna i melodyjna i moj duch otwieral sie z wdziecznoscia na to piekno. Siedzial skupiony i zamyslony.

    Dzis tez spedzilam pare chwil z ksiazka Dr. Wayna Dyera - Your Sacred Self. W pewnym momencie zycia byla to dla mnie bardzo pomocna lektura, ktora uswiadomila jak bardzo moje ego domaga sie uwagi i jak bardzo panosi sie we mnie. Czytalam ta ksiazke kilka razy i wciaz do niej wracam. Coraz czesciej doswiadczam tego, ze jak mam wiecej ciszy w sobie, wiecej kontaktu z moja strona duchowa - to odpowiedzi i rozwiazania na moje dylematy jakby same przychodza do mnie. Nieoczekiwane drzwi nagle sie otwieraja. Ktos pojawia sie w moim zyciu dokladnie w tym niejscu i chwili, kiedy jest mi to potrzebne. Pewno zawsze tak bylo, tylko w tym moim zabieganiu, pospiechu nie widzialam tego.

    Wzielam dzis do reki ksiazke Dr. Dyera , otworzylam i co czytam - kilka pomyslow na wzmocnienie relacji ze soba i dotarcie do swojego wnetrza lub ducha, ktorego Dr. Dyer nazywa "wyzszym ja" - tym "ja" ktore szybuje ponad nasz materialny byt. Czy nie o tym wlasnie wczoraj tutaj pisalam?

    Dr. Dyer radzi aby
    • codziennie spedzic pare chwil w calkowitej ciszy. 
    • usunac wszelkie etykiety opisujace nasza osobe. Te etykiety to nasz wiek, nasze pochodzenie, nasze wyksztalcenie, stanowiska, role ktore pelnimy w zyciu (matka, zona, pracownik). Dr. Dyer proponuje aby opisac siebie unikajac wszystkiego co wiaze sie z naszym materialnym zyciem.
    • zauwazac obecnosc i wielkosc Boga ( czy tez duchowy wymiar)  w ludziach ktorzy nas otaczaja. Wyobrazic sobie ze to wlasnie Chrystus, Budda, lub inny wymiar Boga spotyka nas w osobach w naszym zyciu. Dr. Dyer obiecuje ze patrzac w ten sposob na bliznich bedziemy zdecydowanie mniej krytyczni wobec nich.
    • bronic nieobecnych
    • isc droga swojego powolania. zamiast koncentrowac sie na karierze, zwiazanych z nia awansach , tytulach, pytac sie siebie czesto - czy ta praca , czy ten awans utrzyma/posunie mnie w drodze do ktorej mam powolanie ( ja duzo o tym ostatnio mysle).
    • nie koncentrowac sie na ocenach, nagrodach, sukcesach, komplementach
    • przezywac zycie uwaznie. Czerpac piekno i wiedze z kazdego momentu zycia

    When you begin to touch your heart or let your heart be touched, you begin to discover that it's bottomless, that it doesn't have any resolution, that this heart is huge, vast, and limitless. You begin to discover how much warmth and gentleness is there, as well as how much space.
    Pema Chodron

    Jutro wroce jeszcze troszke do tego i zrobie te cwiczenia ktore proponuje Dr. Dyer.

    sobota, 4 lutego 2012

    Dzien 35

    Kiedy zakladalam ten blog bylam przekonana ze kazdy tuaj notka bedzie piekna, optymistyczna i ze kazdy dzien MOJEGO roku bedzie obfitowal w spokoj wewnetrzny i radosc. Oczywiscie ze scenariusz zupelnie nierealny - zycie nie jest prosta i szeroka droga. W czasie tego weekendu potknelam sie o cos bardzo waznego. Czas wiec na spokojne zatrzymanie sie i przyjrzenie sie tym moim emocjom.

    Mysle ze wlasciwie moj niepokoj rozwinal sie juz  przed weekendem, bo zaczelam rozmwiac o tym juz w czwartek z Anne. Moje relacje z ludzmi. Troche napisalam o tym w komentaarzu do poprzedniej notki. W szkole podstawowej i sredniej bardzo dotkliwie cierpialam z powodu zanizonego poczucia wartosci. Pamietam, ze patrzylam z wielka zazdroscia na popularne kolezanki, i marzylam - gdybym tylko byla jak one!  Zawsze chcialam gdzies nalezec - czy to do oazy, czy tez harcerstwa, chcialam byc czescia jakies grupy, jednak w moim srodowisku takiej grupy nie znalazalam. Bogu dziekowac, bo bylabym latwa ofiara dla sekty, czy tez grupy narkomanow :)

    Potem na studiach technicznych nagle stalam sie dusza towarzystwa - na zewnatrz- w srodku bylam niesmiala i zakompleksiona. .Ale ta zewnetrzna popularnosc jakos podtrzymywala moje zachwiane poczucie wartosci -  cos jak podporka przy roslinie z chorymi korzeniami. Bylam strasznie spragniona prawdziwych przyjazni, zabiegalam o nie. Kiedy tylko ktos sie do mnie zblizal, calkowiecie nie umialam tych przyjazni podtrzymac. Bo przyjazn wymaga duzego otwarcia. Otwarcie wiaze sie z ryzkiem. Otwarte serce jest podatne na zranienia. Mialam  wiec wiele kolazenek i kolegow, bylam zawsze w centrum czyis problemow - byl okres w moim zyciu ze dawalam, dawalam i dawalam. Ach, jaka sie czulam wtedy mocna.  Z tego dawania siebie czerpalam tyle poczucia wartosci. Moje korzonki byly watle, natomiast na zewnatrz- bujna, piekna rolina. Rozdajaca siebie na prawo i na lewo. Woluntaruszka. Doradczyni. W centrum waznych spraw. Kompententna. Wszechwiedzaca. Samowystarczalna. Piekna i mocna fasada.

    Tylko jak zostawalam sama to wpadalam w panike. I w pewnym momencie cala ta bujna fasada padla - kolezanki do mnie pisaly, maile pozstawaly nieodpisane, telefony nieodebrane - calkowita izolacja. Bo ja umialam tylko dawac z siebie ( czy ktos mnie prosil, czy nie) natomiast nie umialam zbudowac takich  relacji  zebym moglam liczyc na pomoc. Ha, nawet nie umialabym o ta pomoc prosic. A w pewnym momencie ta pomoc byla mi bardzo potrzebna. I tutaj dochodzimy do obszarow we mnie ktory wymaga mojej troski:
    • mam duzy klopot z niezagospodarowana przestrzenia wolnego czasu ( dawniej uciekalam w telewizje, teraz wciaz spedzam ten niezgospodarowany czas wertowaniu blogow, pobytach na forach. To jest  otaczanie sie  ludzmi - ale tak tylko na powierzchni.) Swietnie funkcjonuje jak mam zawalony do granic nieprzyzwoitosci kalendarz, pedze, pedze - potem padam, wiec moj odpoczynek jest uzasadniony, po czym wracam do pedu.
    • mimo ze mam lepsza ze soba relacje, wciaz nie jest to mocna i stabilna  relacja
    • nieumiejetnosc budowania i utrzymania prawdziwej i bezwarunkowej przyjazni. Problemem we mnie jest lek przed odtraceniem. Moze dlatego w sumie nigdy na nikim sie nie zawiodlam, bo z nikim tak naprawde nie bylam zaprzyjazniona. Chociaz mam w zyciu bardzo bliskich mi ludzi, i mniej bliskich ludzi, z ktorymi chcialabym sie zaprzyjaznic.
     .“…feelings like disappointment, embarrassment, irritation, resentment, anger, jealousy, and fear, instead of being bad news, are actually very clear moments that teach us where it is that we’re holding back. They teach us to perk up and lean in when we feel we’d rather collapse and back away. They’re like messengers that show us, with terrifying clarity, exactly where we’re stuck. This very moment is the perfect teacher, and, lucky for us, it’s with us wherever we are.”
    ― Pema Chödrön

    Duzym sukcesem dzisiejszego dnia jest ze zatrzymalam sie nad tymi gryzacymi emocjami i przyjrzalam sie im z bliska. Rozpoznane, oswojene - teraz trzeba bedziesie z troska nad nimi nachylic i pomalenku zajac sie nimi.


    Dzien 34

    Nie napisalam notki wczoraj. Siedzialam przed komputerem i nie moglam sie do tego zmusic. Moj wolny dzien od pracy, ktory mial byc odpoczynkiem, stal sie dniem ponurym i trudnym. Czasem bardzo dotkliwie dopada mnie tutaj samotnosc emigracji. Ja nie umie po prostu wziac telefonu i zadzwonic do kogos i po prostu powiedziec - "czuje sie fatalnie, mam dola, pogadajmy". W Waszyngtonie wszyscy sa zajecie, zycie pedzi - ja zawsze martwie sie ze zabieram komus czas, nie majac powaznych problemow. Do Europy nie moge zadzwonic, bo roznica czasu.Tak mi brakuje czasem tych rodzinnych spotkan. Wspolnych obiadow. Moich bratankow. Moich siostrzenic.

    Rano spotkalam sie z bardzo dawna znajoma. To zona mojego profesora na studiach doktoranckich. Nie wiem dlaczego to spotkanie napelnilo mnie zloscia. Ta kobieta nie pracuje, zycie spedza doslownie chodzac od domu do domu. Brak higieny, brak dbalosci o siebie - jakies takie dziadostwo zyciowe. Nie powinnam osadzac? nie powinnam sie tak identyfikowac z druga osoba. Ta kobieta tez jest emigrantka. Potem dlugo sie zastanwialam dlaczego to spotkanie tak mnie wyprowadzilo z rownowagi - czy dlatego ze gdzies podswiadomie boje sie ze tak moze wygladac moja starosc? Czy to ze przypomnialy mi sie trudne lata moich poczatkow tutaj w USA? A moze po prostu bylam zmeczona, dzien mialam kiepsko zaplanowany, czas rozchodzil mi sie miedzy palacami? Moze to wciaz moj stary, znajomy perfekcjonizm i pracoholizm dal mi sie we znaki?

    Jaka tutaj lekcja? Zadbac lepiej o relacje z ludzmi, ktorzy sa mi bliscy. Nadrobic korespondencje. Zadzwonic. Nawiazac emailowy kontakt. Zadaniem na dzisiaj jest zrobic liste mi bliskich ludzi, i plan jak moge bardziej pielegnowac nasze przyjaznie. Wniosek z wczoraj jest tez taki, ze musze lepiej planowac swoje wolne dni. Juz mi troche lepiej. Widze ze slonce wychodzi. Pobiegam. Poplywam. Ugotujemy cos nowego, cos ciekawego.



    czwartek, 2 lutego 2012

    Dzien 33

    Dlugi dzien dzisiaj - wrocilam do domu dopiero po osmej godzinie. Piec lat temu w glebokiej zalobie i depresji, przypadkowo trafilam na rzadowa organizacje, ktora nazywala sie Commission for Women. Organizacja ta prowadzila roznorodna pomoc dla kobiet w moim stanie. Oprocz szkolen, organizacja ta zapewniala tez pomoc psychologow.

    Zanim zadzwonilam do  Commission for Women, bylam u dwoch psycholozek. U jednej za Boga nie moglam sie skupic, bo w kacie gabinetu stala klatka z kameleonem, a na srodku lezanka - i ja nie moglam pozbyc sie mysli, ze tak musial chyba wygladac gabinet Freuda. Przy tym kameleonie i lezance, nie moglam pozbyc sie jakiegos uczucia surrealizmu, dziwacznosci. Kameleon od czasu do czasu wystawial bardzo dlugi jezyk, i zamiast skupic sie na tym co mowie to myslalam o tym kameleonie. Czulam sie jakbym byla w jakims filmie i grala role pacjentki. To byla psycholog z przedmiesci. Pomyslalm ze moze sprobuje psychologa z miasta.

    Psycholog z centrum Waszyngtonu byla inna - bardzo profesjonalna, dokladna i zimna jak lod. W obecnosci psycholog z centrum czulam sie troche jak dziecko pod okiem groznej nauczycielki.Gubilam slowa. jakalam sie. Moj akcent byl mocny i chropowaty. Mam tak zawsze jak sie zdenerwuje.

    Doszlam do wniosku ze nie dla mnie uslugi psychologa, ale zaloba nie mijala, depresja tez nie i  w desperacji zadzwonilam do Comission for Women. Piec lat temu. I tak zaczela sie moja znajomosc z Anne Lee. Ann byla starsza, bardzo ciepla, serdeczna, ale tez bardzo inteligentana. Od pierwszego momentu czulam ze bardzo chce mi pomoc. Mimo ze bylam jej klientka, czulam ludzkie porozumienie miedzy nami. Wylalam duzo lez w jej gabinecie. Uslyszalam wiele bardzo madrych slow od niej. Kroczek, po kroczku rozlupywalysmy moje wezly. Odchodzilam na jakis czas od niej. Pracowalam sama ze soba. Wracalam. Kolejny wezel. Zadanie. I znow powrot do Anne.  Dwa lata temu pozegnalysmy sie na dobre. Powiedziala mi, "Ty juz mnie nie potrzebujesz". W miedzyczasie z powodu  kryzysu finansowego  poradnia dla kobiet w Commission for Women  zostala zamknieta. Stracilam kontakt z Anne.

    Ostatnio czesto o Anne myslalam. Szczegolnie po powrocie z tego instutytu dla liderow. Mialam pewne mysli, refleksjie i pytania - i zastanawialam sie co Anne by mi na to poradzila. I zdecydowalam sie z nia umowic. Pojechalam zaraz po pracy, i mimo ze sie pogubilam troche, to dotarlam. (Sukces, bo ja jestem kiepski kierowca i czesto rezygnuje z dojazdow w nieznane mi miejsca,  i przelamalam swoj strach!)

    Anne ma teraz swoje biuro - skromniutkie, przytulne i cieple. Anne powiedziala mi duzo milych rzeczy na moj temat. Rozmawialysmy miedzy innymi o tym, ze staram sie bardzo aby moje poczucie wlasnej wartosci plynelo z mojego srodka, kontaktu ze soba, z zadowolenia z siebie i ze swojego zycia. O tym ze wciaz zdarza mi sie ze krytyka z zewnatrz sprawia mi wiele przykrosci. Ann poprosila abym napisala 5 rzeczy ktore w sobie najbardziej cenie. Przypomniala mi ze piec lat temu mialam z tym olbrzymi klopot: Teraz bylo mi zdecydowanie latwiej:
    Oto co napisalam:

    1. Mam umiejetnosc kochania ludzi.
    2. Jestem pracowita
    3. Umie rozpoznac potrzebe zmian, i umie wprowadzic te zmiany w zycie
    4. Mam duzo w sobie radosci. ( To prawda!)

    W tym momencie troche sie zawahalam i Anne zapytala czy chce wiedziec jaki ona widzi talent we mnie - Oczywiscie- Oczywiscie ----

    Anne stwierdzila ze mam talent do slow---------umiejetnosc opisow, konwersacji----------i to w

     w jezyku angielskim-----------

    Ale sie ucieszylam!!! Ostatnio myslalam o tym ze wlasnie chcialabym poprawic swoje pisanie i mowienie - ze sprawia mi to tyle radosci.  Ze o  wiele bardziej lubie operowac slowami niz wzorami chemicznymi. Praca redakcyjna sprawia mi o wiele wiecej radosci , niz kiedys praca naukowa. I postanoiwlam sobie ze w tym moim uwaznym roku bede spotykac sie z Anne raz w miesiacu. Na koniec tego roku chcialabym miec lepsze orientacje, w jakim kierunku powinno isc moje zycie zawodowe. Jesli kiedys mialabym pracowac ze slowami bede musiala zrobic jakies kursy do tego...Kolejne spotkanie z Anne w marcu.

    W drodze do Anne i w drodze do domu w National Public Radio wysluchalam pieknegy wspomnienia o Wislawie Szymborskiej.  ( Tak dwa razy tego samego, bo audycje na tym programie sa powtarzane.) Tutaj link do tego wspomnienia.

    Dobre wazenie na straznikach wagi. W lutym pozegniala sie z trzema funtami. Doskonale. Male kroczki do przodu. Waze, pisze i odmierzam.

    Jutro wolny dzien. Lunch z kolezanka.

    To byl dobry dzien dla emocji.




    środa, 1 lutego 2012

    Dzien 32

    Troche o duszy
    Wislawa Szymborska

    Duszę się miewa.
    Nikt nie ma jej bez przerwy i na zawsze.

    Dzień za dniem,
    rok za rokiem
    może bez niej minąć.


    Czasem tylko w zachwytach
    i lękach dziecińśtwa
    zagnieżdża się na dłużej.
    Czasem tylko w zdziwieniu, że jesteśmy starzy.

    Rzadko nam asystuje podczas zajęć żmudnych,
    jak przesuwanie mebli,
    dźwiganie walizek
    czy przemierzanie drogi w ciasnych butach.

    Przy wypełnianiu ankiet
    i siekaniu mięsa
    z reguły ma wychodne.

    Na tysiąc naszych rozmów
    uczestniczy w jednej,
    a i to niekoniecznie, bo woli milczenie.

    Kiedy ciało zaczyna nas boleć i boleć,
    cichcem schodzi z dyżuru.

    Jest wybredna:
    niechętnie widzi nas w tłumie,
    mierzi ją nasza walka o byle przewagę
    i terkot interesów.

    Radość i smutek
    to nie są dla niej dwa różne uczucia.
    Tylko w ich połączeniu
    jest przy nas obecna.

    Możemy na nią liczyć,
    kiedy niczego nie jesteśmy pewni,
    a wszystko nas ciekawi.

    Z przedmiotów materialnych
    lubi zegary z wahadłem
    i lustra, które pracują gorliwie,
    nawet gdy nikt nie patrzy.

    Nie mowi skąd przybywa
    i kiedy znowu nam zniknie,
    ale wyraźnie czeka na takie pytania.

    Wygląda na to,
    że tak jak ona nam,
    równiez i my jesteśmy jej na coś potrzebni
    
    
     
    Niech Twoja dusza Wislawo kochana odpoczywa w ciszy wiecznosci teraz. Masz racje ze "nie ma takiego zycia, ktore by choc przez chwile
    nie bylo niesmiertelne"

    Kazde zycie jest chociaz troche niesmiertelne jesli zostawimy po sobie cegielke dobra tutaj. W swoich dzieciach. W pracy solidnie wykonanej. W gescie, ktory zamieni smutek w radosc. A ta dusza ktora w pospiechu codziennym tak nam sie wymyka? Mozna tez ja troszke przywolac.  Miloscia codzienna. Nawet ta o wczesnym ranku, przed kawa,  kiedy zimno i spiaco i troche wszystko nas denerwuje. Cierpliwoscia powszechna. Tam gdzie chce sie wrzasnac i odejsc. Otwaraciem i zdziwieniem  codziennym.  Zdziwieniem nad ta chmure, dziwna co to wyglada naprawde jak mors. Kotem, co niby-tyz figurke porcelanowa udaje, z lebkiem skreconym w lewo,  i - popatrz! -poruszyl sie. Codzienna droga do pracy niby taka sama a troche inna, bo tej galezi co most udaje, przysiegam!,  wczoraj tutaj nie bylo. 

    Dziekuje Ci Wislawo!
    Za poruszenia mojej duszy Twoimi wierszami.Twoje zycie  jest bardzo niesmiertelne.  Ty wciaz bardzo zyjesz w  wierszach co dusze przywoluja.

    NOWY ROK 2021 - czego dowiedzialam sie w roku 2020?

      Ze mojemu , prawie 30 -letniemu malzenstwu potrzeba bylo tego czasu spedzonego w domu, ktory wzmocnil nasza przyjazn. I ze zaloba bardzo b...